Veronica Mars: The Thousand-Dollar Tan Line
/// polskie tłumaczenie ///


czwartek, 25 lutego 2016

Rozdział trzeci



            Weronika nie bez problemu wstała, klnąc w duchu wiekową kanapę z której nie dało się podnieść z gracją.
            - Pan Mars aktualnie przebywa na zwolnieniu lekarskim. Ja zajmuję się jego sprawami – wyciągnęła rękę do kobiety, która zawahała się zanim potrząsnęła jej dłonią.
            - Nazywam się Weronika Mars.
            - Petra Landros – głos gościa był niski i melodyjny z wyczuwalną nutką zagranicznego akcentu. 
            Weronika z przyzwyczajenia z prędkością światła wyłapywała szczegóły z wyglądu Petry. Garnitur Armaniego, szpilki Jimmiego Choo, diamentowe kolczyki i pierścionki. Przy oczach zaczęły pojawiać jej się kurze łapki ale jej ciało było nienaganne. Dzieło diabła, pilatesu lub wielu wyrzeczeń. Weronice wydawało się, że skądś ją zna. Jednak co ważniejsze: kobieta była bogata. Jej sprawa może okazać się ostatnią szansą dla Weroniki i Agencji.
            - Przepraszam jak długo Pan Mars ma być nieobecny? – Petra zmarszczyła brwi.
            - Następne kilka miesięcy – odpowiedziała pewnie Weronika, jednocześnie myśląc, że nawet jeśli ojciec wróci za dwa tygodnie, przez następne kilka miesięcy nie pozwoli mu się przemęczać, więc nie było to kłamstwem.
            - Zapewniam Panią, że pomimo braku Pana Marsa, jesteśmy profesjonalistami w rozwiązywaniu spraw naszych klientów.
            - Mówiąc my ma Pani na myśli siebie, tak? – Landros spojrzała na Weronikę sceptycznie.  
            Weronika nie pierwszy raz spotykała się z podobną reakcją, szczególnie ze strony klientek. Zwykle taka uwaga oznaczała, że nie dostanie zlecenia. 
W przeszłości gdy rozwiązywała sprawy amatorsko, jej dziewczęcy wygląd był atutem. Ludzie nie brali jej na poważnie dzięki czemu miała więcej swobody w działaniu. Teraz, gdy starała się przewodzić śledztwu, jej blond włosy i młodzieńczy wygląd przysparzał jej tylko problemów. Zirytowało ją to. Zanim zdążyła się powstrzymać jej ręka gwałtownie wskazała napis na drzwiach.
            - Widzi Pani napis na tej szybie? Agencja Detektywistyczna Mars? Tak właśnie mam na nazwisko. Mars. Więc tak, mam na myśli moją osobę.
            Za plecami Landros Weronika zauważyła Mac udającą, że uderza z rezygnacją czołem o blat.
            Pomyślała, że może powinna zatrudnić kogoś odpowiedniejszego niż ona do pierwszego kontaktu z klientami. Straciła nadzieję w swoje umiejętności. Zdziwiła się też, gdy z powrotem skupiwszy wzrok na Pani Landros, ujrzała na jej twarzy uśmiech pełen zadowolenia.
            - Wiem kim Pani jest Panno Mars. To Pani odkryła kim był prawdziwy morderca Bonnie DeVille. I to dzięki Pani, Szeryf Lamb został upokorzony na antenie krajowej telewizji.
            - Lamb sam się upokorzył. Zapewniłam mu tylko odpowiedni czas antenowy – Weronika wzruszyła ramionami.
            - Właśnie taka postawa sprawia, że wolałabym na Pani miejscu widzieć Keitha. Z tego co wiem, jest bardziej… dyskretny. Ale skoro nie mamy innego wyjścia – obdarowała ją wymuszonym uśmiechem. 
            Włożyła wizytówkę w dłoń Weroniki, która z trudem zachowywała spokój. Po lewej stronie kartonika wytłoczono złoto-czerwone logo Grand Hotelu. Poniżej widniało jedno, proste słowo: właściciel.
            Petra Landros, była modelka, która wyszła za mąż za największego potentata hotelowego w południowej Kalifornii. Weronika przypomniała sobie, że jeszcze będąc w liceum widywała Petrę w kolorowych czasopismach, które namiętnie przeglądała ze swoją ówczesną przyjaciółką: Lilly Kane. Przez kilka lat wszystkim wydawało się, że Petra byłą zwykłą wydmuszką pozującego obok swojego bogatego męża. Pan Landros zginął w wypadku narciarskim w wieku 46 lat. Dopiero po jego tragicznej śmierci okazało się, że Pani Landros ma w sobie smykałkę przedsiębiorcy. Przejęła firmę męża, podwoiła jej dochody, dokupiła ziemie i dobudowała nowe hotele. Wisienką na torcie niech będzie fakt, że bez skrupułów pozbyła się z zarządu przedsiębiorstwa brata Pana Landrosa.
            Innymi słowami, szanse Weroniki i Agnecji na utrzymanie się na powierzchni – wzrosły drastycznie.
            - Przejdźmy do mojego gabinetu – Weronika gestem pokazała otwarte drzwi.
Biuro Weroniki, biuro Keitha, było jaśniejsze niż recepcja dzięki dwóm ogromnym oknom wychodzącym na wschód i południe.Ściany były pomalowane na żółto, półki i parapety zajmowały modele statków. Landros weszła do pomieszczenia przed Weroniką, usiadła w jednym z dwóch foteli ustawionych przy biurku. Zanim Weronika zamknęła za sobą drzwi udało jej się wymienić znaczące spojrzenia z Mac.
            - Jak mogę Pani pomóc? – obeszła biurko dookoła i usiadła na niskim fotelu ojca. Słońce wpadające do pokoju odbijało się od diamentów Landros, każdy ruch jej ręki wywoływał taniec błysków. 
            - Przyszłam do Pani w imieniu Izby Handlowej Neptun. Prawdopodobnie widziała Pani wiadomości w weekend. Nasz kochany Szeryf wywołał lawinę, którą można określić jedynie koszmarem PRowców.
            - Chodzi Pani o sprawę zaginięcia Hayley Dewalt?
            - Tak, właśnie o nią – przytaknęła Landros – poprosiliśmy Lamba, żeby uspokoił nastroje. Nie udało mu się, zamiast spokoju wywołał tylko burze. Przez niego ludzie postrzegają Neptun jako siedlisko socjopatów. Teraz nawet Trish Turley zajęła się tą sprawą. W swoim programie przekonuje rodziców, żeby nie puszczali swoich dzieci na przerwę wiosenną do Neptun. – Weronika podniosła brwi w zdziwieniu.
            - Więc chciała Pani, żeby Lamb w delikatny sposób uciszył sprawę Hayley, ale mu nie wyszło. Zamiast tego zwrócił uwagę całego kraju na to, że przejmujecie się bardziej ruchem turystycznym i pieniędzmi niż życiem nastolatki.
            - Sprzedaż chyba nie jest Pani mocną stroną – Landros uniosła jedną ze swoich perfekcyjnie wymodelowanych brwi.
Jej krzesło zaskrzypiało gdy przenosiła ciężar ciała.
            - Nie będę Pani mydlić oczu. Mój hotel i cała turystyka Neptun zarabia 40% swoich rocznych przychodów podczas przerwy wiosennej. Nie możemy sobie pozwolić na stratę tych 40%. Więc tak, chcieliśmy, żeby zniknięcia Hayley nie zrobiło aż takiego zamieszania. Nie znaczy to jednak, że nie zależy nam na jej odnalezieniu.
Weronika odchyliła się do tyłu w fotelu ojca, spojrzała za okno. Nawet w cichym biurze dochodziły ją odgłosy studentów bawiących się kilka ulic dalej. Muzyka, śmiech, dźwięk tłuczonego szkła.
            - W Neptun nie widać jakiejś większej zmiany, naprawdę traci Pani aż tylu klientów?
            - To co widzi Pani dzisiaj w Neptun to nie jest przerwa wiosenna. Nie da się porównać zeszłorocznego tłumu młodzieży do tych kilku tysięcy które są tutaj w tym roku. Tylko w przeciągu ostatniego tygodnia anulowano nam setki rezerwacji. Ale nie tylko o rezerwacje chodzi. Chodzi o setki drinków, których nikt nie wypije. Setki posiłków których nikt nie zamówi. Setki kostiumów kąpielowych i klapków, których nikt nie kupi. Łodzie, maski podwodne i rowery, których nikt nie wypożyczy. Do tego Turley jak katarynka codziennie powtarza w krajowej telewizji, że Neptun nie jest bezpieczne a wszystkie dziewczyny, które tu przyjadą zostaną porwane, zgwałcone lub zamordowane.
            - Więc chce Pani, żebym…? – zapytała Weronika
            - Odnalazła Hayley Dewalt.
            - To nie szeryf powinien jej szukać?
            - Naprawdę Pani myśli, że Lambowi uda się ją znaleźć? - Petra pochyliła się nad biurkiem i spojrzała Weronice głęboko w oczy.
            - Czy to oznacza, że Izba Handlowa Neptun cofa swoje poparcie dla Szeryfa Lamba? – słodko zapytała Weronika.
            Landros ściągnęła brwi, Weronika od razu odczytała z jej twarzy odpowiedź. Poparcie dla Lamba będzie z ich strony nienaruszone. Odwrócenie się od niego nie byłoby dla nich opłacalne. W końcu dbał w odpowiedni sposób o ich interesy. Zafundują mu kampanię nawet jeśli nie będzie dobrze wykonywał swojej pracy i Weronika będzie za niego prowadziła śledztwo. Dla bogaczy z Neptun była to zwykła inwestycja.
            - Więc pomoże nam Pani? – zapytała Landros unikając odpowiedzi na pytanie.
Weronika pogrążyła się w swoich myślach, gdzieś z tyłu głowy widziała Hayley Dewalt, schludną brunetkę której twarz od tygodnia była pokazywana w telewizji. Przeszył ją znajomy strach. Nie znała Hayley ale znała dziewczynę o bardzo podobnej historii.
            - Moja stawka wynosi 200$ za godzinę, plus wydatki. Potrzebuję też dziennie 700 dolarów na wszelki wypadek – żeby sprawa toczyła się sprawnie. Jeśli znajdę Hayley otrzymam też fundusze, które zebraliście na nagrodę za jej znalezienie – głos Weroniki był twardy i zdecydowany. Splotła palce i oparła na nich brodę.
Nie miała czasu przemyśleć swoich decyzji. Wiedziała jednak, że jeśli Izbie handlowej i Landros zależy aż tak na odnalezieniu Hayley – zapłacą jej każde pieniądze. Upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu, uratuje dziewczynę i Agencję detektywistyczną swojego ojca.
            Przez chwilę Landros i Weronika patrzyły na siebie w skupieniu. Słońce padające przez okno błysnęło odbijając się od kolczyka kobiety i oślepiło Weronikę, która musiała mrugnąć. Ostatecznie Landros kiwnęła głową zgadzając się na warunki.
            - Nie jest Pani ekspertem w sprzedaży ale zdecydowanie jest Pani businsesswoman – uśmiechnęła się – w takim razie umowa stoi, Panno Mars.
            - Więc co Pani wie o sprawie? Gdzie ostatnio widziano Hayley? - Weronika wyciągnęła długopis z drewnianego stojaka na biurku.
            - Ostatnio widziano ją na imprezie w jednej z rezydencji przy Manzanita Drive. Żadna z jej przyjaciółek z którymi tam była, nie wie do kogo należy dom. Natomiast Szeryf Lamb twierdzi, że dom należy do agencji nieruchomości – lekko wsunęła opadający kosmyk włosów za ucho.
            - Główna sala konferencyjna w Grand Hotel została oddana do dyspozycji osób pracujących nad śledztwem. Stworzyliśmy też stronę internetową dzięki której w prosty sposób każdy kto coś wie może nas o tym poinformować lub przesłać pieniądze. Trish o tym mówiła w telewizji. Zebrano prawie pół miliona dolarów w trzy dni i nic nie wskazuje na to, że tempo zbierania pieniędzy się zmniejszy. Zebraliśmy też dodatkowo tysiące dolarów nagrody za odnalezienie Hayley, które mogą trafić do Pani, jeśli to Pani ją znajdzie.
             - Gdzie znajduje się jej rodzina? – zapytała Weronika.
            - Dałam im do dyspozycji jeden z apartamentów w Grand Hotelu. To oni mogą skontaktować Panią z przyjaciółkami Hayley.
            - Pojawiły się jakieś tropy? Cokolwiek godnego zanotowania?
            - Nic oprócz zwykłych żartów – Landros prychnęła – jeśli wierzyłabym w ludzkość, wiadomości które dostajemy poważnie zachwiałyby tą wiarą. Na razie przynajmniej udaje nam się ukrywać te żarty przed rodzicami Hayley. Wolontariusze pomagają nam przesiewać wszystkie przychodzące wiadomości – w zamyśleniu dotknęła jednej ze swoich delikatnych bransoletek.
            - Dzisiaj po południu jestem umówiona na spotkanie z Szeryfem Lambem. Chciałabym, żeby się Pani na nim pojawiła – podniosła wzrok na Weronikę.
            - Nie wiem czy to dobry pomysł, nie należę do jego pupilków – odpowiedziała z lekkim uśmiechem.
            - Ja też nie – Landros również odpowiedziała jej uśmiechem – ale technicznie rzecz biorąc, od tego momentu będziecie pracować wspólnie nad tą sprawą. Chcę mieć pewność, że zrobimy wszystko jak najsprawniej. Poza tym, mimo wszystko Lamb może zapoznać Panią ze szczegółami o których ja nie mam pojęcia – Landros podniosła się z fotela.
            Przez chwilę Weronika wyobrażała sobie jak musiała wyglądaćna wybiegu, ekstrawaganckie stroje i biodra kiwające się w rytm muzyki. Uśmiechnęła się do siebie na tę myśl. Stojąca przed nią kobieta napracowała się nad tym, żeby być nieustraszoną. Nawet paradując przed setkami ludzi w samej bieliźnie.  
            - Muszę wracać do pracy, niech Pani asystentka wyśle mi umowę, podpiszę ją i odeślę do Waszego biura jeszcze dzisiaj - Landos wygładziła spódnicę i ruszyła w stronę drzwi.
            - Oczywiście – Weronika również wstała z fotela i poszła za Landros. W recepcji otworzyła przed nią drzwi wyjściowe. Landros przeszła przez próg i w ostatniej chwili odwróciła się jeszcze do Weroniki.
            - Proszę, niech Pani wyświadczy mi przysługę i spróbuje utrzymać tę sprawę jak najdalej od mediów. Chcemy odpowiedzi a nie cyrku.
            - Oczywiście – Weronika uśmiechnęła się do gościa. Podały sobie dłonie na pożegnanie. Drzwi zatrzasnęły się za Landros. 
            Weronika nie mogła wytrzymać ze szczęścia, okręcała się wokół  własnej osi jak dziecko. Mac z uśmiechem na twarzy siedziała spokojnie przy biurku.
            - Chcesz popracować w Agencji jednak trochę dłużej? – zapytała Weronika z ekscytacją w głosie.
            - Mamy sprawę? – Mac klasnęła radośnie w dłonie.
            - Bardzo poważną, dużą i dobrze płatną sprawę – Weronika przebiegła przez pokój i oparła się na biurku, znalazła się twarzą w twarz z Mac.
            - Potrzebuję dokładnych informacji na temat Hayley Dewalt, jej historia, jej rodzina, bilingi, maile, wszystko z ostatnich kilku miesięcy – Mac otworzyła szeroko oczy ale nic nie powiedziała.
            - Ale najpierw rzeczy ważniejsze…. – Weronika dramatycznie zawiesiła głos – co zamawiamy na lunch? Umieram z głodu a Neptun płaci, więc… - uśmiechnęła się szeroko.

czwartek, 18 lutego 2016

Rozdział drugi



            Całe miasto zdążyło się zakorkować zanim Weronika odwiozła tatę do domu i ruszyła w stronę siedziby Agencji Detektywistycznej Mars. Przerwa wiosenna ponownie wzbudziła w Neptun pijackąchwałę miasta. Nawet jeśli większość imprez i pijaństwa miała miejsce przy linii brzegowej – im dłużej trwała przerwa, tym bardziej w głąb miasta przedzierała się studencka szarańcza. Stare miasto, dzielnica biznesowa – żadna część Neptun nie uchroniła się od najazdu młodzieży.
            Pijani i zdezorientowani studenci okupowali bary, restauracje i sklepy w całym miasteczku – nawet w poniedziałek w samo południe. Przerwa wiosenna trwała już lekko ponad tydzień, potrwa mniej więcej do połowy kwietnia. Później wszystko trochę zwolni ale nie wyhamuje całkowicie. W okolicy znajdują się setki uniwersytetów które od Neptun dzieli niedaleki dystans a każda ze szkół ma swojąwłasną datę przerwy wiosennej.
            Weronika spojrzała w swoje lusterko wsteczne. Korek był tak długi, że nie widziała jego końca. Chodniki zalewała śmiejąca i przekrzykująca się fala młodych ludzi. Co chwilę ktoś wznosił toast butelką alkoholu. Okazuje się więc, że zakaz picia w miejscach publicznych nie jest przestrzegany tak jak powinien. Tym właśnie charakteryzowało się Neptun. Dopóki w grę wchodziły pieniądze – Szeryf Dan Lamb miał klapki na oczach.
Ostatni rok spędził na ściganiu właściwie nic nieznaczących opryszków. Robił to tylko po to, żeby odwrócić uwagę od całej masy niepełnoletniej młodzieży pijącej na umór.
            O młodzieży mówiąc. Nastolatka z niechlujnie przedłużonymi włosami właśnie zgięła się w pół i zaczęła wymiotować. Po chwili wyprostowała się i poszła przed siebie jak gdyby nic się nie stało. Nieopodal grupa śmiejących siędziewczyn jeżdżąca w bikini na rolkach, próbowała pozbierać się po wywrotce. Kilku chłopaków stojących po drugiej stronie ulicy nagrywało ich zmagania na swoje telefony komórkowe.
            Weronika westchnęła i zaczęła przerzucać stacje radiowe. Pozwoliła Keithowi wybrać radio gdy wracali ze szpitala - Blue Öyster Cult śpiewali do niej z głośników. Pięćset różnych stacji radiowych a on musiał wybrać akurat tę puszczającą muzykę z lat siedemdziesiątych. Dla niektórych ludzi nie ma nadziei. Przerzucała dalej kanały wierzą w to, że w końcu trafi na coś ciekawego.
            - Powiem Ci jedno, ja nie pozwoliłabym mojej córce pojechaćdo Neptun w trakcie jej przerwy wiosennej.
            Weronika przestała przerzucać stacje, ta rozmowa jązainteresowała. Poznała ten głos od razu. Trish Turley – duża blondynka z Texasu której głos brzmiał jakby cały czas przecinała nim blachę. Jej program codziennie nadawano w CNN, jedna z lokalnych rozgłośni musiała wykupić prawa do puszczania audio z jej programu. 
            - To miejsce jest jak puszka Pandory, nastoletnie hormony wymieszane z narkotykami i alkoholem. Dzieciaki w dzisiejszych czasach nie są nauczone respektowania swoich własnych limitów. Widziałaś jak te dziewczyny się zachowują? – Weronika widziała oczami wyobraźni Trish potrząsającą głową z dezaprobatą.
            - Wystarczy, że wpiszecie „Neptun” w Waszej wyszukiwarce a wyskoczą Wam setki filmików młodych dziewczyn pokazujących biust w zamian za darmowe piwo. A potem ludzie się dziwią gdy komuś staje się jakaś krzywda.
            No tak. Dwa główne filary dziennikarstwa: piętnowanie dziwek i obwinianie ofiar. Trish Turley lubi nazywać siebie „adwokatem ofiar”, ale za każdym razem jakoś jej to nie wychodzi. Skorumpowanie wśród młodych – temat dla Trish. Amoralne zachowania – również. Zaginiona biała dziewczyna? Tak, tak, tak!
            Ale nawet Weronika musiała przyznać rację Trish. Niepokojąco niewielki wpływ miało zaginięcie osiemnastoletniej Hayley Dewalt na zabawę młodzieży. Sprawa ujrzała światło dzienne w weekend. Hayley przyjechała do Neptune z przyjaciółkami z Uniwersytetu Berkeley, uznano ją za zaginioną prawie tydzień temu. Nikt nigdy nie zgadłby, że zaginęła przed chwilą w Neptun, mieście w którym atmosfera zabawy przeważa nad wszystkim innym. Muzyka nadal grała, piwo nadal lało się strumieniami.
            Weronika sama nie wiedziała jaka powinna być reakcja młodzieży na to, że zaginęła jedna z nich. Wiedziała natomiast, że niezachwiane poczucie bezpieczeństwa i żądza dobrej zabawy wśród studentów po tym wydarzeniu, zaskoczyła nawet ją. Nie mogła sobie przypomnieć czy jako nastolatka była aż tak niefrasobliwa. 
            - No i jeszcze ten beznadziejny tak zwany szeryf – to zdanie przykuło uwagę Weroniki, pogłośniła radio.
            - Ten cały Dan Lamb? Klaun jakich mało. Kto normalny w dzisiejszym świecie idzie do ogólnokrajowej telewizji i gada, że nie powinniśmy się martwić zaginięciem nastoletniej dziewczyny? Mam nadzieję, że rodzina Hayley zatrudni dobrych prawników i pozwie Lamba za te głupoty.
            Uśmiech pojawił się na twarzy Weroniki. „Trish, Trish, Trish. Mamy ze sobą tak mało wspólnego a jednak nagle naszła mnie niesamowita ochota na wyściskanie Cię” – pomyślała. Obserwowała Lamba przez ostatnie kilka miesięcy, czekając na odpowiednią okazję żeby go przygwoździć. Okazuje się, że wystarczy tylko cierpliwie poczekać i Lamb przygwoździ sam siebie swoją głupotą.
            Oczywiście to dzięki nagraniu, które Weronika wysłała do mediów nastąpił początek końca Szeryfa Dana Lamba. Nagrała go z ukrycia podczas rozwiązywania sprawy morderstwa byłej dziewczyny Logana – Bonnie DeVille.
            - Nie obchodzi mnie czy Logan Echolls jest czy nie jest sprawcą. Ameryka podjęła decyzję, że jest winny i to mi wystarczy – powiedział w trakcie nagrywanej po kryjomu rozmowy.
            Ten krótki urywek zrewolucjonizował postrzegania Lamba jako szeryfa. Pierwszy raz odkąd został szeryfem, jego reelekcja stanęła pod znakiem zapytania. Oczywiście bogacze mieszkający w Neptun nadal będą go wspierać. W końcu pilnuje ich interesów i przekrętów. Jednak po upublicznieniu nagrania jest ich zdecydowanie mniej niżprzedtem. 
            - Posłuchajmy jego zeznań, prasie w końcu udało się z nim porozmawiać w piątkowe popołudnie – kontynuowała na antenie Turley.
Jakość nagrania zmieniła się na trochę gorszą, słychać było wiatr uderzający o mikrofon.             Głos Szeryfa Lamba był spokojny, ale nie dało się zignorować nutki zniecierpliwienia przebijającej się na wierzch.
-          Oczywiście, że szukamy Panny Dewalt. Na razie jednak nie jest to też śledztwo w sprawie morderstwa a w sprawie zaginionej osoby. Zwróćcie uwagę, że – podniósł lekko głos próbując przekrzyczeć pobudzony tłum – takie zaginięcia zdarzają się co roku. Dzieciaki oddzielają się od swoich znajomych. Za dobrze się bawią, zapominają o tym, żeby dać o sobie znać i nagle wszyscy panikują. Pojawiają się kilka dni później całkiem bezpieczne i zdrowe. Nie mamy żadnego problemu z poziomem bezpieczeństwa w Neptun.
            Jakaś część świadomości Lamba musiała się w końcu zorientować, że odpowiadanie na pytania o zaginionej dziewczynie bez przygotowania było złym pomysłem, ale jego patologiczny brak umiejętności uciszenia mediów wziął górę. Zdecydowanie to była rodzinna cecha. Jego brat Don, który był Szeryfem gdy Weronika chodziła jeszcze do liceum, miał dokładnie ten sam problem. A teraz niesamowity występ w mediach szeryfa Lamba zwrócił uwagę całej Ameryki na Neptun, które znowu stało się pośmiewiskiem całego kraju.
            Korek zaczął się trochę rozluźniać. Weronika ruszyła powoli samochodem, o włos mijając dwie nastolatki, które stanęły na środku ulicy by wzajemnie podpalić sobie papierosy. W tym samym momencie obie pokazały jej środkowy palec. Minęła je i pokazała dokładnie ten sam gest w stronę tylnej szyby. Skręciła w prawo i ruszyła w stronę fabrycznej dzielnicy Neptun.
            Budynek z czerwonej cegły w którym znajdowała się siedzibaAgencji Detektywistycznej Mars, jeszcze w połowie XX wieku byłbrowarnią. Przez ostatnie dekady przerobiono go jednak na lofty i biura. Weronika nadal się do niego przyzwyczajała. Jeszcze gdy chodziła do liceum i pomagała tacie w Agencji – biuro znajdowało sięw skromnej dzielnicy handlowej, otoczone było księgarniami i małymi restauracjami. Jednak gdy tylko na tej samej ulicy otworzyłsię nowy, ekskluzywny klub „’09er” – ceny wynajmu wzrosły niesamowicie. Jednoosobowa firma Keitha została samoistnie zmuszona do przeniesienia się. Wynajęcie biura w fabrycznej dzielnicy było dużo bardziej przystępne dla budżetu Agencji.
            Nie zmieniało to faktu, że jeśli Weronice nie uda się znaleźćjakiejś dobrze płatnej sprawy – nawet biuro w fabrycznej części miasta będzie dla nich za drogie w utrzymaniu. Logo firmy – przerobione oko opatrzności na trójkącie, z poziomymi przeźroczystymi liniami – wisiało przed wejściem do budynku. Weronika weszła po skrzypiących schodach na górę. Cały budynek wypełniony był charakterystycznym dla starych miejsc zapachem – suchość połączona z kurzem i ciepłem. Przez podwójne drzwi weszła do pierwszego z pomieszczeń biura.
            Pokój był jednocześnie schludny i obskurny. Światło sączyło sięprzez rolety a jego długie cienie padały na podłogę. Ściany były pomalowane na ciemnoszaro raczej ze względu na cenę farby niż ze względów estetycznych. Wysłużona kanapa stała pod oknami wychodzącymi na korytarz, obok niej, w rogu pokoju chował sięzakurzony plastikowy kwiatek. Naprzeciwko ksera cicho bulgotało akwarium.
            Cindy Mackenzie, nazywana przez Weronikę Mac, siedziała przy recepcji oglądając program Trish Turley na największym z trzech ekranów stojących na biurku. Kosmyk brązowych włosów opadł jej na oko, rozciągnięty szary sweter spadł jej z jednego ramienia. Weronika i Mac przyjaźniły się od czasów liceum, kiedy to obie chodziły do Neptune High. Przyciągnęły ich do siebie zdolności komputerowe Mac ale na zawsze, połączyła je wspólna niechęć do gatunku ludzkiego.
            Weronika mocowała się ze swoją skurzaną kurtką, Mac podniosła wzrok i obserwowała jej zmagania. W końcu udało jej siępowiesić kurtkę na wieszaku.
            - Jak tam poranek Szefowo? – zawołała radośnie.
            - Zaczęłam Ci w końcu płacić, skoro awansowałam na Twojąszefową? – Weronika zapytała z szeroko otwartymi oczami.
            - Nie – odpowiedziała krótko Mac i zaczęła znowu obserwowaćmonitor – ale w sumie nie jest też rano a zapytałam Cię o poranek – uśmiechnęła się głupawo.
            - Tysiące studentów przebywających teraz w Neptun nie zgodziłoby się z Tobą
            - 1:0 dla Ciebie.
            Kilka miesięcy wcześniej Mac zrezygnowała z dobrze płatnej pracy w Kane Software i zaczęła pracować z Weroniką. W firmie Kaneów zarabiała dużo, ale praca sama sama w sobie była zbyt nudna dla rządnej emocji Mac. Coraz nowsze sposoby wyszukiwania informacji dla Weroniki, ciągłe zmiany i szybkie tempo były tym, czego potrzebowała. Razem ustaliły, że będą używały terminu „analiza techniczna” rozmawiając o pracy Mac dla Weroniki. Od jakiegoś czasu nie był im on jednak potrzebny.
Umiejętności Mac się marnowały, od dobrych kilku tygodni nie miały żadnej poważnej sprawy. Zdrady, wyłudzanie ubezpieczenia, zaniedbania. Sprawy nad którymi Weronika ze swoimi umiejętnościami spokojnie mogła pracować sama. 
            - Widziałaś, że Neptun znowu trafiło do krajowych wiadomości? – Mac skinęła głową w stronę monitora i podgłośniła. Kręcone włosy Turley wypełniły większą część ekranu. Oczy kobiety błyszczały gdy mówiła w stronę kamery dokładnie artykułując każde słowo.
            - Chciałabym zachęcić wszystkich do wpłacania pieniędzy na Fundację Znajdźmy Hayley. Jeśli Szeryf nie potrafi jej znaleźć, my - widzowie to zrobimy.
            - Zebrali już prawie 400 tysięcy dolarów a konto utworzyli ledwie kilka dni temu – powiedziała Mac w stronę Weroniki, która zagwizdała z aprobatą.
            - Trish może i jest pasożytem żywiącym się uszkodzonym wymiarem sprawiedliwości ale zdecydowanie umie sprzedać historię.
            Weronika usiadła na wysłużonej kanapie i oparła głowę o oparcie.
            - Pojedźmy gdzieś za rok w trakcie przerwy wiosennej Mac. Gdziekolwiek gdzie nie będzie studentów wymiotujących na ulicach i alkoholu lejącego się strumieniami. 
            - Następną przerwę wiosenną spędzimy w Tehranie, już zarezerwuje nam miejsce – przytaknęła jej Mac nie odrywając wzroku od komputera – jak ma się Twój tata?
            - Dobrze. Lekarz mówi, że jeszcze kilka tygodni i będzie mógł wrócić do pracy w niepełnym wymiarze godzin. Nie może się doczekać aż wróci na stare śmieci.
            - Zmarnowany wypadek – Mac uśmiechnęła się żartobliwie – gdyby to mi furgonetka naruszyła każdy organ w ciele, odpoczywałabym przez każdą sekundę mojego zwolnienia.
Weronika skupiła swoją uwagę na pęknięciu biegnącym przez cały sufit i ścianę recepcji. Wiedziała, że musi zadzwonić do właściciela, żeby to naprawił. Wiedziała też, że rozmowa ze Svenem o suficie przeobrazi się w rozmowę o czynszu, który powinna zapłacić trzy dni temu. Głośno wypuściła powietrze i zamknęła oczy. 
            - Pewnie zauważyłaś, że minął kolejny termin wypłaty a na Twoje konto nie wpłynęły żadne pieniądze – powiedziała w stronę biurka.
            - Nic nie szkodzi, Weronika. Wiem, że nie jest łatwo – szybko ucięła rozmowę Mac. Weronika uśmiechnęła się delikatnie i otworzyła oczy.
            - Mac, przepraszam. Nie tak sobie wyobrażałam to wszystko.
            - Hej – przyjaciółka ponownie jej przerwała – obie wiedziałyśmy na jakie ryzyko się piszemy. Jestem na etapie szukania jakiejś fajnej pracy dzięki której mogłabym płacić regularnie za rachunki. Ale cały czas chciałabym pomagać Ci w Agencji jako konsultant – uśmiechnęła się przebiegle – oczywiście moja stawka jako konsultanta wzrasta dwukrotnie.
            - Oczywiście – Weronika zaśmiała się tłumiąc wewnątrz wstyd.
            Nie chodziło tylko o to, że zawodzi Mac. W głębi duszy najbardziej bała się, że nigdy już nie trafi jej się sprawa przy której potrzebowałaby pomocy Mac. Zbyt długo pracowała dla swojego ojca,żeby nie zdawać sobie sprawy z tego, że na każdą skomplikowaną i pasjonującą sprawę przypadają setki tych pomniejszych i nieciekawych. 
            Czy na pewno dokonała dobrego wyboru? Neptun zamiast Nowego Jorku? Praca w Agencji Detektywistycznej zamiast dobrze płatnej kariery prawnika? Jeśli dalej będzie im szło tak słabo, nie będzie musiała dłużej zastanawiać się nad swoimi decyzjami. Jeśli nic się nie zmieni, Agencja, wiele lat ciężkiej pracy jej ojca, po prostu upadnie.
            Jak na zawołanie drzwi wejściowe otworzyły się na całąszerokość. Do środka weszła dystyngowana kobieta. Orzechowe kręcone włosy opadały jej falami na wydatne kości policzkowe a cienki wełniany garnitur podkreślał idealną figurę. Poruszała się z gracją, jej klasyczne czerwone szpilki stuknęły mocniej o podłogę gdy stanęła pewna siebie naprzeciwko Mac. Zanim cokolwiek padło z jej ust, prześledziła wzrokiem całe pomieszczenie. Ostatecznie odwróciła się w stronę Weroniki i spojrzała na nią swoimi wielkimi brązowymi oczami.
            - Szukam Keitha Marsa. Potrzebuję jego pomocy.