Veronica Mars: The Thousand-Dollar Tan Line
/// polskie tłumaczenie ///


czwartek, 5 maja 2016

Rozdział trzynasty



             - Więc chcesz mi powiedzieć, że TEN gość stał obok Ciebie gdy dostałaś moją wiadomość? – Mac patrzyła przerażona na Weronikę ponad monitorem swojego laptopa.
            Minęła godzina odkąd Weronika opuściła z Wallacem imprezę, siedzieli oboje na kanapie w mieszkaniu Mac i opowiadali jej wszystko ze szczegółami.
            Weronika przytaknęła odpowiadając bezgłośnie na pytanie Mac.
            - Nie sądzę, żeby zdążył przeczytać to co napisałaś, ale i tak…
            Weronika westchnęła, wzięła łyk piwa i oparła  głową o zagłówek kanapy.
            Mieszkanie Mac, które wynajęła za czasów dobrze płatnej pracy u Kane’ów, mieściło się w wymuskanym budynku tylko kilka przecznic od najlepszego teatru i galerii sztuki w Neptun. Mieszkanie było urządzone ascetycznie, ciemnoczerwona kanapa pokryta żakardowymi poduszkami pod jedną ścianą. Na przeciwległej ceglanej ścianie wisiał plazmowy telewizor. W miejscu w którym większość normalnych ludzi umieściłaby stół, Mac miała ergonomiczne biurko, które po naciśnięciu jednego guzika zmieniało wysokość i było wypełnione wszelkiego rodzaju sprzętem elektronicznym. Na blacie kuchennym leżała w połowie rozkręcona płyta główna jakiegoś komputera, otoczona narzędziami i paczką chipsów.
            - Więc co, Ci kolesie są dealerami? – Wallace zmarszczył brwi.
            - Nie sądzę, nie są zwykłymi pracownikami. Są wyżej – Weronika pokręciła głową.
            - Dużo wyżej – Mac usiadła w wygodnym fotelu. Nadal była ubrana we flanelowe spodnie od pidżamy i szary podkoszulek w którym otworzyła im drzwi. Miała bladą twarz ale widać było na niej niesamowite zainteresowanie i emocje. Mac uwielbiała być poinformowana, spędziła pół nocy przeszukując Internet na okoliczność wszystkiego co było związane z rodziną Gutierrez. To było właśnie to do czego została stworzona. Nie do odbierania telefonów, nawet nie do pracy w biznesie IT. Była stworzona do wyszukiwania informacji. I nie miała w tym temacie sobie równych.
            - Znalazłam kilka ciekawych informacji. Zarówno Eduardo jak i Federico urodzili się w TJ. Rodzie Eduarda są właścicielami firmy zajmującej się importem i exportem. Ojciec Federica, wdowiec, jest właścicielem rancza w Rosarito, na południe od Maja – Mac skupiała się na ekranie komputera, spojrzała przelotnie na Weronikę i Wallace. Kontynuowała dalej.
            - Okazuje się, że obaj chodzili do szkół z internatem obaj w Szwajcarii. Teraz studiują na Uniwersytecie Hearsta. Oboje mają czyste kartoteki zarówno w Stanach jak i za granicą. Są zarejestrowani jako właściciele Sun and Surf. W swojej ofercie mają całą rzeszę domów na wybrzeżu. Każdy z tych domów jest wynajmowany za mniej więcej 10 tysięcy $ za noc.
            Wallace zagwizdał. Weronika wzięła kolejny łyk piwa, zimny i gorzkawy posmak ją pobudzał.
            - Więc poza więzami krwi, nie możemy ich połączyć z kartelem w żaden oczywisty sposób.
            - Więc… Nie jestem księgową, ale dosłownie tony pieniędzy przepływają przez ich konta. Może to normalne dla tego rodzaju biznesu ale tak czy siak, wydaje mi się, że niektóre liczby są przesadzone.
            - Firma jest przykrywką? – zapytał Wallace.
            - Jeśli tak, to bardzo dobrą – odpowiedziała Mac – w Internecie mają mnóstwo rekomendacji, w zeszłym roku umieszczono ich w książce podróżniczej jako firmę z „niesamowitymi” domami do wynajęcia. 
            - Taka sama sytuacja miała miejsce w zeszłym roku z jakimś ranczem w Oklahomie – wtrąciła się Weronika – z zewnątrz wszystko wyglądało zupełnie normalnie. Trenowali konie wyścigowe, mieli hodowlę, płacili podatki. Okazało się, że oprócz tego prali pieniądze dla Zetas.
            Wallace wzdrygnął się na wspomnienie kartelu z Meksyku.
            - Widziałem coś o nich w wiadomościach kilka miesięcy temu. Zdecydowanie przerażający goście.
            - Przygotuj się na dużo gorsze informacje – odezwała się Mac – stryjem Eduardo i Federico jest Jorge Gutiérrez Trejo, aka El Oso, aka Czarna Śmierć. Aktualnie najbardziej poszukiwana osoba przez Federalne Biuro Narkotykowe. Był przywódcą kartelu Milenio w Baja przez prawie 20 lat. Większość średniej wielkości karteli przechodziło w tym czasie jakieś zmiany, przejęcia, czy rozpady. Ale nie Milenios – Mac wydawała się zniesmaczona.
            - Dodatkowo możesz sobie wyobrazić, że nie jest w rejestrach policji przez bycie miłym gościem.
            Weronika wstała i podeszła do Mac. Patrzyła na ekran komputera zza ramienia przyjaciółki. To co czytała mroziło jej krew w żyłach. Mac wyciągnęła mnóstwo papierów dokumentujących dokładnie każde przestępstwo El Oso. Przez ostatnią dekadę, gdy wojny gangów wzmagały na silne, jego ludzie byli zamieszani w falę rzezi w całym wschodnim Meksyku. Ciała ich rywali były wieszane na słupach wysokiego napięcia i mostach z ostrzegającymi tabliczkami przyczepionymi do ciał. Miejsca w których można było spotkać inne kartele były systematycznie ostrzeliwane, zagazowywane i bombardowane. We wrześniu zeszłego roku ktoś zostawił trzynaście odciętych głów w koszu na piłki na stadionie w Estadio Caliente, największym stadionie piłkarskim w Tijuanie. Nikogo nie oskarżono o zbrodnię ale wiadomo było, że wszystkie ofiary pochodziły z kartelu Sonora. Gangu znanego z chęci objęcia pozycji Milenios.
            Kartel Milenios nie tylko używał swoich przerażających sposobów by zaznaczyć swój teren, wysłać wiadomość do swoich rywali. Używali tortur i rozlewali krew za każdym razem gdy chcieli coś osiągnąć. Nawet jeśli w sprawę mieli być zaangażowani zwykli obywatele, nie mający żadnego związku z narkotykami. Jeśli ktoś nie spłacił długu, był traktowany tak samo. Od zwykłych farmerów poprzez studentów. Krążyły o nich różne historie. Podobno porywali kobiety z ich domów i sprzedawali jako niewolnice i prostytutki.
            - Teraz się zastanawiam – wymamrotała Weronika – ciekawe czy nie poszerzyli swojego terytorium na Neptun.
            Mac spojrzała do góry na Weronikę.
            - Myślisz, że porywaliby obywatelki USA? – zapytał Wallace.
            - Nie sądzę. Oni nie są głupi. Woleliby nie ściągać zainteresowania FBI na swoje poczynania – wtrąciła się Mac.
            - Macie rację - Weronika zaczęła krążyć po pokoju, przeczesała dłońmi włosy. Loki zakręcone na imprezę już prawie całkowicie się rozpadły a kwiatek usechł.
            - Musimy po prostu przemyśleć wszystkie możliwości. Co jeśli Hayley zobaczyła podczas imprezy coś, czego nie powinna widzieć? Co jeśli… Nie wiem. Na przykład usłyszała jakąś rozmowę na jakikolwiek nielegalny temat? Albo zobaczyła coś co mogłoby zostać użyte przeciwko kuzynom Ortega w sądzie? Mogli pomyśleć, że muszą się jej pozbyć.
            - Pozbyć się? – Wallace zmarszczył czoło – myślisz, że…
            - Nie wiem – Weronika mu przerwała – ale jeśli Hayley w jakiś sposób zwróciła na siebie uwagę, mogli zadecydować, że zabicie jej będzie najlepszym wyjściem.
            W pokoju zapanowała cisza. Weronika podeszła do okna i wpatrywała się tępo przed siebie. Sygnalizacja świetlna właśnie zmieniła światło na czerwone. Chudy kot kręcił się wokoło śmietników. Oprócz tego ulica była nieruchoma. Zgodnie z zegarkiem Weroniki dochodziła druga nad ranem.
            - Powinniśmy iść z tym do Lamba – głos Mac był spokojny ale Weronika wyczuła w nim nutkę niepokoju – powinniśmy powiedzieć mu o związku tej sprawy z kartelami, o tym, że Hayley spiknęła się z Federico.
            Weronika wróciła myślami do swojej rozmowy z szeryfem. Bawił się włosami i unikał kontaktu wzrokowego gdy zapytała go o właścicieli domu.
            - Jestem prawie pewna, że Lamb już dawno wie, że oni są powiązani z kartelem.
            Mac przygryzła wargę. Wallace zmarszczył brwi.
            - Gdyby nie wiedział to dlaczego jeszcze nie przerwał tych ich imprez? Ma więcej niż kilka powodów by to zrobić. W tym domu roi się od nieletnich pijących alkohol, i to dopiero początek niekończącej się listy powodów. Lamb po prostu lubi być najważniejszy. Nie porwałby się na pogrywanie z Milenios – Weronika uśmiechnęła się krzywo – z tego co wiemy o naszym kochanym szeryfie, są duże szanse, że oni też go opłacają.
            - Więc co my zamierzamy z tym zrobić? – Mac zapytała głosem pełnym niepokoju – sprawy karteli są tak jakby poza naszym zasięgiem Weronika. Ci ludzi są naprawdę niebezpieczni.
            Weronika zamknęła oczy i zobaczyła twarz Hayley pod swoimi powiekami. Nie Hayley ze zdjęć na billboardach, ani tę Hayley która w seksownym wdzianku zniknęła z imprezy. Widziała dziewczynę ze zdjęć, które pokazywali jej rodzice w hotelu. Łagodną, przyjacielską, może nawet naiwną. Dziewczynę, która mogła znaleźć się w poważnych kłopotach nawet o tym nie wiedząc.
            - Nie wiem – odpowiedziała – musi być coś co możemy zrobić, sposób na rozwiązanie tej sprawy. Po prostu jeszcze nie wiem jaki.
            Mac się zaśmiała, odgłos jej śmiechu brzmiał przenikliwie w cichym pomieszczeniu.
            - W końcu rozwiążesz tę zagadkę – powiedziała w stronę Weroniki z większym strachem niż chciała – przecież od tego jesteś, od rozwiązywania nierozwiązywalnych zagadek.
            - Obiecaj nam, że nie zrobisz nic szalonego – Wallace też spojrzał na Weronikę, wyglądał na zdenerwowanego.
            Weronika nie odpowiedziała, nie chciała składać im obietnic, których mogłaby nie dotrzymać. W posiadłości były odpowiedzi na jej pytania i istniało duże prawdopodobieństwo, że będzie musiała po nie wrócić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz