Krótki,
piskliwy okrzyk wydobył się z gardła Weroniki zanim zdążyła się opanować.
Eduardo złapał ją za ramię i boleśnie wbił jej palce w skórę. Pociągnął ją za
sobą w głąb biblioteki.
-
Jak Ty się tu kurwa dostałaś? - ślina rozpryskiwała się na wszystkie strony gdy
mówił. Weronika instynktownie chciała wyrwać ramie ale Eduardo miał ją w
żelaznym uścisku.
Na
korytarzu słychać było czyjeś kroki. Rico wpadł do pomieszczenia, Willie tuż za
nim.
-
Co się dzieje? - Rico zatrzymał się w pół kroku i patrzył się w osłupieniu.
Willie zbladł, oczy miał szeroko otwarte. Eduardo potrząsnął mocno
Weroniką. Po raz kolejny jęknęła, oddech miała płytki.
-
Ta mała dziwka zwiedzała sobie część domu w której nie powinno jej być. -
Eduardo wypluwał agresywnie słowa.
-
Co do kurwy, Rico? To jedna z Twoich? Nie możesz pozwalać ludziom łazić po tej
części domu – wciągnął mocno powietrze.
Rozszerzone
źrenice, cieknący nos, mnóstwo śliny w ustach, ktoś używa produktów
zapewnianych miastu przez własną rodzinę. Oczy Weroniki spoczęły na
zegarze wiszącym nad kominkiem. Brzydkie cherubinki patrzyły sobie w oczy. Było
ledwie wpół do jedenastej, prawie piętnaście minut odkąd dzwoniła do Lamba.
-
To nie ja, nigdy nie widziałem tej laski – Rico podniósł ręce w obronnym geście
– Pamiętałbym.
-
Eduardo mam wrażenie, że ją to boli – Willie wskazał dłonią na ściśnięte ramie
Weroniki – może ją puść?
-
Zamknij się kurwa – Eduardo prychnął i spojrzał na Weronikę, przybliżył się do
niej jeszcze bardziej, tak, że ich ciała dzieliło tylko kilka centymetrów.
Zniknął romantyczny Eduardo którego Weronika poznała na poprzedniej imprezie.
Teraz był napięty i agresywny. Żyły na szyi i rękach miał napięte do granic
możliwości, włosy na głowie miał w nieładzie po ciągłym przeczesywaniu ich
palcami. Dodając do tego jego gniew płonący w oczach, wyglądał na szalonego.
Weronika
poczuła jak łzy napływają jej do oczu, nie starała się ich powstrzymywać.
Chciała wyglądać najbardziej bezbronnie jak była w stanie.
-
Nie pamiętasz mnie? Rozmawialiśmy przy basenie podczas ostatniej imprezy.
Mieliśmy iść na spacer wzdłuż plaży, ale byłam tutaj z moim chłopakiem.
Przyszłam dzisiaj, żeby Cię znaleźć, nie chciałam zrobić nic złego.
-
Masz mnie za debila? Dla kogo pracujesz?!
Weronika
spojrzała przelotnie na Williego i Rico. Nie wiedziała co chciała zobaczyć w
ich oczach czy sympatię czy chociażby irytację. W zamian Willie patrzył się
gdzieś w dal, jego małe królicze oczy błąkały się po ścianach pokoju. Jak gdyby
w grzeczny sposób chciał dać znać Eduardo, że on nie chce mieć nic wspólnego z
tą sytuacją. Rico dla odmiany uśmiechał się głupawo. Wyglądał jakby miał
nadzieję na jakąś nagrodę.
-
Naprawdę przepraszam – wyszeptała Weronika. Na chwilę przestała widzieć
wyraźnie, po czym łza spłynęła jej po policzku. Starała się stać w jak
największym bezruchu, skupiała się najmocniej jak mogła nad sytuacją.
-
Nie chciałam zrobić nic złego. Proszę, po prostu mnie wypuść, wrócę na imprezę.
Nie będę Cię niepokoiła. Jeśli chcesz wyjdę i już nigdy mnie nie zobaczysz.
-
Ej to się wydaje serio spoko pomysłem – Willie bujał się z pięt na palce.
-
Niczego złego przecież nie zrobiła, wyprowadźmy ją i tyle.
-
Wyjdź Willie – Rico w końcu się odezwał, jego głos był niski i spokojny –
potrzebujemy trochę prywatności.
Willie
oblizał nerwowo usta i przetarł dłonią spocone czoło.
-
Jasne Rico. Ja tylko... Po prostu wrócę na imprezę, ok? - ruszył w stronę
drzwi, początkowo bardzo powoli jak gdyby nie chciał opuszczać pomieszczenia.
Po chwili zniknął w otchłaniach korytarza. Weronika słyszała w oddali
otwierające i zamykające się drzwi. I tak po prostu nagle została sama z
kuzynami Gutierrez.
Rico
odwrócił się i zamknął podwójne drzwi biblioteki. Zamek kliknął lekko. Eduardo
stał bez ruchu, wpatrywał się w Weronikę nadal trzymając ją mocno za ramie.
-
Nie jestem pewna co zrobiłam źle – wypiszczała Weronika – Drzwi były otwarte,
po prostu weszłam i rozejrzałam się po tej części domu.
-
Drzwi nie były otwarte, słońce.
Eduardo
nagle puścił jej rękę. Weronika cofnęła się o kilka kroków, rozmasowując
miejsce w którym ją ściskał. Wilczy uśmiech pojawił się na jego twarzy,
dokładnie ten sam który widziała podczas ich poprzedniego spotkania. Za
pierwszym razem czuła się na celowniku, tym razem czuła się również zaszczuta.
-
Drzwi nie były otwarte i wszyscy dobrze o tym wiemy. Więc może po prostu skończ
pieprzyć? - ostatnie słowo wykrzyczał jednocześnie zrzucając rząd książek z
jednej z półek.
Rico
obszedł książki cały czas wpatrując się w Weronikę z głupim uśmieszkiem na
twarzy.
Weronika
z rękoma za plecami przesunęła się o kolejny krok do tyłu, na plecach poczuła
jedną z półek pełną książek. Próbowała dłońmi znaleźć cokolwiek co mogłoby
posłużyć jej jako broń ale były tam tylko książki.
-
Kto. Cię. Przysłał? - Eduardo był na skraju furii. Ruszył w stronę Weroniki z
zaciętym wyrazem twarzy. Dziewczyna odskoczyła i potknęła się o leżące na
podłodze książki.
-
Nie mam pojęcia o czym mówisz – zapłakała. Patrzyła to na jednego to na
drugiego prawdziwie zmieszana. Czy wiedzieli, że jest prywatnym detektywem? Czy
podejrzewali, że może być z policji?
-
Ona nie podda się łatwo Eddie – wtrącił się ze swoim uśmieszkiem Rico – ale z
pewnością będzie zabawnie.
Gdy
spojrzała na Eduardo ten sięgał ze swoje plecy, grzebał w czymś, czego nie była
w stanie zobaczyć. Chwilę później serce zabiło jej boleśnie w piersi.
Miał
nóż.
-
Z kim tu przyszłaś? Sonoras? Zetas? - Eduardo bawił się ostrzem, światło
odbijało się w nim bajecznie. Nóż miał około piętnastu centymetrów, Rico
trzymał go w gotowości.
Weronika
wpatrywała się w niego przerażona, mózg działał jej na najwyższych obrotach.
Myślał, że przyszła im zrobić krzywdę? Że jest kimś z wrogiego kartelu? To
szalone. Zdecydowanie i bezdyskusyjnie szalone, ale Eduardo był śmiertelnie
poważny. W Weronice zaczęło rosnąć ściskające uczucie paniki, naciskało na
płuca i serce.
-
Nie jestem tu z nikim – wyszeptała. W głowie obliczała jak duża jest
biblioteka. Rico i Eduardo stali blisko niej, każdy zasłaniając jej drogę
ucieczki. Za nią znajdowała się półko z książkami, naprzeciwko niej tworzyła
się jednak wolna szczelina między braćmi, którą mogło udać jej się
prześlizgnąć. Ale jak dobrze radzi sobie z nożem Rico? Trzymał
go w sposób jednoznacznie określający obeznanie z tematem. Nie była pewna czy
udałoby jej się uciec chociaż do drzwi.
-
Zawsze tak mówicie – odpowiedział jej Rico. Cały czas uśmiechał się
przerażająco. On wie, że nie jestem z kartelu – do Weroniki
nagle dotarło. On tylko nakręca Eduardo na tę myśl, dla niego to
zabawne. Ta myśl nie sprawiła, że poczuła się chociaż odrobinę lepiej.
-
Wiemy, że od jakiegoś czasu jesteście w mieście – źrenice Eduardo były tak
szerokie, że Weronika widziała odbijający się w nich pokój. Wierzchem prawej
dłoni przetarł nos.
-
Obserwujecie, czekacie na okazję. Liczycie na szansę przekazania wiadomości do
El Oso.
Weronika
zastanawiała się przez moment czy to właśnie stało się z Hayley i Aurorze. Niczego
nie odkryły ale czy nie padły ofiarami paranoi Eduardo i miłości Rico do
świeżej krwi? Zrobiła krok w bok i uderzyła w ciężki słupek ze słownikami.
-
Nie mam pojęcia o czym mówisz.
-
Przestań kłamać! - głos Eduardo miał w sobie jeszcze więcej furii.
Widziała jak
mięśnie w jego nogach napinają się gdy ruszył w jej stronę. W ułamku sekundy
podjęła decyzję i rzuciła się w stronę swojej jedynej drogi ucieczki. Nie
zdążyła przeskoczyć leżących na podłodze książek, czyjaś pięść dosięgnęła jej
włosów. Ktoś rzucił nią o twardą klatkę piersiową. Nóż zatrzymał się tuż przed
jej gardłem.
-
Powiedz kto Cię przysłał – czuła gorący oddech Eduardo na swoim policzku.
-
Nikt! - paliła ją skóra głowy. Próbowała wyrwać się z uścisku Eduardo ale
trzymał ją mocno w miejscu.
Czuła
ostrze noża wbijające się w jej skórę. Cienka strużka krwi popłynęła po jej
szyi.
-
Powiedz mi! - krzyknął jeszcze raz Eduardo.
Weronika
nie odpowiedziała. Zamknęła oczy i czekała na ból.
W
tym momencie w pokoju nagle zrobiło się głośno. Nagle otworzyły się
dwuskrzydłowe drzwi. Do pokoju wpadło kilka dziewczyn śmiejąc się i trącając
wzajemnie. Na ich czele był Willie Murphy, wyglądał jakby prowadził za sobą
orkiestrę gdy pokazywał grupce gdzie mają iść. Absurdalnie, jednym z ryczących
gości był Dick Casablancas z plastikowym kubkiem w dłoni. Muzyka przedarła się
przez długi korytarz i zabrzmiała w bibliotece.
-
Tędy moi drodzy, tutaj mamy więcej szampana – Willie otworzył butelkę z głośnym
hukiem. Grupa za nim krzyczała z radości.
-
Rico patrz kogo Ci znalazłem. Selena jest totalnie zainteresowana naszym planem
z Taco Bell – Willie wskazał ciemnowłosą dziewczynę w różowym bikini.
Eduardo
rozluźnił trochę dłonie zaciśnięte na Weronice, schował nóż z widoku nowych
gości. W sekundzie w której Eduardo ją uwolnił rzuciła się w stronę Dicka.
-
Dick kochanie, gdzie byłeś? Szukałam Cię wszędzie!
Dick
instynktownie próbował zrobić krok w tył ale Weronika zdążyła już go złapać,
objęła ramionami jego szyję i przyciągnęła do siebie. Całowała go po całej
twarzy i szyi, gdy zbliżyła swoje usta do jego ust widziała w jego błękitnych
oczach przerażenie.
Eduardo
jednak w ogóle nie zwracał uwagi na nią i Dicka. Obserwował tylko i wyłącznie
Williego.
Weronika
przesunęła wzrokiem po twarzy Williego. Oczy miał szeroko otwarte, ręce trzęsły
mu się tak bardzo, że ledwo mógł nalać szampana do kolejnego kieliszka.
Wyglądał na
prawie tak przerażonego jak była Weronika.
Kilku
ochroniarzy wpadło do biblioteki próbując nieudolnie zgarnąć całą gromadkę z
powrotem do głównego holu. Dziewczyny zdążyły już zaczął się wspinać po
antycznych krzesłach, ruszając biodrami w takt muzyki dobiegającej z głównej
części dom. Nie wiadomo skąd w pokoju nagle pojawiła się dmuchana plażowa piłka
wędrująca nad głowami zgromadzonych, odbijająca się od nich. Rico zdążył już
zapomnieć o całej sytuacji i zaczął zagadywać zgromadzone nastolatki.
Kolejny
rodzaj hałasu przelał się przez pomieszczenie.
-
Uwaga, uwaga. Proszę o natychmiastową ewakuację posiadłości. To jest rozkaz.
Powtarzam: to jest rozkaz.
Dźwięk
syren i megafonów. Policja.
Rozpętało
się piekło. Wszyscy zgromadzeni na imprezie zaczęli się przemieszczać, część z
nich biegła prosto do drzwi wyjściowych, część stała w szoku i z
niedowierzaniem na twarzach. Zdezorientowany Dick wypuścił Weronikę z objęć.
Weronika widziała Eduardo wycofującego się z podniesionymi rękoma i rezygnacją
wypisaną na twarzy. Rico zawył niezadowolony, że przerwano mu łatwy podryw.
Dla
odmiany Willie Murphy zareagował paniką godną człowieka ściganego przez pół życia.
Pobiegł w stronę drzwi jak w szale. Ominął zwinnie jednego z policjantów tylko
po to żeby znaleźć się w zasięgu kolejnego z mundurowych. Otoczony Willie
zachowywał się jak zwierzę, oczy skakały mu w każdą stronę. Po chwili Weronika
zobaczyła znajome światło paralizatora. Willie twardo uderzył o podłogę.
Nagle
w zasięgu wzroku Weroniki pojawił się Lamb. W ręku trzymał megafon. Jego głos
boleśnie roznosił się po bibliotece, odbijając się echem od wypolerowanych
mebli. Kilkoro z pozostałych studentów zatkało uszy próbując choć trochę uciec
od przeszywającego dźwięku.
-
Opuśćcie ten pokój. Wychodźcie ludzie, to Wasze ostatnie ostrzeżenie zanim
wpuścimy tu gaz łzawiący. Wychodźcie na przedni trawnik gdzie spotkacie naszych
wspaniałych funkcjonariusz. Oni się Wami zajmą. No już.
Kilka
metrów dalej jeden z policjantów skuwał właśnie Williego w kajdanki.
-
Willie Murphy jesteś aresztowany. Masz prawo do zachowania milczenia. Jeśli
zrezygnujesz z tego prawa, wszystko, co od tej pory powiesz, może zostać użyte
w sądzie przeciwko Tobie. Masz prawo do adwokata i do jego obecności podczas
przesłuchania. Jeśli nie stać się na prawnika, przysługuję Ci obrońca z urzędu.
Rozumiesz co właśnie Ci powiedziałem?
Lamb
oderwał megafon od swoich ust, nachylił się by porozmawiać z Eduardo, który
przytakiwał powoli na to co mówił do niego szeryf. Nagle Weronika poczuła złość
wypełniającą ją po koniuszki palców. Oczy jej błyszczały z wściekłości. Lamb
zmrużył oczy widząc, że Weronika go obserwuje.
-
Mars jak zwykle w centrum wydarzeń. Powinnaś poczekać na nas, zajęlibyśmy się
tym sami.
-
Ten dupek przystawił mi nóż do gardła Lamb! Chcę wnieść oskarżenie - Weronika
wyciągnęła palec wskazujący w stronę Eduardo.
-
Chodź Mars, to musiała być dla Ciebie szalona noc. Nie mów niczego czego
mogłabyś później żałować - Lamb spojrzał przelotnie na Eduardo, po chwili
położył dłoń na plecach Weroniki i po ojcowsku wyprowadził ją z pokoju.
-
Żartujesz sobie ze mnie? On mnie zaatakował! Chociaż raz zrób to co do Ciebie
należy i go aresztuj! - strząsnęła jego dłoń ze swojego ramienia.
Eduardo
szybko przemierzył kilka dzielących ich metrów i podszedł do Lamba i Weroniki.
-
Szeryfie, zrobiłem dokładnie to co mówi ta dziewczyna. Powiedziałeś Mars?
Przesadziłem, znalazłem ją w jednym z moich prywatnych pokoi, myślałem, że
jest intruzem. Nie wiedziałem, że jest Twoją znajomą.
Weronika
otworzyła usta ze zdziwieniem, Lamb tylko uśmiechnął się głupawo.
-
Mówiłem Ci, żebyś nie chodziła po cudzych domach i węszyła, słonko. Do diabła!
Wiesz, że mógłbym Cię teraz aresztować za wtargnięcie na prywatny teren? Wiesz
o tym?
-
Nie ma takiej potrzeby – wtrącił się słodko Eduardo – to był zwykły przypadek.
Weronika
wpatrywała się w osłupieniu na Lamba i Eduardo. Stali teraz blisko siebie,
rozmawiali przyciszonymi głosami o Williem Murphym. Willie Murphy rzucony
prasie jak wilkom na pożarcie zdejmie media z pleców Lamba. Policja nie tylko
nie zrobiła nic by go odnaleźć, udało im się też nie wkurzyć kartelu.
Weronika
odetchnęła, przełknęła porażkę. Emocje, strach – uderzyło ją to dość mocno.
Zawiązało jej supeł wokół żołądka. Nie mówiła już nic więcej, pozwoliła
odprowadzić się jednemu z policjantów przed dom, na świeże powietrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz