Veronica Mars: The Thousand-Dollar Tan Line
/// polskie tłumaczenie ///


czwartek, 26 maja 2016

Rozdział szesnasty



            Nigdy nie zgadniesz kogo dzisiaj spotkałam.
            Kilka godzin później Weronika siedziała w swoim biurze i wpatrywała się w ekran komputera. Kursor migał rytmicznie, odwieczna oda do pustej kartki. Nawet jeśli miała tysiące rzeczy do przekazania, nie mogła zdecydować co napisać dalej.
            Miała dużo pracy. Ceną było nie tylko życie dwóch młodych dziewczyn ale też jej kariera. A i tak miała ochotę skupić się na jednym. Na rozmowie z osobą, która aktualnie była poza jej zasięgiem.
            W Neptun, w Kalifornii było lekko po szesnastej co oznaczało, że na statku Harry Truman była 2 nad ranem. Umówili się na randkę przez skype na pół godziny wcześniej ale Logan się nie pojawił. Czasami tak się zdarzało. Jeśli miał nagłe wezwanie nie zawsze miał czas żeby ją o tym poinformować. Weronika próbowała o tym nie myśleć, próbowała myśleć pozytywnie ale część niej zawsze przez kilka sekund powtarzała jej:On może już nie żyć.   
            Wiedziała, że to głupie myślenie ale nie mogła nic na to poradzić.
            Może już widziałeś w wiadomościach – nie wiem czy macie CNN na statku? Trish Turley wałkowała ten temat na wszystkie sposoby. Zaginęła kolejna dziewczyna, a ponieważ świat mnie nienawidzi: macochą tej dziewczyny jest Lianne.
            Popołudniowe słońce przedostało się przez rolety rzucając cień na biurko Weroniki. Oparła się mocniej o fotel i wpatrywała w sufit, analizowała sytuacje, które zdarzyły się przez ostatnie godziny. Wszystko wydawało się zbyt skomplikowane i właściwie niemożliwe do opisania w mailu – dziwne uczucie spotkania ponownie jej matki, targające Weroniką sprzeczne emocje. Odkrycie, że ma młodszego brata.
            Opowiem Ci wszystko jak tylko będziemy mieli szansę porozmawiać na Skype. Jesteś wolny w poniedziałek rano (moja niedziela wieczór)? Daj mi znać a będę na Ciebie czekała.       
            Nacisnęła „wyślij” i zamknęła laptopa.
            To było oczywiste, że zaginięcie obu dziewczyn miało ze sobą związek. Fereico Gutiérrez Ortega flirtował z nimi obiema tuż przed ich zaginięciem. Ale co z nimi zrobił? Co mogło sprawić, że porwał lub skrzywdził dwie amerykańskie nastolatki mając tak wiele do ukrycia? Weronika wiedziała, że musi zdobyć niepodważalny dowód zanim oskarży Ortegę o cokolwiek. Członkowie kartelu Milenios nie są aż tak głupi, jeśli złapaliby ją na węszeniu w pobliżu, od razu wzięliby sprawy w swoje ręce.. 
            W międzyczasie zebrano ponad 550 tysięcy dolarów na fundusz Hayley i prawie 300 tysięcy na Aurory. Co chwilę na koncie każdej z dziewczyn pojawiały się kolejne pieniądze. Kwoty rosły wraz ze zwiększającą się liczbą anulowanych rezerwacji w hotelach w Neptun i na całym otaczającym miasteczko wybrzeżu. Trish Turley umiała wpłynąć na swoich fanów i widzów, spadek w ilości studentów w Neptun zaczynał być mocno zauważalny.
            Otworzyły się drzwi a Weronika nagle zorientowała się, że od dobrej chwili dochodziły do niej z recepcji podniesione głosy.
            - Wiem, że pochodziły z tego biura, więc jeśli nie chcesz zostać aresztowana, zacznij ze mną rozmawiać.
            Weronika poderwała się z fotela i wbiegła do recepcji. Szeryf Lamb pochylał się nad siedzącą za biurkiem Mac. Jego brzuch przewrócił stojak z długopisami, które powoli przesuwały się do krawędzi biurka. Szeryf trzymał niebieską ulotkę tuż przed nosem Mac, potrząsał kartką ze złością.
            Mac siedziała spokojnie, brodę oparła na dłoni, patrzyła na szeryfa niewzruszonym i spokojnym, wręcz znudzonym wzrokiem. Nie ruszyła się nawet o milimetr gdy ulotka w ręku szeryfa zbliżała się niebezpiecznie w stronę jej twarzy.  
            - Jaki jest problem z moimi ulotkami? – Weronika skrzyżowała ręce na piersi i oparła się barkiem o framugę drzwi.
            - Kolor papieru nie zgrywa się z pięknością Neptun?
            - Mars – Szeryf odwrócił się od Mac i spojrzał wściekle na Weronikę. Dziewczyna zauważyła jak Mac za jego plecami wyraźnie się rozluźniła – wydaje Ci się, że co robisz?
            Weronika wyjęła ulotkę z ręki szeryfa i przyglądała jej się przez chwilę z uwagą.
            - Wygląda na to, że próbuję znaleźć Hayley Dewalt. Co będzie trudniejsze niż myślałam skoro zbierasz moje ulotki.
            - Ile razy mam Ci powtarzać, że masz mnie informować o wszystkich Twoich poczynaniach?
            - Coś mnie ominęło czy wcale nie ignorujesz moich wszystkich wiadomości, które nagrywam Ci na sekretarkę? A teraz gdy okazało się, że z tego samego domu zniknęła kolejna dziewczyna: lepiej sam się weź za drukowanie kolejnych ulotek.
            Lamb wpatrywał się w Weronikę, zbliżał się w jej stronę aż nie stanęli twarzą w twarz. Czuła bijący od niego zapach kawy.
            - Nie ma żadnego dowodu na to, że te sprawy są połączone – powiedział ostrożnie.
            - Nie ma? – Weronika odpowiedziała zaskoczona – oh, domyślam się, że o tym nie wiesz skoro zostawiłeś całą sprawę na mojej głowie. Przejdźmy do rzeczy, zamierzam przekazać Ci wszystkie szczegóły tak, żebyś w końcu wiedział co się dzieje – wskazała na niego palcem, odwróciła się na pięcie i weszła do swojego gabinetu. Lamb po chwili ruszył za nią.
            - Nie mam czasu na Twoje gierki Mars.
            - Nie mam co do tego wątpliwości biorąc pod uwagę to, że w Twoim kalendarzu główne miejsce zajmuje korupcja.
            Lamb prychnął, położył dłoń na oparciu jednego z krzeseł stojących przy biurku. Weronika podniosła laptop i zaczęła pokazywać mu zdjęcia, które dostała od przyjaciółek Hayley i Adriana.
            - Aurora Scott zniknęła z tego samego domu z którego zaginęła Hayley Dewalt prawie dwa tygodnie temu. Obie były widziane po raz ostatni z tym samym chłopakiem – wskazała na zdjęciu Federica.
            - To jego powinieneś zastraszać a nie Mac.
            Źrenice Lamba lekko się zwęziły ale oprócz tego pozostał nieruchomy. W końcu przestał odgrażać się Weronice, stał cicho kalkulując swoje działania.
            - Rozumiem, że wiesz kim on jest? – zapytał chłodno.
            Weronika rzuciła mu krótkie spojrzenie.
            - Wiesz coś, czego ja nie wiem?
            Lamb się wyprostował, przełożył kciuki przez szlufki w spodniach.
            - Wiem jedno. Nie chcesz rzucać oskarżeń w stronę osób takich jako on. Nie chcesz tego robić dopóki nie będziesz całkowicie pewna.
            W tym momencie Weronika upewniła się w swoich przekonaniach. Lamb od początku wiedział, że dom należy do Milenios, że kuzyni Gutiérreza prali pieniądze swojej rodziny. Szeryf był po prostu zbyt leniwy, lub zbyt skorumpowany, żeby to zbadać. Weronika poczuła żółć napływającą jej do gardła ale przełknęła ją zanim było za późno.
            - Myślałam, że chciałeś moich informacji Lamb. Myślałam, że chcesz odnaleźć te dziewczyny.
            Lamb ponownie spojrzał na zdjęcie, które pokazywała mu Weronika.   Na twarzy szeryfa widać było sprzeczne emocje.
            - Masz jakikolwiek dowód na to, że ten mężczyzna miał swój udział w zniknięciu którejś z dziewczyn?
            - Nie, ale widziano go z nimi obiema tuż przed zaginięciem. To wystarczający powód, żeby go przesłuchać.
            - Tak myślisz? Nagle stałaś się wyrocznią prawa?
            - Tak – parsknęła – tak się składa, że poniekąd nią jestem.
            Patrzyli na siebie intensywnie przez minutę.      
            - Słuchaj – powiedziała – kartele znajdują się zdecydowanie poza moją strefą komfortu.
            Lamb wzdrygnął się na słowo kartel ale nie przerwał kontaktu wzrokowego. Przez chwilę jego oczy analizowały twarz Weroniki jak gdyby chciał wyczytać z niej jakie ma informacje. Weronika przeczekała ten moment.
            - To delikatna sytuacja – odezwał się w końcu – nie będę na nikogo się rzucał bez niepodważalnego dowodu. Jeśli znajdziesz jakiś dowód i przyjdziesz z nim do mnie, rozważę możliwość przesłuchania Gutiérreza. 
            - Powiedzmy to wprost, pozwolisz mi odwalić czarną robotę bo to co robię ja, kłóci się z Twoim kodeksem i patrzeniem na ręce wpływowym ludziom. Członkom jednego z najbardziej niebezpiecznych Meksykańskich gangów. Oszczędzę Ci przyznawania się do tego i po prostu założę na głos, że dostajesz od nich jakiegoś rodzaju rekompensatę – Weronika przekrzywiła głowę i patrzyła na szeryfa z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
            - Ale oczywiście jak tylko znajdę twardy dowód przeciwko nim, dowód na to, że używając swoich koneksji mogą właściwie bez żadnych przeszkód porywać z Neptun młode dziewczyny. Wtedy będziesz chciał przejąć ode mnie tę sprawę?
            - Brzmi całkiem zachęcająco – Lamb wykrzywił usta w uśmiechu ale w jego oczach nie było go widać – Szeryf docenia Twoją pomoc w tej kwestii.
            Lamb spojrzał drwiąco na Weronikę, zasalutował i odkręcił się na pięcie. Wyszedł z gabinetu w którym pozostał po nim tylko zapach silnego dezodorantu.
            Weronika przeszła do recepcji. Mac nawet nie spojrzała znad ekranu komputera. Z prędkością światła stukała w klawiaturę, nie wyglądała na zadowoloną. Nie pierwszy raz Weronika zastanawiała się nad sytuacją Mac, która porzuciła ciepłą i dobrze płatną posadkę dla pracy u niej. Oto i ona. Pracująca jako wywyższona sekretarka, przyjmująca na siebie pierwszą falę nienawiści od osób, którym Weronika ostatnio nadepnęła na odcisk.
            - Wszystko w porządku? – Weronika usiadła na krawędzi biurka.
            - Tak – Mac spojrzała ponad ekranem na przyjaciółkę, oczy jej błyszczały z dumy, uśmiechnęła się lekko.
            - To jeden z tych dni w którym znajdę coś na Lamba tylko po to, żeby zetrzeć mu ten uśmieszek z twarzy.
            - Poradziłaś sobie z nim jak profesjonalista.
            - Na szczęście moja mina gdy jestem onieśmielona, jest łudząco podobna do miny gdy mam wywalone – odetchnęła głośno – próbuje nam odebrać zasługi?
            - Oczywiście, że tak. Ale tylko jeśli znajdę jakiś dowód na braci Gutiérrez. Lamb boi się przerażających, dużych karteli narkotykowych, nie oskarży ich o nic dopóki my nie znajdziemy twardego dowodu.
            - A czy my nie powinnyśmy też być… no wiesz, przestraszone? – Mac uniosła brwi - Niektóre z tych historii…
            - Uwierz mi, traktuję ich wszystkich z odpowiednią rezerwą. Nie zamierzam rozjuszać bestii skoro ta czuje się bezpieczna i ucina sobie drzemkę. Znalazłaś jakieś nowe informacje?
            Mac spojrzała nad nią i zawahała się zauważalnie. Weronika wywróciła oczami. 
            - W porządku, po prostu powiedz.
            - Więc no… Lianne Scott, Twoja mama, ma kilka dodatkowych wykroczeń na swoim koncie, żadne nie są nowsze niż z 2006 roku. Publiczne odurzanie się, kradzieże w sklepach, wkraczanie na czyjś teren. Wychodzi na to, że między 2004 a 2006 rokiem często się przeprowadzała. Znalazłam ślady po niej w Barstow, Reno, Scorrsdale i na końcu w Tuscon. W styczniu 2007 wyszła za mąż za Tannera Scotta. W grudniu 2007 urodziła Huntera Jacoba Scotta. Gdy Hunter zaczął chodzić do szkoły, Lianne rozpoczęła pracę w gabinecie dentystycznym.
            - A co z Tannerem?
            Mac przygryzła wargę.
            - Stosunkowo ciężko znaleźć o nim jakiekolwiek informacje. Kilkanaście różnych, krótkoterminowych prac, nie miał żadnego stałego adresu pomiędzy rokiem 2000 a 2006.
            - Nie dziwi mnie to. Sam mi powiedział, że był na alkoholowym dnie zanim spotkał moją matkę.
            - W 1996 ożenił się z Rachel Novak, rozwiedli się w 2000 roku. Aurora urodziła się w 1998 w Albuquerque. W 2005 roku siedział w więzieniu przez 10 miesięcy za podrabianie czeków. Aurora była pod opieką państwa gdy go nie było. Wydaje się, że po wyjściu z więzienia uspokoił się. Odzyskał prawa do Aurory, zaczął pracować regularniej. Zanim rozpoczął pracę w Home Depot był przez kilka lat dozorcą zatrudnionym przez miasto. To wszystko co znalazłam podczas zwykłego wyszukiwania. Chcesz, żebym zagłębiła się w temat?
            Weronika pokręciła przecząco głową.
            - Nie, myślę, że tyle mi wystarczy.
            Wiedziała jak wygląda sytuacja recydywistów w takich przypadkach, żaden nie pracowałby przez kilka lat jako dozorca gdyby nie chciał wyjść na prostą. Łatwe pieniądze były najbardziej kuszące podczas wykonywania najmniej przyjemnych prac. Tanner Scott mógł uruchomić jej czujność, ale wyglądało na to, że naprawdę się zmienił.
            Weronika zorientowała się, że Mac przyglądała jej się z uwagą.
            - To musi być dla Ciebie dziwne – powiedziała po chwili.     
            - Nie jest. Jest w porządku.
            - Weronika spójrz na to z kim rozmawiasz, jeśli ktokolwiek ma problemy z matką, to jestem tą osobą ja.
            Weronika zmusiła się do uśmiechu. To ona, jeszcze w trakcie liceum, odkryła, że Mac została podmieniona tuż po urodzeniu. Nigdy w pełni nie pasowała do rodziny z którą dorastała.     
            - Okej, jest strasznie dziwnie. Ale staram się o tym nie myśleć. Chce się po prostu skupić na odnalezieniu Hayley i Aurory – spojrzała za okno ponad ramieniem Mac. Mewa wznosiła się na tle bezchmurnego nieba.
            - Miałaś szansę poszukać czegoś na temat reszty naszych ulubieńców?
            - Tak. Chad Cohan, na tyle na ile jestem świadoma, nadal przebywa w Stanford. Dostałam się do panelu administratora ochrony na uczelni, wygląda na to, że chłopak ostatnio używał kilka razy legitymacji studenckiej żeby dostać się na siłownię i do biblioteki. Żadnych informacji na temat przelotów samolotem, żadnych obciążeń jego karty kredytowej, które mogłyby wskazywać na chęć podróżowania.
            - A co z Cranem?
            - Nie mam za dużo informacji na jego temat - Mac potrząsnęła przecząco głową – nie wydaje mi się, żeby mógł wyślizgnąć się z hotelu od rodziny i skrzywdzić kogokolwiek będąc obiektem wielkiego zainteresowania mediów, co nie?
            - Nie wydaje mi się to możliwe, ale nie jest też nieprawdopodobne. Jutro spotkam się z Dewaltami. Tak czy siak powinnam się z nimi spotkać – na chwilę zakryła oczy dłońmi. Czuła jak powoli zaczyna nawiedzać ją ból głowy.
            - Co powinnyśmy teraz robić? – głos Mac był delikatny.
            - Jedyne co możemy – Weronika odsłoniła oczy, Mac siedziała spokojnie za biurkiem czekając na odpowiedź – podążamy za śladami i dowodami mając nadzieję, że prędzej czy później, uda nam się połączyć to wszystko w jakąś logiczną całość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz