Veronica Mars: The Thousand-Dollar Tan Line
/// polskie tłumaczenie ///


czwartek, 3 listopada 2016

Rozdział trzydziesty dziewiąty - ostatni | NOWY - pub. 7.10.2018 (ostatnie pięć rozdziałów było dodane w tym tygodniu!)




         Był późny środowy poranek. Słońce wpadało przez zakurzone okna budynków znajdujących się w fabrycznej dzielnicy Neptun sprawiając, że unoszące się drobinki kurzu wyglądały jak fale oceanu. Nawet tak bardzo w głębi lądu, z daleka od Pacyfiku, wyglądało na to, że będzie to kolejny piękny, słoneczny dzień w Neptune, w Kalifornii.
         Weronika zatrzasnęła za sobą drzwi wychodząc z BMW. Przystanęła na chwilę, podniosła głowę i przyglądała się budynkowi, w którym miała swoje biuro. Nie minęły jeszcze 24 godziny od momentu aresztowania Adriana i Aurory. Jej ciało nadal wyraźnie odczuwało skutki szarpaniny i nieprzespanej nocy. Jeśli kiedykolwiek zasługiwała na dzień wolny, było to właśnie teraz. Wiedziała jednak, że nie może sobie na to pozwolić, czekał ją pracowity dzień w biurze. Zwykle po zamknięciu tak popularnej sprawy, następował szczyt zainteresowania ludzi jej usługami. Wiedziała, że musi być zwarta i gotowa do pracy i nowych zleceń, mimo, że pieniądze, które zarobiła dzięki tej sprawie, spokojnie wystarczyłyby na przynajmniej kilka tygodni spokoju. Weronika wciągnęła głęboko powietrze i ruszyła w stronę budynku.
         Łapała już za klamkę od drzwi gdy te niespodziewanie się otworzyły a jej oczom ukazała się wychodząca z budynku Petra Landros. Jak zwykle wyglądała nienagannie, miała na sobie śliwkową sukienkę i niebotycznie wysokie Louboutiny. Gdyby nie otaczające ją budynki, można było się pomylić i założyć, że wychodziła z luksusowego butiku. Uśmiechnęła się do Weroniki szczerze, uwidaczniając w uśmiechu swoje nabłyszczykowane usta.
         - Panno Mars! Gratuluję kolejnej zamkniętej sprawy – wyciągnęła w jej stronę dłoń, którą Weronika uścisnęła – właśnie wychodzę z Pani biura, zostawiłam czek asystentce.
         - Mac nie jest moją asystentką, jest bardziej… - zatrzymała się w pół słowa, uświadamiając sobie, że prawie wydała się, że Mac jest po prostu jej hakerem.
         - Koleżanką, jest moją koleżanką – dodała po chwili.
         Petra machnęła ręką na znak, że nie ma to większego znaczenie. Zamiast tego zniżyła się twarzą tak, by patrzeć Weronice prosto w oczy. Przybliżyła się do niej na niemal niezręczną odległość.   
         - Mam nadzieję, że wiesz, że jesteś niesamowitą młodą kobietą. Zdolną, zaradną i upartą jak chyba nikt inny kogo znam – uśmiechnęła się miękko i wróciła do swojej poprzedniej pozycji  – czuję się dużo bezpieczniej wiedząc, że wróciłaś do Neptun i masz nas wszystkich pod swoją opieką.
         - Dziękuję Pani Landros, jestem wdzięczna za to zlecenie. Ale muszę o coś zapytać. Czy nie taniej dla Izby Handlowej byłoby wpłynąć na wybór lepszego, kompetentnego Szeryfa, zamiast zatrudniać mnie do poprawiania wszystkiego co Lambowi nie wyjdzie?
         Spodziewała się, że uśmiech Landros zrzednie, zamiast tego, Petra uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
         - Nadal nie jesteś natomiast dobrym sprzedawcą – zaśmiała się – jak już wspomniałam Panno Mars. Jest Pani zdolna, zaradna i uparta. Wszystkie te cechy są wspaniałe, zapewniam. Czasami jednak warto mieć na podorędziu osobę, która robi dokładnie to, czego od niej oczekujemy. 
         Uśmiechnęła się jeszcze raz do Weroniki, skinęła jej głową na pożegnanie i ruszyła do swojego czarnego mercedesa, stojącego na poboczu. Weronika patrzyła na Petrę jak zwinnie wchodzi do samochodu i zamyka za sobą drzwi.
         Pokręciła głową jednocześnie skonfundowana i zadowolona. Pociągnęła za klamkę i w tej samej chwili dotarł do niej głos Trish Turley. Westchnęła i ruszyła w stronę biura. Znalazła Mac oglądającą wypowiedź Trish na jednym z jej ogromnych monitorów.
         - … rozmawiamy właśnie z Danem Lambem, szeryfem Neptun w Kalifornii, który wczoraj wieczorem dokonał kilku aresztowań w związku ze sprawą Aurory Scott. Co jeszcze bardziej zaskakujące, jedną z tych osób była sama Aurora! Proszę mi powiedzieć Szeryfie, jak dokładnie udało się Panu znaleźć Aurorę?
         - Oh Trish, szczerze mówiąc, to dzięki starym, dobrym metodom policyjnym.  
         - Wyłącz to zanim się porzygam – Weronika westchnęła do Mac, jednocześnie rzucając siebie i swoją torebkę na jedną z kanap.
         Mac przyciszyła głos w komputerze i wstała zza biurka. Wzięła do ręki stosik małych różowych kartek z koszyka znajdującego się na jej biurku i bezceremonialnie oddała je w ręce Weroniki.
         - Wiadomości – uniosła brwi – do Ciebie. Wszystkie, które odebrałam do godziny dziesiątej. Później wyłączyłam telefon. Część z nich to dziennikarze, ale kilka osób to potencjalni klienci. Podejrzewam, że jeszcze więcej wiadomości znajdziesz teraz na swojej sekretarce.
         - Poza tym – dodała ze swoim uśmieszkiem – jeśli chcesz mieć tutaj recepcjonistkę, czy inną asystentkę, musisz sobie znaleźć kogoś kto jest dobry w relacjach międzyludzkich – ponownie usiadła za biurkiem. Weronika nie odpowiadała.
         - No i na koniec, rada ode mnie. Oddzwoń chociaż do niektórych z tych dziennikarzy. Lamb jest zajęty opowiadaniem wszystkim jak to on rozgryzł tę sprawę. Jego poparcie wzrasta z minuty na minutę.
         Weronika oparła się wygodnie na kanapie, nogi położyła na stoliku znajdującym się przed nią.
         - Dajmy idiotom głosować na niego. Mamy takich przywódców na jakich zasługujemy, nie?
         - O, widzę, że poziom niechęci do gatunku ludzkiego jest u nas dzisiaj wysoki – Mac podniosła czek leżący na jej biurku i odwróciła go w stronę Weroniki.
          – To powinno Ci podnieść morale chociaż na chwilę. Nie dość, że będziesz mogła zapłacić czynsz za najbliższe kilka miesięcy, będzie też Cię stać na Twoją super uzdolnioną technicznie a do tego bardzo hot sekretarkę – wskazała na siebie.
         Weronika uśmiechnęła się.
         - Masz rację, to zdecydowanie informacja, która poprawia mi humor. Ostatecznie może się okazać, że jakoś to ogarniemy Mac.
         - Oczywiście, że to ogarniemy – Mac odpowiedziała, wstając jednocześnie do ekspresu do kawy.
         - Nadal nie wierzę, że Aurora była w to zamieszana od początku – nalała sobie kawy do kubka – pomysł na ubicie kasy i obrabowanie swojego ojca to jedno, ale żerowanie na rodzinie niewinnej ofiary. To zupełnie inny poziom świństwa. Nawet jak na Neptun. 
         Weronika nie odpowiedziała. Zbyt łatwo było jej sobie wyobrazić Tannera i Aurorę zanim wyszli na prostą. W czasach gdy ich życie wyglądało zupełnie inaczej. Oczyma wyobraźni widziała jak Tanner uśmiecha się do córki gdy ta popełniała w jego imieniu kolejne oszustwo jako kilkulatka. Wyobrażała sobie jak ją ignorował przez wiele tygodni, wpadając w ciąg alkoholowy. To było nieuniknione, że Aurora w pewnym momencie zrozumie, że miłość jest tylko kolejnym sposobem ułatwiającym oszustwa.
         - Lepiej wezmę się za oddzwanianie – Weronika podniosła się z kanapy i rozciągnęła, jednocześnie ziewając – chcesz iść potem ze mną na lunch do Dorioli? Ja stawiam.
         - Jasne – Mac nadal obserwowała zamyśloną Weronikę gdy ta szła do swojego biura – brzmi nieźle.
         Weronika zmarszczyła brwi wchodząc do swojego pokoju nagle zwracając uwagę na badawczy wzrok Mac.
         Nie zdążyła jej jednak zapytać o co chodzi, otworzyła drzwi i zamarła w pół ruchu.
         Za jej biurkiem siedział Keith. Miał na sobie szary garnitur i niebieski krawat, laskę powiesił na krawędzi biurka. Drugie, nowe biurko, stało ustawione prostopadle do tego przy którym siedział.
         - Spóźniłaś się – Keith powiedział na przywitanie – ostatnio jak sprawdzałem, dzień pracy zaczynał się o 9 rano.
         Weronika uśmiechnęła się kręcąc głową, lekko niedowierzają. Spojrzała przez ramię na Mac, która wzruszyła ramionami i również uśmiechnięta, odwróciła się w stronę swojego komputera.
         Weronika weszła w końcu do pokoju i usiadła przy swoim nowym biurku, na swoim nowym krześle.
         - Myślałam, że dzisiaj masz rehabilitację – powiedziała.
         - Składanie nowych mebli jest, mniej więcej, odpowiednikiem szpitalnej rehabilitacji – odpowiedział jej ojciec.
         Spojrzeli na siebie, wyraz twarzy Keitha mówił dużo więcej, niż jego słowa.
         Chwilę później Weronika usłyszała otwierające się drzwi do głównego biura. Spojrzała przez szybę na gości. Hunter i Lianne stali przy biurku Mac.
         Nawet z daleka oczy Lianne były ciemne i podkrążone ze zmęczenia. Miała na sobie ten sam szary sweter i jeansy, w których Weronika widziała ją dzień wcześniej. Hunter, jak to Hunter, rozglądał się posępnie po biurze. Chociaż raz nie miał przy sobie żadnego instrumentu. Weronika i Keith wstali w tym samym momencie i wyszli do głównej przestrzeni biura by ich przywitać.
         - Lianne – Keith przywitał swoją byłą żonę kiwnięciem głowy. Wyglądał na lekko zażenowanego, nie wiedział co zrobić z rękoma, które zwisały mu po bokach. Chwilę później wystawił obie ręce do przodu, na co Lianne zareagowała z wyraźną ulgą. Przytuliła się do Keitha, opierając swoją brodę na jego ramieniu.
         Odsuwając się od siebie Keith złapał Lianne za ramiona.    
         - Jak się trzymasz? – zapytał szczerze patrząc na jej poplamione i pomięte ubrania.
         - Trzymam się… - Lianne spojrzała załzawionymi oczami na Huntera – mamy się dobrze. Dziękuję.
         - Jak się masz Hunter? – Weronika przykucnęła zadając to pytanie. Hunter patrzył na nią sceptycznie.
         -  Byliśmy w więzieniu – w jego głosie słychać było dumę wymieszaną z czymś jeszcze. Może rezygnacją? Szczyptą smutku?
         - Policjant dał mi odznakę! Widzisz?
         - To świetnie – Weronika zachwyciła się, jednocześnie przyglądając się przypince przyczepionej do jego swetra.
         - Jest plastikowa – Hunter dopowiedział.
         Lianne bawiła się swoją obrączką, jej usta wykrzywiły się w bolesnym uśmiechu.
         - Moglibyśmy porozmawiać w Twoim biurze? – zapytała Keitha tak cicho jak tylko mogła. Było jasne, że nie chciała by Hunter zwrócił na nią uwagę.
         - Oczywiście – odpowiedział Keith – Weronika, dacie sobie tutaj radę?
         - Jasne – Weronika przytaknęła, odprowadziła swoich rodziców wzrokiem do biura, które dzieliła z ojcem.
         - Szeryf może aresztować moją mamę – nagle wyrzucił z siebie Hunter.
         - Właśnie dlatego rozmawia z Twoim tatą.
         Weronika usiadła na kanapie, dzięki czemu jej twarz znalazła się mniej więcej na wysokości twarzy Huntera a jednocześnie nie musiała nadwyrężać swojego zbolałego ciała kucaniem.
         - Tak Ci powiedziała?
         - Nie – potrząsnął głową – to usłyszałem.
         Weronika patrzyła skupiona na tego małego nieznajomego. Jej brata. Lianne mogła być trzeźwa przez całe jego życie, ale mimo wszystko widać w nim było dziecko uzależnionych rodziców. Był skryty, cichy, ostrożny. Może to efekt dorastania wśród tylu sekretów i kłamstw? Jego ojciec może i przestał pić, ale zdecydowanie nie przestał być złodziejem. Jego siostra była urodzoną i wychowaną przestępczynią. No i na koniec matka, której ponad wszystko zależało na utrzymaniu sekretu swojej przeszłości.
         - Powiedział, że mama jest… współwinna.
         - Współwinna?
         - Tak – pokiwał głową – i, że może pójść za to do więzienia. A ja zostanę sam.      
         Weronika milczała przez chwilę. Jedynym dźwiękiem dochodzącym do nich zza ściany, był niski głos jej ojca. Nie była w stanie rozróżnić pojedynczych słów, ale wyczuwała spokój w tym co mówił. Zastanawiało ją tylko w jaki sposób Keith mógł pomóc Lianne tym razem. Znowu się zamyśliła. Nie wiedząc nawet co nią kierowało, odwróciła się w stronę Huntera i przytuliła go. Chłopiec na chwilę zamarł.
         - Posłuchaj Hunter - Weronika wyszeptała mu do ucha – nie wiem jak to wszystko się skończy, ale mogę Ci obiecać jedno. Nie będziesz sam. Jeśli coś się stanie Twojej mamie, jeśli będzie musiała iść do więzienia, ja się Tobą zajmę, ok? Będziesz miał mnie. A ja nie pozwolę na to, żeby stała Ci się krzywda.
         Poczuła jak Hunter się rozluźnił. Poczuła też jak pociągnął nosem wciągając głęboko powietrze. Uniósł ręce i oplótł jej szyję w uścisku.
         Kilka minut później Keith otworzył drzwi od biura. Lianne była zapłakana, miała czerwone od płaczu policzki i oczy. Mimo wszystko, wyglądała jednak na spokojną. Jakby jej ulżyło. Uśmiechnęła się gdy zobaczyła Huntera siedzącego na kanapie tuż obok Weroniki. Przeglądał National Geographic.
         - Hunter – zawołała Lianne by zwrócić na siebie jego uwagę – możemy już iść. Jestem pewna, że Weronika i Keith mają dużo pracy.
         - Mogę Was odprowadzić do wyjścia z budynku – Weronika wstała z kanapy. Nie była do końca pewna dlaczego, ale nie była gotowa na pożegnanie.
         Na dole, tuż przed przejściem przez główne drzwi, zatrzymała się na chwilę. Przypomniało jej się jak tydzień wcześniej to jej matka odprowadzała ją do drzwi, po tym jak spotkały się po raz pierwszy od ponad dziesięciu lat. Drzwi. Nie mogła pojąć, że przechodzenie przez drzwi mogło wywołać w niej tyle emocji. Za każdym razem któraś z nich chciała przez nie przebiec, nie mając pojęcia jak się zachować. Weronika czuła się jakby przerwanie tych 11 lat ciszy nastąpiło za szybko, zbyt intensywnie, zbyt głośno.
         Przez ostatni tydzień była ostrożna w kontaktach z matką. Postawiła sobie niewidoczne bariery, ustaliła sobie zasady, dzięki którym mogła być tak profesjonalna jak tylko umiała. Oznaczało to, że żadne emocje nie opuszczały jej myśli, wszystko tłumiła w sobie. Nie pokazywała tego jak bardzo była zraniona, jak dużo emocji kosztowała ją ta sprawa, jak wiele starych, zabliźnionych ran – otworzyło się na nowo. Wiedziała, że nie musi współczuć swojej matce. Wiedziała, że nie musi nic czuć patrząc na nią. 
         Obojętność stała się nagle jednak zbyt trudna do wywołania. Może była po prostu zmęczona, w końcu od ponad dwóch tygodni nie tylko mało spała, ale śniły jej się głupoty przez które wstawała jeszcze bardziej zmęczona. A może po prostu spojrzała na swoją matkę inaczej widząc złamaną kobietę, która stała teraz przed nią w drzwiach, nie wiedząc jak ma się zachować. Życie Lianne, odbudowane po spaleniu za sobą tylu mostów, rozpadło się po raz kolejny. Rodzina, której uważała się przez tyle lat częścią, nagle okazała się kłamstwem. Była zdradzona i porzucona.
         Weronika poczuła pod dłońmi wychudzone plecy Lianne. Przytulając ją czuła, jak matka z ulgą wypuszcza powietrze. Weronika zamknęła oczy i starała się nie myśleć zbyt dużo.
         Nie była dobra w wybaczaniu, nie leżało to w jej naturze. Miała natomiast dość tej ciągłej wojny.
         - Pa, mamo – szepnęła i rozluźniła uścisk.
         W końcu mogła otworzyć drzwi.