Veronica Mars: The Thousand-Dollar Tan Line
/// polskie tłumaczenie ///


czwartek, 14 kwietnia 2016

Rozdział dziesiąty



             - Jego alibi się potwierdziło? – tym pytaniem skierowanym do Weroniki, Mac rozpoczęła środowy poranek.
            Weronika zdążyła wrócić do biura z Uniwersytetu. Teraz opierała się o xero, które co chwilę wypluwało zadrukowane kolorowe kartki. Mac dla odmiany opierała się o krawędź swojego biurka, kilka metrów dalej. Wyciągnęła przed siebie swoje długie nogi, krótkie włosy opadały jej na czoło. Piła kawę z kubka na którym nadrukowany był kod binarny. Weronika była więcej niż pewna, że w ludzkim języku, napisy z kubka dało się przetłumaczyć jako „Hakerzy są lepsi”.
            - Potwierdziło się co do sekundy. Według kamer ochrony, wyszedł z biblioteki dwadzieścia sześć minut po północy. Do tego profesor Hague potwierdził, że następnego dnia Chad pojawił się na jego zajęciach o jedenastej. Za żadne skarby świata nie przetransportowałby się ze Stanford do Neptun i z powrotem w ciągu dziesięciu godzin. Udało Ci się znaleźć cokolwiek innego? – Weronika westchnęła.
            - Tej nocy, ani nawet kolejnego dnia, nie użył żadnej ze swoich kart kredytowych. Nie leciał też nigdzie samolotem - Mac pokręciła przecząco głową.
            Weronika patrzyła ponad ramieniem Mac. Ceglana ściana magazynu pod wpływem słońca jarzyła się na czerwono. Prawda była taka, że Weronika chciała, żeby Chad okazał się mordercą. Zarówno to czego dowiedziała się od przyjaciółek Hayley i jej własny zmysł sprawiał, że po prostu pragnęła tego prostego rozwiązania. Poprzedni wieczór, będąc jeszcze w Stanford, spędziła rozmyślając jak Chad mógł przechytrzyć kamery ochrony lub profesora. Rozmawiała nawet z kilkorgiem z jego znajomych.
            - Chad nigdy nie powinien uwiązywać sobie Hayley do szyi. Cały czas martwił się o Hayley i rozmyślał co ona robiła w każdym momencie dnia. Mówiłem mu, że najważniejsze w posiadaniu dziewczyny studiującej kilka godzin drogi od Ciebie, jest to, że to ona nie wie co ty robisz. Po co on się tak spina? Dałby dziewczynie swobodę, przecież i tak najważniejsze jest to, żeby samemu być wolnym –  Weronika usłyszała te słowa poprzedniego dnia od kolegi z drużyny Chada.
            - To było oczywiste, że Chad jest po uszy zakochany w Hayley. Mówił tylko o niej, co tydzień wysyłał jej kwiaty. Kilka razy zabrał ją na zakupy, za które płacił. Chodzi mi o to, że nigdy nie widziałem, żeby dla kogoś tak stracił głowę – kolejny kolega z Chada tylko potwierdził wszystko co Weronika usłyszała wcześniej.
            Ah ta szczenięca miłość, czy ktokolwiek skończył dobrze mierząc ją wartością pieniędzy?
            Weronika wiedziała, że nie ma żadnych dowodów jednoznacznie wskazujących na Chada. Jego alibi się potwierdziło, wyciągi z kart kredytowych nie budziły żadnych wątpliwości. Wiedziała, że nie odpowiada jej wydźwięk ich związku, ale nie miało to większego znaczenia skoro nie przybliżało jej to w żaden sposób do rozwiązania sprawy.
            - Mam coś co może Cię zainteresować i faktycznie być przełomową informacją w śledztwie – Mac odezwała się zza swojego zabałaganionego biurka. Przez chwilę szukała żółtej koperty podpisanej „DEWALT”.
            - Przy pierwszym podstawowym szukaniu informacji nie pojawiło się nic ważnego ale… Powiedzmy, że podeszłam do sprawy bardziej kreatywnie – wręczyła Weronice kopertę.
            - Crane Dewalt jednak znalazł się w policyjnych spisach? – Weronika nie ukrywała zaskoczenia wyjmując teczkę z koperty.
            - Był wtedy nieletni, więc trudniej było się dostać do tych akt. W Monatnie akta stają się tajne w momencie w którym oskarżony staje się pełnoletni.  Nie wtajemniczając Cię w niepotrzebne szczegóły powiem tylko, że ich ochrona systemu w którym przechowują danej, jest co najmniej słaba – Mac zatrzepotała niewinnie rzęsami.
            - Kradzież i posiadanie narkotyków, złapali go jak był pod wpływem – Weronika czytała na głos.
            - Tu jest właściwie wszystko o czym tylko można pomyśleć – przerzuciła kartkę, wyprostowała się zszokowana.
            - Wow, tego się nie spodziewałam. Do wachlarza oskarżeń dołącza napaść. W wieku szesnastu lat, Crane Dewalt, zaatakował jakiegoś dzieciaka łańcuchem owiniętym wokół nadgarstka. Chłopak w wyniku napaści stracił dwa zęby i wzrok w lewym oku. Crane trafił do poprawczaka na dziewięć miesięcy – Weronika podniosła wzrok na Mac.
            - Od tamtej pory nie pojawiło się w jego aktach nic nowego, ale przejrzałam historię jego zatrudnienia. Zwolnili go z Kinko po tym jak wdał się w awanturę z klientem. Od ponad roku pracuje tylko dorywczo.
            - Interesujące – Weronika zamknęła teczkę – masz cokolwiek co mogłoby wskazywać na to, że był w okolicach Neptun gdy zaginęła Hayley? Wyciągi z kart kredytowych, bilingów, bilety lotnicze?
            - Crane ma sześć różnych kart kredytowych, żadna nie jest spłacona. Nie ma żadnych oszczędności. Całe dwanaście dolarów i sześćdziesiąt centów na koncie. Nie bardzo miałam co śledzić - Mac pokręciła przecząco głowa.
            - Jeśli pracuje na czarno, może mieć więcej pieniędzy niż nam się wydaje. Motywem, jak zwykle, mogłaby być zwykła zazdrość.
            - Motywem? – Mac wyprostowała się zaintrygowana – czyli chcesz powiedzieć, że on zabił Hayley?
            - Nie i właśnie w tym jest problem – zirytowanie Weroniki rosło – nawet nie wiem jakiej zbrodni dotyczy ta sprawa. I dowiem się dopiero, jak rozwiążę tę zagadkę – przewróciła oczami.
            - Masz jakieś dodatkowe informacje na temat tej imprezy w rezydencji? – zapytała Mac po chwili ciszy.
            - Nie za dużo. Dom jest wynajmowany. Właścicielem jest firma Sun and Surf. Cały czas próbuję znaleźć coś więcej na ten temat, ale wiem jedno. Ten konkretny dom nie został wynajęty nikomu tej nocy kiedy zaginęła Hayley. Zgodnie z dokumentami firmy, każda ich posiadłość jest wynajmowana przez cały marzec, oprócz tej konkretnej rezydencji. Jej nie wynajmują.
            Weronika nie odpowiedziała Mac, przerwały jej głośne odgłosy dochodzące z klatki schodowej. Obie spojrzały w stronę drzwi przez które właśnie wchodził Wallace Fennel ciągnąc za sobą dwójkę nastolatków. Żaden z nich nie wyglądał na zadowolonego.
            - To jest szantaż – wykrzykiwał jeden. Był wysoki, ciemnoskóry, na głowie miał krzywo założoną czapkę z logiem Lakersów. Drugi z chłopaków był niższy, rude włosy w kolorze marchewki sterczały mu na głowie, całą twarz porytą miał trądzikiem. Dla odmiany nie odzywał się słowem. Podejrzliwie przyglądał się całemu pomieszczeniu.
            - Nie możesz nam tego zrobić – pierwszy z chłopaków cały czas coś mówił.
            - Świetnie – wtrąciła się w końcu Weronika – moi asystenci przybyli.
            - Twoi co? - Mac spojrzała na Weronikę zaskoczona.
            - Ten tutaj próbował mi uciec, musisz na niego uważać – Wallace spojrzał na wyższego z chłopaków.
            - Cześć Mac – dodał po chwili, zauważając Mac siedzącą za biurkiem.
            - Cześć Wallace, dlaczego dostarczasz pod nasze drzwi rzezimieszków?
            - Bo jestem pomocnym przyjacielem. Weronika powiedziała, że potrzebuję dwóch takich, którzy znają teren. Oto i oni – Wallace uśmiechał się krzywo i nie bez cienia satysfakcji.
            - Trener Wallace zawsze pomocny. Spotkałem moich dwóch najlepszych graczy w pubie. Ich wymówki dlaczego mają podrobione dowody osobiste, były najgorszymi jakie w życiu słyszałem. W podziękowaniu za moją okazaną im łaskę, pomogą Ci dzisiaj po południu.
            Chłopak w czapce powoli odwrócił się w stronę Wallace i spojrzał na niego groźnie.
            - To niesprawiedliwe. Nie może nas Pan karać za coś co wydarzyło się podczas przerwy wiosennej. Nie byliśmy nawet na terenie szkoły, trenerze!
            Wallace uśmiechnął się do chłopaka pobłażliwie.
            - Masz rację T.J, nie mogę Cię zawiesić. Mogę za to zostawić Cię na ławce rezerwowych do końca sezonu. Po chwili zastanowienia, wiem co mogę jeszcze zrobić. Na przykład zadzwonić do Twojej mamy?
            Przerażenie na twarzy chłopaka było prawdziwe. Wallace sięgnął po komórkę udając, że wykonuje telefon.
            - Dzień Dobry Pani Wiggins, chciałem tylko się upewnić, że T.J. ma pozwolenie na picie piña colady. – Wallace opuścił rękę.
            - TJ chodzi o to, że wierzę w drugie szanse, więc zamiast Cię karać, chcę żebyś dał coś od siebie w zamian za ten głupi pomysł z fałszywkami. Zgadzasz się ze mną?
            Chłopak przytaknął bezdźwięcznie.
            - Jakie jest Twoje zdanie na ten temat Quinton? – Wallace odwrócił się do rudego chłopaka, który również przytaknął i zgodził się na postawione warunki. 
            Weronika ze stosu ulotek wyciągnęła jedną i podniosła ją do góry. Wzrok przykuwały dwa zdjęcia Hayley, oba zrobione w nocy podczas której zaginęła. Na jednym Hayley tańczyła na parkiecie, fotograf złapał ją w pół ruchu, jej włosy wirowały w powietrzu. Drugie zdjęcie przedstawiało dziewczynę siedzącą na kolanach przystojnego nieznajomego. Weronika zamiast podpisywać ulotkę zwykłym sloganem, dodała numer telefonu do ich Agencji Detektywistycznej.
            - Chłopaki, potrzebuję Waszej pomocy w tej sprawie. Musicie, dosłownie, zalać miasto tymi ulotkami. Oczywiście w odpowiednich miejscach, najlepiej tam gdzie kręci się największa liczba licealistów i studentów.
            Zarówno T.J. jak i Quinton wzięli ulotki od Weroniki, ich wzrok padał tylko na zdjęcia na nich zamieszczone. Wymienili się spojrzeniami, po chwili T.J. spojrzał na Weronikę z nadzieją w oczach
            - Chcesz żebyśmy też przesłuchiwali ludzi? Możemy popytać, może ktoś będzie chciał z nami porozmawiać. No wiesz, na plaży?
            Zanim Weronika mu odpowiedziała, patrzyła na chłopaka przez chwilę przenikliwym spojrzeniem.
            - Masz moje pozwolenie na rozmowę z kimkolwiek sobie tylko chcesz, nawet jeśli głównie będą to panienki w bikini, dopóki systematycznie będziecie rozprowadzać moje ulotki.
            - Albo tak długo jak będziecie zachowywać się jak prawdziwi gentelmani i nie sprawicie, że ktokolwiek pomyśli o Waszym trenerze lub drużynie źle – Wallace wtrącił szybko swoje zdanie.
            - Jeśli mnie zawiedziecie, Wasze kolejne przewinienie nie skończy się tak przyjemnie. Rozumiecie? – dodał po chwili.
            T.J. poczuł się chyba urażony.
            - Hej, nie potrzebuje wykładów na temat tego jak traktować kobiety. Szanuje je wszystkie. Te szczupłe, te przy kości…
            - Chłopaki – Weronika przerwała chłopakowi w pół słowa – skupcie się. Te ulotki muszą się pojawić na mieście jak najszybciej. Jako dodatkowy motywator obiecuję Wam, że jeśli znajdę Hayley, dostaniecie 100$.
            Obaj nastolatkowie zamarli.
            - Każdy z nas? – zapytał T.J.
            - Każdy – potwierdziła Weronika – więc lepiej upewnijcie się, że te ulotki znajdą się w jak największej liczbie miejsc. To zadziała tylko jeśli ludzie je zobaczą.
            T.J. i Quinton odwrócili się w swoją stronę i zaczęli dyskutować po cichu gdzie rozłożyć ulotki, nie mogli się zdecydować między miejscami w których było najwięcej osób a miejscami w których było najwięcej roznegliżowanych studentek. Jak można było podejrzewać to głównie T.J. zabierał głos, podczas gdy Quinton przytakiwał mu co jakiś czas. Weronika odwróciła się w stronę Wallace.
            - Dziękuję – uśmiechnęła się do niego podając mu kolejną porcję ulotek – ratujesz mi życie!
            - No nie powiem, żeby w moim dzisiejszym planie dnia od początku znajdowało się pilnowanie dwóch nastolatków. Wisisz mi przysługę Mars – dodał ciszej.
            - Po prostu dodaj to do listy – Weronika odpowiedziała mu równie cicho.
            - Więc jakie macie plany na dzisiejszy wieczór dziewczyny? – zapytał już normalnym głosem – może jakieś piwo wieczorem?
            - Kusisz – odpowiedziała Mac – ale wolę sobie wydłubać oczy łyżką.
            - No weź, nie jest aż tak źle. Na pewno jest dużo spokojniej niż rok temu – Wallace przeniósł wzrok na Weronikę – jeśli mam niańczyć tę dwójkę przez najbliższe godziny, potrzebuję jakiejś nagrody po tym ciężkim przeżyciu, rozumiesz?
            Nagle Weronika wpadła na genialny pomysł. Lekki, rozważny uśmiech pojawił się na jej twarzy. Wallace otworzył szeroko oczy i przechylił się do tyłu.
            - Przeraża mnie jak patrzysz na ludzi z takim wyrazem twarzy.
            - Przeraża Cię? No weź Wallace, nie ufasz mi?
            - Chcesz prawdy czy mam Cię uroczyć jakimś przychylnym kłamstewkiem? 
            - Okej, dobrze – Weronika podniosła ręce w obronnym geście – myślałam, że szukasz jakiejś nagrody, ale jeśli nie chcesz dostać zaproszenia na najlepszą imprezę sezonu, mogę iść na nią sama.
            - Impreza sezonu? - Wallace spojrzał na Weronikę z ostrożnym dystansem.
            - Impreza stulecia jeśli wierzyć historiom, które o niej krążą.
            - Tak, tak Weronika. Ty i podniecenie imprezą? Nikt nie kupuje tej ściemy. Więc gdzie jest haczyk?
            - Nie ma haczyka – Weronika splotła swoje ramiona z ramionami Wallace – ale jeśli nam się poszczęści, może uda nam się zdobyć trochę informacji na temat tego co stało się Hayley Dewalt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz