-
Dzień Dobry bardzo!
Keith
Mars stał przy kuchence, przenosił jajka sadzone z patelni na talerze. Miał na
sobie szarą rozpinaną koszulę i spodnie w tym samym kolorze. Czarny fartuch
zawiązał wokół talii. Uśmiechnął się w stronę Weroniki gdy ta wkroczyła boso do
kuchni.
Weronika był wyczerpana po nieprzespanej
nocy i emocjonujących wydarzeniach poprzedniego dnia. Nalała sobie do kubka kawy
z zaparzacza. Na końcu blatu stał mały telewizor, Keith włączył go na kanał z
wiadomościami ale wyciszył głos. Weronika obserwowała usta Trish Turley
poruszające się bezgłośnie, mimo braku fonii wiedziała, że kobieta jest z
czegoś niezadowolona.
-
Ty gotujesz? – zadała pytanie ojcu.
-
Obudziłem się i poczułem, że jestem w stanie dzisiaj pokonać samego siebie.
Masz czas na śniadanie?
Keith
podniósł do góry talerz wypełniony bekonem i wachlował ręką zapach w stronę
Weroniki.
- Nie bardzo, ale nie powstrzyma mnie to
przed zjedzeniem.
Wyciągnęła
stołek barowy spod wysokiej kuchennej wyspy i usiadła na nim. Była godzina
10:45, Weronika spała przez 5 godzin i nie mogła powiedzieć, że się wyspała.
Sen zakłócały jej obrazy ciał zwisających z mostów. Jej mózg nie pozwalał jej
odpocząć, zastanawiała się nad szczegółami sprawy nawet śpiąc.
- Więc co robiłaś wczoraj? – Keith zadał
to pytanie jednocześnie rozkładając jajka na dwóch talerzach. Wcześniej położył
na nich tosty, kawałki melona i bekon. Przeniósł oba nakrycia na kuchenną wyspę
i ustawił jedno przed Weroniką.
-
Zaczęliśmy imprezę w Carlos and Charlie, ale po tym jak przegrałam w konkursie
miss mokrego podkoszulka, stwierdziliśmy, że eeeee tam. Wypiliśmy kilka drinków
na do widzenia i poszliśmy na imprezę w pianie. Nie pamiętam za dużo ale
przewinęło się wokół mnie kilku słodkich dziedziców fortun. Ojciec jednego z
nich jest właścicielem salonu Jaguarów! – Weronika uderzyła w swój zwyczajny,
sarkastyczny ton.
- Myślałem, że już masz chłopaka z
fajnymi samochodami – Keith odpowiedział wgryzając się w bekon.
- Luksusowych
samochodów nigdy za wiele.
- Słusznie – przytaknął – więc… jak prace
nad sprawą?
-
Ah, więc jednak rozmawiamy o sprawie? – próbowała kontynuować beztroskim tonem,
ale patrzyła ojcu prosto w oczy. Odpowiedział jej swoim łagodnym brązowym
spojrzeniem. Widziała to spojrzenie już wcześniej. Spojrzenie dzięki któremu kłamcy
i oszuści zaczynali się czuć bezpiecznie w towarzystwie mężczyzny, którego
zdecydowanie nie doceniali. Weronika zmrużyła oczy. I w tym momencie zauważyła
coś dziwnego na blacie kuchni, pudełko pomiędzy
solniczką, pieprzniczką a dzbankiem soku pomarańczowego.
- Co to jest? – zapytała ostrożnie
wskazując na pudełko.
- Ode
mnie, dla Ciebie – odpowiedział Keith. Wokół jego oczu pojawiło się napięcie,
którego Weronika nie mogła rozszyfrować. Podniosła pudełko delikatnie do góry,
ważąc je w dłoniach. Było dużo lżejsze niż się spodziewała. Rozwiązała wstążkę
i podniosła wieczko.
W
środku leżał rewolwer. Był tak czarny, że wyglądał jak cień czerwonego
materiału, na którym leżał. To była mała, dyskretna i stworzona dla niej broń.
Pistolet, który łatwo ukryć. Delikatnie i celowo zamknęła wieczko i przesunęła
cały pakunek z powrotem na miejsce. Serce jej waliło w klatce
piersiowej.
- Prosiłam o kucyka. I co roku jestem
rozczarowana – próbowała zażrtować.
Twarz
Keitha nie wyrażała żadnych emocji.
-
Weronika, posłuchaj mnie…
-
Dlaczego w ogóle wpadłeś na to, że chciałabym mieć broń? –przerwała ojcu w
pół słowa i wstała.
-
To jakaś pochrzaniona taktyka, żeby mnie przestraszyć? „Witaj w świecie
Detektywów Weroniko. Swoją droga, to jest Twoja broń, postaraj się nikogo nie
zabić”??
- Weronika.
Głos
Keitha był zdecydowanie głośniejszy ale nadal nie wydawał się być zły. Weronika
pokręciła przecząco głową. Spojrzała w oczy ojca i w końcu zorientowała się
czym było to napięcie wokół jego oczu. To był smutek.
Usiadła
z powrotem przy wyspie, najdalej jak się dało od pudełka.
-
Myślałem o tym co powiedziałaś mi ostatnio – Keith odetchnął głęboko – może
masz rację. Może nie jesteś w stanie walczyć ze swoim przeznaczeniem. Boże
dopomóż mi ale być może po prostu to jest Twoim powołaniem.
Pierwszy
raz od dłuższego momentu Keith uciekł wzrokiem od spojrzenia Weroniki. Spuścił
wzrok na pudełko.
- To moja wina. Jak miałaś widzieć w
życiu inne opcje, skoro ja cały czas przedkładałem kolejne sprawy nad naszą
rodzinę? Skoro to ja pozwalałem Tobie, nastolatce, na pomoc w Agencji
Detektywistycznej – powędrował znowu wzrokiem w stronę Weroniki.
-
Jestem w stanie zaakceptować, że zostałaś w Neptun. Akceptuję to, że to był
Twój wybór. Ale Weroniko, jeśli naprawdę tego chcesz…
- Nie oznacza to, że muszę nosić ze sobą
broń – przerwała mu w pół słowa.
Zorientowała
się jak upokarzająco blisko płaczu była. Ugryzła się mocno w wewnętrzną stronę
policzka.
-
Tato to jest śmieszne! Dziewięćdziesiąt procent naszej pracy opiera się na
przerzucaniu papierów. Nie potrzebuję broni.
-
Taka jest tego cena – Keith wzruszył ramionami. Pięści miał zaciśnięte, raz po
raz rwał serwetkę na strzępki.
-
Jeśli chcesz pracować w środowisku profesjonalnych Prywatnych Detektywów musisz
mieć broń. Wyrobisz sobie pozwolenie i nauczysz się z niej korzystać. Będziesz
ćwiczyła strzelanie z niej i użyjesz jej, jeśli zajdzie taka konieczność.
Przez chwilę siedzieli w niezręcznej
ciszy. Weronika również zacisnęła dłonie. Nie chciała nawet patrzeć ponownie na
pudełko, jednak część jej, część o której próbowała nie myśleć, podpowiadała
jej cały czas, że ojciec ma racje. Pomyślała o nocy sprzed dwóch miesięcy kiedy
to Stu Cobbler ścigał ją po apartamencie jej licealnej koleżanki Gii Goodwin.Mogłabym
użyć wtedy tej broni. Ta myśl sprawiała, że miała ciarki. Czy wyobrażała
sobie, że mogłaby go postrzelić? Może nawet zabić?
W tej chwili zobaczyła coś, co zupełnie
rozwiało jej myśli o broni. Nachyliła się nad blatem kuchennym i sięgnęła po
pilot od telewizora. Włączyła w nim głos. Na dole ekranu pojawiał się
systematycznie ten sam napis:
KOLEJNA
NASTOLATKA ZAGINĘŁA W MIASTECZKU NEPTUN W KALIFORNI.
Prezenterka
mówiła, że dziewczyna była widziana ostatni raz w środę na imprezie, pomiędzy
północą a pierwszą nad ranem. Aurora Scott, szesnaście lat, podczas przerwy
wiosennej odwiedzała przyjaciółkę studiującą na Uniwersytecie Hearsta.
Mimikę
twarzy Trish trudno było rozszyfrować, usta wyglądały jakby wygięła je we
wściekłym przekąsie. Jednak jej głos nie pozostawiał wątpliwości. Tryumf w
tonie jej głosu był wyraźny.
-
Nie uzyskaliśmy jeszcze żadnego komentarza od Szeryfa Balboa County, zgaduję,
że próbują to dobrze rozegrać po tym jak przez ponad tydzień ignorowali zaginięcia
Hayley Dewalt.
Zdjęcie nowo zaginionej nastolatki
pojawiło się na ekranie. Miała kasztanowe włosy, długą grzywkę zaczesaną na bok
i zielone, kocie oczy. Trzy lub cztery kolczyki zwisały jej z każdego ucha.
Jedynym makijażem jaki miała na sobie była gruba kreska na powiekach. Pomimo
jej ostrej urody, uśmiechała się słodko do aparatu, miała dołeczek w lewym
policzku.
-
O mój Boże – Weronika wyszeptała te słowa tak cicho, że ledwie słyszała samą
siebie. Potrząsnęła głową z niedowierzaniem. – Widziałam ją.
- Co? Gdzie? – ojciec odwrócił się w jej
stronę, widziała w jego wzroku cień jego detektywistycznej duszy. Widział w tej
sytuacji poszlakę i nie potrafił się powstrzymać. Musiał wiedzieć więcej.
-
Wczoraj, na imprezie – odpowiedziała głośniej.
Mniej
niż dwanaście godzin temu widziała Aurorę Scott w bikini w leopardzie cętki,
wyglądającą na dużo starszą niż jej szesnaście lat. Pokazywała swoją opaleniznę
na scenie podczas gdy bratanek lorda narkotykowego skupiał na niej swoją uwagę.
Ten sam chłopak z którym Hayley Dewalt była widziana tuż przed zaginięciem.
- Szeryfie Lamb! – Trish Turley patrzyła
prosto w kamerę swoimi ogromnymi niebieskimi oczami – pora się obudzić. Ma Pan
złoczyńcę na wolności krążącego po Neptun w Kalifornii. Dopóki go nie
złapiecie, każda nastolatka jadąca w trakcie przerwy wiosennej do Neptun,
będzie w niebezpieczeństwie.
-
Coraz trudniej jest się z nią nie zgodzić – wymamrotał Keith.
-
Przechodzimy teraz do transmisji na żywo z konferencji prasowej z rodzicami
Aurory – z telewizora nadal było słychać głos Turley.
Na
ekranie pojawiło się podium i stojąca na nim para w średnim wieku. Mężczyzna
był chudy i żylasty, miał kasztanowe włosy z przebłyskami siwizny. Był nie
oczywiście przystojny, miał opaloną i posągową twarz. Ale to wysoka, smukła
blondynka stojąca obok niego, przykuła uwagę Weroniki.
Jej włosy były krótsze niż zwykle,
wycięte dokładnie wokół uszu. Trochę przytyła ale pasowało jej to. Jej duże,
brązowe oczy patrzyły prosto w obiektyw kamery. Przez moment Weronice wydawało
się, że nie może oddychać. Jej płuca przestały pracować, nie mogła złapać
oddechu, były bezużyteczne.
Weronika
wypuściła pilot od telewizora na kuchenny blat.
- Jasna cholera – Keith patrzył
nieruchomo na ekran telewizora.
-
Proszę – powiedziała blondynka w stronę kamery, jej głos załamywał się pod
wpływem napięcia – proszę jeśli to oglądacie, jedyne o czym teraz marzę to
zobaczenie ponownie mojej córki.
Rozpłakała
się, dłonią przykryła usta, głowę schowała w ramionach męża.
Weronika
znała jej głos tak samo dobrze jak znała swój własny. Od czasu do czasu nadal
słyszała go w swoich snach.
Siedząc
w kuchni, obserwowała na ekranie telewizora Lianne Mars, swoją matkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz