Veronica Mars: The Thousand-Dollar Tan Line
/// polskie tłumaczenie ///


czwartek, 28 kwietnia 2016

Rozdział dwunasty



             Weronika złapała się balustrady obserwując Rico, który uśmiechał się i machał w stronę tłumu. Jego twarz migotała w świetle pochodni.
            Organizator imprezy? Był młody, wyglądał na studenta. Weronika znała mnóstwo młodych milionerów, więc nie zdziwiła się aż tak. Było go stać na wynajmowanie tej luksusowej posiadłości. Problem polegał na tym, że zgodnie z tym co znalazła Mac, nikt nie wynajmował tego domu. Nie było też możliwości, żeby ktoś organizował imprezy w nim nielegalnie. Ochrona była zbyt profesjonalna no i imprezy odbywały się codziennie. Do tej pory ktoś by się już zorientował. Może był właścicielem firmy wynajmującej? Albo jego rodzice?
            Rico był już na środku sceny. W jego ręku pojawiły się świeże banknoty. Wziął mikrofon od chłopaka w Fedorze, na jego twarzy pojawił się powolny uśmiech.
            - Żeby pokazać Wam jak bardzo chcemy wyłonić najpiękniejszą opaleniznę w Neptun, na zwyciężczynię konkursu czeka tysiąc dolarów! Jak Wam się podoba ten pomysł?
            Pośród tłumu znowu nastała wrzawa. Rico oddał mikrofon z powrotem w ręce korpulentnego chłopaka i usiadł w swoim krześle. Wyglądał jak książę na królewskim tronie.
            Mistrz ceremonii wrócił na środek sceny.
            - Teraz, skoro wszyscy jesteście już gotowi, zacznijmy pokaz! Pierwszą z naszych uczestniczek jest Aurora z Tuscon w Arizonie. Auroro, pokaż wszystkim swoją opaleniznę!
            Dziewczyna o kasztanowych włosach i w bikini w cętki leoparda pojawiła się na scenie i krzyknęła na powitanie coś niezrozumiałego przez mikrofon. Muzyka z burleski zabrzmiała w głośnikach, dziewczyna miotała się po scenie. Pokazywała swoje kocie ruchy, kucała i wstawała powoli, sięgała do kostek i starała się być jak najbardziej sexy.    Odwróciła się plecami do tłumu, potrząsnęła biodrami, spojrzała przez ramię na zgromadzonych ludzi i sugestywnie ściągnęła w dół rzemyki wiążące strój na biodrach, oczom publiczności ukazała się jej opalona pupa. Po chwili zaczęła bawić się zapięciem stanika, odplątała sznurek, który miała zawiązany na szyi, wolne końce przełożyła pod pachami do tyłu i bawiła się nimi uwalniając coraz bardziej piersi. Dręcząc tłum, odwróciła się przodem w ich stronę i powoli opuszczała w dół trójkąciki bikini zasłaniające jej biust. W końcu dkryła bledszą skórę znajdującą się pod nimi. Rico zagwizdał zachęcająco, tłum oszalał.
            - Zdejmij go!
            - Więcej!
            - Pokaż nam!
            - Mój kuzyn myśli, że jest kobieciarzem – ten głos był głęboki i miękki, Weronika usłyszała go tuż nad swoim uchem. Odwróciła się i spojrzała lekko do góry w ciemnobrązowe oczy nakrapiane zielonkawymi plamkami. Mężczyzna miał około dwudziestu szczęściu, może dwudziestu siedmiu lat, ciemne kręcone włosy i kwadratowe kości policzkowe. W odróżnieniu od wszystkich uczestników imprezy nie miał na sobie stroju związanego z Hawajami. Był ubrany w idealnie dopasowany szary garnitur, i czarne mokasyny. Nie miał krawata ale na szyi wisiała mu girlanda zrobiona z fioletowych i białych orchidei. 
            - Twój kuzyn? – Weronika uśmiechnęła się do niego i przekrzywiła lekko głowę. Widząc garnitur, jego uśmiech i lekką pogardę jaką wykazał się w stosunku do Rico – wiedziała, że nie podziała na niego udawanie pijanej i głupiutkiej studentki.
            - Rico – nieznajomy wskazał głową scenę na której teraz stał Rico i tańczył z kasztanowłosą – jak dzieciak w sklepie z cukierkami.
            - Nie pochwalasz tego? – zapytała przesuwając się prawie niewidocznie w kierunku mężczyzny. Serce jej waliło ale potrafiła opanować swoje zdenerwowane ruchy.
            - Nie, nie przeszkadza mi to zupełnie. Uwielbiam dobre imprezy jak każdy inny ale Rico woli zmieniać imprezy w sport, wyścigi, rywalizację.
            - A ty co wolisz?
            - Zdobywać to, co chcę.
            Sposób w jaki jego oczy lustrowały jej ciało, nie zostawiał żadnych wątpliwości. Tym kogo chciał zdobyć dzisiaj, była Weronika.
            - Jestem Eduardo – powiedział po chwili.
            - Amber – Weronika rozejrzała się lekko po domu – to Twój dom? Jest piękny.
            - Dziękuję, mam nadzieję, że bawisz się dobrze.
            - Dlaczego miałoby być inaczej? – podniosła kubek udając, że bierze z niego łyka – więc czym się zajmujesz Eduardo, oczywiście poza organizowaniem niesamowitych imprez?
            - Jestem studentem, robię studia podyplomowe z administracji na Uniwersytecie Hearst.
            - Studia podyplomowe – zaśmiała się – po co Ci to? Przecież już i tak masz wszystko o czym mógłby pomarzyć student administracji.
            Eduardo też się zaśmiał.
            - To? To wszystko odziedziczyłem. Chcę mieć swoje własne osiągnięcia, chcę umieć zarabiać sam. Inaczej to wszystko – pokazał ręką na posiadłość – pójdzie na marne.
            - To… to bardzo interesujące podejście – Weronika zmarszczyła brwi, nie tego spodziewała się po kimś kto codziennie podczas przerwy wiosennej urządza takie imprezy.
            - Rodzina jest ważna, w ten sposób mogę uhonorować swoją.
            Pod nimi, na parterze kolejna uczestniczka wyszła na scenę i zabawiała widownię bladymi kawałkami skóry wystającymi spod jej bikini.
            - Czym zajmuje się Twoja rodzina? – zapytała Weronika.
            - Nieruchomościami, głównie. Czasami inwestycjami i tak dalej – machnął ręką jakby temat był zbyt przyziemny.
            - Powiedz mi Amber, czy nie chciałabyś pójść ze mną na spacer po plaży? Teraz jest najcudowniejszy moment na chodzenie brzegiem oceanu, no i moglibyśmy porozmawiać bardziej prywatnie tam, niż możemy tutaj – zbliżył się do niej. Weronika czuła nutkę drzewa sandałowego w jego perfumach, były tak samo ekskluzywne i drogie jak wszystko co miał na sobie.
            Weronika uśmiechnęła się kalkulując. Eduardo wydawał się tym typem, który będzie próbował zdobywać bardziej, gdy pojawi się jakaś przeszkoda na drodze.
            - Nie sądzę, żeby spodobało się to mojemu chłopakowi – odpowiedziała po zastanowieniu. 
            - I jest tu z Tobą? Nie zwróciłem uwagi. - Eduardo rozejrzał się po najbliższym otoczeniu jak gdyby spodziewał się, że chłopak Weroniki pojawi się znikąd.
            - Jest w środku, tańczy – odpowiedziała – ja wyszłam na taras zaczerpnąć świeżego powietrza.
            Eduardo zbliżył się jeszcze bardziej do Weroniki, czuła jego ciepły oddech na szyi.
            - Wiesz, że jest przerwa wiosenna, prawda? Najlepszy moment na łamanie zasad. Moim zdaniem każdy facet, który wybiera tłum ludzi na parkiecie zamiast Twojego towarzystwa, po prostu na Ciebie nie zasługuje. 
            - I to podobno Rico uważa się za kobieciarza? - Weronika uniosła brwi.
            Eduardo odchylił głowę do tyłu i zaśmiał się szczerze. Na parterze, wszystkie uczestniczki konkursu właśnie ustawiały się na scenie. Pozowały jak miss piękności. Jedna z dziewczyn nagle zdjęła biustonosz i potrząsnęła ramionami ku uciesze tłumu.
            Weronika usłyszała telefon dzwoniący we wnętrzu swojej torebki.
            - Przepraszam, muszę odebrać – powiedziała w stronę Eduardo i zaczęła przeszukiwać torebkę.
            - Oczywiście – odpowiedział podczas gdy Weronika odwróciła się do niego plecami i odeszła parę kroków.
            Odczytała wiadomość od Mac.

            WAŻNE! Dom należy do Federico Gutiérreza Ortegi i Eduardo Gutiérreza Costillo. Obaj studiują na Uniwersytecie Hearsta, oboje powiązani z Meksykańskim kartelem narkotykowym.

            Przez moment świat wokół Weroniki wydawał się cichy, nie słyszała muzyki, nie słyszała ludzi, kolory wyblakły. Gapiła się tępo na telefon.
            Rico i Eduardo nie byli tylko uniwersyteckimi lekkoduchami. Należeli do rodziny królewskiej wśród karteli narkotykowych.
            - Amber? Wszystko w porządku?
            Bodźce nagle zaczęły do niej docierać na nowo. Podniosła głowę i zobaczyła jak Eduardo się do niej zbliża. Jego oczy powędrowały do jej telefonu, Weronika zablokowała komórkę i wrzuciła ją do torby.
            - Przepraszam Eduardo, muszę uciekać. Ważna sprawa – pokręciła głową i potrząsnęła ramionami.
            - Przykro mi to słyszeć, mam nadzieję, że wszystko ok? – Eduardo spojrzał Weronice głęboko w oczy.
            - Tak, mam nadzieję, że tak. Dziękuję – uśmiechnęła się do niego, krew wrzała jej w żyłach.
            Narkotyki. Handel ludźmi. Wymuszenia. Porwania. Morderstwa. Wszystkie te terminy wirowały jej w głowie.
            - Dzięki za niesamowitą imprezę Eduardo, naprawdę świetnie się bawiłam.
            Poczuła jego dłonie na swoich. Miał zimne ale delikatne palce. Podniósł jej dłoń do swoich ust.
            - Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy – wyszeptał.
            Na partnerze Rico Gutiérrez Ortega tańczył na scenie z uczestniczkami konkursu. Weronika delikatnie wyjęła dłonie z rąk Eduardo, odwróciła się i prawie potknęła przechodząc przez podwójne drzwi.
            Wallace. Musiała znaleźć Wallace’a. Trzęsącymi się rękoma wybrała jego numer, jednocześnie przeciskając się przez tłum zgromadzony w kuchni. Impreza była tak głośna, że prawdopodobnie i tak nie mogłaby go usłyszeć.
            Gdzie jesteś? – napisała mu wiadomość. Nie czekała na jego odpowiedź, szukała go pośród tłumu na parterze. Tłum gęstniał i robił się coraz bardziej szalony z każdą godziną. Kolejnym minusem szukania Wallace’a był fakt, że Weronika miała niecałe 160 cm wzrostu. Stała na palcach i wyciągała szyję do góry licząc na to, że to pomoże jej w odszukaniu chłopaka.
            Minęła łazienkę w której dziewczyna zalewała się łzami i łkała głośno. W pokoju z bilardem dwóch gości uprawiało zapasy, nie była w stanie stwierdzić czy dla zabawy, czy faktycznie ze sobą walczyli. Nigdzie nie było jej przyjaciela. Nie odpowiedział ani na jej telefon ani na wiadomość. Wspięła się po schodach na piętro, korytarz był mniej zatłoczony. Przez otwarte drzwi sypialni widziała masę kończyn wijących się po ogromny łóżku. W kolejnym pokoju trójka nastolatków siedziała wokół lampki z lawą w środku, wpatrzeni w światło siedzieli jak zahipnotyzowani. Ich koleżanka sama bujała się do snu na łóżku za ich plecami.
            Nagle Weronika poczuła czyjąś rękę na swoim nadgarstku. Krzyknęła głośno przerażona i odwróciła się szybko wokół własnej osi. Serce miała w gardle. Wallace odskoczył do tyłu przestraszony, dokładnie tak samo jak Weronika.
            - Oddychaj, kobieto – zaśmiał się ale nie był pewny sytuacji – to tylko ja – dodał po sekundzie.
            Ludzie z całego piętra obserwowali ich dwójkę. Większość z nich była uczestnikami imprezy ale Weronika zauważyła też jednego z ochroniarzy, któremu wystawała kabura spod napiętej hawajskiej koszuli. Kolejny z ochroniarzy przyglądał im się z daleka, udawał, że pisze wiadomość na swoim telefonie ale zerkał na nich badawczo. Zauważyła, że usta mu się zwęziły tuż po tym jak na nich spojrzał.
            - To by było tyle jeśli chodzi o niezwracanie na siebie uwagi – wymamrotała.
            - Chodź, zbieramy się stąd – złapała Wallace pod rękę i ruszyła do wyjścia.
            Utorowali sobie drogę przez tłum do drzwi wejściowych. Było chwilę po północy i impreza właśnie osiągnęła szczyt jeśli chodzi o ilość osób przebywających na terenie rezydencji. Gryzący zapach porozlewanego piwa i potu zdążył roznieść się po całym domu.
            Weronika jak tylko wyszli na dwór, zaczerpnęła świeżego powietrza. Po kilkunastu metrach, gdy odeszli na bezpieczną odległość od domu Wallace zapytał szeptem:
            - Co się stało?
            - Powiem Ci w samochodzie – Weronika zerknęła podejrzliwie w stronę krzaków nieopodal.
            - Podrzucę Cię do domu a potem pojadę do Mac. Mam wrażenie, że dzisiaj pracuję do późna.
            - Idę z Tobą po samochód – spojrzał do tyłu ponad swoim ramieniem. Rezydencja za ich plecami cały czas wrzała od głosów tłumu i muzyki, pulsujące światła dopełniały obrazka.
            - Weronika, Ci ochroniarze byli uzbrojeni. Widziałem jak jeden z nich przeładowywał swoją broń. Cokolwiek nie dzieje się w tym domu, jest poważne. Prawda?
            Weronika nie odpowiedziała, Wallace nie spodziewał się, że to zrobi. Resztę trasy na parking przeszli milcząc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz