Veronica Mars: The Thousand-Dollar Tan Line
/// polskie tłumaczenie ///


czwartek, 27 października 2016

Rozdział trzydziesty ósmy | NOWY pub. 7.10.2018




         Weronika słyszała głos Adriana przez ścianę. Znowu mówił wysokim tonem, wyobrażała sobie jak trzyma rękę na biodrze i macha zniewieściale ręką.
         - Twoja córka?     
         - Tak, jestem pewien, że ją znasz, blondynka, nie za wysoka. Weronika. Prywatny detektyw pomagający odnaleźć Aurorę.
         Weronika czuła łzy napływające jej do oczu, mrugała by się ich pozbyć. Gdy dzwoniła do ojca jadąc do mieszkania Adriana, i przedstawiała mu swoją teorię, umówili się, że poczeka na niego na parkingu. Zmieniła jednak zdanie tuż przed spotkaniem Adriana, bojąc się, że młodzi mogą być już w trakcie ucieczki z miasta. Nie doceniła jednak Aurory, przez co jej własny ojciec też był w niebezpieczeństwie.
         - Ah tak, widziałem ją dzisiaj po południu. Coś się stało? – w jego głosie słychać było zaniepokojenie.
         Aurora kucała nieruchomo tuż obok Weroniki, w ręku miała paralizator. Była tak skupiona na podsłuchiwaniu rozmowy Keitha z Adrianem, że nie zwróciła uwagi na Weronikę próbującą wyswobodzić się z więzów.
         - Powiem Ci, to ciekawe Adrian. Jej samochód stoi na parkingu właściwie pod Twoim mieszkaniem. Wiem też, że pracowała nad sprawą w którą ty jesteś zamieszany. Dodatkowo zadzwoniła do mnie niedawno, mówiąc, że wybiera się do Ciebie.
         - Noszkurwa – wysapała cicho Aurora.
         Dość długo Keith i Adrian stali w ciszy, którą w końcu przerwał młodzieniec.
         - Przepraszam Panie Mars. Nic nie wiem. Jutro rano mam zajęcia, chciałbym się wyspać. Ale jeśli Weronika się ze mną skontaktuje dam Panu znać.
         Weronika usłyszała zamykane drzwi. Zamykane na kuli ojca?
         - Przepraszam Panie Marks, ale czułbym się o wiele lepiej gdybym mógł rozejrzeć się po twoim mieszkaniu. 
         - Ej człowieku, nie możesz sobie tu tak po prostu…
         - Weronika? – Keith przerwał Adrianowi w pół zdania – słyszysz mnie?   
         - Wypad z mojego mieszkania – głos Adriana znowu stał się niższy.
         - Nie podoba Ci się to? Dzwoń po szeryfa dzieciaku – Weronika z ulgą odebrała  autorytatywny głos ojca.
         Zamknęła oczy próbując oddychać mimo szalika wypełniającego jej usta. Zdecydowanie nie chciała panikować. Starała się też nie myśleć o tym jak ma się jej pięćdziesięcioletni ojciec po wypadku, do osiemnastoletniego, rosłego i wysportowanego Adriana.
         Dotarły do niej dźwięki szarpaniny. Ściana pokoju w którym znajdowały się z Aurorą, zatrząsnęła się od uderzenia. W tej samej sekundzie Aurora poderwała się na równe nogi i wybiegła przez drzwi. Weronika ostatni raz wyszarpnęła rękę i uwolniła lewy nadgarstek.
         - Odsuń się dziadku, jeśli nie chcesz, żeby stała Ci się krzywda – głos Aurory dotarł do Weroniki zza ściany zniekształcony ale słychać było w nim wyraźnie zadowolenie.
         Usłyszała kolejne głośne uderzenie i jęk. Usiadła szybko by rozwiązać taśmę, którą krępowała jej stopy, jednocześnie pozbywając się szalika z ust.
         Miała szczęście, że Adrian nie zdążył jej przeszukać. Wyjęła rewolwer schowany na plecach za paskiem spodni, upewniła się, że jest odbezpieczony i ruszyła w stronę drzwi. Broń trzymała przed sobą.
         Tym razem ręce jej się nie trzęsły.
         Keith leżał na boku pod ścianą, trzymał się za brzuch. Adrian stał na nim trzymając tytanową laskę ojca, z nosa lała mu się krew. Zanim zobaczył Weronikę, zdążył jeszcze raz wbić laskę w brzuch Keitha. Aurora obserwowała całe zajście z bezpiecznej odległości. Wyglądała jakby za chwilę miała wpaść w szał ekstazy. Wszystko co Weronika o niej wiedziała, wszystkie jej założenia na temat Aurory – zniknęły w sekundę. Teraz widziała tylko pełną nienawiści nastolatkę.
         Weronika nie zatrzymała się nawet na moment by pomyśleć. Wycelowała broń w lampę znajdującą się kilka metrów od lewego ramienia Adriana. Nacisnęła spust.
         Dźwięk wystrzału przedarł się przez cały pokój. Ceramiczna lampa eksplodowała na tysiące kawałków. Adrian upuścił laskę i zasłonił dłońmi uszy. Weronika odwróciła się delikatnie i wymierzyła rewolwer w Aurorę. Dziewczyna powoli wypuściła paralizator i podniosła ręce do góry w geście poddania.
         Z daleka docierały do nich odgłosy policyjnych syren.
         Dziesięć minut później Weronika i Keith siedzieli na progu mieszkania Adriana, obserwowali jak Norris Clayton prowadzi Aurorę na tył samochodu policyjnego. Adrian nadal siedział w mieszkaniu za ich plecami. Ratownicy medyczni opatrywali jego pogruchotany nos. Keith natomiast był w lepszym stanie niż Weronika przypuszczała.
         - Przyznali się? – zapytał patrząc kątem oka na Weronikę.
         - Oh – sięgnęła do kieszeni kurtki po telefon, który nadal miał włączoną funkcję nagrywania – prawie zapomniałam!
         - Mogli Cię zabić – w głosie Keitha nie było oskarżenia, tylko dużo bólu.   
         - Powiedziałem Ci, żebyś na mnie poczekała.
         Weronika spojrzała na ojca, próbując odczytać poziom jego złości.
         - Aurora i Adrian zamierzali uciec z miasta. Liczyła się każda sekunda.
         - Weronika, to nie było warte ryzykowania swoim własnym życiem. Policja by ich złapała – podniósł głos – nie każda walka jest warta ryzyka tylko po to, żeby ją wygrać.
         Weronika pokiwała głową, zapatrzyła się na basen. Wszyscy studenci słysząc zbliżającą się policję uciekli w mgnieniu oka. Zostały po nich tylko puste butelki po piwie i porozrzucane meble ogrodowe. Weronika wiedziała, że ojciec ma racje. Wiedziała też, że to go przerażało najbardziej – brak umiejętności Weroniki do powstrzymania samej siebie. Wiedział, że Weronika nie znosi niczego bardziej niż faktu, że niektórym wszystko uchodzi na sucho a inni, jak rodzina Hayley Dewalt, są w tym wszystkim najbardziej pokrzywdzeni.
         - Następnym razem chcę, żebyś na mnie poczekała. Weronika, jestem Twoim wsparciem – Keith objął córkę ramieniem.
         Zawahał się, po czym po chwili dodał.
         - Jestem Twoim wspólnikiem.
         Przez chwilę zdanie, które wypowiedział, zawisło nad nimi. Jak gdyby żadne z nich nie wiedziało jak je odebrać. Brzmiało obco a nawet wymuszenie. Jakby oboje chcieli w nie uwierzyć zbyt mocno. Weronika spojrzała na ojca, zastanawiając się czy kiedykolwiek poczuje się kimś więcej niż zwykłym dzieciakiem, pracującym ze swoim ojcem. Zastanawiała się czy to w ogóle możliwe, żeby kiedykolwiek pracowali jako wspólnicy.  
         Po chwili uśmiechnęła się, uświadamiając sobie, że tak. Jest to możliwe.  Przecież już od wielu, wielu lat potrzebowali się wzajemnie. Od dawna byli wspólnikami, tylko żadne z nich nie wypowiedziało tego na głos.
         Położyła głowę na ramieniu ojca i jeszcze raz zapatrzyła się na policyjny samochód.  Odjeżdżał, w środku wioząc pasierbicę jej matki.


czwartek, 20 października 2016

Rozdział trzydziesty siódmy



         - Cholera! Co my teraz zrobimy?
         - Zamknij się i daj mi pomyśleć.
         Weronika leżała na podłodze patrząc na kłęby kurzu i kapsle od piwa walające się po dywanie w kolorze khaki. Nie była w stanie przekręcić głowy, ale z miejsca, w którym leżała widziała łóżko z poplamioną kołdrą i lampką biurową rzucającą mały strumień światła na pokój. Po pokoju walały się brudne ubrania, a zaledwie kilkanaście centymetrów dalej leżała niebieska, nylonowa torba.
         Poczuła mocniej zapach wanilii i czyjś oddech na karku. Po jej ciele rozlała się fala bólu kiedy Aurora poraziła ją po raz drugi, miała wrażenie że jej komórki nerwowe krzyczą. Czuła jak nogi leżą bezwładnie na podłodze, opadła jak umierająca ryba i zastanawiała się czy to nie karma wraca do niej po tym jak wielokrotnie używała paralizatora przez te lata.
         - Podaj mi jej torebkę – rzuciła Aurora – Musimy się upewnić, że nie jest uzbrojona.
         Usłyszała szelest kiedy Aurora opróżniała jej torebkę i wyciągała jej własny paralizator.
         - Trzymaj to. Zdecydowanie nie chcemy, żeby tego na nas użyła.
         Mieli jej paralizator. Zaschło jej w ustach. Już czuła ukłucia przypominające wbijanie igieł i szpilek w ciało, ale zanim się poruszyła poczuła, że coś przytrzymuje jej nogi.
         - Musimy ją związać zanim minie szok.    
         - Ok, ale co potem? Widziała Cię, Rory. Co my z nią do cholery zrobimy? – głos Adriana zdawał się niższy o dwie oktawy.
         - Skarbie, kocham Cię, ale nie pomagasz – głos Aurory był pewny i kontrolujący – użyj swojej taśmy do ćwiczeń i zwiąż ją.
         Usłyszała za sobą szuranie. Poruszyła palcami u stóp, żeby przetestować na ile odzyskała czucie w nogach. Nagle stanęła przed nią Aurora, podnosząc jej głowę tak, żeby mogły spojrzeć sobie w oczy. Miała na sobie czarną bieliznę, rozpuszczone włosy opadały jej na ramiona. Maskara rozmazała jej się pod oczami. W prawej ręce trzymała paralizator.    
         - Nie uwierzysz, ile o Tobie słyszałam. – powiedziała. Jej głos był napięty i podniecony - mądra, dobra Weronika Mars, córka tak uczciwa i niezwykła, że Lianne nie mogła spojrzeć jej w oczy. To kurwa żałosne. Nigdy nie miała tego problemu ze mną – zaśmiała się szorstko.
         - Potrzeba kanciarza, żeby rozpoznać kanciarza – wychrypiała Weronika. Miała sucho w gardle, jej mięśnie były spięte i obolałe. Jęknęła, jej głos był słaby i roztrzęsiony kiedy Adrian pojawił się i szarpnął ją za ręce. Obwiązał jej nadgarstki czymś zimnym i ciasnym. Instynktownie poruszyła rękoma mając nadzieję, że poluzuje więzy.
         Aurorze sprawiał przyjemność widok jej niewygodnego położenia.
         - Więc to Adrian zaatakował Duane Shepherd’a i zostawił grzechotkę, żebym ją znalazła?
         - Wiedziałam, że ten idiota szeryf tego nie powiąże, ale pomyślałam, że Ty możesz – Aurora zaczęła spacerować boso po dywanie.
         - Nigdy nie lubiłam Shepa. Lubił myśleć, że jest głową całej operacji. Trochę szkoda, że to nie ja go walnęłam – zrobiła pauzę i spojrzała na Adriana –zawiązałeś ciasno? Nogi też zwiąż.
         Następny będzie knebel. Nie miała wiele czasu, żeby skłonić ich do mówienia. Podniosła lekko głowę, żeby spojrzeć Aurorze w oczy.
         - Więc jak długo sypiasz ze swoim najlepszym przyjacielem gejem?
Aurora przystanęła i zachichotała. Brzmiało to dziecinnie.
         - Zaczęliśmy sztukę Will & Grace w zeszłym roku, tuż po tym, jak zaczęliśmy się spotykać. Najpierw zrobiliśmy to, żeby zobaczyć, czy uda nam się pociągnąć tą historyjkę. Opowiedziałem Lianne i tacie kilka smutnych historii o tym, jak dręczyły go dzieci w szkole, o tym, jak jego rodzina wyrzekłaby się go, gdyby wiedzieli. Łyknęli to bez wahania. Nigdy nie powiedzieli ani słowa, nawet wtedy, gdy wyszłam z pokoju, w którym był Adrian na wpół naga. Uśmiechnęła się.
         - Nie byłam zaskoczona, że Lianne to kupiła, ale mój tata powinien to rozgryźć. Stracił czujność.
         - Puściłaś plotkę, żeby się wygłupić? - zapytała Veronica. Adrian szybko owinął ręcznikiem jej kostki. Znowu trzymała je niemal niedostrzegalnie osobno.
         -To długa intryga. Jestem pod wrażeniem.
         Aurora wzruszyła ramionami. Zatrzymała się, by podnieść długą jedwabną szarfę z górnej części komody i ścisnęła ją mocną w pięści.
         - Nie wiedzieliśmy, że to się później przyda. Nie planowaliśmy tego. Ale okazało się to bardzo przydatne. Nikt nie podejrzewałby, że słodki, niewinny Adrian ma cokolwiek wspólnego z moim zniknięciem.
         - Więc teraz masz pieniądze – powiedziała Weronika – i jako bonus udało Cię się oskarżyć ojca. To dość wyrachowane, Aurora.
         Nozdrza dziewczyny się poruszyły.
         - Ma na co zasłużył.
         - Mam wrażenie, że oboje zasłużyliście na to samo.     
Dziewczyna upadła na jedno kolano przed Weroniką. Jej uśmieszek zmienił się we wzburzenie i gniew. 
         – Nic o mnie nie wiesz. Nie masz prawa mnie osądzać - ujęła garść włosów Weroniki i podniosła jej głowę. Weronika krzyknęła z bólu, ale gdy tylko jej usta się otworzyły dziewczyna wepchnęła w nie szalik.
         Weronika próbowała machać głową, by wyrwać się z uścisku Aurory, ale dziewczyna trzymała się, przygniatając ją do podłogi. Skóra Weroniki płonęła, a jedwabny szal wypełnił jej suche usta, rozciągając jej policzki do granic możliwości.
Wzrok Aurory spotkał się z oczami Weroniki.
         - Tanner traktował mnie jak głupią małą dziewczynkę, którą byłam, zanim wyszedł na prostą. Nigdy nawet nie przestał myśleć, że mogłabym zrobić coś takiego, gdybym chciała. Ale spędziłem pierwsze siedem lat życia jako rekwizyt w jego małych gierkach. Kazał mi zwracać skradzione psy za nagrody pieniężne. Pewnego razu on i Shep ogolili mi głowę i przedstawiali jako małą pacjentkę chorą na raka - parsknęła.
         - Jezu, przez jakiś czas, kiedy byliśmy w drodze, kazał mi czekać samej na przystanku lub na stacji benzynowej. Kiedy jakiś człowiek rozmawiał ze mną lub zapytał, czy potrzebuję pomocy, miałam zacząć krzyczeć, że mnie mordują. Tato przybiegał i oskarżał faceta o próbę porwania. Dziewięć razy na dziesięć, biedny gość był tak przerażony, że zapłaciłby wszystko, co miał, żeby problem zniknął. A potem, tylko dlatego, że bał się więzienia, postanowił wyjść na prostą. Po prostu zdecydował za nas oboje, ja nie miałam prawa głosu. Potem było dziewięć lat mówienia ,,Musisz wyjść na prostą Auroro!" dziewięć lat, "Idziesz niebezpieczną ścieżką panienko." Wstrząsnęło nią – Weronika nie mogła ocenić czy z furii czy z nerwów.
         - Choć Shep był cholernie denerwujący, byłam zachwycona, kiedy pojawił się z planem. Oczywiście w jego wersji miałam zamiar być dobrą dziewczyną i zostać w tym podrzędnym motelu, który wybrał dla mnie. Nie było tam nawet kablówki! Zamiast tego zostałam tutaj, dokładnie w miejscu, w którym chciałam być. Włamałam się do motelu i byłam tam wystarczająco długo, by tato mnie tam zobaczył i wrócił  prosto tutaj. Teraz obaj zostali złapani i zapłacą karę za to, że mnie nie docenili - nagle puściła jej włosy.
         Weronika uderzyła głową o dywan i zobaczyła gwiazdy.
         - Dawaj Adrian, musimy się spieszyć. Musimy stąd spadać.
         - Co z nią zrobimy?
         - Zostawimy ją tu. Związaną i zakneblowaną. Ktoś ją znajdzie za kilka dni.
Nacisk na nogi Veroniki zniknął, gdy Adrian wstał. Zacisnął pięści na bokach, aż jego kłykcie były białe.
         - To się nie uda i ty to wiesz. Ludzie wiedzą kim ona jest. Będą jej szukać i jeśli znajdą, zanim odejdziemy ..  
         - Więc co proponujesz? - syknęła.
         Posłał jej znaczące spojrzenie. Dziewczyna zbladła.
         - Nie ma mowy – wyszeptała - to szaleństwo, myślisz, że uda nam się zniknąć jeśli kogoś zabijemy?
         Weronice zacisnęło się gardło. Przez chwilę poczuła, że krztusi się szalikiem. Poruszyła palcami, sprawdzając jak mocno jest skrępowana. Było trochę luzu, ale wymagało dużo pracy, żeby się wydostać.
         - Nie możemy ryzykować, że ją znajdą – Adrian potrząsnął Aurorą ze spanikowanym spojrzeniem - musimy się jej pozbyć.
         Patrzyli na siebie w milczeniu. Weronika starała się uspokoić oddech. Potrzebowała zarówno swojego oddechu jak i energii, żeby stąd uciec.
         Nagle ciszę przecięło pukanie do drzwi. Serce jej zadrżało.
         Aurora i Adrian spojrzeli na siebie unosząc brwi. Adrian wyślizgnął się zamykając za sobą drzwi. Weronika słuchała jego kroków. Drzwi się otworzyły. Adriana ledwo było słychać, ale głos gościa był głośny i wyraźny.
         - Dzień dobry Panie Marks. Przepraszam za najście, ale szukam swojej córki.
         To był Keith.

         Nareszcie, pomyślała Weronika. Jest tutaj.