Veronica Mars: The Thousand-Dollar Tan Line
/// polskie tłumaczenie ///


czwartek, 7 lipca 2016

Rozdział dwudziesty drugi



            Pokój przesłuchań „B” nie zmienił się prawie w ogóle od momentu w którym Weronika była w nim po raz ostatni ponad dziesięć lat temu. Drewniana boazeria, obskurna żółta farba na górnej części ścian. A na dokładkę stara kredowa tablica z zapiskami wyglądającymi na pierwszy rzut oka jak rozpisane poszlaki, które po głębszej analizie okazały się wynikami meczów footballowych. Wchodząc do tego pomieszczenia można się było poczuć jak w wehikule czasu.
            Różnica jest tylko taka, że zamiast próżnego, leniwego i niekompetentnego Szeryfa Lamba mamy teraz do czynienia z człowiekiem próżnym, leniwym i skorumpowanym. Weronika omiotła wzrokiem siedzących przy stole ludzi ostatecznie zawieszając wzrok na groźnie wyglądającym Lambie. Dopiero zszedł ze sceny i nie wyglądał na zadowolonego. 
            Pokój był wypełniony do granic możliwości. Weronika i Keith usiedli naprzeciwko Dana Lamba i Petry Landros. Mike, Margie i Ella Dewalt siedzieli blisko siebie po lewej stronie Weroniki. Crane stał za nimi. Po prawej od Keita siedziała rodzina Scott. Lianne dzieliło od Keitha tylko kilka centymetrów. Ich bliskość wprawiała Weronikę w konsternację, czuła mrowienie w kręgosłupie za każdym razem gdy spojrzała w ich stronę.
            Keith i Lianne nie widzieli się ponad dziesięć lat; ich rozwód był szybki i bezproblemowy. Jeden podpis na dokumentach. Weronika martwiła się, że ich obecność w jednym pokoju może mieć zły wpływ na atmosferę spotkania, materia i antymateria na granicy eksplozji. Nic takiego nie miało jednak miejsca, uśmiechnęli się do siebie witając się uściskiem dłoni. Normalne, ludzkie zachowanie. 
            - Cześć Keith.
            - Lianne, miło Cię widzieć. Przykro mi tylko, że w takich okolicznościach.
            Chwilę później po prostu usiedli. To była ich cała interakcja.
            Weronika spojrzała jeszcze raz na twarze zgromadzonych w pokoju osób. Mike Dewalt patrzył przed siebie, z jego wzroku można było wyczytać jak wielką ulgę przyniosła mu niedawno odebrana wiadomość. Margie nie mogła przestać płakać, chowała twarz za ogromną chustką. Ella była po prostu blada, jej usta i oczy odznaczały się na tle szarej twarzy. Crane, stojący za nimi, trzymał się kurczowo krzesła. Palce miał białe od ściskania oparcia. Siedzący po drugiej stronie stołu Lianne i Tanner trzymali się za ręce. Hunter siedział na kolanach Lianne, opierał głowę o jej ramię i patrzył tempo w przestrzeń.
            Dopiero obie rodziny zostały poinformowane, że ich córki nie żyją, że zostały zamordowane. Tylko po to, by chwilę później dowiedzieć się, że to nie prawda. W powietrzu było czuć niepisaną ulgę.
            - Adres mailowy z którego przyszła wiadomość jest tylko zlepkiem nic nieznaczących liczb – Mike odezwał się jako pierwszy – Ale w załączniku był dodany plik dźwiękowy. Jak to się nazywa kochanie?
            - Mp3 – Ella odpowiedziała mu swoim miękkim głosem.
            - Mp3 – powtórzył – posłuchajcie.
            Nacisnął przycisk. Usłyszeli męski głos. Nagranie zostało jednak wcześniej przerobione, brzmiało jakby mówił do nich robot-zabawka.
             
            „Dewaltowie: Wasza córka żyje. Jeśli chcecie ją jeszcze kiedyś zobaczyć: podążajcie za naszymi instrukcjami. Chcemy 600 tysięcy dolarów w nieoznaczonych banknotach. Spakujcie je w małą walizkę. Nie próbujcie dodawać do niej żadnego urządzenia do śledzenia. Jeśli to zrobicie – skażecie swoje dziecko na natychmiastową śmierć. Nie angażujcie w to policji; skażecie tym swoje dziecko na natychmiastową śmierć. Skontaktujemy się z Wami wieczorem 26 i podamy kolejne instrukcje – gdzie macie zostawić pieniądze. Nie próbujcie organizować na nas zasadzki, obserwujemy każdy Wasz ruch.     
            Na razie Wasza córka jest cała i zdrowa, ale bardzo przestraszona. W dowód na to, że żyje – zapytaliśmy ją o coś, co tylko ona mogłaby wiedzieć. Powiedziała nam, że raz wymknęło się Wam, że została poczęta w rytm piosenki Meat Loaf „I’d Do Antyhing For Love”. Powiedziała, że tylko Pan i Pani Dewalt mogą to wiedzieć.
            Nie próbujcie nas przechytrzyć. Jeśli będziecie kierować się naszymi instrukcjami – Wasza córka wróci do Was przed końcem weekendu. Nie chcemy postępować brutalnie, ale jeśli nas do tego zmusicie – będziemy.”

            Margie schowała twarz całkowicie w swoich dłoniach. Jej szlochanie wypełniło cały pokój. Ella oplotła ją swoim ramieniem. Wyglądała na mocno przestraszoną. Przez chwilę nikt się nie odzywał.
            - Ktoś musiał śledzić ruch pieniędzy na stronie – powiedziała Weronika. Jej głos wydawał się trochę za głośny – porywacze żądają dokładnie takiej sumy jaka została zebrana. To nie może być przypadek.
            - Wiadomość do nas jest prawie identyczna – Tanner w końcu się odezwał. Miał na sobie koszulkę z wizerunkiem córki. Różowy napis „Aurora” zasłaniał dziewczynie pół czoła. Tanner wyglądał jakby postarzał się w ostatnich dniach o co najmniej kilka lat. Zmarszczki na jego twarzy znacznie się pogłębiły. Przycisnął guzik w telefonie by puścić wiadomość którą dostali.
            Miał rację; była prawie taka sama. Słowo w słowo. Jedyną różnicą było zdanie mające udowodnić rodzinie Aurory, że ta żyje. 
            „Aurora powiedziała, że wraz z Lianne robiły imbirowe naleśniki w noc podczas której Tanner miał ostatni nawrót. Czekałyście na jego powrót do domu i próbowałyście zabić czas gotując. Nakarmiłyście nimi psa.”
            - To było lata temu – wyszeptała Lianne – miała może dwanaście czy trzynaście lat. Nie rozmawiałyśmy o tym od tamtej pory.
            Lianne wzięła głęboki oddech i rozejrzała się po pokoju.
            - Ale to dobrze, prawda? To znaczy, że dziewczynki żyją. To znaczy, że możemy je odzyskać.
            Lamb odchrząknął. Widać było, że walczy ze sobą by jego twarz nadal wyglądała sympatycznie, ale nie było to ani trochę naturalne. Wyglądał jakby swoim pozytywnym nastawieniem miał za chwilę kogoś przydusić.
            - Nie chcę zabijać Waszych nadziei, ale po każdym porwaniu pojawiają się fałszywe informacje od fałszywych porywaczy. Dziecko Lindbergów – Jon Benet… teraz też możemy mieć do czynienia z podobnym żartem.
            Margie wydała z siebie głośne westchnięcie.
            - Nie ma takiej możliwości, że Hayley powiedziałaby komukolwiek o tej piosence. To było dla niej za bardzo upokarzające. Ja myślałam, że to zabawne, nie mogłam się powstrzymać żeby jej o tym powiedzieć gdy kiedyś puścili tę piosenkę w radio gdy razem przygotowywałyśmy kolację. Musiałam jej powiedzieć. Ale ona uciekła do pokoju i nie wyszła z niego do końca wieczora.
            - Mogła powiedzieć którejś przyjaciółce, chłopakowi… - odezwał się Lamb.
            - Nie. Nie zna Pan Hayley tak jak ja ją znam. Była wściekła, że jej o tym powiedziałam. Nie wyobrażam sobie, że mogłaby to powiedzieć komukolwiek.
            - Ja po prostu nie chcę, żebyście wpadali w euforię – Lamb westchnął – przyjrzymy się nowym możliwościom jakie dały nam te dwa maile. Ale faktem jest, że mamy podejrzanego w areszcie i połączyliśmy go z miejscem obu zbrodni. Mamy też fizyczny dowód na to, że ma związek ze zniknięciem obu dziewczyn. Nie wygląda to dobrze i byłoby błędem gdybyśmy podążali zgodnie z instrukcjami porywaczy.
            - Błędem? – Weronika usłyszała głos Lianne, przez chwilę zobaczyła w niej cząstkę matki, którą tak dobrze pamiętała. Żona policjanta, skora do walki o sprawiedliwość.
            - Posłuchaj mnie Szeryfie – Lianne pochyliła się w stronę Lamba – Dopóki istnieje cień szansy, że Aurora żyje. Będziemy się tego trzymać. Zrobimy wszystko, żeby ją odzyskać.
            W tym momencie Landros podniosła dłonie. Jej udawana mina było dużo bardziej przekonująca niż maska, którą przybrał Lamb. Usta miała wygięte w podkówkę, w oczach widać było dobroć.
            - Proszę, Pani Scott. Jesteśmy tutaj by pomóc. Zapewniam, że zrobimy wszystko co w naszej mocy by pomóc sprowadzić dziewczynki do domów całe i zdrowe.
            - Co myślisz, Keith? – Lianne nagle odwróciła się w stronę ojca Weroniki.
            - Nie pracowałem nad tą sprawą - Keith potrząsnął głową – Nie mogę wypowiadać się odnośnie szczegółów. Powinnaś zadać to pytanie Weronice.
            Wszystkie oczy zwróciły się w stronę Weroniki. Serce zaczęło jej bić szybciej, właściwie bezwiednie podniosła rękę i dotknęła opatrunku na szyi.
            - Więc – powiedziała ostrożnie – nie mogę być niczego pewna. Ale nie jestem przekonana by Willie Murphy był osobą, której szukamy.
            - Przecież to Ty zapewniłaś mi dowody, Mars! A teraz mówisz…. - Lamb patrzył na Weronikę z niedowierzaniem.
            Mówię, że nie znamy jeszcze całej historii – Weronika przerwała mu w pół słowa – Murphy zaryzykował swoim życiem by pomóc mi wydostać się z domu braci Gutierrez. Myślę, że on wie coś o zaginięciu dziewczyn, ale nie sądzę, żeby był porywaczem. Albo mordercą. I wszyscy ignorują fakt, że był zamknięty w areszcie gdy dostaliśmy informacje od porywaczy. Oznacza to, że albo ma wspólnika, albo po prostu nie stoi za tą sprawą.
            Weronika patrzyła Lambowi prosto w oczy, lekko uniosła brodę, napięcie unoszące się nad stołem na ich linii wzroku – rosło niebezpiecznie.
            - Możemy użyć uzbieranych pieniędzy na zapłacenie okupu? Czy to… Czy to możliwe Pani Landros? – Margie Dewalt przerwała ciszę podnosząc zapłakaną twarz znad chustki – wiem, że te pieniądze były zbierane jako nagroda za odnalezienie dziewczynek, ale na razie te środki w żaden sposób nie pomogły nam zbliżyć się do odkrycia prawdy. Może chociaż pomogą nam sprowadzić nasze córki do domów?
            - Koleś którego aresztowaliście miał jej naszyjnik. Czy to nie oczywiste, że ją zabił? - Nagle odezwał się Crane, mówił głośno i z wyraźnym szyderą w głosie.
            - Powiedziała wam, że Willie był w więzieniu gdy pojawiły się maile – kiwnął głową w stronę Weroniki – ktokolwiek nie wysłał tych maili, stara się tylko wyciągnąć z Was pieniądze.
            Mike Dewalt skoczył na równe nogi. Widać było przerażenie na jego twarzy. Bez zawahania podszedł do swojego syna i złapał go za przód koszuli zbliżając swoją twarz do jego. Margie zapiszczała odsuwając się na krześle jak najdalej od obojga. Weronika spojrzała kątem oka na Ellę, na jej twarzy pojawiła się nagle chęć obrony.
            Keith wstał ze swojego krzesła zanim ktokolwiek zdążył zareagować. Podniósł obie dłonie w uspokajającym geście, jednocześnie robiąc kilka kroków w stronę mężczyzn.
            - Panie Dewalt. Proszę… Nie chciałbym zobaczyć Pana zamkniętego w celi. Nie w momencie, w którym wszyscy powinniśmy być skupieni na ściągnięciu Hayley do domu – jego głos był cichy ale dobrze słyszalny.
            Pokój pogrążył się w ciszy. Weronika zorientowała się, że przez cały ten czas wstrzymywała oddech. Mięśnie miała spięte do granic możliwości.
            Mike zamarł, jeszcze przez chwilę patrzył prosto w oczy swojego syna. Po chwili puścił jego koszulę. Crane oparł się o ścianę, trząsł się – Weronika nie umiała stwierdzić czy z wściekłości czy ze strachu.  
            - Odpowiadając na Pana pytanie, porozmawiam dzisiaj z prawnikami. Na razie nie widzę powodu, dla którego nie mielibyśmy użyć tych pieniędzy na spłatę okupu – Petra poczekała aż Mike usiądzie nim się odezwała.
            Tym razem po chwili ciszy odezwał się Tanner.
            - A co ze specjalistami od okupów?
            Oczy wszystkich zgromadzonych w pokoju spoczęły na jego zmęczonej twarzy. Tanner skakał wzrokiem od jednej osoby do kolejnej.          
            - Z kim? – Petra patrzyła na niego zdziwiona.
            Tanner uśmiechnął się przepraszająco, jakby jego pytanie było niezręczne.
            - No wie Pani – mówię o ludziach, dzięki którym przekazywanie okupów odbywa się zgodnie z ustalonym planem? Wiele firm ochroniarskich proponuje takie usługi – Tanner polizał swoje spierzchłe wargi.
            Margie spojrzała na swojego męża, szczerze zainteresowana podjętym przez niego tematem. Lamb patrzył spode łba, ale nie odezwał się słowem.
            - Oh, oczywiście. Jeżeli Waszym zdaniem pomoże to w rozwiązaniu tej sprawy – Petra nie zdążyła dokończyć zdania gdy Lianne wstała nagle z Hunterem na rękach.
            - Oczywiście, ze takie jest nasze zdanie – spojrzała morderczym wzrokiem na Lamba – czułabym się bezpieczniej z profesjonalistami u naszego boku.
            Weronika wiedziała, że wypowiedź Lianne była skierowana do Lamba ale nadal się spięła. Poczuła się jakby ona i Keith nie byli profesjonalistami, jakby nie robiła wszystkiego co w jej mocy, żeby sprowadzić dziewczyny do domów.
            Lianne była w połowie drogi do drzwi zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć. Tanner spojrzał na wszystkich niezręcznie i ruszył za nią.
            Spotkanie chyliło się ku końcowi. Crane wybiegł z pokoju zanim ktokolwiek z jego rodziny zdążył się podnieść z krzeseł. Wszyscy nadal obecni zbierali swoje rzeczy i powoli opuszczali pomieszczenie. Weronika po raz ostatni spojrzała na Lamba i również wyszła. Keith szedł tuż za nią.
            - Wszystko w porządku? – zapytał gdy byli już na schodach na zewnątrz.
            - Tak, wszystko ok – Weronika odpowiedziała uśmiechając się lekko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz