Veronica Mars: The Thousand-Dollar Tan Line
/// polskie tłumaczenie ///


czwartek, 28 kwietnia 2016

Rozdział dwunasty



             Weronika złapała się balustrady obserwując Rico, który uśmiechał się i machał w stronę tłumu. Jego twarz migotała w świetle pochodni.
            Organizator imprezy? Był młody, wyglądał na studenta. Weronika znała mnóstwo młodych milionerów, więc nie zdziwiła się aż tak. Było go stać na wynajmowanie tej luksusowej posiadłości. Problem polegał na tym, że zgodnie z tym co znalazła Mac, nikt nie wynajmował tego domu. Nie było też możliwości, żeby ktoś organizował imprezy w nim nielegalnie. Ochrona była zbyt profesjonalna no i imprezy odbywały się codziennie. Do tej pory ktoś by się już zorientował. Może był właścicielem firmy wynajmującej? Albo jego rodzice?
            Rico był już na środku sceny. W jego ręku pojawiły się świeże banknoty. Wziął mikrofon od chłopaka w Fedorze, na jego twarzy pojawił się powolny uśmiech.
            - Żeby pokazać Wam jak bardzo chcemy wyłonić najpiękniejszą opaleniznę w Neptun, na zwyciężczynię konkursu czeka tysiąc dolarów! Jak Wam się podoba ten pomysł?
            Pośród tłumu znowu nastała wrzawa. Rico oddał mikrofon z powrotem w ręce korpulentnego chłopaka i usiadł w swoim krześle. Wyglądał jak książę na królewskim tronie.
            Mistrz ceremonii wrócił na środek sceny.
            - Teraz, skoro wszyscy jesteście już gotowi, zacznijmy pokaz! Pierwszą z naszych uczestniczek jest Aurora z Tuscon w Arizonie. Auroro, pokaż wszystkim swoją opaleniznę!
            Dziewczyna o kasztanowych włosach i w bikini w cętki leoparda pojawiła się na scenie i krzyknęła na powitanie coś niezrozumiałego przez mikrofon. Muzyka z burleski zabrzmiała w głośnikach, dziewczyna miotała się po scenie. Pokazywała swoje kocie ruchy, kucała i wstawała powoli, sięgała do kostek i starała się być jak najbardziej sexy.    Odwróciła się plecami do tłumu, potrząsnęła biodrami, spojrzała przez ramię na zgromadzonych ludzi i sugestywnie ściągnęła w dół rzemyki wiążące strój na biodrach, oczom publiczności ukazała się jej opalona pupa. Po chwili zaczęła bawić się zapięciem stanika, odplątała sznurek, który miała zawiązany na szyi, wolne końce przełożyła pod pachami do tyłu i bawiła się nimi uwalniając coraz bardziej piersi. Dręcząc tłum, odwróciła się przodem w ich stronę i powoli opuszczała w dół trójkąciki bikini zasłaniające jej biust. W końcu dkryła bledszą skórę znajdującą się pod nimi. Rico zagwizdał zachęcająco, tłum oszalał.
            - Zdejmij go!
            - Więcej!
            - Pokaż nam!
            - Mój kuzyn myśli, że jest kobieciarzem – ten głos był głęboki i miękki, Weronika usłyszała go tuż nad swoim uchem. Odwróciła się i spojrzała lekko do góry w ciemnobrązowe oczy nakrapiane zielonkawymi plamkami. Mężczyzna miał około dwudziestu szczęściu, może dwudziestu siedmiu lat, ciemne kręcone włosy i kwadratowe kości policzkowe. W odróżnieniu od wszystkich uczestników imprezy nie miał na sobie stroju związanego z Hawajami. Był ubrany w idealnie dopasowany szary garnitur, i czarne mokasyny. Nie miał krawata ale na szyi wisiała mu girlanda zrobiona z fioletowych i białych orchidei. 
            - Twój kuzyn? – Weronika uśmiechnęła się do niego i przekrzywiła lekko głowę. Widząc garnitur, jego uśmiech i lekką pogardę jaką wykazał się w stosunku do Rico – wiedziała, że nie podziała na niego udawanie pijanej i głupiutkiej studentki.
            - Rico – nieznajomy wskazał głową scenę na której teraz stał Rico i tańczył z kasztanowłosą – jak dzieciak w sklepie z cukierkami.
            - Nie pochwalasz tego? – zapytała przesuwając się prawie niewidocznie w kierunku mężczyzny. Serce jej waliło ale potrafiła opanować swoje zdenerwowane ruchy.
            - Nie, nie przeszkadza mi to zupełnie. Uwielbiam dobre imprezy jak każdy inny ale Rico woli zmieniać imprezy w sport, wyścigi, rywalizację.
            - A ty co wolisz?
            - Zdobywać to, co chcę.
            Sposób w jaki jego oczy lustrowały jej ciało, nie zostawiał żadnych wątpliwości. Tym kogo chciał zdobyć dzisiaj, była Weronika.
            - Jestem Eduardo – powiedział po chwili.
            - Amber – Weronika rozejrzała się lekko po domu – to Twój dom? Jest piękny.
            - Dziękuję, mam nadzieję, że bawisz się dobrze.
            - Dlaczego miałoby być inaczej? – podniosła kubek udając, że bierze z niego łyka – więc czym się zajmujesz Eduardo, oczywiście poza organizowaniem niesamowitych imprez?
            - Jestem studentem, robię studia podyplomowe z administracji na Uniwersytecie Hearst.
            - Studia podyplomowe – zaśmiała się – po co Ci to? Przecież już i tak masz wszystko o czym mógłby pomarzyć student administracji.
            Eduardo też się zaśmiał.
            - To? To wszystko odziedziczyłem. Chcę mieć swoje własne osiągnięcia, chcę umieć zarabiać sam. Inaczej to wszystko – pokazał ręką na posiadłość – pójdzie na marne.
            - To… to bardzo interesujące podejście – Weronika zmarszczyła brwi, nie tego spodziewała się po kimś kto codziennie podczas przerwy wiosennej urządza takie imprezy.
            - Rodzina jest ważna, w ten sposób mogę uhonorować swoją.
            Pod nimi, na parterze kolejna uczestniczka wyszła na scenę i zabawiała widownię bladymi kawałkami skóry wystającymi spod jej bikini.
            - Czym zajmuje się Twoja rodzina? – zapytała Weronika.
            - Nieruchomościami, głównie. Czasami inwestycjami i tak dalej – machnął ręką jakby temat był zbyt przyziemny.
            - Powiedz mi Amber, czy nie chciałabyś pójść ze mną na spacer po plaży? Teraz jest najcudowniejszy moment na chodzenie brzegiem oceanu, no i moglibyśmy porozmawiać bardziej prywatnie tam, niż możemy tutaj – zbliżył się do niej. Weronika czuła nutkę drzewa sandałowego w jego perfumach, były tak samo ekskluzywne i drogie jak wszystko co miał na sobie.
            Weronika uśmiechnęła się kalkulując. Eduardo wydawał się tym typem, który będzie próbował zdobywać bardziej, gdy pojawi się jakaś przeszkoda na drodze.
            - Nie sądzę, żeby spodobało się to mojemu chłopakowi – odpowiedziała po zastanowieniu. 
            - I jest tu z Tobą? Nie zwróciłem uwagi. - Eduardo rozejrzał się po najbliższym otoczeniu jak gdyby spodziewał się, że chłopak Weroniki pojawi się znikąd.
            - Jest w środku, tańczy – odpowiedziała – ja wyszłam na taras zaczerpnąć świeżego powietrza.
            Eduardo zbliżył się jeszcze bardziej do Weroniki, czuła jego ciepły oddech na szyi.
            - Wiesz, że jest przerwa wiosenna, prawda? Najlepszy moment na łamanie zasad. Moim zdaniem każdy facet, który wybiera tłum ludzi na parkiecie zamiast Twojego towarzystwa, po prostu na Ciebie nie zasługuje. 
            - I to podobno Rico uważa się za kobieciarza? - Weronika uniosła brwi.
            Eduardo odchylił głowę do tyłu i zaśmiał się szczerze. Na parterze, wszystkie uczestniczki konkursu właśnie ustawiały się na scenie. Pozowały jak miss piękności. Jedna z dziewczyn nagle zdjęła biustonosz i potrząsnęła ramionami ku uciesze tłumu.
            Weronika usłyszała telefon dzwoniący we wnętrzu swojej torebki.
            - Przepraszam, muszę odebrać – powiedziała w stronę Eduardo i zaczęła przeszukiwać torebkę.
            - Oczywiście – odpowiedział podczas gdy Weronika odwróciła się do niego plecami i odeszła parę kroków.
            Odczytała wiadomość od Mac.

            WAŻNE! Dom należy do Federico Gutiérreza Ortegi i Eduardo Gutiérreza Costillo. Obaj studiują na Uniwersytecie Hearsta, oboje powiązani z Meksykańskim kartelem narkotykowym.

            Przez moment świat wokół Weroniki wydawał się cichy, nie słyszała muzyki, nie słyszała ludzi, kolory wyblakły. Gapiła się tępo na telefon.
            Rico i Eduardo nie byli tylko uniwersyteckimi lekkoduchami. Należeli do rodziny królewskiej wśród karteli narkotykowych.
            - Amber? Wszystko w porządku?
            Bodźce nagle zaczęły do niej docierać na nowo. Podniosła głowę i zobaczyła jak Eduardo się do niej zbliża. Jego oczy powędrowały do jej telefonu, Weronika zablokowała komórkę i wrzuciła ją do torby.
            - Przepraszam Eduardo, muszę uciekać. Ważna sprawa – pokręciła głową i potrząsnęła ramionami.
            - Przykro mi to słyszeć, mam nadzieję, że wszystko ok? – Eduardo spojrzał Weronice głęboko w oczy.
            - Tak, mam nadzieję, że tak. Dziękuję – uśmiechnęła się do niego, krew wrzała jej w żyłach.
            Narkotyki. Handel ludźmi. Wymuszenia. Porwania. Morderstwa. Wszystkie te terminy wirowały jej w głowie.
            - Dzięki za niesamowitą imprezę Eduardo, naprawdę świetnie się bawiłam.
            Poczuła jego dłonie na swoich. Miał zimne ale delikatne palce. Podniósł jej dłoń do swoich ust.
            - Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy – wyszeptał.
            Na partnerze Rico Gutiérrez Ortega tańczył na scenie z uczestniczkami konkursu. Weronika delikatnie wyjęła dłonie z rąk Eduardo, odwróciła się i prawie potknęła przechodząc przez podwójne drzwi.
            Wallace. Musiała znaleźć Wallace’a. Trzęsącymi się rękoma wybrała jego numer, jednocześnie przeciskając się przez tłum zgromadzony w kuchni. Impreza była tak głośna, że prawdopodobnie i tak nie mogłaby go usłyszeć.
            Gdzie jesteś? – napisała mu wiadomość. Nie czekała na jego odpowiedź, szukała go pośród tłumu na parterze. Tłum gęstniał i robił się coraz bardziej szalony z każdą godziną. Kolejnym minusem szukania Wallace’a był fakt, że Weronika miała niecałe 160 cm wzrostu. Stała na palcach i wyciągała szyję do góry licząc na to, że to pomoże jej w odszukaniu chłopaka.
            Minęła łazienkę w której dziewczyna zalewała się łzami i łkała głośno. W pokoju z bilardem dwóch gości uprawiało zapasy, nie była w stanie stwierdzić czy dla zabawy, czy faktycznie ze sobą walczyli. Nigdzie nie było jej przyjaciela. Nie odpowiedział ani na jej telefon ani na wiadomość. Wspięła się po schodach na piętro, korytarz był mniej zatłoczony. Przez otwarte drzwi sypialni widziała masę kończyn wijących się po ogromny łóżku. W kolejnym pokoju trójka nastolatków siedziała wokół lampki z lawą w środku, wpatrzeni w światło siedzieli jak zahipnotyzowani. Ich koleżanka sama bujała się do snu na łóżku za ich plecami.
            Nagle Weronika poczuła czyjąś rękę na swoim nadgarstku. Krzyknęła głośno przerażona i odwróciła się szybko wokół własnej osi. Serce miała w gardle. Wallace odskoczył do tyłu przestraszony, dokładnie tak samo jak Weronika.
            - Oddychaj, kobieto – zaśmiał się ale nie był pewny sytuacji – to tylko ja – dodał po sekundzie.
            Ludzie z całego piętra obserwowali ich dwójkę. Większość z nich była uczestnikami imprezy ale Weronika zauważyła też jednego z ochroniarzy, któremu wystawała kabura spod napiętej hawajskiej koszuli. Kolejny z ochroniarzy przyglądał im się z daleka, udawał, że pisze wiadomość na swoim telefonie ale zerkał na nich badawczo. Zauważyła, że usta mu się zwęziły tuż po tym jak na nich spojrzał.
            - To by było tyle jeśli chodzi o niezwracanie na siebie uwagi – wymamrotała.
            - Chodź, zbieramy się stąd – złapała Wallace pod rękę i ruszyła do wyjścia.
            Utorowali sobie drogę przez tłum do drzwi wejściowych. Było chwilę po północy i impreza właśnie osiągnęła szczyt jeśli chodzi o ilość osób przebywających na terenie rezydencji. Gryzący zapach porozlewanego piwa i potu zdążył roznieść się po całym domu.
            Weronika jak tylko wyszli na dwór, zaczerpnęła świeżego powietrza. Po kilkunastu metrach, gdy odeszli na bezpieczną odległość od domu Wallace zapytał szeptem:
            - Co się stało?
            - Powiem Ci w samochodzie – Weronika zerknęła podejrzliwie w stronę krzaków nieopodal.
            - Podrzucę Cię do domu a potem pojadę do Mac. Mam wrażenie, że dzisiaj pracuję do późna.
            - Idę z Tobą po samochód – spojrzał do tyłu ponad swoim ramieniem. Rezydencja za ich plecami cały czas wrzała od głosów tłumu i muzyki, pulsujące światła dopełniały obrazka.
            - Weronika, Ci ochroniarze byli uzbrojeni. Widziałem jak jeden z nich przeładowywał swoją broń. Cokolwiek nie dzieje się w tym domu, jest poważne. Prawda?
            Weronika nie odpowiedziała, Wallace nie spodziewał się, że to zrobi. Resztę trasy na parking przeszli milcząc.

czwartek, 21 kwietnia 2016

Rozdział jedenasty


            Manzanita Drive ciągnęła się równolegle do południowego wybrzeża Neptune, z obu stron otoczona była wysokimi żywopłotami chroniącymi posesje najbogatszych mieszkańców miasteczka przed ciekawskimi. Wiele mijanych posiadłości było domami wakacyjnymi światowych gwiazd kina, dyplomatów, prezesów firm. Część jednak była zamieszkana przez cały rok, jednym z takich lokatorów był Dick Casablancas, przyjaciel Logana. Ze swojego domu miał przepiękny widok na Pacyfik.
            Weronika wcześniej tego wieczora mijała wjazd do domu Dicka, znajdował się on po drodze do posiadłości o której mówiły jej przyjaciółki Hayley. Weronika pojechała tam po południu, żeby zrobić szybki i nieinwazyjny wywiad, chciała być przygotowana. Od koleżanek Hayley dowiedziała się też, że imprezy w posiadłości zawsze są tematyczne. Słowa dziewczyn potwierdziły się, Weronika widząc długie kolejki gości czekających na wejście do posiadłości, domyśliła się, że ich hawajskie koszule i girlandy kwiatów na szyjach mogą oznaczać tylko jedno. Imprezę w stylu Hawajskim.
            Po szybkich oględzinach pojechała do domu z nadzieją, że w zakamarkach swojej szafy znajdzie coś kiczowatego i w stylu hawajskim. Gdy po godzinie wyłoniła się ze swojego pokoju, miała na sobie długą, czerwoną przylegającą i drapowaną sukienkę. Kupiła ją ponad dekadę wcześniej na jakiejś wyprzedaży garażowej. Włosy zakręciła i upięła w stylu Marilyn Monroe, wykończeniem fryzury był wpięty za uchem Kwiat Lei, który wcześniej urwała z doniczek ojca.
            Gdy Keith zobaczył Weronikę gotową do wyjścia, nie mógł powstrzymać się od komentarza.
            - Gorąca randka? – zapytał unosząc brwi. Siedział na kanapie, w ręku trzymając papierową okładkę od płyty DVD, którą przed chwilą włożył do odtwarzacza.
            - Nie czekaj na mnie – Weronika odpowiedziała z uśmiechem. Przełożyła dłoń przez uszy słomkowej torebki, którą zamieniła ze swoją zwyczajową skórzaną i pokrytą ćwiekami czarną torbą. Wyszła z domu i ruszyła w drogę po Wallace.
            Teraz siedzieli w samochodzie na podjeździe przed posiadłością. Ich samochód stał tuż za samochodem przepełnionym nastolatkami. Za zamkniętą bramą, między wysokimi pniami palm, Weronika widziała pulsujące światła wydobywające się z okolic domu. Słychać było śmiechy, krzyki i regularne uderzenia basu rozchodzące się w chłodnym nocnym powietrzu.
            - Myślisz, że wezmą mnie za studentkę? – Weronika zadała to pytanie znudzonemu Wallecowi wydymając czerwone usta.
            - Naprawdę chcesz, żeby odpowiedział na to pytanie?
            Wallace miał na sobie koszulę hawajską należącą do Keita. Pamiątka po wakacjach, które ojciec Weroniki spędził kilka lat temu na Maui. Koszula wisiała nędznie na ramionach Wallace, była o jakieś dwa rozmiary za duża. Chłopak zorientował się, że Weronika po raz kolejny nie może wytrzymać ze śmiechu uzmysławiając sobie jak żałośnie wygląda.
            - Wiem, że nie możesz się nadziwić jak ktoś może wyglądać tak wspaniale w koszuli hawajskiej, wiem – przewrócił oczami jednocześnie uśmiechając się pod nosem.
            - No pewnie, że nie mogę – Weronika odpowiedziała mu próbując stłumić śmiech, kolejka samochodów w końcu poruszyła się lekko do przodu.
            Teraz Weronika mogła bez przeszkód obserwować grupę napakowanych ochroniarzy stojących tuż przed bramą posiadłości. Patrzyła jak każdy pasażer, każdego samochodu wychodził przez pojazd. Jeden z ochroniarzy oceniał gości i decydował, czy mogą wejść na teren czy nie. Jeśli pierwszy ochroniarz kiwnął głową zgadzając się na wpuszczenie gościa, kolejny z ochroniarzy (a może był to po prostu napakowany kamerdyner?) zajmował miejsce za kierownicą samochodu i odprowadzał go na parking. Trzeci z ochraniarzy w międzyczasie przeszukiwał pojedynczo każdego z gości.
            - Więc mówiłaś, że co to za impreza? – Wallace gapił się sceptycznie na ochroniarzy stojących przed ich samochodem.
            - Właśnie tego mamy się dowiedzieć.
            Cała impreza była bardzo dobrze zorganizowana jak na popijawę studentów podczas przerwy wiosennej. Skłaniało to Weronikę do różnych wniosków. Musiała być to albo dobrze przemyślana kampania promocyjna firmy Sun and Surf, albo któryś z producentów alkoholu wprowadzał nowy rodzaj trunku na rynek. Albo po prostu, właściciel posiadłości miał bardzo dobre powody, żeby aż tak skupić się na ochronie.
            Jeden z ochroniarzy kiwnął na Weronikę ręką, serce dziewczyny zaczęło bić szybciej gdy podjeżdżała pod samą bramę posiadłości.
            - Dobry wieczór, czy możecie oboje wyjść z samochodu? – ochroniarz okazał się być bardzo miły i prostolinijny. Na pewno profesjonalista, może nawet były żołnierz?
            - Jasne! – głos Weroniki w jednej chwili podskoczył o pół oktawy w górę. Otworzyła drzwi od samochodu i wyszła upewniając się, że jej uda były widoczne przez długie wcięcia sukienki. Przyszedł czas na granie głupiutkiej studentki.
            - Ale tu jest wspa-nia-leee – przeciągnęła ostatnie słowo machając dłońmi w ekscytacji – ten dom jest wspa-niaaa-łyyy, należy do jakiejś gwiazdy czy coś? O. Mój. Boże. Powiedzcie mi, że to dom Roberta Pattinsona. Jeśli to jego dom to umrę. Nie. Chwilę. Lepiej mi NIE mówcie – jej słowotok wydawał się działać. 
            Ochroniarz posturą przypominał orangutana, miał przystrzyżone prawie do zera a nos spłaszczony. Guziki od jego przymałej koszuli hawajskiej, ledwie trzymały się na miejscu. Jeśli nie wydawałby się aż tak zmęczony, mógłby uchodzić za przerażającego. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, był cierpliwy.
            Jeden z pozostałych ochroniarzy wymamrotał coś po hiszpańsku do swojego kolegi. Zaśmiał się, Weronika nie usłyszała co powiedział ale jego oczy wyraźnie skanowały jej ciało. Czekała na werdykt z naiwnym wyrazem twarzy, oczy miała szeroko otwarte. Zdążyła zauważyć, że każdy z ochroniarzy miał przy sobie broń, kabury odznaczały się spod ich hawajskich koszul. Poczuła ukłucie niepokoju w dole brzucha. Nie wzięła ze sobą swojego paralizatora, podstawowego elementu jej wyposażenia podczas śledztwa. Podczas wcześniejszej przejażdżki obok posiadłości zauważyła, że ochroniarze sprawdzają każdego, wolała, żeby nie znaleźli przy niej nic podejrzanego. Co zabawne, czuła się bardziej naga przez brak paralizatora niż przez cienką i dopasowaną sukienkę, która ledwie zakrywała jej biust.
            - Więc płacę coś za wejście? Muszę kupić jakiś kubek na alkohol w zamian za wejście? – kontynuowała dalej swój słowotok, przekrzywiając głowę na bok i patrząc zalotnie na ochroniarza. Ten patrzył na nią nadal beznamiętnie, jakby czekał aż skończy gadać. Po drugiej stronie samochodu Wallace patrzył się na nią z lekkim zdenerwowaniem. Stał sztywno podczas gdy jeden z ochroniarzy go obszukiwał. 
            Dwaj ochroniarze popatrzyli na siebie. Ten, który przeszukiwał Weronikę wziął z jej dłoni kluczyki do samochodu i dał jej w zamian mały czerwony bilecik.
            - Dobrze proszę pani, to jest bilet na Pani samochód. Jeśli będzie Pani chciała wyjść, wystarczy przynieść nam ten kartonik, resztę załatwimy my.
            - Dzięki Panowie! Chodź Wallace, czas na imprezę - Weronika podbiegła do chłopaka i wzięła go pod ramię. Krzyknęła dziko ciągnąc go za sobą w stronę posiadłości.
            - Trzeba im przyznać, są zorganizowani - Wallace spojrzał za siebie.
            Zorganizowani i uzbrojeni. Nerwy Weroniki były napięte do granic możliwości. Księżyc w pełni oświetlał im podjazd.
            Dom okazał się być podświetlony jak latarnia morska, każde okno odcinało się jaskrawością na tle ciemności nocy. Nowoczesna bryła domu zbudowana z kamienia i szkła odcinała się kształtami od morskiego tła, była postawiona prawie na plaży. Po drodze do wejścia Weronika i Wallace mijali grupki imprezowiczów.
            Dziewczyna w krótkiej zielonej spódnicy i staniku zrobionym z łusek kokosa, zachwiała się idąc przez trawnik.
            - Nie bądź taka Heather! – jakiś chłopak szedł w jej stronę powtarzając się co kilkanaście sekund.
            Łuski kokosa przekrzywiły się odsłaniając jeszcze bardziej jej biust, dziewczyna była jednak zbyt pijana, żeby zdawać sobie z tego sprawę.
            Im bliżej byli domu, tym więcej osób mijali. Alkohol krążył z rąk do rąk, docierał nawet to ledwo przytomnych osób leżących pod palmami. Zatrzymali się by sprawdzić czy wszystko w porządku z chłopakiem, który leżał twarzą do dołu. Upewnili się, że oddycha, przewrócili go na bok i zostawili tam gdzie znaleźli.
            - Kolejna ofiara dla bogów imprezy – Weronika wymamrotała bardziej do siebie niż do Wallace.
            Zatrzymali się na ganku, Weronika sprawdziła która godzina. Było tuż po dziesiątej.
            - Okej, w końcu nadszedł ten moment. Wchodzimy. Więcej się dowiemy rozdzielając się. Umówmy się, że spotkamy się tutaj za jakieś dwie godziny. Napisz mi SMS jeśli odkryjesz coś ważnego.
            - Okej – potwierdził Wallace obserwując kilka roześmianych dziewczyn w butach Ugg i bikini potykających się o próg wejściowy. Potrząsnął głową.
            - Wiesz, pamiętam jak podczas wiosennej przerwy chodziłem na imprezy z równolatkami. Nie chcę wyjść na tego podstarzałego, przerażającego gościa – dodał po chwili.
            - Rozluźnij się – Weronika uśmiechnęła się, poprawiła mu też kołnierzyk koszuli – postaraj się dobrze bawić i w międzyczasie miej oczy szeroko otwarte na cokolwiek co będzie wydawało Ci się dziwne.
            Przeszli przez szeroko otwarte dębowe drzwi wprost do ogromnego marmurowego przedsionka. 
            Wypełniał go tłum półnagich ludzi, wszystkie ściany podpierali studenci, ich biodra kiwały się w rytmie muzyki. Mieszanka potu, alkoholu i każdego rodzaju perfum od razu zaatakowała nos Weroniki. Dziewczyny w zielonych spódniczkach i górach do strojów kąpielowych opierały się o półnagich chłopaków w porozpinanych koszulach hawajskich. Na drugim piętrze otwartego hallu widać było DJa ubranego w hawajskie wzory, puszczał hawajskie rytmu zremiksowane z ciężkimi basami. Nagle Weronika poczuła zimną mżawkę na twarzy, ktoś otworzył szampana i polewał nim tłum a tłumowi się to podobało.
            Weronika spojrzała w stronę Wallace po raz ostatni. Chłopak otrząsnął się z szoku i dołączył się do zadowolonego tłumu, wyrzucił ręce w górę i tańcząc próbował przedostać się przez parkiet.
            Weronika odwróciła się w drugą stronę i zatoczyła swoim ciałem jak gdyby była pijana. Zauważyła trzy kamery ochrony, po jednej w każdym rogu pokoju. Zwrócone były na tłum bawiących się.
            Ciekawe czy to standardowe wyposażenie każdego z domów firmy Sun and Surf, czy może ten dom jest specjalny?
            Posiadłość okazała się być bardzo ekskluzywna, nawet jak na standardy Neptun. Minęła pokój muzyczny pomalowany na jaskrawy odcień koloru karmazynowego. Na każdej ze ścian wisiały gitary, Fenderson, Fibson, Yamaha, niezliczone odcienie drewna i polimeru.         Umięśniony chłopak w bermudach grał „Born This Way” Lady Gagi na wypolerowanym fortepianie. Kilka pomieszczeń dalej znajdował się pokój z bilardem. Dym z cygar wypełniał całą przestrzeń, tłum zgromadził się i przyglądał się jak długonoga piękność pochylała się nad stołem. Kolejne z pomieszczeń okazało się być mini-kinem. Studenci oglądali w nim jakiś film. Popcorn i puste butelki walały się po całej podłodze. Weronika była pewna, że oprócz dźwięków z filmu słyszała odgłosy wydawane przez pary zajmujące się sobą.
            Na tylnym tarasie paliły się pochodnie. Na kilku stołach ułożono Hawajskie przekąski, łącznie z całym prosiakiem z jabłkiem w pysku. Krótkie schody prowadziły w dół do niekończącego się basenu wypełnionego nagimi i półnagimi studentami. Na jej oczach chłopak w dredach wskoczył do basenu pomiędzy ludzi, rozchlapując wodę na około. W Jacuzzi odbywały się tradycyjne aktywności aka „idź na całość”. Góry od bikini leżały na pobliskich kamieniach przypominając morze zdechłych ryb.  
            Dobra Weronika. Czas na działanie.
            Ustawiła się w kolejce po kubek i napełniła go piwem z beczki, wiedziała, że bez alkoholu w ręku będzie się wyróżniać na tle tłumu. Po chwili zatoczyła się koślawie trafiając prosto w grupkę dzieciaków.
            - O mój bożeeee, przepraszam! – złapała za ramię stojącego najbliżej chłopaka. Pomógł jej ustać w pionie, szczerząc się do swoich kolegów.
            - Nie ma problemu, wszystko w porządku?
            - Aahaaaa – odpowiedziała przedłużając samogłoski – trochę za dużo wypiłam! – dodała z głupawym uśmiechem.
            - Ja też – chłopak uniósł pięść do góry w geście zwycięstwa – przerwa wiosenna! – krzyknął na cały głos.
            Jego okrzyk przyniósł niespotykany dla Weroniki efekt, większość osób obecnych na imprezie podchwyciła go i powtarzała, cały dom zawrzał od okrzyków. Nie chcą odstawać od tłumu również krzyknęła, zachwiała się znowu i nachyliła w stronę chłopaka.
            - Jak Ci na imię – zadał to pytanie prosto do jej ucha.
            - Amber – mówiąc to Weronika uśmiechała się radośnie.
            Chłopak wydawał się nie nadążać za Weroniką, był prawie tak pijany jak Weronika udawała, że jest.
            - Skąd jesteś Amber?
            - Studiuję na Uniwersytecie Nevady w Las Vegas – zaszczebiotała.
            - UNLV? – chłopak zagrzmiał z ekscytacji – Hej Trang! Trang – wołał do kolegi.
            -  Ty mówiłeś, że studiujesz na UNLV co nie? Znasz Amber? – wskazał na Weronikę.
            Trang, który od stóp do głów wyglądał jak hawajczyk, kiwał się w przód i w tył.
            - Huh? – wydobył z siebie po chwili, jego przekrwione oczy tłumaczyły trochę jego zawieszenie.
            - To strasznie duża szkoła – Weronika ponownie zaszczebiotała – z czego będziesz pisał pracę?
            - Nie wiem jeszcze – wymamrotał – może z ekonomii.
            - Oh, ja jestem na wydziale historii – Weronika rozglądała się po grupie w której stali, cały czas trzymała dłoń na ramieniu pierwszego chłopaka.
            - Ale tu super, przez cały życie nie widziałam takiego dużego domu. Czyja to w ogóle impreza?  - zadała pytanie w przestrzeń.
            Wszyscy pokręcili przecząco głowami, nikt nie znał odpowiedzi na to pytanie.
            - Szedłem sobie chodnikiem i jakiś koleś mnie zaprosił – odpowiedział po chwili Trang – zrobił to w sumie dopiero po tym jak sprzedałem mu trochę ecstasy.
            - Mnie zaprosili po bitwie na rapy – powiedział chudy chłopak w okularach z plastikowymi oprawkami – jakiś koleś w dredach powiedział, że podobały mu się moje rymy i, że powinienem przyjść na imprezę.
            - Więc żadne z Was nie wie kto tak naprawdę organizuje tę imprezę? – popatrzyła po zgromadzonych – Po prostu usłyszeliście o niej od kogoś?
            - Tak – odpowiedział pierwszy chłopak – no wiesz, ktokolwiek organizuje takie imprezy, zawsze najpierw wypuszczają swoich „pracowników”, żeby uderzyli do wszystkich najfajniejszych ludzi których spotkają i ich zaprosili. Jeśli jesteś wystarczająco cool i zwrócą na Ciebie uwagę, zapraszają Cię.
            - Ale suuuper – Weronika przypomniała sobie o szczebiotaniu – mój boooożeeee, ale… słyszeliście o tej dziewczynie, która zaginęła w zeszłym tygodniu? Ktoś nad basenem mi powiedział, że zaginęła z tego domu. Nie przeraża Was to? – otworzyła szeroko oczy.
            - Ktoś zaginął? – chłopak od rymów wydawał się być zaskoczony – o niczym nie słyszałem.
            - Tak, nie słyszałeś? Jej zdjęcie jest nad Cabo Cantina. Umarła będąc seksowną – pierwszy chłopak zaśmiał się.
            - W zeszły poniedziałek była na imprezie tutaj i od tamtej pory nikt jej nie widział – Weronika wtrąciła się – nikt z Was nie był wtedy na tej imprezie, co nie? To byłoby przerażające.
            - Kurde nie. W ostatni poniedziałek łykałem prochy i uczyłem się statystyki całą noc – chłopak wydawał się być rozczarowany – moja przerwa zaczęła się dopiero we wtorek.
            Dźwięk z mikrofonów przerwał im rozmowę. Wszyscy spojrzeli na tłum zgromadzony wokół małego podium na parterze, tuż obok basenu w kształcie ameby. Niski, korpulentny facet w Fedorze  i koszuli hawajskiej, pojawił się na podeście. Przez chwilę Weronika nie mogła zupełnie zrozumieć co mówił przez mikrofon, tłum był za głośno. Chłopak podniósł ręce w uspokajającym geście. Gwar zaczął cichnąć.
            - Dobra, dobra, dobra – krzyknął przez mikrofon uciszając resztkę gadających ludzi – a teraz pokażcie mi co to prawdziwy HAŁAS!
            Tłum zawył. Chłopak uśmiechnął się tryumfująco uniósł znowu ręce, tym razem w geście wygranej.
            - Przerwa wiosenna – krzyknął ponownie przez mikrofon.
            Hasło przeszło echem przez tłum.
            - Dobrze, dobrze – ponownie uspokoił tłum – dzisiaj mamy dla Was specjalną niespodziankę. Pięć przepięknych pań ze zniecierpliwieniem czeka aż będą mogły pokazać Wam swoją opaleniznę, nad którą pracowały przez cały tydzień. Dobrze wiecie jak małe potrafią być konkursowe stroje kąpielowe!
            Kolejne okrzyki przetoczyły się przez tłum.
            - Ale najpierw! – korpulentny chłopak kontynuował – pozwólcie, że zaprezentuje Wam sędziego! Oto i on! Organizator dzisiejszej imprezy! Rico! Wielkie brawa!
            Tłum znowu zaczął szaleć. Weronika patrzyła na Rico. Mężczyzna który pojawił się na podeście był zdecydowanie przystojny, miał ciemną oliwkową karnację, ciemne włosy i zarost wzdłuż żuchwy. Miał na sobie bermudy a girlanda z kwiatów odznaczała się kolorami na tle jego umięśnionej klatki piersiowej.

            To był ten sam mężczyzna który pojawił się na ostatnich zdjęciach z Hayley. Koleś z którym Hayley bawiła się przez całą noc podczas której zaginęła.