-
O czym Ty do diabła mówisz? – głos Tannera eksplodował w do tej pory cichym
salonie. Marakasy, które nadal trzymał w dłoniach, wydały z siebie nieprzyjemne
dźwięki gdy podrywał się na równe nogi.
Adrian
jeszcze przez chwilę patrzył Weronice prosto w oczy.
-
Obiecałem, że nic nie powiem, ale wszystko wymknęło się spod kontroli. A do
tego widziałem tą drugą dziewczynę w wiadomościach i po prostu… - gestykulował
rozkładając szeroko ręce, głos miał roztrzęsiony.
-
Rory przyjechała tutaj, żeby spotkać się z chłopakiem. Nie wiem kim on jest,
nie chciała mi powiedzieć. Ale zgaduję, że wiedziała, że nie spodobałby się
Wam.
-
O czym Ty mówisz Adrianie? Aurora z chłopakiem? – Lianne mu przerwała.
-
Nie wiem, czy „chłopak” to odpowiednie określenie. Z tego co mówiła, on jest od
niej dużo… starszy.
Lianne stała osłupiała, dla odmiany Tanner
potrząsał przecząco głową.
-
Nie ma mowy. Nie zrobiłaby nam tego. Nie wierzę w to!
Weronika
pociągnęła Adriana niezbyt delikatnie za ramię. Udali się w stronę stołu
stojącego w jadalni.
-
Siadaj – rozkazała, jednocześnie odsuwając mu krzesło.
Adrian
nie oponował.
Tanner
patrzył na Adriana z taką intensywnością, że jeszcze chwila a oczy wyszłyby mu
na wierzch. Z jego twarzy można było wyczytać wiele emocji, od szoku, przez
strach i furię. Lianne obserwowała Tannera i Adriana z taką samą
częstotliwością, przeskakując wzrokiem od jednego do drugiego. Na chwilę poszła
do kuchni i wróciła z niej z wodą, widocznie zmuszała się do zachowania
spokoju.
-
Zacznij od początku – Weronika odezwała się spokojnie, w momencie w którym
Lianne stawiała butelki na stole.
-
Czy mieliście z Aurorą jakiś plan zanim przyjechaliście do Neptune?
-
Nie do końca byłem częścią tego planu – Adrian poruszył się na krześle.
-
Teoretycznie przyjechała żeby spotkać się ze mną, ale jak tylko wyszła z
autobusu, ciągle mówiła o jakimś kolesiu z którym planowała się spotkać. Nie
podzieliła się ze mną wieloma szczegółami.
-
Ale przyjechała konkretnie tutaj, żeby się z nim spotkać? Czy on mieszka w
Neptune?
Adrian
potrząsnął głową.
-
Nie, miałem wrażenie, że po prostu mieli się tu spotkać. Wiedziała, że rodzice
pozwolą jej mnie odwiedzić – Adrian patrzył na stół, nie podnosił wzroku na
zgromadzonych – wiedziała też, że jej pomogę.
- Adrian – Lianne wyglądała jakby miała się
popłakać.
-
Przepraszam, bardzo, bardzo Państwa przepraszam. Wiem, że powinienem Wam
powiedzieć. Ale wszystko… jakoś… wymknęło się spod kontroli i po prostu nie
wiedziałem co mam robić – objął się ramionami za głowę.
-
Rory jest moją najlepszą przyjaciółką. Przeżyliśmy wspólnie wiele okropnych
chwil. Była jedyną osobą na którą mogłem liczyć w liceum. Jestem jej wiele
winien – a ona poprosiła mnie o przysługę. Więc jej pomogłem.
-
Więc nie spotkałeś tamtego chłopaka? A widziałeś go? Dlaczego Ci go nie
przedstawiła skoro jesteś jej najlepszym przyjacielem? – Weronika położyła
dłonie na stole i powoli nachylała się w stronę Adriana.
- Rory uwielbia tajemnice, myśli, że dzięki nim
staje się bardziej interesująca - Adrian
uśmiechnął się nieznacznie – poza tym po prostu nie pytałem. Ona zawsze chce
mnie zaszokować, uwielbia dramatyzować. Mi się trochę znudziło bycie jej planem
B. Po prostu nie chcę być jej ewentualnością i to ją zawsze wkurza.
-
Kiedy ją widziałeś ostatnio?
- Z tą częścią historii nic się nie zmienia,
było dokładnie tak jak powiedziałem policji. Rory przyjechała autobusem w
poniedziałek po południu. Odebrałem ją, pojechaliśmy na plażę i wyłapywaliśmy
wzrokiem największych przystojniaków. Wtedy też powiedziała mi, że nie planuje
wracać do Tuscon. Poznała tego chłopaka i szaleńczo się w nim zakochała ale jej
rodzice nie popieraliby tej znajomości. Miał ją odebrać w środę wieczorem.
Błagała mnie, żebym nikomu nie mówił. Oczywiście mówiłem jej, że to głupie, ale
wiecie jaka jest Rory. Jej… impulsywność… - ostatnie zdanie wypowiedział w
stronę Lianne tonem prawie przepraszającym.
-
Więc w środę wieczorem poszliśmy razem na tę imprezę, właściwie w ostatniej
chwili. Około drugiej nad ranem przytuliła mnie, dała mi buziaka w policzek na
pożegnanie i powiedziała, że już jedzie a my spotkamy się kiedyś.
Przez chwilę w pokoju panowała bezwzględna
cisza, słychać było tylko ciche tykania zegara ściennego. Tanner stał pod
oknem, pod którym jeszcze chwilę temu stał Jackson, obserwował zarośnięty
balkon i ciężkie meble ogrodowe. Wydawało się, że stara się wyciągnąć jak
najwięcej informacji z monologu Adriana, ręce zwisały mu luźno po bokach.
Weronika
nachyliła się nad blatem stołu.
-
Mamo? Tanner? Wiem, że ostatnie kilka lat spędziliście na przemian ścierając
się i żyjąc w zgodzie z Aurorą – starała się utrzymać jak najbardziej neutralny
ton.
-
Czy ostatnio stało się coś co ponownie mogło ją zdenerwować? Zakazaliście jej
czegoś dla niej ważnego w ciągu ostatnich kilku tygodni?
Tanner
zamknął oczy ale to Lianne odpowiedziała na pytanie Weroniki.
- Prawie jej nie puściliśmy na ten wyjazd – jej
głos był ledwie słyszalny – ostatnio przez jakiś tydzień ciągle wracała później
niż się umawialiśmy, że wróci. I to dużo później. Parę razy zrobiła też sobie
wagary od szkoły. Gdy wspomniała, że chciałaby odwiedzić Hearst,
prawie się nie zgodziliśmy. Tanner obawiał się, że znowu się przed nami
buntuje, że może wpadła w złe towarzystwo. Ale ja pomyślałam, że może wizyta u
Adriana lepiej jej zrobi. Namówiłam Tannera, żeby się zgodził, myślałam, że… że
to ją w jakiś sposób wyciszy, uspokoi.
Adrian
patrzył się w blat stołu, wyglądał jakby chciał się pod nim schować. Veronice
było go prawie żal. Nie powinien zachowywać sekretu Aurory dla siebie wiedząc
na jak dużą skalę prowadzone są poszukiwania dziewczyny. Ale im więcej słyszała
o Aurorze, tym bardziej przychodziła jej do głowy Lily Kane – dzika, o ogromnym
sercu, często manipulująca ludźmi wokół niej. W pewnym momencie swojego życia
Weronika też była w stanie zrobić dla Lily właściwie wszystko, dzięki temu
zachowanie Adriana nie wydawało jej się aż tak abstrakcyjne.
- Jesteś w stanie się z nią w jakikolwiek
sposób skontaktować? Odpowiada na Twoje wiadomości? Maile? – Weronika zapytała
odwracając się tym razem w stronę Adriana.
-
Na razie nie odpowiedziała na żadne moje wiadomości – Adrian odpowiedział
przygryzając kącik ust – z jej opowieści wynikało, że wybierają się gdzieś
gdzie nie ma dostępu do cywilizacji. Ciągle mówiła o jakimś domku w głuszy.
Najpierw wspomniała o Oregonie, potem o Idaho. Nie sądzę, żeby miała
jakiekolwiek pojęcie gdzie się wybierają. Próbowałem jej dać znać, że wszyscy
jej szukają, ale pewnie jest gdzieś, gdzie telefony nie mają zasięgu. Żadne z
nas nie wpadło na to, że tamta druga dziewczyna zniknęła. Nie zapaliła nam się
żadna czerwona lampka.
- Aurora miała jakiś plan na ten wypad? Jak to
miało wszystko wyglądać? Kiedy mieli wrócić, jak to się miało skończyć? – tym
razem pytania padały z ust Lianne – Ma zamiar wrócić czy raczej… zniknąć?
-
Nie wiem Pani Scott – Adrian podniósł głowę odpowiadając jej na pytanie, po
policzkach leciały mu łzy.
-
Tak bardzo mi przykro, chciałbym wrócić się w czasie i podjąć inne decyzje.
Gdybym tylko powiedział Wam na samym początku gdzie mogła być.
Lianne
podniosła się z krzesła i podeszła do Adriana z lekkim zawahaniem.
-
Ciiiii, ciiii – dotknęła jego ramienia pocieszająco.
Tanner
wypuścił głośno powietrze.
- Zabije ją – wydusił z siebie – rozpieszczony
bachor. Zabije ją.
Weronika
spojrzała na niego zdziwiona. Jego zwykle wypłowiała z kolorów twarz zrobiła
się krwiście czerwona, w jego posturze pojawiło się coś niepokojącego. Po raz
pierwszy jego urok zniknął a pojawiła się postać Tannera, której Weronika nigdy
wcześniej nie widziała. Teraz mogła sobie w końcu wyobrazić dlaczego jego
nastoletnia córka mogła chcieć od niego uciec.
Lianne
spojrzała na niego wzrokiem pełnym szoku.
-
Nie mów tak. Nawet tak nie żartuj.
-
Do diabła Lianne! Ona łamała Ci serce raz za razem. Jestem tym zmęczony. Nawet
przez chwilę nie pomyślała o nas. Albo nawet gorzej… miała to gdzieś –
potrząsnął zrezygnowany głową, przeczesał ręką włosy zostawiając je w
nieładzie.
-
To moja wina. To przeze mnie musiała przechodzić to co musiała przechodzić lata
temu.
- Nie mów tak Tanner, proszę Cię. Nie mów tak.
-
Muszę dzisiaj iść na spotkanie AA – Tanner spojrzał zdenerwowany na Adriana,
stanął na środku kuchni tylko po to by po chwili odwrócić się na pięcie i
ruszyć w stronę korytarza i sypialni. Chwilę później wszyscy usłyszeli
trzaśnięcie drzwi. Dźwięk rozniósł się echem po całym domu.
Lianne
patrzyła się przez dłuższą chwilę w stronę w którą poszedł Tanner.
-
Przepraszam – po jakimś czasie odwróciła się w stronę Weroniki – żadne z nas
nie spało ostatniej nocy. Jesteśmy strasznie zmęczeni – potrząsnęła głową
próbują oczyścić ją z kłębiących się w niej myśli. Po chwili pojawił się na jej
ustach uśmiech.
-
Ale to w sumie dobra wiadomość, prawda? To oznacza, że… że Aurora żyje? Jest
tam gdzieś, nie wiadomo gdzie i po prostu musimy ją znaleźć.
Weronika nie odpowiedziała od razu. Podniosła
swoją torebkę ze stolika stojącego niedaleko.
-
Powinnam już iść – powiedziała – skontaktuję się z Wami jutro, dobrze?
Zadzwońcie do mnie jeśli pojawi się jakaś nowa informacja.
Myśli
Weroniki galopowały. Prawda była taka, że nie miała pojęcia co o tym wszystkim
myśleć. Ale zanim mogła się tym zająć, musiała wrócić do domu. Keith na pewno
czeka na nią pełen napięcia. Poza tym jedyne o czym mogła myśleć to zmiana
wczorajszych ubrań i prysznic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz