Weronika nie mogła
powstrzymać drżenia dłoni. Trzymała rewolwer prosto przed sobą oddychając
powoli i głęboko, metaliczny zapach drażnił jej nozdrza. Próbowała rozluźnić
ramiona. Potem pociągnęła za spust.
Było wczesne, sobotnie popołudnie. Przeszła samą siebie, wyślizgując się za
drzwi kiedy usłyszała jak jej tata odpala kosiarkę na podwórku. Nie chciała,
żeby widział ją skradającą się do kuchni niczym złodziej i biorącą broń, z
miejsca w którym oboje ją zostawiali.
Wiedziała, że postępuje
głupio. Keith był dobrym strzelcem, to on powinien ją uczyć. Ale z pewnych
względów wolała zrobić to sama. Może dlatego, że nie chciała przyznać się do
błędu po ich ostatniej kłótni, chociaż wcale nie próbował jej tego wypominać.
Bardziej prawdopodobne było to, że nie chciała by zobaczył jej strach, kiedy
trzymała narzędzie służące do ranienia ludzi. Do zabijania. Nie chciała, żeby
wiedział jak myśl o użyciu go, przyprawia ją o mdłości. Wiedziała, że uzna to
za słabość, znak, że nie jest gotowa do pracy detektywa. Dlatego spędziła ranek
na googlowaniu jak naładować broń i jak z niej strzelać. Znalazła video bloga,
na którym wesoły ex-policjany z Florydy udzielał instrukcji krok po kroku.
Gliniarz za każdym razem trafiał prosto w głowę przeciwnika.
Weronika po raz kolejny
wycelowała broń próbując się skoncentrować i strzeliła.
Jedynym człowiekiem w pobliżu był zwalisty mężczyzna z dwoma nastoletnimi
synami, wszyscy byli ubrani w moro. Mężczyzna miał szeroką szczękę i krótkie,
najeżone włosy. Jego synowie nosili takie same jaskrawo pomarańczowe
bejsbolówki jak on. Mieli ze sobą tuzin pistoletów i przyjmowali pozy Rambo,
kpiąc z siebie nawzajem po każdym chybionym strzale. Weronika nie słyszała ich
przez ogromne, plastikowe nauszniki, ale rozumiała sens ich słów. Kilka razy
kiedy myśleli, że nie patrzy zauważyła spojrzenie ich ojca z tych w rodzaju
,,czyż nie jest słodka?”.
Strzeliła jeszcze raz,
myśląc o imprezie i nożu, który Eduardo przystawił jej do szyi. Starała się
zezłościć tak bardzo, żeby sprawiło jej przyjemność wyobrażanie sobie jako celu
twarzy Eduardo. Czuła nienawiść, ale myśl o tym, żeby go zabić, nie sprawiała
jej radości. Chciała go zranić, zemścić się, ale nie w ten sposób.
Miała kieszonkową
trzydziestkę ósemkę z krótką lufą, która niespecjalnie przypominała broń. Ale
odrzut wstrząsał jej ciałem przy każdym strzale. Przeładowała broń, stanęła z
szeroko rozstawionymi nogami na wprost celu i wystrzeliła wszystkie pięć naboi,
powoli i w przemyślany sposób. Potem przycisnęła guzik i tarcza wróciła do niej
trzepocząc. Uderzyła ją dwukrotnie, raz w gładką krawędź i znów w miejsce,
gdzie znajdowałoby się ramię ofiary. Ale czy na pewno powinna traktować go
jako ofiarę? A może oprawcę? Zacisnęła zęby i wcisnęła guzik odsyłając
tarczę z powrotem. Nie było sensu zakładać nowej – ta była zaledwie lekko
wgnieciona.
Odwracała się, żeby
przeładować broń, kiedy poczuła rękę na ramieniu. Obróciła się przestraszona i
zobaczyła Weevil’a Navarro stojącego za nią w błyszczącej, czarnej motocyklowej
kurtce i dżinsach. Jego usta w kształcie szczupłej, koziej bródki były
zaciśnięte tak, że sprawiał wrażenie jednocześnie melancholijnego i twardego
faceta. Miał duże, diamentowe kolczyki w uszach i mogła dostrzec krawędzie
tatuaży, które rozciągały się od szyi w dół na ramiona. Ostrożnie odłożyła broń
do kabury i wyjęła zatyczkę z ucha.
- Nie sądzę, że powinieneś
skradać się do kogoś trzymającego broń.
- Musisz stać na miękkich
nogach, nachyl się trochę, żeby zneutralizować szok - uniósł głowę w górę, a
potem w dół krótkim, oceniającym kiwnięciem.
Weronika posłała mu
sceptyczny uśmieszek.
- Właściwie nie wiem czy
to dobry pomysł, żeby słuchać rad kogoś oskarżonego o kradzież broni.
- Hej, wiesz tak dobrze
jak ja, że ktoś podłożył tego glocka - wyprostował się i podszedł do stanowiska
obok, żeby pokazać jak balansuje na palcach.
- Możesz delikatnie zgiąć
się w talii, to pomaga w utrzymaniu równowagi.
Weronika przyglądała mu
się przez chwilę, ale nie ruszyła się po broń. Znała się Weevilem długo i kiedy
już była pewna, że może nazwać go przyjacielem ich relacja stała się…
skomplikowana. W liceum był przywódcą gangu motocyklowego i mieli ze sobą
pewnego rodzaju sojusz. Wiedziała, że może liczyć na jego pomoc kiedy
potrzebowała kogoś silnego, był też dobrym źródłem informacji o przestępczym
światku Neptun. Weronika ze swojej strony wiele razy uratowała go przed
kłopotami, łącznie z poprawczakiem. Ale widziała jak daleko potrafi się
posunąć, żeby pozostać na szczycie i jakie zniszczenia to powoduje.
Kiedy parę miesięcy temu
wróciła do Neptun, wiedziała, że wyszedł na prostą. Na własne oczy widziała jak
patrzył na swoją żonę, i jak się przez to poczuła? Zadowolona z jego szczęścia?
Zazdrosna, że nawet Eli „Weevil” Navarro mógł się ustatkować i znaleźć swego
rodzaju spokój, podczas gdy ona wychodziła z siebie, żeby przeżyć chociaż jedno
długie, spokojne popołudnie?
Jednak kiedy Celeste Kane
postrzeliła go, twierdząc, że to była samoobrona, kradziona broń znalazła się w
jego nieprzytomnych rękach. Od tego czasu coś się zmieniło. Wrócił na motocykl,
mknąc przez ulice Neptun ze swoim starym gangiem, wierząc, że to jedyny sposób,
żeby mieć szansę do walki.
Nagle ta myśl sprawiła jej
głęboki, bolesny smutek. Oboje byli z powrotem w tym samym miejscu. Wychodziło
na to, że żadne z nich nie potrafi uciec od przeszłości, nieważne jak bardzo
się starali.
- A co Ty tu właściwie
robisz? – spytała Weronika.
- Zobaczyłem na parkingu
ten Twój ekstrawagancki samochód i pomyślałem, że muszę to zobaczyć. Weronika
Mars z pistoletem. Jakbyś nie była wystarczająco straszna.
Spojrzała na rewolwer,
schowany w jasnej, piankowej kaburze.
- Tata chce, żebym się
uczyła.
- Mądry facet – Weevil
podniósł pistolet i zważył go w rękach – to gówniane miasto, trzeba na siebie
uważać – wycelował broń w dół, trzymając ją w jednej ręce w kowbojskim stylu.
- Słyszałem, że zrobiłaś
zamieszanie na imprezie Gutiérrez’a.
- Kto Ci to powiedział?
- Oh, wiesz. Ślędzę
Twojego Twittera: zbyt_głośna_dla_swojego_cholernego_dobra.
Weronika posłała mu
sztuczny uśmiech, ale szybko spoważniała.
- Więc znasz
kuzynów Gutiérrez?
Spojrzał na nią, kierując
broń ostrożnie w dół.
- Wiem o nich. Zaufaj
mi V. Są pewne rzeczy w tym mieście, od których nawet ja trzymam się z daleka.
Powiedziałbym, żebyś brała ze mnie przykład, ale nigdy nie byłaś na tyle mądra,
żeby słuchać dobrych rad.
Pokręciła głową.
- Weevil, dwie dziewczyny
zaginęły, próbuję je odnaleźć.
- Tak? Słyszałem, że
złapali gościa, który je zabił.
Skrzywiła się.
- Willie Murphy?
Wątpię. Wczoraj rodziny dostały wiadomości w sprawie okupu od kogoś, kto
twierdzi że żyją. Jeśli wiesz coś o tych ludziach coś, co może mi pomóc je znaleźć…
Weevil westchnął i odłożył
broń. Potarł kciukiem czubek głowy.
- Tak jak powiedziałem,
trzymam się z daleka od tego zamieszania. Nie wiem wiele, ale mogę Ci
powiedzieć, że the Milenios nie robią żadnych przyjemnych interesów w tym
mieście.
- Ale Eduardo i Rico… -
Weronika zmarszczyła brwi.
- To dwaj krystalicznie
czyści, nienotowani chłoptasie. I założę się, że chcą nimi pozostać. Jest im
tak wygodnie – są poza linią strzału, uczą się i mają szansę prać brudne
pieniądze wrzucając je do legalnego interesu.
- Ale Milenios są znani z
brania zakładników dla okupu. Są setki udokumentowanych spraw kiedy porywali
studentów prosto z ulic - wtrąciła Weronika.
- W Meksyku - powiedział i
potrząsnął głową - pomyśl, V. Która zdrowa na umyśle gruba ryba każe porwać
dwie, białe amerykańskie dziewczyny? To ryzyko sprowadzenia sobie na głowę FBI
i DEA.
- 1,2 miliona okupu to
dużo pieniędzy.
- To drobniaki dla tych
gości - włożył ręce do kieszeni - nie wiem, to możliwe, że wspaniali Gutiérrez
zmienili strategię. Może próbują dostać lepszą działkę.
- A może po prostu lubią
ranić ludzi i nikt im się nigdy nie przeciwstawił - jej głos był niski i
napięty.
Weevil wzruszył ramionami.
- Może, ale Ci kolesie nie
srają do własnego gniazda. Nie ma mowy, żeby El Oso się na to zgodził. Nie na
porwanie ani morderstwo. I jeśli dowiedziałby się, że Ci kolesie działają na
własną rękę - zapłaciliby za to. - Znów wzruszył ramionami.
- Ale tak jak mówiłem, nie
zadaje zbyt wiele pytań o tych gości, więc może nie wiem co mówię.
Weronika wolno pokiwała
głową. Podniosła pistolet i opróżniła magazynek. Jej palce już się nie trzęsły.
Załadowała pięć kolejnych naboi.
- Skrzywdzili Cię? – głos
Weevila zabrzmiał ciszej niż przedtem. Parę stanowisk dalej ojciec z
nastolatkami pakowali broń. Jeden z dzieciaków obserwował ją i Weevila bladymi,
załzawionymi oczami. Weronika skrzywiła się, a on odwrócił się zarumieniony.
- Mam się dobrze. –
odbezpieczyła magazynek - powinieneś założyć nauszniki.
Potem wypuściła serię
pięciu szybkich strzałów. Echo wystrzału rozległo się z oddali wokół jej
czaszki, a w nosie poczuła ostry i słodki zapach prochu. Kiedy wcisnęła guzik,
żeby przywołać tarczę, oddała jeszcze dwa strzały do przestępcy. Jeden nisko,
we wnętrzności. Drugi trafił prosto w jego głowę.
Aaaa! Nowe rozdziały, jak super! *.* ostatnia scena jest świetna ;) życzę weny w dalszym tłumaczeniu ;)
OdpowiedzUsuńdzięki Majli zmotywowałam się i ruszyłam z tłumaczeniem! Na razie średnio wychodzi nam tak, że tłumaczymy co drugi rodział :) nie wiem jak będzie z regularnością ale RUSZYŁO! właśnie pojawił się nowy rozdział :)
UsuńGenialnie! Bardzo się cieszę!
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń