-
Ten?
Weronika
Mars siedziała na twardym plastikowym krześle w gabinecie neurologa.
Skrzyżowała nogi, stopy w butach motocyklowych podrygiwały jej w rytm badania,
które przechodził jej ojciec. Keith Mars siedział na kozetce naprzeciwko
swojej lekarki. Obserwował ją gdy powoli, wyćwiczonym ruchem
przekręcała karty.
-
Taczka – odpowiedział bez wahania widząc kolejny rysunek. Doktor
Subramanian nie przytaknęła, z poważną miną po prostu odłożyła
kartę na kupkę po jej lewej stronie.
Gabinet
neurolog był urządzony w surowym stylu, przyciemnione światło lamp
sprawiało jednak, że panował w nim przyjemny nastrój. Zupełnie inny
od tego, którym zwykle charakteryzują się szpitale. W tym gabinecie zawsze
miało się wrażenie, że jest już wczesny wieczór. Weronika
udawała, że zainteresował ją artkuł w gazetce sprzed
czterech miesięcy. Przeskanowała oczami tytuł: ”Dwadzieścia prezentów poniżej
20$”
-
To?
-
Aligator.
Weronika
spojrzała na tatę i leżącą tuż przy jego boku
tytanową laskę. Minęły dwa miesiące od wypadku samochodowego w którym
prawie zginął jej ojciec. Keith siedział w samochodzie z
zastępcą Szeryfa – Jerrym Sacksem. Jerry przekazywał mu informacje na
temat korupcji w biurze Szeryfa, kiedy to z pełną prędkością wjechała
w nich furgonetka. Samochód zawrócił i uderzył w
nich jeszcze raz. Sacks zginął na miejscu. Keith przeżył tylko dzięki
Loganowi Echollsowi, który zdołał wyciągnąć go z samochodu zanim ten
wybuchł.
Oficjalna
wersja, a przynajmniej wersja którą rozgłasza Szeryf Dan Lamb mediom, jest
taka, że Sacks był na usługach lokalnego dealera narkotyków –
Danniego Sweetsa. Furgonetkę wysłano, żeby zabić Sacksa za
to, że pozwolił aresztować trzech podwładnych dealera.
Historyjka wyssana z palca, ale lokalne media nie czuły potrzeby grzebania w
tej sprawie głębiej.
Weronika
próbowała porozmawiać z ojcem o wypadku od dnia w którym miał miejsce
ale Keith był irytująco ostrożny jeśli chodzi o
szczegóły. Próbował ją zbyć powtarzając
ciągle, że to jego sprawa a nie jej. Wszystkie próby Weroniki w końcu
przerodziły się w swego rodzaju grę. Za każdym razem gdy pytała Keitha o
cokolwiek związanego z wypadkiem, odpowiadał jej, żeby zgadywała. Nie
musiała go zmuszać do ujawnienia tylko jednego faktu: morderca
miał zabić Sacksa a nie jego.
- Świeczka.
Pierścionek. Parasolka – Keith wypowiadał głośno.
Weronika
codziennie upewniała się, że jej tata czuje się lepiej. Okropny
fioletowy siniak pokrywający większą część jego ciała powoli
tracił swój kolor. Jednak wszystkie poważniejsze urazy:
połamane żebra, pęknięta miednica, uszkodzona wątroba – nadal były jego
największym zmartwieniem.
Oprócz
tego miał uraz czaszki, krwiaka podtwardówkowego i łagodne
wstrząśnienie mózgu. Przez kilka tygodni jego reakcje były spowolnione.
Pierwsze dni po tym jak lekarzom udało się ustabilizować jego stan,
były bardzo trudne. Miał problemy z mówieniem,
zawieszał się nawet na kilkanaście sekund zanim
mógł coś powiedzieć.
Teraz
odpowiadał na większość pytań Doktor Subramanian szybko i
stanowczo. Po każdej odpowiedzi był pewniejszy siebie,
siedział bardziej wyprostowany. Weronika widziała, że wraca do siebie
z każdym dobrze wypowiedzianym słowem.
-
Bardzo dobrze Panie Mars – brytyjski akcent
lekarki łagodził chrapliwy dźwięk jej głosu. Obdarzyła Keitha jednym
ze swoich nielicznych uśmiechów. Weronika odłożyła gazetę.
-
Więc jaki jest werdykt Pani Doktor? Jest jak nowy? Możemy go wziąć na
próbną jazdę?
Doktor
Subramanian odwróciła się by obdarzyć Weronikę surowym
spojrzeniem zza swoich kwadratowych okularów. Siwe włosy miała spięte w koka,
na ustach delikatną szminkę. Weronika zgadywała, że ten
odcień nazywał się „bez głupich żartów”. Kolejny
powód by lubić lekarkę ojca.
-
Nie powiedziałabym, że jest jak nowy, ale jestem zadowolona z jego
postępów. Jak ma się Pana czas reakcji, Panie Mars?
-
Szybki jak błyskawica – odpowiedział jej Keith, jednocześnie udając, że
sięga do kabury na broń.
-
Zauważyła Pani jakieś zmiany w zachowaniu ojca? Zmienność nastrojów,
dziwne postępowanie, problemy z wnioskowaniem? – lekarz zwróciła się do
Weroniki.
-
Nie jest dziwniejszy niż zwykle – odpowiadając uśmiechnęła się w
stronę ojca.
-
Hmm – Doktor Subramanian spojrzała w kartę swojego pacjenta – Jak
się mają Pana inne obrażenia? Widzę, że był Pan na wizycie
u internisty wcześniej w tym tygodniu.
-
Powiedział mi, że raczej nie pobiegnę już w żadnym
maratonie, ale wrócę do
pracy. Chciałbym do niej wrócić jak
najszybciej – odpowiedział jej Keith prostując poły marynarki. Każdego
dnia odkąd tylko wypisali go ze szpitala, jego codziennym celem było
założenie świeżo wyprasowanej koszuli i marynarki, tak jakby
naprawdę wybierał się do biura.
-
Hmm… - Doktor otworzyła dużą kopertę, wyciągnęła z niej ziarniste zdjęcia
z rezonansu magnetycznego i przyczepiła je do święcącej tablicy.
Włączyła światło, wyjęła z kieszeni fartucha wskaźnik laserowy.
-
No więc w tym tygodniu zdjęcia Pana czaszki są dużo lepsze
niż poprzednio. Opuchlizna zeszła prawie całkowicie, tutaj może Pan zauważyć różnicę –
wskazała miejsce na skanie.
Weronika
odetchnęła z ulgą. Tablica podświetlająca zdjęcie czaszki jej ojca nagle stała
się mniej wyraźna. Ukradkiem otarła łzę z kącika oka. Dopiero
teraz zaczęło do niej docierać jak bardzo zależy jej na ojcu. Nie mogła
sobie wyobrazić, że nagle miałoby go zabraknąć przy jej boku.
Był jej jedyną rodziną. Każdego ranka budziła się z lekkim
bólem żołądka, czekając cierpliwie aż wszystko w ich życiu wróci
do normy.
Normalność to wyświechtany slogan, prawda? Uśmiechnęła się do siebie. Nic w jej życiu
nie było normalne odkąd wróciła do Neptun po dziewięciu długich i spokojnych
latach przeżytych w Nowym Jorku. Jako nastolatka marzyła tylko o tym, żeby
uciec z tego miejsca rządzonego przez bogatych i skorumpowanych. Uciec od
problemów swojej młodości. I w końcu jej się to udało. A przynajmniej na
pewien okres.
Opuściła
Neptun, najpierw udając się do Stanford, potem wyjeżdżając na studia
prawnicze na Uniwersytet Columbia. Życie, które poukładała sobie od
początku, wydawało się być całkiem w porządku. Maleńkie mieszkanko na
Brooklynie, rzut beretem od Prospect Park. Oferta pracy od kancelarii
prawniczej Truman-Mann, gdzie miałaby
szansę uczyć się od najlepszych prawników Nowego Jorku. Słodki,
utalentowany, poukładany chłopak – Piz. Zostawiła to wszystko za sobą. Jeden
telefon sprawił, że wróciła do Neptun. Logan, jej licealny chłopak,
został oskarżony o morderstwo swojej ówczesnej dziewczyny. Weronika
rzuciła wszystko i wróciła do Neptun by udowodnić jego niewinność.
Odkryła
tożsamość prawdziwego mordercy i odkryła tez na nowo cząstkę siebie,
którą myślała, że utraciła na zawsze. Cząstkę, która mówiła
jej, że powinna być prywatnym detektywem a nie prawnikiem. Dodatkowo,
całkiem na nowo odkryła Logana. Teraz był jej… kim? Nowym-starym
chłopakiem? Kochankiem? Kolegą z skype? Kolegą do seksu? Jakkolwiek
by go nie nazwała, maile od niego wypełniały całą jej skrzynkę. Zdarzało
mu się wysłać nawet pięć dziennie, krótkich i żartobliwych.
Czasami pisał dłuższe, poważniejsze wiadomości. Weronika zawsze
odpowiadała w lekkim tonie. Taka po prostu była, jakby jej celem była zamiana
wszystkiego w żart. Droga ucieczki od tego co tak naprawdę grało jej
w duszy. Ratunek na ten ciągły ból tęsknoty który jej towarzyszył.
Do
tego sama nie wiedziała jak miałaby ująć w proste słowa to co
naprawdę czuła. Chwile, które spędzili razem tuż przed wyjazdem
Logana na kolejną misję, były jednymi z najspokojniejszych chwil
jej życia. Nawet biorąc pod uwagę jej strach o zdrowie taty. Pierwszy
raz od bardzo dawna czuła się spełniona. Chwilę później, tak po
prostu, Logan zniknął.
-
Więc chciałabym dać Panu jeszcze dwa tygodnie zwolnienia, żeby
się upewnić, że wrócił Pan do zdrowia. A potem owszem, o ile
obieca mi Pan, że zacznie Pan powoli, może Pan wrócić do swojej pracy
– głos Doktor Subramanian zaczął docierać do Weroniki – ale Pani,
Pani Weroniko, będzie odpowiedzialna za stopowanie swojego ojca przed przepracowywaniem
się. Jeśli tylko będzie chciał zrobić coś ponad swoje siły, ma
Pani całkowite prawo odesłać go do domu.
-
Słyszałeś to tato? – Weronika wskazała palcem na ojca – Agencja
detektywistyczna Mars właśnie załatwiła sobie nowego i taniego
praktykanta. Xero, kawa i poczta – to będzie Twoje zajęcie mój drogi.
-
Całe życie czekałem na ten moment – Keith klasnął w ręce, na co
Weronika odpowiedziała mu półuśmiechem. Pomimo ich przekomarzania, niejasne
uczucie niepokoju ukuło Weronikę w serce. Oczywiście, że jej ulżyło.
Jej tata w końcu będzie mógł niedługo wrócić do pracy, która była dla
niego bardzo ważna. Jeszcze będąc w liceum pracowała w firmie detektywistycznej
ojca. Oficjalnie była jego sekretarką. Nieoficjalnie? Zajmowała
się sprawami na które Keith nie miał czasu.
Teraz
po prostu zastanawiała się jak to będzie gdy oboje wrócą do pracy w
biurze. Przedzielą je na pół taśmą? Będą w ogóle w stanie
wcisnąć tam jeszcze jedno biurko? Wyobraziła sobie różowy dziecięcy stolik
postawiony obok biurka ojca, tabliczka z napisem „Pierwszy stolik do mojego
biura”. Ona siedząca skulona z kolanami przy klatce piersiowej, pisząca szybko
na wyimaginowanym komputerze podczas gdy ojciec przygląda jej się z
rezerwą.
Jej
myśli były niedorzeczne. Przecież już wcześniej pracowali razem.
Sytuacja wyglądała jednak trochę inaczej. Keith nie był zadowolony z
decyzji Weroniki. Rzuciła dobrze rokującą karierę by wrócić na
stare śmieci i biegać za ludźmi z teleobiektywem. Przez ostatnie dwa
miesiące był w stanie udawać sam przed sobą, że Weronika jest w
Neptun by pomóc mu w rekonwalescencji. Jednak coraz częściej zdarzało mu
się zadręczać samego siebie o przebieg zdarzeń sprzed wypadku.
Gdy Weronika wspominała coś o sprawach nad którymi pracowała lub chociaż
próbowała żartować na ich temat – Keith szybko odwracał wzrok.
Jakby Weronika właśnie się zbłaźniła a jemu było za nią głupio.
Nie
mógł zrozumieć dlaczego wróciła. Czasami ona też miała problem
ze zrozumieniem swojego postępowania. Neptun było tym samym połyskującym,
brudnym przybrzeżnym miasteczkiem z którego wyjechała niemal dekadę temu.
Ale moment w którym zaczęła pracę nad sprawą Logana
zmienił wszystko. Poczuła pragnienie dojścia do prawdy, do znalezienia jej
w tym stosie kłamstw. Śledztwo wciągnęło ją jak wir.
Kilka
minut później wyszli razem z gabinetu lekarza. Kątem oka zwróciła uwagę na
to jak ojciec przygryzł wargi z bólu gdy schodzili po trzech schodkach na
parking. Keith Mars był niewysokim, krępym, właściwie łysym
mężczyzną. Weronika uśmiechając się pomyślała, że nawet z daleka
wygląda na policjanta. Minęło osiem lat odkąd ostatni raz miał na sobie
mundur, ale ona już zawsze będzie w nim widziała policjanta.
-
Wiesz jakie to uczucie? Być o jeden
krok bliżej perfekcyjnej formy sportowca? –
ironicznie postukał laską w asfalt – Już niedługo, krok za
krokiem i wrócę do formy profesjonalisty.
- Hej – Weronika
szturchnęła go delikatnie w ramie – zachowuj się lepiej to może nawet
pozwolę Ci wyczyścić akwarium w biurze.
Granatowy
kabriolet BMW Logana stał na parkingu wypełnionym średniej klasy
sedanami. Nalegał by Weronika pożyczyła od niego samochód podczas gdy on
będzie na morzu.
-
Będę uwięziony na ogromnej puszce po śledziach, na środku Zatoki
Perskiej. Przez najbliższe sześć miesięcy. Jak ma mi się niby
przydać ten samochód? – przekonywał ją.
Próbowała
protestować. BMW Logana jest warte więcej niż ona zarobi przez najbliższe
kilka lat, ale każde wejście do kabrioletu sprawiało, że miała
gęsią skórkę z ekscytacji. Nie tylko dlatego, że deska
rozdzielcza wyglądała jak wyjęta ze statku kosmicznego. Ani dlatego, że
skórzane wykończenia były delikatne jak jedwab. Lekko wywietrzały, ciepły,
piżmowy zapach nadal utrzymywał się w samochodzie. Odległe wspomnienie
perfum Logana.
Trzymając palce na kierownicy, prawie czuła dłonie Logana
pod swoimi. „Tracisz nad sobą kontrolę Mars” –
powiedziała do siebie w myślach gdy Keith zapinał swój pas. „Nie masz
już prawa do zachowywania się jak szalona nastolatka”. Poza
tym już dwa i pół miesiąca za nimi. Jeszcze tylko sto dwanaście dni i
Logan będzie z powrotem w Neptun.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz