Veronica Mars: The Thousand-Dollar Tan Line
/// polskie tłumaczenie ///


czwartek, 19 maja 2016

Rozdział piętnasty



            Lianne i jej nowy mąż zatrzymali się w domu na urwisku położonym wśród sosen i palm na wzgórzu, z widokiem na Neptun. Wszystkie tańsze opcje noclegu były zajęte. Każde miejsce zwolnione przez osoby rezygnujące z przyjazdu do Neptun podczas przerwy wiosennej, szybko rozchwytywali członkowie ekip telewizyjnych. Petra Landros umieściła Scottów w tym nowoczesnym marmurowo szklanym domu - świątyni,dzięki uprzejmości Izby Handlowej Neptun.
            Mózg Weroniki wydawał się być pusty gdy dzwoniła dzwonkiem do drzwi ich apartamentu. Słońce przebijało się przez korony drzew, plamy światła rozgrzewały kamienie przed wejściem do domu. Nad głową słyszała świergotanie ptaków. Weronika wychwytywała wszystkie te szczegóły czekając aż jej matka lub jej nowy mąż otworzą jej drzwi.
            Landros przekazała jej najważniejsze informacje przez telefon. Lianne i jej mąż Tanner mieszkali w Tuscon w Arizonie. Tanner pracował w supermarkecie. Lianne pracowała na pół etatu jako recepcjonistka w gabinecie dentystycznym. Przylecieli do Neptun wcześnie rano, jak tylko dowiedzieli się co się stało. Byli, co oczywiste, załamani. 
            Weronika nie wspomniała Landros o jej związku z Lianne. Prawdopodobnie powinna to zrobić, wiedziała, że oficjalnie uznano 
by to za konflikt interesów. Byłoby tak, gdyby miała jakiekolwiek plany na dopuszczenie swoich emocji i uczuć podczas rozpracowywani
sprawy. Nie miała jednak takiego zamiaru. Biorąc pod uwagę to w jaki sposób zrezygnowały z kontaktowania się ze sobą tyle lat temu, cała sytuacja wydawała się zbyt osobista i niezręczna by tłumaczyć ją przez telefon Petrze. Więc okazuje się, że klientką jest moja matka, ale w tym momencie mojego życia raczej jest to zwykły tytuł niż faktyczna jej rola. Nie widziałam jej ponad dekadę, nic wielkiego.
            Weronika ocknęła się w momencie w którym drzwi zaczęły się uchylać. Stał w nich mały chłopiec o jasnych blond włosach. Wyglądał na około 6 lat, miał na sobie koszulkę z logo Batmana i krótkie spodenki. Małe bębenki do grania wisiały mu na szyi.        
            - Nie wygląda Pani jak policjantka – zerknął na Weronikę.
            Weronika ukucnęła by znaleźć się na jego poziomie. Nagle cały dystans, który czuła przed przekroczeniem progu ulotnił się, nie mogła czuć się bardziej obecna. Spojrzała chłopcu w oczy. Miały jasnobrązowy odcień, odznaczały się wielością na jego małej, poważnej buzi.
            - Ty też nie – odpowiedziała mu, mrużąc oczy i uśmiechając się drwiąco. Chłopiec się nie uśmiechnął.
            - Policja jest głupia. Ja jestem Batmanem – uderzył kilka razy w bębenki i uciekł w głąb korytarza – Mamo! Ktoś przyszedł!
            Mamo. Weronika obserwowała tył głowy chłopca i próbowała jednocześnie wstać z podłogi. Skóra swędziała ją od adrenaliny. Nazwał ją mamą.
            Przez chwilę stała nieruchomo w progu. Po chwili zawahania przeszła przez drzwi. Sekundę później, Lianne Mars a raczej Lianne Scott weszła do przedpokoju.
            Minęło jedenaście lat odkąd Weronika ostatni raz widziała swoją matkę. Jedenaście lat odkąd spojrzała jej w oczy i kazała się wynosić. Weronika miała wtedy siedemnaście lat i była to jedna z najtrudniejszych rzeczy jaką zrobiła w życiu. Ale Lianne nie można było ufać. Wszystkie jej zamiary, jej miłość, jej dobroć i poczucie humoru, wszystko utopiła w alkoholu.
            A teraz Lianne stała w przedpokoju i wpatrywała się w swoją córkę. Usta miała szeroko otwarte, jak gdyby chciała coś powiedzieć ale w ostatniej chwili wyleciało jej z głowy co to miało być.        
            Pomysł powiedzenia czegokolwiek wydawał się absurdalny. Po tak długiej ciszy, po tym wszystkim co się nie wydarzyło przez ostatnie jedenaście lat, wypowiedzenie chociaż jednego słowa było nie do pomyślenia. Ale nie mogły przecież stać w przedpokoju w nieskończoność. Weronika uśmiechnęła się niezręcznie do matki.
            - Cześć mamo.
            Lianne zamknęła usta. Podeszła kilka kroków w stronę Weroniki, która poczuła, że matka będzie chciała ją przytulić i instynktownie cofnęła się do tyłu. Lianne zatrzymała się w pół kroku, ręce opadły jej wzdłuż boków.
            Z któregoś z pokoi usłyszały dźwięk bębenków.
            Weronika odchrząknęła.
            - Petra Landros mnie przysłała. Jestem tutaj, żeby pomóc odnaleźć Aurorę.
            Lianne się zaśmiała. Był to dziwny, przenikliwy dźwięk, jak gdyby coś jej utknęło w gardle.
            - Oczywiście. Oczywiście, że po to u jesteś. Oczywiście, że to na Ciebie musiało paść. Wejdź – odwróciła się i ruszyła w głąb domu.
            Weronika weszła za matką do przytulnego pokoju z wysokim sufitem. Jedna ze ścian była w całości szklanymi oknami. Za nią znajdował się szeroki balkon z którego widać było piękną panoramę Neptun. Blond chłopiec siedział na dywanie i dalej grał na bębenkach. 
            - Coś do picia? – oczy Lianne skakały między twarzą Weroniki 
a czymkolwiek na czym mogła zawiesić wzrok – Woda? Kawa?
            - Nie, dziękuję.
            Ona jest po prostu zwykłą klientką Weronika powtórzyła sobie w głowie. Kolejna przestraszona matka, która straciła córkę. Ta myśl sprawiła, że Weronika miała ochotę roześmiać się na głos. Nawet gdyby to zrobiła, wiedziała, że byłby to pusty i przestraszony śmiech.
            Weronika stanęła niezręcznie blisko krzesła, czekając na zaproszenie od matki, żeby usiadła. Lianne ściskała swoje dłonie jakby miało jej to przynieść ulgę. Przez chwilę patrzyła się tępo na chłopca.
            - Hunter kochanie. Możesz pójść do innego pokoju i pograć przez chwilę w samotności? Muszę porozmawiać z … Panią.
            Hunter wstał i podniósł bębenki. Spojrzał na Weronikę 
w nieodgadniony sposób.   
            - Znajdziesz Rory?
            - Rory? – Weronika zorientowała się za późno, że musiało być to zdrobnienie od Aurora. Usiadła na długim końcu kanapy zaraz naprzeciwko Huntera.    
            - Zrobię co w mojej mocy – spojrzała mu głęboko w oczy.
            Na czole chłopca pojawiła się mała zmarszczka. Spojrzał na matkę, która stała kilka kroków od nich i przyglądała się sytuacji 
z bezpiecznej odległości.
            - Mamo, mogę zostać?
            Lianne zamknęła na chwilę oczy.       
            - Proszę Cię kochanie, zrób to o co prosiłam. Potrzebujemy trochę prywatności.    
            Usta Huntera wykrzywiły się w podkówkę. Złapał za sznurek łączący dwa bębenki i pociągnął go za sobą. Ciągnął je całą drogę do kolejnego pokoju i robił to najgłośniej jak tylko mógł. Zniknął za rogiem korytarza, chwilę później drzwi w głębi domu zatrzasnęły się z hukiem.
            Lianne powoli usiadła na krześle kilka metrów od Weroniki. Patrzyła się na swoje kolana.   
            - Musisz mieć dużo pytań…
            - Nie musimy… – Weronika zaczęła mówić dokładnie w tym samym momencie, zagłuszyły się z matką.
            Zamknęła usta w smutnym uśmiechu.
            - W porządku, jestem tu służbowo. Żeby pomóc znaleźć Aurorę. Nie jesteś mi winna żadnych odpowiedzi.
            - Nie piję już od siedmiu lat. Siedmiu lat, trzech miesięcy 
i dwunastu dni – Lianne kontynuowała jak gdyby nie usłyszała Weroniki.
            - Tanner i ja spotkaliśmy się na odwyku. Jest ojcem Aurory. Huntera też. To chyba oczywiste. Przepraszam, jestem po prostu zdenerwowana – wzięła głęboki oddech, gdy odezwała się ponownie jej głos był spokojniejszy.      
            - Hunter… Hunter jest Twoim młodszym bratem – spojrzała Weronice głęboko w oczy. Wyglądała na przestraszoną, źrenice miała szerokie i ciemne.
            - Wiem – Weronika powiedziała delikatnie – zdążyłam się zorientować.
            Spojrzała w bok, miała ściśnięte gardło. Czuła się zagubiona, zdezorientowana, jak gdyby cały świat nagle się przeorganizował 
a ona jako jedyna została bez kompasu. Tak bardzo długo to wściekłość była jej domyślną emocją jeśli chodziło o cokolwiek związanego z jej matką. I jeśli chodziłoby tylko o Lianne, mogłaby podsycić go ponownie. Mogłaby to zrobić, żeby chronić siebie, żeby utrzymać matkę w bezpiecznej odległości. Ale brat? Nie wiedziała co ma zrobić.
            - Ile ma lat? Pięć? Sześć? – głos Weroniki był tak delikatny, że ledwie było ją słychać.
            - Sześć – Lianne uśmiechnęła się słabo – nie wie o Tobie. Zawsze… Zawsze chciałam mu powiedzieć, ale to trudne do wytłumaczenia.
            Weronika zastanawiała się czy chłopiec przypadkiem nie siedzi w pokoju z uchem przytkniętym do drzwi i nie podsłuchuje. Pamiętała jeszcze jak to było mieć sześć lat. Jednym okiem zawsze pilnowała poziomu alkoholu w butelce. Już wtedy rozumiała, że pomiędzy butelkami a zachowaniem jej matki jest jakaś tajemnicza zależność. Bywało lepiej, czasami gorzej ale alkohol zdecydowanie sprawiał, że gorsze czasy stawały się gorsze niż powinny.
            - Teraz gdy tyle się dzieje, nie chcę go… nie chciałabym go zdezorientować. Już i tak jest przerażony. Kocha Rory – łzy popłynęły jej po policzkach. Nawet nie próbowała ich wycierać.
            - Nie ma problemu, mamo.
            Nie ma żadnego powodu, żeby zmieniać sytuację. Weronika po raz kolejny powtarzała sobie w głowie własne myśli. Nie chcę Cię z powrotem w moim życiu. Nie chcę Twoich problemów, Twojej manipulacji, Twoich kłamstw. Nie potrzebuję Cię. Nie potrzebuję tego dziecka, którego nawet nigdy nie spotkałam.
            - Nie musimy komplikować sytuacji. Po prostu musimy się skupić na sprowadzeniu Rory do domu.
            Lianne przytaknęła gryząc końcówkę paznokcia. Jej usta drgały lekko. Wzięła głęboki oddech i spojrzała na Weronikę.
            - Kiedy Pani Landros powiedziała, że przyśle prywatnego detektywa, przez chwilę… Przez chwilę zastanawiałam się czy będzie nim Twój ojciec. Nawet nie pomyślałam, że będziesz to ty.
            Od odpowiedzi Weronikę uratowały dźwięki dochodzące z przedpokoju. Lianne poderwała się na nogi. Weronika w końcu mogła się zrelaksować, nie będą już dłużej same. Nie będą musiały rozmawiać o przeszłości. Nie będzie musiała się martwić, że któraś z jej starych ran zostanie rozdrapana. Chwilę później do pokoju weszło dwóch mężczyzn.
            Jednym z nich był chudy mężczyzna, którego Weronika widziała godzinę wcześniej na ekranie telewizora, Tanner Scott – ojciec Aurory. Miał na sobie dżinsową kurtkę z postrzępionymi rękawami i niósł dwa małe pakunki pachnące tłuszczem i solą. Za nim szedł barczysty chłopak w szarym kardiganie i wąskich dżinsach. Miał może osiemnaście lub dziewiętnaście lat, był gładko ogolony 
i blady. Niósł spaw napoi. Weronika miała wrażenie, że skądś go zna.
            - Przynieśliśmy lunch – pierwszy z mężczyzn podniósł do góry pakunki. Jego oczy w końcu spoczęły na twarzy Weroniki.      
            - To mój mąż, Tanner – powiedziała w jej stronę Lianne – Tanner, to jest… Weronika. Prywatna detektyw, którą wynajęła Petra Landros, żeby pomóc nam znaleźć Aurorę.
            Tanner wyglądał na zdziwionego, ponownie zlustrował Weronikę od góry do dołu. Smutny uśmiech pojawił się na jego twarzy.
            - Weroniko, słyszałem o Tobie tak wiele przez ostatnie lata. Cieszę się, że w końcu mogę Cię poznać.
            W jego głosie słychać było środkowowschodni akcent, spłaszczał samogłoski. Zanim Weronika zdążyła się zorientować, przytulił ją w rękach nadal trzymając paczki z jedzeniem.   Weronika stała sztywno i niezręcznie, gdy ją puścił cofnęła się nieznacznie do tyłu.
            - A to jest Adrian Marks – Lianne szybko zmieniła temat wskazując na barczystego chłopaka – jest najlepszym przyjacielem Rory. Mieszkał z nami praktycznie przez ostatni rok. Był z nią tego wieczora gdy zaginęła.
            Nagle Weronika uświadomiła sobie dlaczego jego twarz wydawała się jej znajoma. Był na imprezie w rezydencji, widziała go jak grał piosenkę Lady Gagi na fortepianie. Teraz spojrzał na nią 
i skinął głową na powitanie. Miał małe usta i markotny wyraz twarz, w jego ciemnych oczach widziała cierpienie. Poczuła do niego sympatię, wyglądał na tak samo przestraszonego jak przyjaciółki Hayley. Widać w nim było to samo poczucie zniszczenia czegoś beztroskiego i niewinnego.
            Raj jakim było Neptun nie tylko się zagubił. On został zmieciony z powierzchni ziemi.
            Tanner w końcu położył paczki z jedzeniem na kuchennym blacie.
            - Nie będziesz miała nic przeciwko jeśli będziemy jedli podczas naszej rozmowy? Nie chciałbym, żeby burgery nam wystygły.
            - Zupełnie nie.
            Zajęło im kilka minut odpakowanie jedzenia, upewnienie się czyja porcja należy do kogo. Lianne zaniosła burgera Hunterowi do pokoju. Zanim wróciła Tanner i Adrian zaczęli jeść, stół z zielonego szkła pokrył się opakowaniami, okruszkami i kawałkami burgerów 
i frytek. Zaproponowali Weronice porcję, którą wzięli jako dodatkową ale odmówiła. Jej żołądek wywrócił się na drugą stronę gdy tylko pomyślała o jedzeniu. Wyciągnęła z torby swój notes i długopis.
            - Możecie mi powiedzieć coś więcej o Aurorze? – zapytała – czym się interesowała, coś o jej charakterze?
            Tanner podniósł się lekko z krzesła, wyciągnął telefon z tylnej kieszeni spodni. Otworzył galerię zdjęć i podał komórkę Weronice.  
            - Stworzyłem specjalny album, żeby pokazywać policji, prasie, komukolwiek – wytłumaczył.
            W folderze były dwa lub trzy tuziny zdjęć, najwcześniejsze z okolic 2006 roku gdy Aurora miała osiem lat. Weronika zaczęła przeglądać zdjęcia.
            Pierwsze zdjęcie pokazywały chudą dziewczynkę z dzikimi włosami na głowie. W wieku ośmiu, dziewięciu i dziesięciu lat Aurora Scott wyglądała na energiczną ale niezdarną. Wyglądała jakby cały czas była gotowa do biegu. Widać po niej, że uprawiała sporty – pomyślała Weronika patrząc na żylaste nogi dziewczynki. Aurora miała na sobie krótkie spodenki dzięki czemu było widać jej kościste kolana i brudną od piachu i błota skórę. Nawet na ślubnym zdjęciu Lianne i Tannera nie potrafiła ustać spokojnie, prawie na żadnym ujęciu nie patrzyła w kamerę, bawiła się kokardą przy włosach lub ledwo trzymającym się kupy bukietem kwiatów. 
            Dziewczyna doroślała na oczach Weroniki. Jej zdjęcia z pustyni w Arizonie, obok ogromnego kaktusa. Pozowała do zdjęcia z maleńkim Hunterem na tle choinki bożonarodzeniowej. Na jednym fotograf złapał ją w pół ruchu skaczącą na trampolinie. W gimnazjum przeszła bardzo dziewczęcą fazę, nosiła krótkie spódniczki, różowe pomadki na ustach i długie falujące włosy. Ta faza szybko zniknęła między kolejnymi zdjęciami. Pojawiła się Aurora w za dużych ubraniach, miała na sobie wiele warstw i zdecydowanie inspirowała się skaterami.
            - Ona jest wulkanem energii – Lianne wtrąciła delikatnie – zabawnym, inteligentnym – Adrian przytakiwał bezdźwięcznie, potwierdzając jej słowa. 
            Zdjęcia zrobione przez ostatni rok ukazywały Aurorę wyrastającą na piękną kobietę. Chłopczyce, z charakterystycznym stylem, ale piękną kobietę. Miała na sobie czarną skórę, podarte dżinsy i za duży sweter zwisający jej z jednego ramienia. Jej kasztanowe włosy były długie i wyprostowane. Na zdjęciach jej zielone, kocie oczy, podkreślone kreską na powiece, widać było jeszcze wyraźniej. Uśmiechała się do obiektywu wydymając wargi, raczej nie uśmiechała się wprost.
            Klatka piersiowa Weroniki zacisnęła się na chwilę. Coś w tym jak Aurora przechylała głowę do tyłu i wykrzywiała brew, przypomniały Weronice o Lilly Kane, bezczelnej i nieustraszonej. Coś jeszcze w wyglądzie Aurory nie dawało Weronice spokoju. Może ta hardość wzroku? Przypominała Weronice o niej samej. Szesnastoletniej z intuicją wykrywającą każde głupie gadanie. Szesnastolatka szukająca okazji do walki.
            Weronika spojrzała na Lianne i Tannera.
            - Wiedzieliście, że Aurora zaplanowała swoją przerwę wiosenną w Neptun?
            Tanner i Lianne wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
            - Wiedzieliśmy – odpowiedział Tanner – zawieźliśmy ją na dworzec autobusowy. Przyjechała odwiedzić Adriana. Oczywiście, że byliśmy poddenerwowani i nie chcieliśmy żeby jechała tu sama, ale Rory bardzo chciała go odwiedzić.
            - Adrian jest na pierwszym roku – wytłumaczyła Lianne.
            Pojedyncza łza skapnęła jej z kącika oka na policzek. Adrian nie patrzył na nikogo, ciężki wzrok wbił w swoje własne kolana.
            - Błagała nas, żebyśmy pozwolili jej tu przyjechać i spotkać się 
z Adrianem.
            „Dlatego, że chciała” jest dosyć słabym wytłumaczeniem puszczenia swojej szesnastoletniej córki w samotną podróż do kolegi mieszkającego w Neptun, miejscu w którym przerwa wiosenna wiąże się a alkoholem i seksem.
            Weronika starała się zachowywać neutralnie, ale Lianne musiała zauważyć w niej jakąś zmianę, napięcie na jej twarzy. Matka Weroniki potrząsnęła głową.
            - Wiem jak to brzmi, jak zaniedbania… Ale musisz zrozumieć. Rory nie… Nie łatwo jej znaleźć przyjaciół. Była bardzo samotna odkąd Adrian wyprowadził się na studia. Myśleliśmy, że ten wyjazd może mieć dobry wpływ na jej samopoczucie.
            Weronika spojrzała z ukosa na Adriana. Bawił się frytkami ze swojego pojemnika, burgera nawet nie tknął.
            - Od jak dawna przyjaźnisz się z Aurorą, Adrianie?
            Jego oczy podniosły się ciężko i spojrzał na Weronikę. 
            - Dwa lata – jego głos był przyjemnie niski – poznaliśmy się gdy była zwykłą pierwszoklasistką bez przyjaciół, bez stylu. Ale pierwszego tygodnia szkoły usłyszała jak jakiś mięśniak mnie wyzywał.
            Adrian uśmiechnął się smutno na wspomnienie Aurory.
            - Nasze liceum było piekłem na ziemi dla geja. Rory namazała sprejem na samochodzie mięśniaka napis „homofob”. Kamery ochrony nagrały jej wybryk i zawiesili ją za to na miesiąc.
            Okej, to tłumaczy dlaczego jej rodzice zgodzili się na to, żeby spędziła tydzień z przyjacielem – chłopakiem.
            - Taka jest właśnie nasza córka – Tanner poklepał Adriana po plecach.       
            - Nie zawsze wie jak radzić sobie z burzami, ale zawsze ma dobre serce – głos załamał mu się lekko.
            Weronika uśmiechnęła się i oddała mu telefon, który nadal trzymała w dłoni.
            - Wydaje się naprawdę dobrym dzieckiem.
            - Oh, bo jest – Tanner spojrzał w dół na swój telefon po czym odłożył go obok talerza z burgerem.
            - Nie zawsze było jej łatwo. Naprawdę przeszła dużo. Jej mama opuściła nas gdy Rory była jeszcze mała i … jeśli chodzi o mnie… Nie mogę powiedzieć, żebym był przykładnym ojcem. Dopóki nie poszedłem na odwyk byłem bezużyteczny. Takie sytuacje i przeżycia mają bardzo duży wpływ na dzieci.
            No nie gadaj. Weronika spojrzała w swój notatnik tylko po to, żeby odwrócić na chwilę wzrok od ojca Rory.
            - Miała kiedyś jakiekolwiek problemy z zachowaniem?
            W pokoju zapadła niezręczna cisza. Lianne schowała twarz 
w dłoniach jak gdyby nagle rozbolała ją głowa.
            - No wiesz… Testowała granice. Popełniła kilka błędów – mama Weroniki uśmiechnęła się smutno.
            - Przez jakiś czas co tydzień pojawiał się nowy problem w szkole. Ściągała na testach, pyskowała nauczycielom. Kilka bójek. W zeszłym roku przyłapali ją z wachlarzem fałszywych dowodów osobistych i gramem marihuany. Od tamtej pory spotykała się ze szkolnym pedagogiem i te spotkania jej pomagały. Można było zauważyć dużą różnicę w jej zachowaniu.
            - Zdarzyło jej się kiedyś uciec z domu?
            Lianne pokręciła przecząco głową.
            - Nigdy nie zniknęła w ten sposób. Nie była perfekcyjna jeśli chodzi o punktualne powroty, ale nigdy nie zniknęła.
            Weronika przytaknęła powoli. Spojrzała na Adriana.
            - Powiedziałeś, że byłeś z Aurorą w nocy podczas której zaginęła. Zauważyłeś coś niezwykłego tamtego wieczora?
            - Nic innego niż zwykle – Adrian przygryzł wargę.
            - Co masz na myśli?
            Chłopak spojrzał na Liannę i Tannera nerwowo, gniótł frytkę między palcami. Ponownie spojrzał na Weronikę.
            - Zrobiła mi to setki razy. Idziemy razem na imprezę, ona spotyka kolesia i chwilę później zachowuje się jakbym w ogóle nie istniał.
            - Wariuje na punkcie facetów, co?
            - Nawet nie wiesz jak bardzo – Artur wyglądał nędznie.
            - Zanim weszliśmy na imprezę powiedziałem jej, że jeśli znowu mnie oleje, zostawię ją i wrócę do domu a ona będzie musiała się sama martwić o swój powrót. Obiecała mi, że będziemy bawić się razem. I oto pojawił się jakiś żigolak w fryzurze wartej setki dolarów i zanim się obejrzałam Rory już się do niego przykleiła. Jeszcze chwilę tam pobyłem, próbowałem dobrze się bawić. Później po prostu wróciłem do domu. Dopiero dzisiaj rano zorientowałem się, że coś jest nie tak. Tanner zadzwonił do mnie, że nie może się skontaktować z Rory. Powiadomiliśmy policję.
            - Masz jakieś zdjęcia z tej imprezy?
            - Mam, tak samo jak mnóstwo innych ludzi.       
            Odblokował telefon i podał go Weronice. Gdy Artur zorientował się co się stało, założył skrzynkę pocztową znajdzaurore@infoblast.com. Przez ostatnie dwie godziny na skrzynkę wpłynęło ponad 50 maili, niektóre ze zdjęciami 
w załącznikach. Weronika przejrzała pobieżnie wiadomości.
            Prześlij mi 50 dollarów, będę się modlić za Aurorę – mniej więcej tak brzmiała część wiadomości. Inne były bardziej przydatne:
            Poznałam Aurorę na zdjęciu, które zrobiłam tamtego dnia, mam nadzieję, że to Wam pomoże.
            Do wiadomości dołączono zdjęcie przedstawiające trzy białe nastolatki w bikini pozujące w sugestywnych pozach. Za nimi widać było mężczyznę. Mimo, że był poza ostrością zdjęcia, bez żadnych wątpliwości można było stwierdzić, że jest to Federico Gutiérrez Ortega. Nachylał się nad Aurorą i szeptał jej coś do ucha.
            - Pani Landros założyła dzisiaj stronę mającą pomóc nam znaleźć Aurorę. Zgłosiłem się na ochotnika do przesiewania wiadomości, więc dostaję część z nich na swoją skrzynkę – wytłumaczył.
            - To jest koleś z którym flirtowała podczas tamtej imprezy. 
Ja wyszedłem jakoś po północy, najpóźniej zrobione zdjęcie na którym jest Rory a które wysłano nam na maile zostało zrobione o 2:27.
            Weronika przejrzała zdjęcia. Nie były aż tak obsceniczne jak 
te zrobione w noc zaginięcia Hayley. Zdecydowanie jednak Aurora wyglądała na nich wyzywająco a Rico był nią zainteresowany.
            Spojrzała na bladą twarz swojej matki i ściągnięte brwi Tannera. Nie chciała ich okłamywać ale nie chciała też siać paniki. Jeszcze nie teraz. Cały czas miała za dużo pytań. Jeśli powiedziałaby im, że Hayley Dewalt była widziana przed śmiercią z tym samym chłopakiem, byliby przerażeni. Jeśli ta informacja przedostałaby się do prasy – jej praca poszłaby na marne.
            Wiedziała, że lepiej poczekać. Nie mówić im nic dopóki nie będzie pewna. Jeśli faktycznie istnieje powód żeby się martwić, musi być on nie tylko bardzo poważny ale i potwierdzony. Zapisała sobie w pamięci żeby wysłać maila do Petry z prośbą o dostęp do strony którą założyła. Dzięki temu Mac mogłaby być na bieżąco z przesyłanymi na nią informacjami.
            Weronika wyjęła kilka wizytówek i podała je siedzącym z nią w pokoju.
            - Dzwońcie do mnie jeśli tylko coś się zmieni albo przypomnicie sobie cokolwiek co może nam się przydać. Jestem dla Was dostępna 
o każdej porze dnia i nocy. Skontaktuje się z Wami jak tylko ustalę coś więcej – wstała i sięgnęła po swoją torebkę.
            - Prawie zapomniałam – Lianne westchnęła – poczekaj Weroniko, zaraz wrócę.   
            Ruszyła szybkim krokiem korytarzem. Weronika stała skrępowana obok stołu. Tanner nie przestawał się w nią wpatrywać bolesnym wzrokiem. Adrian przerzucił swojego nietkniętego burgera do jednej z plastikowych białych torebek i wyrzucił do śmieci.
            - Przykro mi, że spotykamy się akurat w takich okolicznościach – Tanner odezwał się równocześnie lekko się uśmiechając – Twoja mama jest moją drugą szansą na życie. Prawdę mówiąc pewnie jest czwartą lub piątą ale to właśnie ona ze mną została. Poznaliśmy się na spotkaniach AA, byłem trzeźwy od piętnastu miesięcy gdy ona zaczynała terapię. W jakimś sensie opiekowaliśmy się sobą. Każdego dnia gdy dziękuję Bogu za kolejny trzeźwy dzień, dziękuję mu też za postawienie Lianne na mojej drodze.
            Weronika nie wiedziała co powiedzieć. Zbolały uśmiech ściągnął jej usta. Zauważyła jak Adrian z drugiego końca pokoju posłał Tannerowi spojrzenie pełne zrozumienia. Zapewne słyszał tę historię nie po raz pierwszy.
            Lianne w końcu wróciła do kuchni, w rękach niosła kołonotatnik. Cały obklejony był różnego rodzaju nalepkami.
            Lianne skoncentrowała wzrok na Weronice.
            - To jej pamiętnik – wyszeptała – nie przeczytałam go… Nie chcę… Nie chcę naruszać jej prywatności. Może jednak okaże się pomocny…
            Weronika wzięła dziennik z rąk matki i wsunęła go do swojej torby.
            - Dziękuję, przyjrzę się mu. Obiecuję, że zachowam dyskrecję – uśmiechnęła się delikatnie.
            Lianne odprowadziła Weronikę do drzwi. Przez jedną, straszną sekundę dziewczyna bała się, że matka będzie znowu chciała ją przytulić. Chwila minęła, nie przytuliły się. Weronika z irytacją zauważyła, że część z niej była tym zawiedziona.
            Łza spłynęła po policzku Lianne.
            - Proszę. Pomóż nam znaleźć naszą córkę.
            Weronika poczuła jak jej dłonie zwijają się w pięść. Mięśnie 
w jej klatce piersiowej stężały jak zbroja.
            - Zrobię co w mojej mocy – odpowiedziała. Otworzyła sobie drzwi i wyszła. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz