Veronica Mars: The Thousand-Dollar Tan Line
/// polskie tłumaczenie ///


piątek, 5 lutego 2016

Prolog



             Autobusy zaczynały zjeżdżać się do Neptun, w Kalifornii, już w piątek późnym popołudniem i nie przestawały aż do poniedziałku. Przyjeżdżały zakurzone, brudne i z odpryskami na lakierze i szybach – pamiątce po odskakujących kamieniach. Zwykłe konsekwencje jeżdżenia drogami międzystanowymi. Zatrzymywały się przy promenadzie, drżące od stłumionych dźwięków, trzęsące się jak psy czekające na rozkaz.
            Ich trasy, łączące małe nadmorskie miasteczka ze wszystkimi miastami uniwersyteckimi na zachodzie Stanów Zjednoczonych, tworzyły skomplikowane sieci. Do Los Angeles i San Diego, do Bay Area i Inland Empire. Do Phoenix, Tuscon, Reno. Do Portland i Seattle, do Boulder, do Boise, nawet do Provo. Zza każdej szyby wyzierała podekscytowana młoda, studencka buzia.
            Autobusy jeden po drugim otwierały drzwi a fale rozemocjonowanych studentów wylewały się z nich na ulice. Zachwyceni obserwowali piasek, surferów, budki z jedzeniem i wesołe miasteczko przy promenadzie. 
Niektórzy z nich dopiero co skończyli zdawać sesję, całe noce spędzali ucząc się do egzaminów. 
            Teraz nagle znaleźli się w świecie z bajki, który wydawał się istnieć tylko dla nich. Roześmiani i szczęśliwi zalali całe miasteczko. Potykali się spacerując całkiem pijani ulicami Neptun, wierząc, że magia dzięki której się tu znaleźli, nie pozwoli im uderzyć głową o beton. I przez dokładnie trzy dni: ta magia działała.
            W środowy poranek, nadmorskie miasteczko które jeszcze w nocy oszałamiało blaskiem, zaczynało wyglądać całkiem normalnie. Wręcz przyziemnie. Wszędzie zakradał się brud. Setki zgniecionych puszek po piwie rozrzucone na chodnikach, śmieci wylewające się z przepełnionych śmietników. Zużyte prezerwatywy zdobiące alejki i krzaki w parkach, potłuczone szkło pokrywające ulice.
            W motelu Sea Nymph było upiornie cicho gdy osiemnastoletnia Bri Lafond weszła na jego teren potykając się o własne nogi. Prawie wszyscy goście hotelowi spędzali w nim swoją wiosenną przerwę semestralną, więc zabawa nie zaczynała się wcześniej niż popołudniu. Bri spędziła noc imprezując na przedmieściach Neptun, nie zdążyła jednak zamówić taksówki zanim przyjęcie się skończyło. Była tak pijana, że spacer powrotny do hotelu wydawał się jej całkiem dobrym i wykonalnym pomysłem. Teraz brnęła przez piasek do pokoju, który wcześniej wynajęła ze swoimi trzema najlepszymi przyjaciółkami ze studiów.
            Bri miała to gdzieś, że przez cały tydzień obserwowały z okna śmietnik, ten pokój był po prostu najtańszy z najlepszych. Przez chwilę walczyła z zamkiem w drzwiach. Jej największym marzeniem było rzucenie się na jedno z dwóch podwójnych łóżek, które dzieliła z koleżankami.
            Szpary w żaluzjach przepuszczały promienie bladego słońca do wnętrza pokoju. Leah leżała w poprzek łóżka z głową schowaną pod poduszką, nadal miała na sobie sukienkę z poprzedniego wieczoru. Nogi miała całe brudne i posiniaczone.  Melanie sączyła napój z papierowego kubka oparta o zagłówek łóżka. Miała na sobie bordowe krótkie spodenki i górę od stroju kąpielowego. Jej długie, potargane blond włosy przykleiły się do rozmazanego makijażu wokół oczu. Spojrzała na drzwi gdy usłyszała, że się otwierają.
            - Za jakieś pół godziny mam lekcję surfowania a nadal jestem pijana – powiedziała w stronę Bri z trudnością skupiając wzrok na koleżance
            - Gdzie byłaś? Wyglądasz strasznie - dodała krzywiąc się. 
            - Dzięki wielkie – Bri schyliła się, żeby rozpiąć buty. Stopy pulsowały jej z bólu. – Gdzie jest Hayley? Poszła już surfować?
            - Nie widziałam jej – Melanie zamknęła oczy i oparła głowę ościanę. Bri zastygła w bezruchu zdejmując but, spojrzała na Melanie.
            - Od kiedy? – zapytała.
            - Od… od tej imprezy w poniedziałek… chyba. – wymamrotała spod przymkniętych powiek.
            - Kurwa - Melanie otworzyła nagle oczy. 
            Bri zamrugała i w końcu ściągnęła but z bolącej stopy. Usiadła na łóżku i delikatnie potrząsnęła Leah za ramię.
            - Hej, Leah. Obudź się. Widziałaś wczoraj Hayley?
            Spod poduszki wydobył się cichy jęk Leah. Na chwilę zwinęła się w kłębek, rękoma oplotła swoją głowę. Bri i Melanie przez dobre kilka minut nie mogły w żaden sposób dobudzić koleżanki. W końcu Leah odsunęła poduszkę z twarzy i spojrzała na nie niechętnie.
            - Hayley? Nie, nie widziałam jej od tej poniedziałkowej imprezy.
Bri oblał zimny pot, nieprzyjemne uczucie pustki przeszyło jej ciało. Przeczytała jeszcze raz swoje SMSy. Ostatnią wiadomość od Hayley dostała w poniedziałek popołudniu: 

Mamy zaproszenie na imprezę w REZYDENCJI. Idziesz?”

            Przygotowania zajęły im trzy godziny. Hayley zdecydowała się na nietypowo wyciętą, obcisłą i krótką sukienkę, która zwracała uwagę na jej długie, opalone nogi. Upierała się, że nogi są jej największym atutem. Na imprezę zaprosił ją jakiś gość, którego poznała w Cabo Cantina gdy kupił jej drinka. Powiedział jej, że ma przyjść ze swoimi najseksowniejszymi koleżankami.
            Na imprezę poszły więc wszystkie. Do posiadłości wchodziło się krętą prywatną drogą, najpierw mijając w bramie krzepkich ochroniarzy. Dom w którym się znalazły był bardzo nowoczesny, kwadratowa bryła z modnymi wykończeniami. Każde pomieszczenia aż kipiało luksusem. Melanie od razu wtopiła się w tłum kręcąc biodrami w rytm muzyki. Leah zauważyła w kuchni chłopaka z którym chodziła na biologię, więc ruszyła w jego stronę. Hayley i Bri przepchnęły się przez tłum na tylne patio. Ich oczom ukazał się ogromny basen. Tuż za nim rozciągała się plaża, ledwo widoczna w świetle księżyca.
            Oczy Hayley błyszczały, odbijając kolorowe światła patio.  Cały weekend jej nastrój wahał się pomiędzy smutkiem a nieopisaną chęcią buntu. W jednej chwili płakała, za chwilę tupała ze złości.
            - Chad nie będzie mi mówił co mogę, a czego nie mogę robić. Za kogo on się uważa? – wykrzykiwała do swoich przyjaciółek.
            Hayley i jej chłopak rozstawali się i schodzili ze sobą serki razy, ale tego wieczora dziewczyna wydawała się być podekscytowana. Tak jakby cała jej złość, żal i smutek po prostu zniknęły. Była jakby odmienioną sobą, świeżą, spokojną i szczęśliwą. Razem z Bri wmieszały się w końcu w tłum tańczących ciał i dały ponieść pulsującej muzyce. Głośny bas wygłuszył wszystkie zmartwienia w głowie Hayley. Straciła poczucie czasu, przestała liczyć ile drinków wypiła oraz… zgubiła swoje przyjaciółki.
            Bri przypomniała sobie widok Leah wciągającej kreskę kokainy z antycznego stolika kawowego. Schylając się przytrzymywała te swoje śliczne miodowe włosy z dala od proszku. Pamiętała też czyjeś ręce błądzące po jej ciele, niski męski głos szepczący jej na ucho, że byłaby dużo seksowniejsza w dłuższych włosach.
            Przed oczami migały jej wspomnienia o Hayley. Nachylała się do przystojniaka w pięknie skrojonym, białym garniturze. Długie rzęsy nadawały jego oczom niezwykłego wyglądu, wyginał żartobliwie wargi. Oprócz tych kilku wspomnień cała impreza była dla Bri jednym wielkim zamazanym punktem w jej przeszłości.
            Następnego ranka po imprezie obudziła się na krześle ogrodowym postawionym obok hotelowego basenu. Drżała z zimna, torebkę miała wetkniętą pod głowę. Nie miała pojęcia jak dostała się z imprezy do hotelu.
            - Widziałyście Hayley wychodzącą z kimś z imprezy? – Bri spojrzała na swoje przyjaciółki. Obie powoli potrząsnęły przecząco głowami.
            - Na pewno wszystko z nią w porządku -  niepewnie wyartykułowała Melanie – znając życie jest teraz z jakimś chłopakiem poznanym na imprezie. Prędzej czy później wróci.
            - Ale przecież obiecałyśmy sobie, że przynajmniej raz dziennie będziemy się ze sobą kontaktować – głos Bri zabrzmiał bardziej piskliwie niż tego chciała. W drodze do Neptun obiecały sobie, że bez względu na to jak dobrze będą się bawić na każdej z imprez, najważniejsza będzie dla nich pewność, że cała czwórka jest bezpieczna. Nieprzyjemne, zimne uczucie pustki odezwało się w ciele Bri raz jeszcze. Odblokowała telefon i wstukała wiadomość do Hayley: 

Gdzie jesteś? Zjedz z nami śniadanie. Odpisz najszybciej jak możesz.     

            Nie mogły zrobić nic innego, musiały po prostu czekać na jej odpowiedź. Melanie miała rację, Hayley pewnie straciła poczucie czasu, zresztą tak jak one wszystkie. Martwiły się o nią a ona zapewne bawiła się w najlepsze. Mimo wszystko Bri zrezygnowała ze śniadania i została w pokoju. Leah i Melanie poszły same. Siedziała w pokoju, drżała z zimna ale była za bardzo zmęczona żeby się przebrać. Znowu napisała wiadomość do Hayley. I jeszcze raz.

„Nie bądź samolubna i w końcu mi odpisz Hayley!”
„Wszyscy się o Ciebie martwią. ODPISZ MI”
„Okej, Twój czas się skończył. Jeśli nie odpiszesz mi w ciągu 10 minut dzwonimy na policję”
„Mówię całkiem poważnie”
„Proszę odpisz”
„Proszę!”


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz