Pokój przesłuchań „B” nie
zmienił się prawie w ogóle od momentu w którym Weronika była w nim po raz
ostatni ponad dziesięć lat temu. Drewniana boazeria, obskurna żółta farba na
górnej części ścian. A na dokładkę stara kredowa tablica z zapiskami
wyglądającymi na pierwszy rzut oka jak rozpisane poszlaki, które po głębszej
analizie okazały się wynikami meczów footballowych. Wchodząc do tego pomieszczenia
można się było poczuć jak w wehikule czasu.
Różnica jest tylko
taka, że zamiast próżnego, leniwego i niekompetentnego Szeryfa Lamba mamy teraz
do czynienia z człowiekiem próżnym, leniwym i skorumpowanym. Weronika
omiotła wzrokiem siedzących przy stole ludzi ostatecznie zawieszając wzrok na
groźnie wyglądającym Lambie. Dopiero zszedł ze sceny i nie wyglądał na
zadowolonego.
Pokój był
wypełniony do granic możliwości. Weronika i Keith usiedli naprzeciwko Dana
Lamba i Petry Landros. Mike, Margie i Ella Dewalt siedzieli blisko siebie po
lewej stronie Weroniki. Crane stał za nimi. Po prawej od Keita siedziała
rodzina Scott. Lianne dzieliło od Keitha tylko kilka centymetrów. Ich bliskość
wprawiała Weronikę w konsternację, czuła mrowienie w kręgosłupie za każdym
razem gdy spojrzała w ich stronę.
Keith i Lianne nie
widzieli się ponad dziesięć lat; ich rozwód był szybki i bezproblemowy. Jeden
podpis na dokumentach. Weronika martwiła się, że ich obecność w jednym pokoju
może mieć zły wpływ na atmosferę spotkania, materia i antymateria na granicy
eksplozji. Nic takiego nie miało jednak miejsca, uśmiechnęli się do siebie
witając się uściskiem dłoni. Normalne, ludzkie zachowanie.
- Cześć Keith.
- Lianne, miło Cię widzieć.
Przykro mi tylko, że w takich okolicznościach.
Chwilę później po prostu
usiedli. To była ich cała interakcja.
Weronika spojrzała jeszcze
raz na twarze zgromadzonych w pokoju osób. Mike Dewalt patrzył przed siebie, z
jego wzroku można było wyczytać jak wielką ulgę przyniosła mu niedawno odebrana
wiadomość. Margie nie mogła przestać płakać, chowała twarz za
ogromną chustką. Ella była po prostu blada, jej usta i oczy odznaczały się
na tle szarej twarzy. Crane, stojący za nimi, trzymał się kurczowo krzesła.
Palce miał białe od ściskania oparcia. Siedzący po drugiej stronie stołu Lianne
i Tanner trzymali się za ręce. Hunter siedział na kolanach Lianne, opierał
głowę o jej ramię i patrzył tempo w przestrzeń.
Dopiero obie rodziny
zostały poinformowane, że ich córki nie żyją, że zostały zamordowane. Tylko po
to, by chwilę później dowiedzieć się, że to nie prawda. W powietrzu było czuć
niepisaną ulgę.
- Adres mailowy z którego
przyszła wiadomość jest tylko zlepkiem nic nieznaczących liczb – Mike odezwał
się jako pierwszy – Ale w załączniku był dodany plik dźwiękowy. Jak to się
nazywa kochanie?
- Mp3 – Ella odpowiedziała
mu swoim miękkim głosem.
- Mp3 – powtórzył –
posłuchajcie.
Nacisnął przycisk.
Usłyszeli męski głos. Nagranie zostało jednak wcześniej przerobione, brzmiało
jakby mówił do nich robot-zabawka.
„Dewaltowie: Wasza
córka żyje. Jeśli chcecie ją jeszcze kiedyś zobaczyć: podążajcie za naszymi
instrukcjami. Chcemy 600 tysięcy dolarów w nieoznaczonych banknotach. Spakujcie
je w małą walizkę. Nie próbujcie dodawać do niej żadnego urządzenia do
śledzenia. Jeśli to zrobicie – skażecie swoje dziecko na natychmiastową śmierć.
Nie angażujcie w to policji; skażecie tym swoje dziecko na natychmiastową
śmierć. Skontaktujemy się z Wami wieczorem 26 i podamy kolejne instrukcje –
gdzie macie zostawić pieniądze. Nie próbujcie organizować na nas zasadzki,
obserwujemy każdy Wasz ruch.
Na razie Wasza córka jest
cała i zdrowa, ale bardzo przestraszona. W dowód na to, że żyje – zapytaliśmy
ją o coś, co tylko ona mogłaby wiedzieć. Powiedziała nam, że raz wymknęło się
Wam, że została poczęta w rytm piosenki Meat Loaf „I’d Do Antyhing For Love”.
Powiedziała, że tylko Pan i Pani Dewalt mogą to wiedzieć.
Nie próbujcie nas
przechytrzyć. Jeśli będziecie kierować się naszymi instrukcjami – Wasza córka
wróci do Was przed końcem weekendu. Nie chcemy postępować brutalnie, ale jeśli
nas do tego zmusicie – będziemy.”
Margie schowała
twarz całkowicie w swoich dłoniach. Jej szlochanie wypełniło cały pokój. Ella
oplotła ją swoim ramieniem. Wyglądała na mocno przestraszoną. Przez chwilę nikt
się nie odzywał.
- Ktoś musiał śledzić ruch
pieniędzy na stronie – powiedziała Weronika. Jej głos wydawał się trochę za
głośny – porywacze żądają dokładnie takiej sumy jaka została zebrana. To nie
może być przypadek.
- Wiadomość do nas jest
prawie identyczna – Tanner w końcu się odezwał. Miał na sobie koszulkę z
wizerunkiem córki. Różowy napis „Aurora” zasłaniał dziewczynie pół czoła.
Tanner wyglądał jakby postarzał się w ostatnich dniach o co najmniej kilka lat.
Zmarszczki na jego twarzy znacznie się pogłębiły. Przycisnął guzik w telefonie
by puścić wiadomość którą dostali.
Miał rację; była prawie
taka sama. Słowo w słowo. Jedyną różnicą było zdanie mające udowodnić rodzinie
Aurory, że ta żyje.
„Aurora
powiedziała, że wraz z Lianne robiły imbirowe naleśniki w noc podczas której
Tanner miał ostatni nawrót. Czekałyście na jego powrót do domu i próbowałyście
zabić czas gotując. Nakarmiłyście nimi psa.”
- To było lata
temu – wyszeptała Lianne – miała może dwanaście czy trzynaście lat. Nie
rozmawiałyśmy o tym od tamtej pory.
Lianne wzięła głęboki
oddech i rozejrzała się po pokoju.
- Ale to dobrze, prawda?
To znaczy, że dziewczynki żyją. To znaczy, że możemy je odzyskać.
Lamb odchrząknął.
Widać było, że walczy ze sobą by jego twarz nadal wyglądała sympatycznie, ale
nie było to ani trochę naturalne. Wyglądał jakby swoim pozytywnym nastawieniem
miał za chwilę kogoś przydusić.
- Nie chcę zabijać Waszych
nadziei, ale po każdym porwaniu pojawiają się fałszywe informacje od fałszywych
porywaczy. Dziecko Lindbergów – Jon Benet… teraz też możemy mieć do czynienia z
podobnym żartem.
Margie wydała z siebie
głośne westchnięcie.
- Nie ma takiej
możliwości, że Hayley powiedziałaby komukolwiek o tej piosence. To było dla
niej za bardzo upokarzające. Ja myślałam, że to zabawne, nie mogłam się
powstrzymać żeby jej o tym powiedzieć gdy kiedyś puścili tę piosenkę w radio
gdy razem przygotowywałyśmy kolację. Musiałam jej powiedzieć. Ale ona uciekła
do pokoju i nie wyszła z niego do końca wieczora.
- Mogła powiedzieć którejś
przyjaciółce, chłopakowi… - odezwał się Lamb.
- Nie. Nie zna Pan
Hayley tak jak ja ją znam. Była wściekła, że jej o tym powiedziałam. Nie
wyobrażam sobie, że mogłaby to powiedzieć komukolwiek.
- Ja po prostu nie chcę,
żebyście wpadali w euforię – Lamb westchnął – przyjrzymy się nowym możliwościom
jakie dały nam te dwa maile. Ale faktem jest, że mamy podejrzanego w areszcie i
połączyliśmy go z miejscem obu zbrodni. Mamy też fizyczny dowód na to, że ma
związek ze zniknięciem obu dziewczyn. Nie wygląda to dobrze i byłoby błędem
gdybyśmy podążali zgodnie z instrukcjami porywaczy.
- Błędem? – Weronika
usłyszała głos Lianne, przez chwilę zobaczyła w niej cząstkę matki, którą tak
dobrze pamiętała. Żona policjanta, skora do walki o sprawiedliwość.
- Posłuchaj mnie Szeryfie
– Lianne pochyliła się w stronę Lamba – Dopóki istnieje cień szansy, że Aurora
żyje. Będziemy się tego trzymać. Zrobimy wszystko, żeby ją odzyskać.
W tym momencie
Landros podniosła dłonie. Jej udawana mina było dużo bardziej przekonująca niż
maska, którą przybrał Lamb. Usta miała wygięte w podkówkę, w oczach widać było
dobroć.
- Proszę, Pani Scott.
Jesteśmy tutaj by pomóc. Zapewniam, że zrobimy wszystko co w naszej mocy by
pomóc sprowadzić dziewczynki do domów całe i zdrowe.
- Co myślisz, Keith? –
Lianne nagle odwróciła się w stronę ojca Weroniki.
- Nie pracowałem nad tą
sprawą - Keith potrząsnął głową – Nie mogę wypowiadać się odnośnie szczegółów.
Powinnaś zadać to pytanie Weronice.
Wszystkie oczy zwróciły
się w stronę Weroniki. Serce zaczęło jej bić szybciej, właściwie bezwiednie
podniosła rękę i dotknęła opatrunku na szyi.
- Więc – powiedziała
ostrożnie – nie mogę być niczego pewna. Ale nie jestem przekonana by Willie
Murphy był osobą, której szukamy.
- Przecież to Ty
zapewniłaś mi dowody, Mars! A teraz mówisz…. - Lamb patrzył na Weronikę z
niedowierzaniem.
- Mówię, że
nie znamy jeszcze całej historii – Weronika przerwała mu w pół słowa – Murphy
zaryzykował swoim życiem by pomóc mi wydostać się z domu braci Gutierrez.
Myślę, że on wie coś o zaginięciu dziewczyn, ale nie sądzę, żeby był
porywaczem. Albo mordercą. I wszyscy ignorują fakt, że był zamknięty w
areszcie gdy dostaliśmy informacje od porywaczy. Oznacza to, że albo ma
wspólnika, albo po prostu nie stoi za tą sprawą.
Weronika patrzyła Lambowi
prosto w oczy, lekko uniosła brodę, napięcie unoszące się nad stołem na ich
linii wzroku – rosło niebezpiecznie.
- Możemy użyć uzbieranych
pieniędzy na zapłacenie okupu? Czy to… Czy to możliwe Pani Landros? – Margie
Dewalt przerwała ciszę podnosząc zapłakaną twarz znad chustki – wiem, że te
pieniądze były zbierane jako nagroda za odnalezienie dziewczynek, ale na razie
te środki w żaden sposób nie pomogły nam zbliżyć się do odkrycia prawdy. Może
chociaż pomogą nam sprowadzić nasze córki do domów?
- Koleś którego
aresztowaliście miał jej naszyjnik. Czy to nie oczywiste, że ją zabił? - Nagle
odezwał się Crane, mówił głośno i z wyraźnym szyderą w głosie.
- Powiedziała wam, że
Willie był w więzieniu gdy pojawiły się maile – kiwnął głową w stronę Weroniki
– ktokolwiek nie wysłał tych maili, stara się tylko wyciągnąć z Was pieniądze.
Mike Dewalt skoczył na
równe nogi. Widać było przerażenie na jego twarzy. Bez zawahania podszedł do
swojego syna i złapał go za przód koszuli zbliżając swoją twarz do jego. Margie
zapiszczała odsuwając się na krześle jak najdalej od obojga. Weronika spojrzała
kątem oka na Ellę, na jej twarzy pojawiła się nagle chęć obrony.
Keith wstał ze swojego krzesła
zanim ktokolwiek zdążył zareagować. Podniósł obie dłonie w uspokajającym
geście, jednocześnie robiąc kilka kroków w stronę mężczyzn.
- Panie Dewalt. Proszę…
Nie chciałbym zobaczyć Pana zamkniętego w celi. Nie w momencie, w którym
wszyscy powinniśmy być skupieni na ściągnięciu Hayley do domu – jego głos był
cichy ale dobrze słyszalny.
Pokój pogrążył się w
ciszy. Weronika zorientowała się, że przez cały ten czas wstrzymywała oddech.
Mięśnie miała spięte do granic możliwości.
Mike zamarł, jeszcze przez
chwilę patrzył prosto w oczy swojego syna. Po chwili puścił jego koszulę. Crane
oparł się o ścianę, trząsł się – Weronika nie umiała stwierdzić czy z
wściekłości czy ze strachu.
- Odpowiadając na
Pana pytanie, porozmawiam dzisiaj z prawnikami. Na razie nie widzę powodu, dla
którego nie mielibyśmy użyć tych pieniędzy na spłatę okupu – Petra poczekała aż
Mike usiądzie nim się odezwała.
Tym razem po chwili ciszy
odezwał się Tanner.
- A co ze specjalistami od
okupów?
Oczy wszystkich
zgromadzonych w pokoju spoczęły na jego zmęczonej twarzy. Tanner skakał
wzrokiem od jednej osoby do kolejnej.
- Z kim? – Petra patrzyła
na niego zdziwiona.
Tanner uśmiechnął się
przepraszająco, jakby jego pytanie było niezręczne.
- No wie Pani –
mówię o ludziach, dzięki którym przekazywanie okupów odbywa się zgodnie z
ustalonym planem? Wiele firm ochroniarskich proponuje takie usługi – Tanner
polizał swoje spierzchłe wargi.
Margie spojrzała na
swojego męża, szczerze zainteresowana podjętym przez niego tematem. Lamb patrzył
spode łba, ale nie odezwał się słowem.
- Oh, oczywiście. Jeżeli
Waszym zdaniem pomoże to w rozwiązaniu tej sprawy – Petra nie zdążyła dokończyć
zdania gdy Lianne wstała nagle z Hunterem na rękach.
- Oczywiście, ze takie
jest nasze zdanie – spojrzała morderczym wzrokiem na Lamba – czułabym się
bezpieczniej z profesjonalistami u naszego boku.
Weronika wiedziała,
że wypowiedź Lianne była skierowana do Lamba ale nadal się spięła. Poczuła się
jakby ona i Keith nie byli profesjonalistami, jakby nie robiła wszystkiego co w
jej mocy, żeby sprowadzić dziewczyny do domów.
Lianne była w połowie
drogi do drzwi zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć. Tanner spojrzał na
wszystkich niezręcznie i ruszył za nią.
Spotkanie chyliło się ku
końcowi. Crane wybiegł z pokoju zanim ktokolwiek z jego rodziny zdążył się
podnieść z krzeseł. Wszyscy nadal obecni zbierali swoje rzeczy i powoli
opuszczali pomieszczenie. Weronika po raz ostatni spojrzała na Lamba i również
wyszła. Keith szedł tuż za nią.
- Wszystko w
porządku? – zapytał gdy byli już na schodach na zewnątrz.
- Tak, wszystko ok –
Weronika odpowiedziała uśmiechając się lekko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz