W biurze Szeryfa wrzało jak w
ulu gdy Weronika dotarła tam w niedzielny poranek. Reporterzy stali na parkingu
przed budynkiem czekając na chociażby skrawek nowych informacji. Dostrzegła
Martinę Vasques zaciągającą się szybko papierosem sekundy przed wejściem na
wizję.
Weronika chciała porozmawiać z
Williem Murphy. Wiedziała, że to nie będzie łatwe. Teraz gdy Lamb miał go w
swoim areszcie, perfekcyjnego oskarżonego, nie będzie chciał pozwolić nikomu na
dokładniejsze przyjrzenie się sprawie. Weronika wiedziała, że musi spróbować.
Jeśli nie podejmie próby, jej źródło informacji o kuzynach Guiterrez wyschnie
bezpowrotnie.
- Chciałaby Pani podzielić się
swoją opinią na temat pracy szeryfa Lamba nad sprawą Dewalt-Scott? – mężczyzna
o wyglądzie lalki Kena podstawił Weronice mikrofon pod brodę. Weronika
odskoczyła zdegustowana.
- Nie dziękuję – powiedziała krótko.
Ominęła go i ruszyła w stronę drzwi
wejściowych do komisariatu. W tej samej chwili wpadła na kogoś kto wyłonił się
zza dziennikarza.
Tą osobą okazał się być Crane
Dewalt, był dziwnie blady i słaniał się na nogach. Za nim stała cała jego
rodzina i piąta osoba, której Weronika wcześniej nie widziała. Niski, ale
dobrze zbudowany mężczyzna.
- Dzień dobry Państwu, Elle –
zwróciła się do rodziny – jak się trzymacie?
- Tak jak można się tego spodziewać.
Chyba – matka Hayley wystąpiła przed szereg i złapała Weronikę za dłoń.
- Pojawiły się jakieś nowe
informacje o Hayley? – zapytała Weronika.
- Nie odpowiadaj na to pytanie –
odezwał się nieznany mężczyzna.
Weronika odwróciła się w jego stronę
skonsternowana.
- Bez urazy – dodał widząc jej
spojrzenie – po prostu chcemy mieć wszystkie informacje pod jak największą
kontrolą.
Mężczyzna miał na sobie zapinaną na
guziki koszulę i dopasowane materiałowe spodnie. Nie miał ani marynarki, ani
krawatu. Włosy na czubku głowy zaczęły mu się przerzedzać, pozostałe jednak
były gęste, kręcone i przydługie. Grube szkła okularów korekcyjnych nadawały
jego twarzy wyrazu permanentnego zaskoczenia. Z jego stroju i aparycji nie dało
się wywnioskować nic więcej oprócz tego, że wyglądał jak nauczyciel.
- Weroniko, Miles Oxman - Pani
Dewalt wskazała dłonią mężczyznę.
- Jestem prywatnym konsultantem do
spraw bezpieczeństwa – dodał.
Nie wiadomo skąd wyciągnął nagle
wizytówkę i podał ją Weronice. W prawym górnym rogu kartonika widniała nazwa
jego firmy „GULL I WSPÓLNICY”. Weronika schowała ją do torebki.
- Pan Oxman pomaga nam uporządkować
wszystkie informacje odnośnie okupu – wyjaśniła Pani Dewalt.
- Nie chcemy popełnić żadnych
błędów.
- Więc przesłuchiwał Pan dzisiaj
Murphy’ego? – Weronika poprawiła nieświadomie torebkę na ramieniu.
- W tym momencie nie jestem
zainteresowany tym kto porwał Hayley, jestem tu by upewnić się, że przejęcie
okupu pójdzie najsprawniej jak się da i Hayley bezpiecznie wróci do domu – usta
Oxmana poszerzyły się w szczerym uśmiechu.
- Nie możemy siedzieć bezczynnie,
mając nadzieję, że ktoś ją znajdzie. Jedyne co możemy zrobić to słuchać
instrukcji porywaczy i odzyskać naszą córkę – Pan Dewalt w końcu się odezwał.
- Mike – wyszeptała Pani Dewalt bez
przekonania.
- W porządku Pani Dewalt, nie
pierwszy raz ktoś powiedział dokładnie to co sama sądzę – Weronika spojrzała w
stronę Oxmana – Co z rodziną Scott? Z nimi też pracujesz?
- Rozmawialiśmy z nimi o tym.
Myśleliśmy, że będzie dla wszystkich łatwiej i bezpieczniej dzięki dodatkowej
osobie do pomocy. Ale nie byli zainteresowani. Powiedzieli, że mają swojego
eksperta – odpowiedział jej Mike Dewalt.
- Powiedzieli z kim pracują? – Oxman
zapytał bujając się z pięt na palce.
- Hmm, Grupa Meridian? Jakiś Lee
Jackson?
- Tak, oni są dobrzy. My też
zapracujemy na swoją reputację – Oxman zdawał się być niewzruszony konkurencją
– Bardzo dobrze.
Nagle usłyszeli szloch, wszyscy
odwrócili się w stronę reportera, którego przed chwilą omijała Weronika. Ella
stała przed jego mikrofonem, ramiona miała oplecione wokół swojej talii.
- Chciałabyś coś przekazać swojej
siostrze? Albo jej porywaczom? Jak Ty się czujesz, Ella? Boisz się? – reporter
wyrzucał z siebie pytania, jego ton był bliski groźbie.
Wszystko co nastąpiło chwilę
później, wydarzyło się zbyt szybko by ktokolwiek mógł zareagować. Crane wyrwał
mikrofon z ręki reportera i rzucił na ziemie. Dosłownie w tej samej chwili
wziął zamach a jego pięść wylądowała na twarzy dziennikarza. Mężczyznę
odrzuciło do tyłu, na stojącego za nim operatora kamery. Słychać było czyjś
krzyk dochodzący z parkingu, w jednej chwili zrobił się zamęt. Coraz więcej
osób zainteresowało się incydentem, z posterunku wybiegało już czterech
policjantów. Lamb szedł dostojnie za nimi. Dostrzegł możliwość wystąpienia
przed kamerami. Założył lustrzane okulary, na pewno przypadkiem miał je pod
ręką gdy usłyszał szarpaninę.
- Odwal się od mojej siostry –
krzyknął Crane, pięści miał zaciśnięte do granic możliwości. Ręce jednak
trzymał przy sobie.
Tuż za nim Ella płakała cicho, po
jej policzkach płynęły łzy. Pani Dewalt pobiegła w jej stronę, przyciągnęła ją
do siebie i zamknęła w szczelnym uścisku. Reporter leżał na ziemi, na jego
twarzy widać było zdziwienie. Jeden z policjantów dotknął ramienia Crane’a.
Pozostali dziennikarze przybiegli na
miejsce zdarzenie. Jak sępy wyczuwające krew, wszystkie kamery nagrywały. Jeden
z policjantów pomógł usiąść, nadal leżącemu na ziemi, reporterowi.
- Będziemy musieli porozmawiać w
środku - Lamb stanął naprzeciwko Crane’a i wskazał na komisariat.
- Teraz ruszyłeś dupę, co? – Crane
wciągnął powietrze nosem.
Żyły na jego czole wyszły na wierzch
jeszcze bardziej niż zwykle. Wyglądał jak Hulk. Stał nieruchomo, z ramionami
wygiętymi do tyłu, gotowy na kolejną rundę.
- W końcu odkryłem jak zmotywować do
podniesienia się ze stołka – dodał po chwili.
Jeden z policjantów kucnął by ocenić
stan dziennikarza, siedzącego kilka kroków od Crane’a i Lamba. Drugi z
mundurowych rozmawiał z Ellą i jej matką, delikatnie kierując je w stronę
szklanych drzwi prowadzących do komendy.
Crane nadal wciągał i wypuszczał
agresywnie powietrze z płuc. Przez jeden, wspaniały moment Weronika myślała, że
uderzy również Lamba. Crane jednak się rozluźnił, opadł z sił, jakby coś do
niego dotarło. Podniósł ręce do twarzy, wyglądał na zrezygnowanego. Kolejny z
funkcjonariuszy dotknął jego ramienia i również poprowadził go w stronę
szklanych drzwi. Lamb tylko obserwował całą sytuację.
- Wszystko pod kontrolą – odezwał
się w końcu, kierując swoje słowa w stronę zgromadzonego tłumu.
- Wszystko w porządku Langston?
Weźmiemy Cię do środka żeby spisać zeznania - teatralnym gestem zdjął okulary z
nosa i schylił się do dziennikarza.
Lamb poczekał chwilę i upewnił się,
że wszystkie kamery go nagrały, zanim odwrócił się i również ruszył w stronę
drzwi. Odwracając się zobaczył Weronikę.
- Co Ty tu robisz? – zmrużył oczy.
Weronika miała tysiące
przemądrzałych odpowiedzi na końcu języka, ale chociaż raz się powstrzymała. Zmusiła
się do uśmiechu i bycia „grzeczną”.
- Miałam nadzieję, że uda mi się
zadać parę pytań Williemu Muphy’emu…
Nie zdążyła do kończyć zdania, Lamb
zdążył już kiwać głową na „nie”.
- Zapomnij, Mars. Nawet jeśli
chciałbym Cię do niego dopuścić, czego oczywiście nie mam ochoty robić, Murphy
nie przyjmuje żadnych wizyt. Nie sądzę też, że chciałby w ogóle z tobą
rozmawiać. Nie oskarża się człowieka o porwanie i morderstwo tylko po to, żeby
następnego dnia chcieć mu zadawać pytania.
- Ja nie… Okey. W jego zeznaniach
jest tyle dziur i nieścisłości, to nie ma sensu. Nie będę Ci nawet tłumaczyć o
co mi chodzi – spojrzała na Lamba ozięble.
Mogłam rzucić mu jedną z moich
odzywek, miałabym chociaż satysfakcję.
- Jeśli pozwolisz, Mars… Idę do środka
porozmawiać z Panem Dewaltem o jego zachowaniu – uśmiechnął się nieszczerze do
Weroniki, odwrócił się też w stronę Oxmana i kiwnął do niego głową na
przywitanie.
- Muszą go oskarżyć, nie mogą
pozwolić na jego zwolnienie – Oxman odezwał się chcąc rozpocząć rozmowę. Ziewnął,
otworzył usta tak szeroko, że było widać wszystkie jego pożółkłe od kawy zęby.
- Nadal pracujesz nad tą sprawą? –
zapytał się Weroniki gdy Lamb zniknął z pola widzenia.
- Tak, dopóki nie dowiem się co się
stało z Aurorą i Hayley.
Oxman poprawił kołnierzyk od
koszuli. Weronika zwróciła uwagę na plamy potu pod jego pachami.
- Najlepszą rzeczą jaką możesz
zrobić dla tych dziewczyn to po prostu się wycofać. Pozwól nam robić swoje –
Oxman zniżył głos i kontynuował – Kartele nie bawią się w gierki. Uwierz mi –
zajmuję się tym od ponad dekady.
- Więc uważasz, że Milenios je mają?
- Tego nie powiedziałam – Oxman
jakby w panice oderwał wzrok od Weroniki i rozejrzał się przestraszony po
parkingu.
Weronika zamrugała zdziwiona.
Wydawało jej się, że spanikował przez wypowiedziane na głos „Milenios”.
- Nie wiem kto porwał Hayley Dewalt
i szczerze mówiąc, nie chcę wiedzieć. Ale powiem Ci coś. Trzy godziny temu
Murphy zrezygnował ze swojego adwokata z urzędu. Teraz reprezentują go Schultz
i Wspólnicy.
- Schultz? Przecież to ogromna
firma. I droga – Weronika zdziwiła się podnosząc głos – jak do diabła Willie
Murphy jest w stanie ich opłacić?
- Dokładnie – Oxman wykonał
tryumfalny gest z palcem wskazującym wycelowanym w niebo.
Może Weevil ostatecznie się mylił.
Schultz i Wspólnicy są firmą z wyższej półki. Nawet jeśli miało się pieniądze –
nie łatwo było zdobyć ich pomoc. Trzeba było mieć kontakty, być kimś ważnym.
Willie Murphy nie miał nawet własnego kąta, który mógłby nazwać swoim domem.
Ktoś chciał go chronić, zatuszować morderstwo i porwanie – a może coś jeszcze?
- Nie mogę Ci powiedzieć co masz
robić a czego nie. Ale dzieciaku, uważaj na siebie – Oxman pogładził się po
nosie – jeden z moich kolegów dał się podejść w Oaxace w zeszłym roku. Zniknął
bez śladu pracując nad sprawą. Oni nie mają problemu z pozbywaniem się takich
jak my. Zrobią wszystko, żeby mieć spokój. A Ty zrób nam wszystkim przysługę i
nie wyciągaj za dużo gówna zanim dziewczyny nie wrócą do domów.
Oxman ruszył w stronę parkingu. W
tym momencie Weronika doznała olśnienia.
- Hej, pamiętasz może nazwisko tego
adwokata z urzędu, którego Willie zwolnił? – krzyknęła jeszcze w stronę Oxmana.
- Nie przypomnę sobie. Ale z tego co
wiem to jakaś tania, lokalna papuga. McCoś – wzruszył ramionami.
Na twarzy Weroniki pojawił się uśmiech. Bingo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz