Veronica Mars: The Thousand-Dollar Tan Line
/// polskie tłumaczenie ///


czwartek, 21 kwietnia 2016

Rozdział jedenasty


            Manzanita Drive ciągnęła się równolegle do południowego wybrzeża Neptune, z obu stron otoczona była wysokimi żywopłotami chroniącymi posesje najbogatszych mieszkańców miasteczka przed ciekawskimi. Wiele mijanych posiadłości było domami wakacyjnymi światowych gwiazd kina, dyplomatów, prezesów firm. Część jednak była zamieszkana przez cały rok, jednym z takich lokatorów był Dick Casablancas, przyjaciel Logana. Ze swojego domu miał przepiękny widok na Pacyfik.
            Weronika wcześniej tego wieczora mijała wjazd do domu Dicka, znajdował się on po drodze do posiadłości o której mówiły jej przyjaciółki Hayley. Weronika pojechała tam po południu, żeby zrobić szybki i nieinwazyjny wywiad, chciała być przygotowana. Od koleżanek Hayley dowiedziała się też, że imprezy w posiadłości zawsze są tematyczne. Słowa dziewczyn potwierdziły się, Weronika widząc długie kolejki gości czekających na wejście do posiadłości, domyśliła się, że ich hawajskie koszule i girlandy kwiatów na szyjach mogą oznaczać tylko jedno. Imprezę w stylu Hawajskim.
            Po szybkich oględzinach pojechała do domu z nadzieją, że w zakamarkach swojej szafy znajdzie coś kiczowatego i w stylu hawajskim. Gdy po godzinie wyłoniła się ze swojego pokoju, miała na sobie długą, czerwoną przylegającą i drapowaną sukienkę. Kupiła ją ponad dekadę wcześniej na jakiejś wyprzedaży garażowej. Włosy zakręciła i upięła w stylu Marilyn Monroe, wykończeniem fryzury był wpięty za uchem Kwiat Lei, który wcześniej urwała z doniczek ojca.
            Gdy Keith zobaczył Weronikę gotową do wyjścia, nie mógł powstrzymać się od komentarza.
            - Gorąca randka? – zapytał unosząc brwi. Siedział na kanapie, w ręku trzymając papierową okładkę od płyty DVD, którą przed chwilą włożył do odtwarzacza.
            - Nie czekaj na mnie – Weronika odpowiedziała z uśmiechem. Przełożyła dłoń przez uszy słomkowej torebki, którą zamieniła ze swoją zwyczajową skórzaną i pokrytą ćwiekami czarną torbą. Wyszła z domu i ruszyła w drogę po Wallace.
            Teraz siedzieli w samochodzie na podjeździe przed posiadłością. Ich samochód stał tuż za samochodem przepełnionym nastolatkami. Za zamkniętą bramą, między wysokimi pniami palm, Weronika widziała pulsujące światła wydobywające się z okolic domu. Słychać było śmiechy, krzyki i regularne uderzenia basu rozchodzące się w chłodnym nocnym powietrzu.
            - Myślisz, że wezmą mnie za studentkę? – Weronika zadała to pytanie znudzonemu Wallecowi wydymając czerwone usta.
            - Naprawdę chcesz, żeby odpowiedział na to pytanie?
            Wallace miał na sobie koszulę hawajską należącą do Keita. Pamiątka po wakacjach, które ojciec Weroniki spędził kilka lat temu na Maui. Koszula wisiała nędznie na ramionach Wallace, była o jakieś dwa rozmiary za duża. Chłopak zorientował się, że Weronika po raz kolejny nie może wytrzymać ze śmiechu uzmysławiając sobie jak żałośnie wygląda.
            - Wiem, że nie możesz się nadziwić jak ktoś może wyglądać tak wspaniale w koszuli hawajskiej, wiem – przewrócił oczami jednocześnie uśmiechając się pod nosem.
            - No pewnie, że nie mogę – Weronika odpowiedziała mu próbując stłumić śmiech, kolejka samochodów w końcu poruszyła się lekko do przodu.
            Teraz Weronika mogła bez przeszkód obserwować grupę napakowanych ochroniarzy stojących tuż przed bramą posiadłości. Patrzyła jak każdy pasażer, każdego samochodu wychodził przez pojazd. Jeden z ochroniarzy oceniał gości i decydował, czy mogą wejść na teren czy nie. Jeśli pierwszy ochroniarz kiwnął głową zgadzając się na wpuszczenie gościa, kolejny z ochroniarzy (a może był to po prostu napakowany kamerdyner?) zajmował miejsce za kierownicą samochodu i odprowadzał go na parking. Trzeci z ochraniarzy w międzyczasie przeszukiwał pojedynczo każdego z gości.
            - Więc mówiłaś, że co to za impreza? – Wallace gapił się sceptycznie na ochroniarzy stojących przed ich samochodem.
            - Właśnie tego mamy się dowiedzieć.
            Cała impreza była bardzo dobrze zorganizowana jak na popijawę studentów podczas przerwy wiosennej. Skłaniało to Weronikę do różnych wniosków. Musiała być to albo dobrze przemyślana kampania promocyjna firmy Sun and Surf, albo któryś z producentów alkoholu wprowadzał nowy rodzaj trunku na rynek. Albo po prostu, właściciel posiadłości miał bardzo dobre powody, żeby aż tak skupić się na ochronie.
            Jeden z ochroniarzy kiwnął na Weronikę ręką, serce dziewczyny zaczęło bić szybciej gdy podjeżdżała pod samą bramę posiadłości.
            - Dobry wieczór, czy możecie oboje wyjść z samochodu? – ochroniarz okazał się być bardzo miły i prostolinijny. Na pewno profesjonalista, może nawet były żołnierz?
            - Jasne! – głos Weroniki w jednej chwili podskoczył o pół oktawy w górę. Otworzyła drzwi od samochodu i wyszła upewniając się, że jej uda były widoczne przez długie wcięcia sukienki. Przyszedł czas na granie głupiutkiej studentki.
            - Ale tu jest wspa-nia-leee – przeciągnęła ostatnie słowo machając dłońmi w ekscytacji – ten dom jest wspa-niaaa-łyyy, należy do jakiejś gwiazdy czy coś? O. Mój. Boże. Powiedzcie mi, że to dom Roberta Pattinsona. Jeśli to jego dom to umrę. Nie. Chwilę. Lepiej mi NIE mówcie – jej słowotok wydawał się działać. 
            Ochroniarz posturą przypominał orangutana, miał przystrzyżone prawie do zera a nos spłaszczony. Guziki od jego przymałej koszuli hawajskiej, ledwie trzymały się na miejscu. Jeśli nie wydawałby się aż tak zmęczony, mógłby uchodzić za przerażającego. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, był cierpliwy.
            Jeden z pozostałych ochroniarzy wymamrotał coś po hiszpańsku do swojego kolegi. Zaśmiał się, Weronika nie usłyszała co powiedział ale jego oczy wyraźnie skanowały jej ciało. Czekała na werdykt z naiwnym wyrazem twarzy, oczy miała szeroko otwarte. Zdążyła zauważyć, że każdy z ochroniarzy miał przy sobie broń, kabury odznaczały się spod ich hawajskich koszul. Poczuła ukłucie niepokoju w dole brzucha. Nie wzięła ze sobą swojego paralizatora, podstawowego elementu jej wyposażenia podczas śledztwa. Podczas wcześniejszej przejażdżki obok posiadłości zauważyła, że ochroniarze sprawdzają każdego, wolała, żeby nie znaleźli przy niej nic podejrzanego. Co zabawne, czuła się bardziej naga przez brak paralizatora niż przez cienką i dopasowaną sukienkę, która ledwie zakrywała jej biust.
            - Więc płacę coś za wejście? Muszę kupić jakiś kubek na alkohol w zamian za wejście? – kontynuowała dalej swój słowotok, przekrzywiając głowę na bok i patrząc zalotnie na ochroniarza. Ten patrzył na nią nadal beznamiętnie, jakby czekał aż skończy gadać. Po drugiej stronie samochodu Wallace patrzył się na nią z lekkim zdenerwowaniem. Stał sztywno podczas gdy jeden z ochroniarzy go obszukiwał. 
            Dwaj ochroniarze popatrzyli na siebie. Ten, który przeszukiwał Weronikę wziął z jej dłoni kluczyki do samochodu i dał jej w zamian mały czerwony bilecik.
            - Dobrze proszę pani, to jest bilet na Pani samochód. Jeśli będzie Pani chciała wyjść, wystarczy przynieść nam ten kartonik, resztę załatwimy my.
            - Dzięki Panowie! Chodź Wallace, czas na imprezę - Weronika podbiegła do chłopaka i wzięła go pod ramię. Krzyknęła dziko ciągnąc go za sobą w stronę posiadłości.
            - Trzeba im przyznać, są zorganizowani - Wallace spojrzał za siebie.
            Zorganizowani i uzbrojeni. Nerwy Weroniki były napięte do granic możliwości. Księżyc w pełni oświetlał im podjazd.
            Dom okazał się być podświetlony jak latarnia morska, każde okno odcinało się jaskrawością na tle ciemności nocy. Nowoczesna bryła domu zbudowana z kamienia i szkła odcinała się kształtami od morskiego tła, była postawiona prawie na plaży. Po drodze do wejścia Weronika i Wallace mijali grupki imprezowiczów.
            Dziewczyna w krótkiej zielonej spódnicy i staniku zrobionym z łusek kokosa, zachwiała się idąc przez trawnik.
            - Nie bądź taka Heather! – jakiś chłopak szedł w jej stronę powtarzając się co kilkanaście sekund.
            Łuski kokosa przekrzywiły się odsłaniając jeszcze bardziej jej biust, dziewczyna była jednak zbyt pijana, żeby zdawać sobie z tego sprawę.
            Im bliżej byli domu, tym więcej osób mijali. Alkohol krążył z rąk do rąk, docierał nawet to ledwo przytomnych osób leżących pod palmami. Zatrzymali się by sprawdzić czy wszystko w porządku z chłopakiem, który leżał twarzą do dołu. Upewnili się, że oddycha, przewrócili go na bok i zostawili tam gdzie znaleźli.
            - Kolejna ofiara dla bogów imprezy – Weronika wymamrotała bardziej do siebie niż do Wallace.
            Zatrzymali się na ganku, Weronika sprawdziła która godzina. Było tuż po dziesiątej.
            - Okej, w końcu nadszedł ten moment. Wchodzimy. Więcej się dowiemy rozdzielając się. Umówmy się, że spotkamy się tutaj za jakieś dwie godziny. Napisz mi SMS jeśli odkryjesz coś ważnego.
            - Okej – potwierdził Wallace obserwując kilka roześmianych dziewczyn w butach Ugg i bikini potykających się o próg wejściowy. Potrząsnął głową.
            - Wiesz, pamiętam jak podczas wiosennej przerwy chodziłem na imprezy z równolatkami. Nie chcę wyjść na tego podstarzałego, przerażającego gościa – dodał po chwili.
            - Rozluźnij się – Weronika uśmiechnęła się, poprawiła mu też kołnierzyk koszuli – postaraj się dobrze bawić i w międzyczasie miej oczy szeroko otwarte na cokolwiek co będzie wydawało Ci się dziwne.
            Przeszli przez szeroko otwarte dębowe drzwi wprost do ogromnego marmurowego przedsionka. 
            Wypełniał go tłum półnagich ludzi, wszystkie ściany podpierali studenci, ich biodra kiwały się w rytmie muzyki. Mieszanka potu, alkoholu i każdego rodzaju perfum od razu zaatakowała nos Weroniki. Dziewczyny w zielonych spódniczkach i górach do strojów kąpielowych opierały się o półnagich chłopaków w porozpinanych koszulach hawajskich. Na drugim piętrze otwartego hallu widać było DJa ubranego w hawajskie wzory, puszczał hawajskie rytmu zremiksowane z ciężkimi basami. Nagle Weronika poczuła zimną mżawkę na twarzy, ktoś otworzył szampana i polewał nim tłum a tłumowi się to podobało.
            Weronika spojrzała w stronę Wallace po raz ostatni. Chłopak otrząsnął się z szoku i dołączył się do zadowolonego tłumu, wyrzucił ręce w górę i tańcząc próbował przedostać się przez parkiet.
            Weronika odwróciła się w drugą stronę i zatoczyła swoim ciałem jak gdyby była pijana. Zauważyła trzy kamery ochrony, po jednej w każdym rogu pokoju. Zwrócone były na tłum bawiących się.
            Ciekawe czy to standardowe wyposażenie każdego z domów firmy Sun and Surf, czy może ten dom jest specjalny?
            Posiadłość okazała się być bardzo ekskluzywna, nawet jak na standardy Neptun. Minęła pokój muzyczny pomalowany na jaskrawy odcień koloru karmazynowego. Na każdej ze ścian wisiały gitary, Fenderson, Fibson, Yamaha, niezliczone odcienie drewna i polimeru.         Umięśniony chłopak w bermudach grał „Born This Way” Lady Gagi na wypolerowanym fortepianie. Kilka pomieszczeń dalej znajdował się pokój z bilardem. Dym z cygar wypełniał całą przestrzeń, tłum zgromadził się i przyglądał się jak długonoga piękność pochylała się nad stołem. Kolejne z pomieszczeń okazało się być mini-kinem. Studenci oglądali w nim jakiś film. Popcorn i puste butelki walały się po całej podłodze. Weronika była pewna, że oprócz dźwięków z filmu słyszała odgłosy wydawane przez pary zajmujące się sobą.
            Na tylnym tarasie paliły się pochodnie. Na kilku stołach ułożono Hawajskie przekąski, łącznie z całym prosiakiem z jabłkiem w pysku. Krótkie schody prowadziły w dół do niekończącego się basenu wypełnionego nagimi i półnagimi studentami. Na jej oczach chłopak w dredach wskoczył do basenu pomiędzy ludzi, rozchlapując wodę na około. W Jacuzzi odbywały się tradycyjne aktywności aka „idź na całość”. Góry od bikini leżały na pobliskich kamieniach przypominając morze zdechłych ryb.  
            Dobra Weronika. Czas na działanie.
            Ustawiła się w kolejce po kubek i napełniła go piwem z beczki, wiedziała, że bez alkoholu w ręku będzie się wyróżniać na tle tłumu. Po chwili zatoczyła się koślawie trafiając prosto w grupkę dzieciaków.
            - O mój bożeeee, przepraszam! – złapała za ramię stojącego najbliżej chłopaka. Pomógł jej ustać w pionie, szczerząc się do swoich kolegów.
            - Nie ma problemu, wszystko w porządku?
            - Aahaaaa – odpowiedziała przedłużając samogłoski – trochę za dużo wypiłam! – dodała z głupawym uśmiechem.
            - Ja też – chłopak uniósł pięść do góry w geście zwycięstwa – przerwa wiosenna! – krzyknął na cały głos.
            Jego okrzyk przyniósł niespotykany dla Weroniki efekt, większość osób obecnych na imprezie podchwyciła go i powtarzała, cały dom zawrzał od okrzyków. Nie chcą odstawać od tłumu również krzyknęła, zachwiała się znowu i nachyliła w stronę chłopaka.
            - Jak Ci na imię – zadał to pytanie prosto do jej ucha.
            - Amber – mówiąc to Weronika uśmiechała się radośnie.
            Chłopak wydawał się nie nadążać za Weroniką, był prawie tak pijany jak Weronika udawała, że jest.
            - Skąd jesteś Amber?
            - Studiuję na Uniwersytecie Nevady w Las Vegas – zaszczebiotała.
            - UNLV? – chłopak zagrzmiał z ekscytacji – Hej Trang! Trang – wołał do kolegi.
            -  Ty mówiłeś, że studiujesz na UNLV co nie? Znasz Amber? – wskazał na Weronikę.
            Trang, który od stóp do głów wyglądał jak hawajczyk, kiwał się w przód i w tył.
            - Huh? – wydobył z siebie po chwili, jego przekrwione oczy tłumaczyły trochę jego zawieszenie.
            - To strasznie duża szkoła – Weronika ponownie zaszczebiotała – z czego będziesz pisał pracę?
            - Nie wiem jeszcze – wymamrotał – może z ekonomii.
            - Oh, ja jestem na wydziale historii – Weronika rozglądała się po grupie w której stali, cały czas trzymała dłoń na ramieniu pierwszego chłopaka.
            - Ale tu super, przez cały życie nie widziałam takiego dużego domu. Czyja to w ogóle impreza?  - zadała pytanie w przestrzeń.
            Wszyscy pokręcili przecząco głowami, nikt nie znał odpowiedzi na to pytanie.
            - Szedłem sobie chodnikiem i jakiś koleś mnie zaprosił – odpowiedział po chwili Trang – zrobił to w sumie dopiero po tym jak sprzedałem mu trochę ecstasy.
            - Mnie zaprosili po bitwie na rapy – powiedział chudy chłopak w okularach z plastikowymi oprawkami – jakiś koleś w dredach powiedział, że podobały mu się moje rymy i, że powinienem przyjść na imprezę.
            - Więc żadne z Was nie wie kto tak naprawdę organizuje tę imprezę? – popatrzyła po zgromadzonych – Po prostu usłyszeliście o niej od kogoś?
            - Tak – odpowiedział pierwszy chłopak – no wiesz, ktokolwiek organizuje takie imprezy, zawsze najpierw wypuszczają swoich „pracowników”, żeby uderzyli do wszystkich najfajniejszych ludzi których spotkają i ich zaprosili. Jeśli jesteś wystarczająco cool i zwrócą na Ciebie uwagę, zapraszają Cię.
            - Ale suuuper – Weronika przypomniała sobie o szczebiotaniu – mój boooożeeee, ale… słyszeliście o tej dziewczynie, która zaginęła w zeszłym tygodniu? Ktoś nad basenem mi powiedział, że zaginęła z tego domu. Nie przeraża Was to? – otworzyła szeroko oczy.
            - Ktoś zaginął? – chłopak od rymów wydawał się być zaskoczony – o niczym nie słyszałem.
            - Tak, nie słyszałeś? Jej zdjęcie jest nad Cabo Cantina. Umarła będąc seksowną – pierwszy chłopak zaśmiał się.
            - W zeszły poniedziałek była na imprezie tutaj i od tamtej pory nikt jej nie widział – Weronika wtrąciła się – nikt z Was nie był wtedy na tej imprezie, co nie? To byłoby przerażające.
            - Kurde nie. W ostatni poniedziałek łykałem prochy i uczyłem się statystyki całą noc – chłopak wydawał się być rozczarowany – moja przerwa zaczęła się dopiero we wtorek.
            Dźwięk z mikrofonów przerwał im rozmowę. Wszyscy spojrzeli na tłum zgromadzony wokół małego podium na parterze, tuż obok basenu w kształcie ameby. Niski, korpulentny facet w Fedorze  i koszuli hawajskiej, pojawił się na podeście. Przez chwilę Weronika nie mogła zupełnie zrozumieć co mówił przez mikrofon, tłum był za głośno. Chłopak podniósł ręce w uspokajającym geście. Gwar zaczął cichnąć.
            - Dobra, dobra, dobra – krzyknął przez mikrofon uciszając resztkę gadających ludzi – a teraz pokażcie mi co to prawdziwy HAŁAS!
            Tłum zawył. Chłopak uśmiechnął się tryumfująco uniósł znowu ręce, tym razem w geście wygranej.
            - Przerwa wiosenna – krzyknął ponownie przez mikrofon.
            Hasło przeszło echem przez tłum.
            - Dobrze, dobrze – ponownie uspokoił tłum – dzisiaj mamy dla Was specjalną niespodziankę. Pięć przepięknych pań ze zniecierpliwieniem czeka aż będą mogły pokazać Wam swoją opaleniznę, nad którą pracowały przez cały tydzień. Dobrze wiecie jak małe potrafią być konkursowe stroje kąpielowe!
            Kolejne okrzyki przetoczyły się przez tłum.
            - Ale najpierw! – korpulentny chłopak kontynuował – pozwólcie, że zaprezentuje Wam sędziego! Oto i on! Organizator dzisiejszej imprezy! Rico! Wielkie brawa!
            Tłum znowu zaczął szaleć. Weronika patrzyła na Rico. Mężczyzna który pojawił się na podeście był zdecydowanie przystojny, miał ciemną oliwkową karnację, ciemne włosy i zarost wzdłuż żuchwy. Miał na sobie bermudy a girlanda z kwiatów odznaczała się kolorami na tle jego umięśnionej klatki piersiowej.

            To był ten sam mężczyzna który pojawił się na ostatnich zdjęciach z Hayley. Koleś z którym Hayley bawiła się przez całą noc podczas której zaginęła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz