Weronika
nie bez problemu wstała, klnąc w duchu wiekową kanapę z której nie
dało się podnieść z gracją.
-
Pan Mars aktualnie przebywa na zwolnieniu lekarskim. Ja
zajmuję się jego sprawami – wyciągnęła rękę do kobiety, która
zawahała się zanim potrząsnęła jej dłonią.
-
Nazywam się Weronika Mars.
-
Petra Landros – głos gościa był niski i melodyjny z wyczuwalną nutką zagranicznego
akcentu.
Weronika
z przyzwyczajenia z prędkością światła wyłapywała szczegóły z wyglądu
Petry. Garnitur Armaniego, szpilki Jimmiego Choo, diamentowe kolczyki i
pierścionki. Przy oczach zaczęły pojawiać jej się kurze łapki
ale jej ciało było nienaganne. Dzieło diabła, pilatesu lub wielu wyrzeczeń.
Weronice wydawało się, że skądś ją zna. Jednak co ważniejsze: kobieta była
bogata. Jej sprawa może okazać się ostatnią szansą dla
Weroniki i Agencji.
-
Przepraszam jak długo Pan Mars ma być nieobecny? – Petra zmarszczyła brwi.
-
Następne kilka miesięcy – odpowiedziała pewnie Weronika, jednocześnie
myśląc, że nawet jeśli ojciec wróci za dwa tygodnie, przez następne kilka
miesięcy nie pozwoli mu się przemęczać, więc nie było to kłamstwem.
-
Zapewniam Panią, że pomimo braku Pana Marsa, jesteśmy profesjonalistami w
rozwiązywaniu spraw naszych klientów.
-
Mówiąc my ma Pani na myśli siebie, tak? – Landros spojrzała na
Weronikę sceptycznie.
Weronika nie pierwszy raz spotykała
się z podobną reakcją, szczególnie ze strony klientek. Zwykle taka
uwaga oznaczała, że nie dostanie zlecenia.
W przeszłości
gdy rozwiązywała sprawy amatorsko, jej dziewczęcy wygląd był atutem.
Ludzie nie brali jej na poważnie dzięki czemu miała więcej swobody w działaniu.
Teraz, gdy starała się przewodzić śledztwu, jej blond włosy i
młodzieńczy wygląd przysparzał jej tylko problemów. Zirytowało ją to.
Zanim zdążyła się powstrzymać jej ręka gwałtownie wskazała napis na
drzwiach.
-
Widzi Pani napis na tej szybie? Agencja Detektywistyczna Mars? Tak
właśnie mam na nazwisko. Mars. Więc tak, mam na myśli moją osobę.
Za
plecami Landros Weronika zauważyła Mac udającą, że uderza z
rezygnacją czołem o blat.
Pomyślała, że
może powinna zatrudnić kogoś odpowiedniejszego niż ona do
pierwszego kontaktu z klientami. Straciła nadzieję w swoje umiejętności.
Zdziwiła się też, gdy z powrotem skupiwszy wzrok na Pani Landros, ujrzała
na jej twarzy uśmiech pełen zadowolenia.
-
Wiem kim Pani jest Panno Mars. To Pani odkryła kim był prawdziwy morderca
Bonnie DeVille. I to dzięki Pani, Szeryf Lamb został upokorzony na antenie
krajowej telewizji.
-
Lamb sam się upokorzył. Zapewniłam mu tylko odpowiedni czas antenowy –
Weronika wzruszyła ramionami.
-
Właśnie taka postawa sprawia, że wolałabym na Pani miejscu
widzieć Keitha. Z tego co wiem, jest bardziej… dyskretny. Ale skoro nie
mamy innego wyjścia – obdarowała ją wymuszonym uśmiechem.
Włożyła
wizytówkę w dłoń Weroniki, która z trudem zachowywała spokój. Po
lewej stronie kartonika wytłoczono złoto-czerwone logo Grand Hotelu. Poniżej
widniało jedno, proste słowo: właściciel.
Petra
Landros, była modelka, która wyszła za mąż za największego potentata
hotelowego w południowej Kalifornii. Weronika przypomniała sobie, że
jeszcze będąc w liceum widywała Petrę w kolorowych czasopismach, które
namiętnie przeglądała ze swoją ówczesną przyjaciółką: Lilly Kane.
Przez kilka lat wszystkim wydawało się, że Petra
byłą zwykłą wydmuszką pozującego obok swojego bogatego męża. Pan
Landros zginął w wypadku narciarskim w wieku 46 lat. Dopiero po jego
tragicznej śmierci okazało się, że Pani Landros ma w sobie
smykałkę przedsiębiorcy. Przejęła firmę męża, podwoiła jej dochody,
dokupiła ziemie i dobudowała nowe hotele. Wisienką na torcie niech będzie
fakt, że bez skrupułów pozbyła się z zarządu przedsiębiorstwa brata
Pana Landrosa.
Innymi
słowami, szanse Weroniki i Agnecji na utrzymanie się na
powierzchni – wzrosły drastycznie.
-
Przejdźmy do mojego gabinetu – Weronika gestem pokazała otwarte drzwi.
Biuro
Weroniki, biuro Keitha, było jaśniejsze niż recepcja
dzięki dwóm ogromnym oknom wychodzącym na wschód i południe.Ściany były
pomalowane na żółto, półki i parapety zajmowały modele statków. Landros
weszła do pomieszczenia przed Weroniką, usiadła w jednym z dwóch foteli
ustawionych przy biurku. Zanim Weronika zamknęła za sobą drzwi udało jej
się wymienić znaczące spojrzenia z Mac.
-
Jak mogę Pani pomóc? – obeszła biurko dookoła i usiadła na niskim fotelu
ojca. Słońce wpadające do pokoju odbijało się od diamentów Landros, każdy
ruch jej ręki wywoływał taniec błysków.
-
Przyszłam do Pani w imieniu Izby Handlowej Neptun. Prawdopodobnie
widziała Pani wiadomości w weekend. Nasz kochany Szeryf wywołał lawinę,
którą można określić jedynie koszmarem PRowców.
-
Chodzi Pani o sprawę zaginięcia Hayley Dewalt?
-
Tak, właśnie o nią – przytaknęła Landros – poprosiliśmy Lamba, żeby
uspokoił nastroje. Nie udało mu się, zamiast spokoju wywołał tylko
burze. Przez niego ludzie postrzegają Neptun jako siedlisko socjopatów.
Teraz nawet Trish Turley zajęła się tą sprawą. W swoim programie
przekonuje rodziców, żeby nie puszczali swoich dzieci na
przerwę wiosenną do Neptun. – Weronika podniosła brwi w zdziwieniu.
-
Więc chciała Pani, żeby Lamb w delikatny sposób
uciszył sprawę Hayley, ale mu nie wyszło. Zamiast tego
zwrócił uwagę całego kraju na to, że przejmujecie
się bardziej ruchem turystycznym i pieniędzmi niż życiem nastolatki.
-
Sprzedaż chyba nie jest Pani mocną stroną – Landros uniosła
jedną ze swoich perfekcyjnie wymodelowanych brwi.
Jej krzesło
zaskrzypiało gdy przenosiła ciężar ciała.
-
Nie będę Pani mydlić oczu. Mój hotel i cała turystyka Neptun zarabia
40% swoich rocznych przychodów podczas przerwy wiosennej. Nie możemy sobie
pozwolić na stratę tych 40%. Więc tak, chcieliśmy, żeby
zniknięcia Hayley nie zrobiło aż takiego zamieszania. Nie znaczy to
jednak, że nie zależy nam na jej odnalezieniu.
Weronika
odchyliła się do tyłu w fotelu ojca, spojrzała za okno. Nawet w cichym
biurze dochodziły ją odgłosy studentów bawiących się kilka ulic
dalej. Muzyka, śmiech, dźwięk tłuczonego szkła.
-
W Neptun nie widać jakiejś większej zmiany, naprawdę traci Pani
aż tylu klientów?
- To co widzi Pani dzisiaj w Neptun to
nie jest przerwa wiosenna. Nie da się porównać zeszłorocznego tłumu
młodzieży do tych kilku tysięcy które są tutaj w tym roku. Tylko w
przeciągu ostatniego tygodnia anulowano nam setki rezerwacji. Ale nie tylko o
rezerwacje chodzi. Chodzi o setki drinków, których nikt nie wypije. Setki
posiłków których nikt nie zamówi. Setki kostiumów kąpielowych i klapków,
których nikt nie kupi. Łodzie, maski podwodne i rowery, których nikt nie
wypożyczy. Do tego Turley jak katarynka codziennie powtarza w krajowej
telewizji, że Neptun nie jest bezpieczne a wszystkie dziewczyny, które tu
przyjadą zostaną porwane, zgwałcone lub zamordowane.
-
Więc chce Pani, żebym…? – zapytała Weronika
-
Odnalazła Hayley Dewalt.
-
To nie szeryf powinien jej szukać?
-
Naprawdę Pani myśli, że Lambowi uda się ją znaleźć? - Petra
pochyliła się nad biurkiem i spojrzała Weronice głęboko w oczy.
-
Czy to oznacza, że Izba Handlowa Neptun cofa swoje
poparcie dla Szeryfa Lamba? – słodko zapytała Weronika.
Landros ściągnęła
brwi, Weronika od razu odczytała z jej twarzy odpowiedź. Poparcie dla Lamba
będzie z ich strony nienaruszone. Odwrócenie się od niego nie byłoby dla
nich opłacalne. W końcu dbał w odpowiedni sposób o ich interesy.
Zafundują mu kampanię nawet jeśli nie będzie dobrze
wykonywał swojej pracy i Weronika będzie za niego
prowadziła śledztwo. Dla bogaczy z Neptun była to zwykła inwestycja.
-
Więc pomoże nam Pani? – zapytała Landros unikając odpowiedzi na pytanie.
Weronika
pogrążyła się w swoich myślach, gdzieś z tyłu głowy widziała Hayley
Dewalt, schludną brunetkę której twarz od tygodnia była pokazywana w
telewizji. Przeszył ją znajomy strach. Nie znała Hayley ale znała
dziewczynę o bardzo podobnej historii.
-
Moja stawka wynosi 200$ za godzinę, plus wydatki.
Potrzebuję też dziennie 700 dolarów na wszelki wypadek – żeby
sprawa toczyła się sprawnie. Jeśli znajdę Hayley otrzymam
też fundusze, które zebraliście na nagrodę za jej znalezienie – głos
Weroniki był twardy i zdecydowany. Splotła palce i oparła na nich brodę.
Nie miała
czasu przemyśleć swoich decyzji. Wiedziała jednak, że jeśli Izbie
handlowej i Landros zależy aż tak na odnalezieniu Hayley –
zapłacą jej każde pieniądze. Upiecze
dwie pieczenie na jednym ogniu, uratuje dziewczynę i Agencję detektywistyczną swojego
ojca.
Przez
chwilę Landros i Weronika patrzyły na siebie w skupieniu. Słońce padające
przez okno błysnęło odbijając się od kolczyka kobiety i oślepiło Weronikę,
która musiała mrugnąć. Ostatecznie Landros kiwnęła głową zgadzając
się na warunki.
-
Nie jest Pani ekspertem w sprzedaży ale zdecydowanie jest Pani businsesswoman –
uśmiechnęła się – w takim razie umowa stoi, Panno Mars.
-
Więc co Pani wie o sprawie? Gdzie ostatnio widziano Hayley? - Weronika
wyciągnęła długopis z drewnianego stojaka na biurku.
-
Ostatnio widziano ją na imprezie w jednej z rezydencji przy Manzanita
Drive. Żadna z jej przyjaciółek z którymi tam była, nie wie do kogo należy
dom. Natomiast Szeryf Lamb twierdzi, że dom należy do agencji
nieruchomości – lekko wsunęła opadający kosmyk włosów za ucho.
-
Główna sala konferencyjna w Grand Hotel została oddana do dyspozycji osób
pracujących nad śledztwem. Stworzyliśmy
też stronę internetową dzięki której w prosty sposób każdy kto
coś wie może nas o tym poinformować lub przesłać pieniądze.
Trish o tym mówiła w telewizji. Zebrano prawie pół miliona dolarów w trzy
dni i nic nie wskazuje na to, że tempo zbierania pieniędzy
się zmniejszy. Zebraliśmy też dodatkowo tysiące dolarów nagrody za
odnalezienie Hayley, które mogą trafić do Pani, jeśli to Pani
ją znajdzie.
- Gdzie znajduje się jej
rodzina? – zapytała Weronika.
-
Dałam im do dyspozycji jeden z apartamentów w Grand Hotelu. To oni
mogą skontaktować Panią z przyjaciółkami Hayley.
-
Pojawiły się jakieś tropy? Cokolwiek godnego zanotowania?
-
Nic oprócz zwykłych żartów – Landros prychnęła – jeśli wierzyłabym w
ludzkość, wiadomości które dostajemy poważnie zachwiałyby tą wiarą. Na
razie przynajmniej udaje nam się ukrywać te żarty przed
rodzicami Hayley. Wolontariusze pomagają nam przesiewać wszystkie
przychodzące wiadomości – w zamyśleniu dotknęła jednej ze swoich delikatnych
bransoletek.
-
Dzisiaj po południu jestem umówiona na spotkanie z Szeryfem Lambem.
Chciałabym, żeby się Pani na nim pojawiła – podniosła wzrok na
Weronikę.
-
Nie wiem czy to dobry pomysł, nie należę do jego pupilków – odpowiedziała
z lekkim uśmiechem.
-
Ja też nie – Landros również odpowiedziała jej uśmiechem – ale
technicznie rzecz biorąc, od tego momentu będziecie pracować wspólnie nad
tą sprawą. Chcę mieć pewność, że zrobimy wszystko jak
najsprawniej. Poza tym, mimo wszystko Lamb może zapoznać Panią ze
szczegółami o których ja nie mam pojęcia – Landros podniosła się z fotela.
Przez
chwilę Weronika wyobrażała sobie jak musiała wyglądaćna wybiegu,
ekstrawaganckie stroje i biodra kiwające się w rytm muzyki. Uśmiechnęła
się do siebie na tę myśl. Stojąca przed nią kobieta napracowała
się nad tym, żeby być nieustraszoną. Nawet paradując przed
setkami ludzi w samej bieliźnie.
-
Muszę wracać do pracy, niech Pani asystentka wyśle mi umowę,
podpiszę ją i odeślę do Waszego biura jeszcze dzisiaj - Landos wygładziła
spódnicę i ruszyła w stronę drzwi.
-
Oczywiście – Weronika również wstała z fotela i poszła za Landros. W
recepcji otworzyła przed nią drzwi wyjściowe. Landros przeszła przez próg
i w ostatniej chwili odwróciła się jeszcze do Weroniki.
-
Proszę, niech Pani wyświadczy mi przysługę i spróbuje
utrzymać tę sprawę jak najdalej od mediów. Chcemy odpowiedzi a
nie cyrku.
-
Oczywiście – Weronika uśmiechnęła się do gościa. Podały sobie dłonie na
pożegnanie. Drzwi zatrzasnęły się za Landros.
Weronika
nie mogła wytrzymać ze szczęścia, okręcała się wokół własnej
osi jak dziecko. Mac z uśmiechem na twarzy siedziała spokojnie przy biurku.
-
Chcesz popracować w Agencji jednak trochę dłużej? –
zapytała Weronika z ekscytacją w głosie.
-
Mamy sprawę? – Mac klasnęła radośnie w dłonie.
-
Bardzo poważną, dużą i dobrze płatną sprawę – Weronika
przebiegła przez pokój i oparła się na biurku, znalazła
się twarzą w twarz z Mac.
-
Potrzebuję dokładnych informacji na temat Hayley Dewalt, jej historia, jej
rodzina, bilingi, maile, wszystko z ostatnich kilku miesięcy – Mac otworzyła
szeroko oczy ale nic nie powiedziała.
- Ale najpierw rzeczy ważniejsze…. – Weronika
dramatycznie zawiesiła głos – co zamawiamy na lunch? Umieram z głodu a Neptun
płaci, więc… - uśmiechnęła się szeroko.