Veronica Mars: The Thousand-Dollar Tan Line
/// polskie tłumaczenie ///


czwartek, 22 września 2016

Rozdział trzydziesty trzeci



         - Więc to oznacza, że to nie jest już nasza sprawa?

         Mac zamknęła drzwi lodówki szybkim kopnięciem i ruszyła z piwami w ręku w stronę kanapy.
         Minęła godzina odkąd Weronika spotkała się z Mac i Wallacem w mieszkaniu przyjaciółki. Po raz pierwszy od wielu dni, które wydawały się wiecznością, żaden z klientów Weroniki nie był w bezpośrednim zagrożeniu życia. Dzięki temu mogła pozwolić sobie na wolny wieczór, spędzony w gronie przyjaciół.
         Wspólnie zdecydowali, że nie chcą nigdzie wychodzić i wolą posiedzieć razem w domu. Weronika kupiła piwa, Wallace przyniósł ze sobą tacos a Mac przygotowała organiczny sos salsa i nachosy. Z głośników puścili muzykę Alabama Shakes.  
         - Nie wiem – Weronika pociągnęła pierwszy łyk piwa odpowiadając Mac na pytanie – wydaje mi się, że według standardów Petry Landros, nasza praca została wykonana. Morderstwo Hayley Dewalt się wyjaśniło, a trochę nie wyobrażam sobie, że chciałaby mi płacić za szukanie nastolatki, która uciekła od rodziców bo zakochała się w chłopaku, którego nie polubiłby jej tata.
         - To mocno pokręcone – Wallace pokręcił głową – przecież musiała wiedzieć, że ktoś jej szuka, co nie? Zostawiła wszystkich bez znaku życia. 
         - Mam przeczucie, że „kontrolowanie impulsywności” nie jest najmocniejszą stroną Aurory. Szczerze mówiąc nie sądzę, żeby uciekając w ogóle myślała o kimkolwiek.
         - Swoją drogą, pobawiłam się dzisiaj w Twoją księgową – odezwała się Mac zmieniając temat – z pieniędzy od Landros i Twojej dniówki, być może uda nam się przekonać elektrownię do zaprzestania wysyłania nam ciągle ponagleń do zapłaty.
         - Wzięłaś też pod uwagę swoją wypłatę, tak?
         - Weronika – Mac spojrzała na przyjaciółkę z politowaniem – oczywiście.
         Stuknęły się butelkami.
         - Więc to ostatni tydzień przerwy wiosennej? – Weronika zapytała, patrząc na Wallace.
         - Zgadza się – westchnął – i powrót do pracy Panie Fennel. Powrót do biura, które śmierdzi skarpetkami. A nawet lepiej. W przyszłym tygodniu jedna z klas zaczyna tematy o edukacji seksualnej.
         - Daj spokój Fennel. Jeśli jest jedna rzecz o której masz jakiekolwiek pojęcia to będzie to właśnie edukacja seksualna – Weronika rzuciła w stronę przyjaciela.
         - Nie masz pojęcia jak to jest. Banda dzieciaków przy której nie jesteś w stanie powiedzieć nic związanego z seksem bez usłyszenia nieopanowanego chichotu.
         Mac zachichotała specjalnie, irytując tym samym Wallace, Weronika jej wtórowała.
         - Śmiejcie się, śmiejcie – na twarzy Wallace pojawił się rozbawiony grymas.
         Pośród śmiechów i rozmów do Weroniki dotarł dźwięk jej dzwoniącego telefonu. Podeszła do wieszaka na którym powiesiła torebkę i z jej dna wygrzebała komórkę.
         Na wyświetlaczu nie pojawiał się numer dzwoniącego.
         - Halo? – odbierając jednocześnie otworzyła drzwi od mieszkania i wyszła na korytarz by odsunąć się od nadal słyszalnych śmiechów Wallace i Mac.  
         - Weronika Mars?
         Głos po drugiej stronie słuchawki był kobiecy, gardłowy, trochę zdarty. Nigdy wcześniej go nie słyszała.      
         - Tak, kto mówi?
         - Tu Lee Jackson z Meridian Group, oddzwaniam do Pani.
         Telefon prawie wypadł Weronice z ręki.
         - Pani Mars? Jest tam Pani? Halo?
         Nawet jadąc osiedlowymi drogami by ominąć korki, dojechanie do Neptun Grand zajęło jej prawie dwadzieścia minut. Starała się nie wściekać będąc za kierownicą ale tym razem właściwie nieustannie używała klaksonu by hordy dzieciaków zeszły z ulicy i dały jej po niej przejechać. Przez całą trasę zebrała mnóstwo nieprzychylnych spojrzeń. Jedna z pijanych nastolatek nawet uderzyła dłonią maskę samochodu. Weronika przez ułamek sekundy wyobrażała sobie jak ją potrąca.
         Jeszcze w mieszkaniu Mac, Weronika poprosiła Lee Jackson czy może do niej oddzwonić. Rozłączyła się, weszła na chwilę do przyjaciół i poinformowała ich, że musi jechać. Ledwie zdążyła zobaczyć zaskoczone miny na ich twarzach a już biegła do samochodu. Wytłumaczy im wszystko później. Teraz musiała znaleźć „Lee Jackson” który miał $600 000 w nieoznaczonych banknotach w łatwiej do transportu sportowej torbie.  
         Im bliżej była hotelu, tym większy robił się korek na drodze. Wszystkie ulice zalewali nastolatkowie a jedna z większych arterii była zamknięta ze względu na koncert. Ludzie wylewali się z barów i sklepów z pamiątkami.
         Z odległości kilku przecznic widziała Grand Hotel, szklana fasada górowała nad innymi pobliskimi budynkami. Weronika znowu stała na jednym za skrzyżowań czekając aż światło zmieni się na zielone.
         Gdy tylko dojechała pod Hotel, rzuciła kluczyki do samochodu parkingowemu. Wbiegła do lobby i szybkim krokiem podeszła do recepcjonistki.
         - Muszę wiedzieć w którym pokoju zatrzymał się Lee Jackson – rzuciła szybko starając się uspokoić oddech.
         Młoda kobieta o ciemnych włosach lekko się skrzywiła.
         - Przepraszam Panią, ale nie mogę…
         - Pracuję dla Petry Landros – Weronika przerwała jej w pół zdania – Weronika Mars? Powiedziała, że jeśli czegoś będę potrzebowała – mam pytać. To wyjątkowa sytuacja, więc pytam.
         Brunetka przez sekundę się wahała ale już po chwili trzymała w dłoni słuchawkę i dzwoniła do, jak się okazało, asystentki Petry.
         - Mówi, że nazywa się Mars. Oh… Dobrze. Przepraszam Gladys, już to załatwiam.
         Weronika miała chwilę by rozejrzeć się po lobby. Dzisiaj było w nim cicho i spokojnie, młodzież zdążyła już wybyć na imprezy. Concierge gawędził z gońcem hotelowym, barmanka w drugiej części hotelu opierała się o bar i oglądała telewizję. Spokój wnętrza hotelu był trudny do ogarnięcia po chaosie jaki panował na ulicach.
         - Bardzo przepraszam Pani Mars. Pan Jackson jest w północnej wieży, pokój 1201, potrzebuje Pani pomocy w znalezieniu pokoju?
         Weronika nie zdążyła odpowiedzieć, biegła przez patio i dookoła basenu by jak najszybciej dostać się na miejsce.
         W wieży hotelu były dwie windy, obie przeszklone, z widokiem na dwie różne strony świata. Weronika wskoczyła do jednej z nich i szybko przycisnęła guzik, dzięki któremu miała wjechać na 12 piętro. Najpierw powoli, potem trochę szybciej, winda pięła się systematycznie w górę.
         Panorama miasta powiększała się z każdym kolejnym metrem. Weronika widziała jasne światła hoteli, w oddali majaczył jej widok luksusowych samochodów sunących po drogach. Spojrzała w dół, na wejście do hotelu.  
         Przycisnęła twarz do szklanej ściany windy bo upewnić się, że widziała to co widziała. Z hotelu wychodził wysoki mężczyzna w garniturze, w ręku trzymał sportową torbę, którą dobrze znała.
         Rzuciła się do przycisków w windzie, uderzyła całą siłą w „stop” by sekundę później panicznie klikać w guzik odpowiadający parterowi. Starała się jednocześnie nie odrywać wzroku od Jacksona, widziała jak przechodzi przez ulicę i oddala się od hotelu. Winda jadąc już do dołu zatrzymała się na czwartym piętrze, do środka weszło 4 nastolatków w koszulkach polo. Całą wieczność zajęło im wybranie na które piętro chcą jechać. Jeden z dzieciaków oparł się o barierkę i próbował zagadać do Weroniki.
         - Nawet nie próbuj i pośpieszcie się w końcu.
         Chłopaki popatrzyli na siebie znacząco.
         - Pośpieszcie się, szybko no! – Weronika nie zwracała uwagi na ich miny.
         Zanim winda znowu ruszyła, Lee Jackson zdążył zniknąć za rogiem butiku.
         Weronika wybiegła z windy na parterze jak poparzona, przebiegła sprintem przez ulicę, zupełnie nie przejmując się klaksonami i przekleństwami ze strony kierowców, które poleciały w jej stronę.
         Gdy zbliżyła się do butiku zobaczyła, że był już zamknięty. Skręciła w ciemną uliczkę znajdującą się tuż za rogiem.
         Prawie natychmiast dotarł do nie odór moczu i śmieci. Uliczka nie była oświetlona. Zwolniła kroku nasłuchując. Jedyne dźwięki jakie do niej docierały, pochodziły z pobliskich ulic, pulsujący bas pobliskiego koncertu, śmiechy studentów. Po dobrej chwili Weronika zorientowała się, że ma ze sobą latarkę, przyczepioną do pęku z kluczami.
         Dzięki jej światłu w końcu wiedziała, że jest w uliczce dla pracowników, pełnej tylnych wejść do sklepów, barów i restauracji. Odgłos uderzających o siebie szklanych śmieci wypełnił przestrzeń przed Weroniką. Po jednej stronie zaułku widać było tymczasowy, opuszczony szałas jakiegoś bezdomnego. Szła powoli, starając się stawiać stopy jak najciszej. Zimny podmuch wiatru podniósł szczątki gazet z ziemi, w tym samym momencie po swojej prawej stronie Weronika usłyszała niskie jęknięcie.
         Odwróciła się szybko w stronę z której dochodziły ją odgłosy. W wątłym świetle latarki zajęło jej chwilę nim go znalazła.
         Mężczyzna leżał na boku, tuż obok przepełnionego śmietnika. Nie widziała jego twarzy – była odwrócona do ziemi – ale rozpoznawała ciemny garnitur. Należał do mężczyzny, który uważał się za Lee Jacksona. Tył jego głowy był mokry od krwi, tak samo jak ramiona marynarki.
         Trzęsącymi rękoma Weronika wybrała numer alarmowy.  
         - Jestem w alejce przy Siódmej ulicy, naprzeciwko Grand Hotelu. Znalazłam mężczyznę z jakimś rodzajem urazu głowy. Chyba jest nieprzytomny – Weronika uklęknęła obok mężczyzny, poświęciła światłem bliżej jego twarzy jednocześnie starając się go w żaden sposób nie dotknąć – Wygląda na to, że ktoś go uderzył tępym narzędziem. Zdecydowanie potrzebuje pomocy medycznej.
         Rozłączyła się zanim dyspozytor poprosił ją o pozostanie na linii. Nie miała dużo czasu do przyjazdu karetki. Jeśli chciała odpowiedzi, musiała je dostać teraz.
         Próbowała przeszukać mu kieszenie w poszukiwaniu portfela. Delikatnie, starają się go jak najmniej dotykać, udało jej się go dostać.
         Okej Lee Jackson. Zobaczmy więc, kim jesteś? Wsadziła sobie latarkę do ust i otworzyła portfel dwoma rękoma.
         Wszystkie przegródki były w nim wypchane do granic możliwości. Wyjęła jedną z kart, która okazała się być prawem jazdy ze stanu Idaho. Na zdjęciu rozpoznała tego samego człowieka, który leżał nieprzytomny obok jej nóg. Zgodnie z danymi z dokumentu mężczyzna miał na imię Omar Tyrell Mitchel, urodził się 12 maja 1968 roku. Tuż za tym prawem jazdy było kolejne, z Arizony, na dane Roy Franklin III. Według kolejnego mężczyzna nazywał się Reginald Dalton Baker i była to jego wojskowa legitymacja. W portfelu były dziesiątki takich dokumentów, z całego kraju, na różne dane, z tym samym zdjęciem, tego samego mężczyzny. Co najmniej 10 dokumentów i kolejne kilkanaście kart kredytowych.
         Albo był zwykłym oszustem albo prywatnym detektywem. Weronika sama miała podobną ilość podrobionych dowodów osobistych. Tym razem jednak jej przeczucie mówiło, że to oszust. Ukradł tożsamość Lee Jackson i chciał zniknąć zanim ktokolwiek by się zorientował. Pytanie brzmiało czy to on skontaktował się z Tannerem? A może tkwili w tym razem? W końcu to Tanner go przyprowadził. To Tanner odmówił współpracy z osobą zatrudnioną przez Dewaltów.
         Dźwięk syren karetki odbijał się echem coraz bliżej miejsca w którym była Weronika. Karetka była blisko, Weronika złożyła więc portfel i wsadziła go z powrotem do kieszeni garnituru. A sekundę później zobaczyła coś, co sprawiło, że zamarła w pół ruchu.
         Powoli i najspokojniej jak umiała podniosła mały, suchy przedmiot z ziemi, leżał tuż obok głowy mężczyzny.
         Fasola pinto. Przez chwilę Weronika patrzyła na ziarno leżące na jej dłoni. Poświeciła sobie latarką po ziemi, było ich więcej. Porozrzucane obok mężczyzny, jedna przykleiła mu się do kołnierzyka koszuli.  
         Weronika ledwie zdążyła przetrawić co właśnie znalazła, tym razem niebiesko czerwone światła pojawiły się w alejce, kolejna syrena wyła głośno. Policja pojawiła się pierwsza, karetka była pewnie tuż za nimi. Weronika wsunęła fasolę do kieszeni. Odsunęła się od mężczyzny i ruszyła w stronę radiowozu naprzeciw oficerowi, który na pewno miał do niej mnóstwo pytań.

4 komentarze:

  1. Super czekam na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę, że ostatnio miałaś sporo czasu i weny na tłumaczenie ;) Bardzo się z tego cieszę, bo miałam teraz co czytać ;) Ahh, jestem ciekawa, co wydarzy się dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, kiedy następne rozdziały ? :) nie mogę się już doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Mam nadzieję, że niedługo! :D Spędziłam właściwie cały luty za granicą i nie miałam nawet czasu spojrzeć w komputer, więc i tłumaczenie poszło w odstawkę, ale mam nadzieję, że NIEDŁUGO wrzucę kolejny rozdział :) Już bliżej niż dalej :D

      Usuń