Veronica Mars: The Thousand-Dollar Tan Line
/// polskie tłumaczenie ///


czwartek, 14 lipca 2016

Rozdział dwudziesty trzeci


Weronika nie mogła powstrzymać drżenia dłoni. Trzymała rewolwer prosto przed sobą oddychając powoli i głęboko, metaliczny zapach drażnił jej nozdrza. Próbowała rozluźnić ramiona. Potem pociągnęła za spust.
Było wczesne, sobotnie popołudnie. Przeszła samą siebie, wyślizgując się za drzwi kiedy usłyszała jak jej tata odpala kosiarkę na podwórku. Nie chciała, żeby widział ją skradającą się do kuchni niczym złodziej i biorącą broń, z miejsca w którym oboje ją zostawiali.
Wiedziała, że postępuje głupio. Keith był dobrym strzelcem, to on powinien ją uczyć. Ale z pewnych względów wolała zrobić to sama. Może dlatego, że nie chciała przyznać się do błędu po ich ostatniej kłótni, chociaż wcale nie próbował jej tego wypominać. Bardziej prawdopodobne było to, że nie chciała by zobaczył jej strach, kiedy trzymała narzędzie służące do ranienia ludzi. Do zabijania. Nie chciała, żeby wiedział jak myśl o użyciu go, przyprawia ją o mdłości. Wiedziała, że uzna to za słabość, znak, że nie jest gotowa do pracy detektywa. Dlatego spędziła ranek na googlowaniu jak naładować broń i jak z niej strzelać. Znalazła video bloga, na którym wesoły ex-policjany z Florydy udzielał instrukcji krok po kroku. Gliniarz za każdym razem trafiał prosto w głowę przeciwnika.
Weronika po raz kolejny wycelowała broń próbując się skoncentrować i strzeliła.
Jedynym człowiekiem w pobliżu był zwalisty mężczyzna z dwoma nastoletnimi synami, wszyscy byli ubrani w moro. Mężczyzna miał szeroką szczękę i krótkie, najeżone włosy. Jego synowie nosili takie same jaskrawo pomarańczowe bejsbolówki jak on. Mieli ze sobą tuzin pistoletów i przyjmowali pozy Rambo, kpiąc z siebie nawzajem po każdym chybionym strzale. Weronika nie słyszała ich przez ogromne, plastikowe nauszniki, ale rozumiała sens ich słów. Kilka razy kiedy myśleli, że nie patrzy zauważyła spojrzenie ich ojca z tych w rodzaju ,,czyż nie jest słodka?”.
Strzeliła jeszcze raz, myśląc o imprezie i nożu, który Eduardo przystawił jej do szyi. Starała się zezłościć tak bardzo, żeby sprawiło jej przyjemność wyobrażanie sobie jako celu twarzy Eduardo. Czuła nienawiść, ale myśl o tym, żeby go zabić, nie sprawiała jej radości. Chciała go zranić, zemścić się, ale nie w ten sposób.
Miała kieszonkową trzydziestkę ósemkę z krótką lufą, która niespecjalnie przypominała broń. Ale odrzut wstrząsał jej ciałem przy każdym strzale. Przeładowała broń, stanęła z szeroko rozstawionymi nogami na wprost celu i wystrzeliła wszystkie pięć naboi, powoli i w przemyślany sposób. Potem przycisnęła guzik i tarcza wróciła do niej trzepocząc. Uderzyła ją dwukrotnie, raz w gładką krawędź i znów w miejsce, gdzie znajdowałoby się ramię ofiary. Ale czy na pewno powinna traktować go jako ofiarę? A może oprawcę? Zacisnęła zęby i wcisnęła guzik odsyłając tarczę z powrotem. Nie było sensu zakładać nowej – ta była zaledwie lekko wgnieciona.
Odwracała się, żeby przeładować broń, kiedy poczuła rękę na ramieniu. Obróciła się przestraszona i zobaczyła Weevil’a Navarro stojącego za nią w błyszczącej, czarnej motocyklowej kurtce i dżinsach. Jego usta w kształcie szczupłej, koziej bródki były zaciśnięte tak, że sprawiał wrażenie jednocześnie melancholijnego i twardego faceta. Miał duże, diamentowe kolczyki w uszach i mogła dostrzec krawędzie tatuaży, które rozciągały się od szyi w dół na ramiona. Ostrożnie odłożyła broń do kabury i wyjęła zatyczkę z ucha.
- Nie sądzę, że powinieneś skradać się do kogoś trzymającego broń.
- Musisz stać na miękkich nogach, nachyl się trochę, żeby zneutralizować szok - uniósł głowę w górę, a potem w dół krótkim, oceniającym kiwnięciem.
Weronika posłała mu sceptyczny uśmieszek.
- Właściwie nie wiem czy to dobry pomysł, żeby słuchać rad kogoś oskarżonego o kradzież broni.
 - Hej, wiesz tak dobrze jak ja, że ktoś podłożył tego glocka - wyprostował się i podszedł do stanowiska obok, żeby pokazać jak balansuje na palcach.
- Możesz delikatnie zgiąć się w talii, to pomaga w utrzymaniu równowagi.
Weronika przyglądała mu się przez chwilę, ale nie ruszyła się po broń. Znała się Weevilem długo i kiedy już była pewna, że może nazwać go przyjacielem ich relacja stała się… skomplikowana. W liceum był przywódcą gangu motocyklowego i mieli ze sobą pewnego rodzaju sojusz. Wiedziała, że może liczyć na jego pomoc kiedy potrzebowała kogoś silnego, był też dobrym źródłem informacji o przestępczym światku Neptun. Weronika ze swojej strony wiele razy uratowała go przed kłopotami, łącznie z poprawczakiem. Ale widziała jak daleko potrafi się posunąć, żeby pozostać na szczycie i jakie zniszczenia to powoduje.
Kiedy parę miesięcy temu wróciła do Neptun, wiedziała, że wyszedł na prostą. Na własne oczy widziała jak patrzył na swoją żonę, i jak się przez to poczuła? Zadowolona z jego szczęścia? Zazdrosna, że nawet Eli „Weevil” Navarro mógł się ustatkować i znaleźć swego rodzaju spokój, podczas gdy ona wychodziła z siebie, żeby przeżyć chociaż jedno długie, spokojne popołudnie?
Jednak kiedy Celeste Kane postrzeliła go, twierdząc, że to była samoobrona, kradziona broń znalazła się w jego nieprzytomnych rękach. Od tego czasu coś się zmieniło. Wrócił na motocykl, mknąc przez ulice Neptun ze swoim starym gangiem, wierząc, że to jedyny sposób, żeby mieć szansę do walki.
Nagle ta myśl sprawiła jej głęboki, bolesny smutek. Oboje byli z powrotem w tym samym miejscu. Wychodziło na to, że żadne z nich nie potrafi uciec od przeszłości, nieważne jak bardzo się starali.
- A co Ty tu właściwie robisz? – spytała Weronika.
- Zobaczyłem na parkingu ten Twój ekstrawagancki samochód i pomyślałem, że muszę to zobaczyć. Weronika Mars z pistoletem. Jakbyś nie była wystarczająco straszna. 
Spojrzała na rewolwer, schowany w jasnej, piankowej kaburze.
- Tata chce, żebym się uczyła.
- Mądry facet – Weevil podniósł pistolet i zważył go w rękach – to gówniane miasto, trzeba na siebie uważać – wycelował broń w dół, trzymając ją w jednej ręce w kowbojskim stylu.
- Słyszałem, że zrobiłaś zamieszanie na imprezie Gutiérrez’a.
- Kto Ci to powiedział?
- Oh, wiesz. Ślędzę Twojego Twittera: zbyt_głośna_dla_swojego_cholernego_dobra.
Weronika posłała mu sztuczny uśmiech, ale szybko spoważniała.
- Więc znasz kuzynów Gutiérrez?
Spojrzał na nią, kierując broń ostrożnie w dół.
- Wiem o nich. Zaufaj mi V. Są pewne rzeczy w tym mieście, od których nawet ja trzymam się z daleka. Powiedziałbym, żebyś brała ze mnie przykład, ale nigdy nie byłaś na tyle mądra, żeby słuchać dobrych rad.
Pokręciła głową.
- Weevil, dwie dziewczyny zaginęły, próbuję je odnaleźć.
- Tak? Słyszałem, że złapali gościa, który je zabił.
Skrzywiła się.
- Willie Murphy? Wątpię. Wczoraj rodziny dostały wiadomości w sprawie okupu od kogoś, kto twierdzi że żyją. Jeśli wiesz coś o tych ludziach coś, co może mi pomóc je znaleźć…
Weevil westchnął i odłożył broń. Potarł kciukiem czubek głowy.
- Tak jak powiedziałem, trzymam się z daleka od tego zamieszania. Nie wiem wiele, ale mogę Ci powiedzieć, że the Milenios nie robią żadnych przyjemnych interesów w tym mieście.
- Ale Eduardo i Rico… - Weronika zmarszczyła brwi.
- To dwaj krystalicznie czyści, nienotowani chłoptasie. I założę się, że chcą nimi pozostać. Jest im tak wygodnie – są poza linią strzału, uczą się i mają szansę prać brudne pieniądze wrzucając je do legalnego interesu.
- Ale Milenios są znani z brania zakładników dla okupu. Są setki udokumentowanych spraw kiedy porywali studentów prosto z ulic - wtrąciła Weronika.
 - W Meksyku - powiedział i potrząsnął głową - pomyśl, V. Która zdrowa na umyśle gruba ryba każe porwać dwie, białe amerykańskie dziewczyny? To ryzyko sprowadzenia sobie na głowę FBI i DEA.
- 1,2 miliona okupu to dużo pieniędzy.
- To drobniaki dla tych gości - włożył ręce do kieszeni - nie wiem, to możliwe, że wspaniali Gutiérrez zmienili strategię. Może próbują dostać lepszą działkę.
- A może po prostu lubią ranić ludzi i nikt im się nigdy nie przeciwstawił - jej głos był niski i napięty.
Weevil wzruszył ramionami.
- Może, ale Ci kolesie nie srają do własnego gniazda. Nie ma mowy, żeby El Oso się na to zgodził. Nie na porwanie ani morderstwo. I jeśli dowiedziałby się, że Ci kolesie działają na własną rękę - zapłaciliby za to. - Znów wzruszył ramionami.
- Ale tak jak mówiłem, nie zadaje zbyt wiele pytań o tych gości, więc może nie wiem co mówię.
Weronika wolno pokiwała głową. Podniosła pistolet i opróżniła magazynek. Jej palce już się nie trzęsły. Załadowała pięć kolejnych naboi.
- Skrzywdzili Cię? – głos Weevila zabrzmiał ciszej niż przedtem. Parę stanowisk dalej ojciec z nastolatkami pakowali broń. Jeden z dzieciaków obserwował ją i Weevila bladymi, załzawionymi oczami. Weronika skrzywiła się, a on odwrócił się zarumieniony.
- Mam się dobrze. – odbezpieczyła magazynek - powinieneś założyć nauszniki.
Potem wypuściła serię pięciu szybkich strzałów. Echo wystrzału rozległo się z oddali wokół jej czaszki, a w nosie poczuła ostry i słodki zapach prochu. Kiedy wcisnęła guzik, żeby przywołać tarczę, oddała jeszcze dwa strzały do przestępcy. Jeden nisko, we wnętrzności. Drugi trafił prosto w jego głowę.



4 komentarze:

  1. Aaaa! Nowe rozdziały, jak super! *.* ostatnia scena jest świetna ;) życzę weny w dalszym tłumaczeniu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki Majli zmotywowałam się i ruszyłam z tłumaczeniem! Na razie średnio wychodzi nam tak, że tłumaczymy co drugi rodział :) nie wiem jak będzie z regularnością ale RUSZYŁO! właśnie pojawił się nowy rozdział :)

      Usuń
  2. Genialnie! Bardzo się cieszę!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń