Weronika słyszała głos Adriana przez ścianę.
Znowu mówił wysokim tonem, wyobrażała sobie jak trzyma rękę na biodrze i macha
zniewieściale ręką.
-
Twoja córka?
-
Tak, jestem pewien, że ją znasz, blondynka, nie za wysoka. Weronika. Prywatny
detektyw pomagający odnaleźć Aurorę.
Weronika
czuła łzy napływające jej do oczu, mrugała by się ich pozbyć. Gdy dzwoniła do
ojca jadąc do mieszkania Adriana, i przedstawiała mu swoją teorię, umówili się,
że poczeka na niego na parkingu. Zmieniła jednak zdanie tuż przed spotkaniem
Adriana, bojąc się, że młodzi mogą być już w trakcie ucieczki z miasta. Nie
doceniła jednak Aurory, przez co jej własny ojciec też był w
niebezpieczeństwie.
-
Ah tak, widziałem ją dzisiaj po południu. Coś się stało? – w jego głosie
słychać było zaniepokojenie.
Aurora kucała nieruchomo tuż obok Weroniki, w
ręku miała paralizator. Była tak skupiona na podsłuchiwaniu rozmowy Keitha z
Adrianem, że nie zwróciła uwagi na Weronikę próbującą wyswobodzić się z więzów.
-
Powiem Ci, to ciekawe Adrian. Jej samochód stoi na parkingu właściwie pod Twoim
mieszkaniem. Wiem też, że pracowała nad sprawą w którą ty jesteś zamieszany.
Dodatkowo zadzwoniła do mnie niedawno, mówiąc, że wybiera się do Ciebie.
-
Noszkurwa – wysapała cicho Aurora.
Dość długo Keith i Adrian stali w ciszy, którą
w końcu przerwał młodzieniec.
-
Przepraszam Panie Mars. Nic nie wiem. Jutro rano mam zajęcia, chciałbym się
wyspać. Ale jeśli Weronika się ze mną skontaktuje dam Panu znać.
Weronika
usłyszała zamykane drzwi. Zamykane na kuli ojca?
-
Przepraszam Panie Marks, ale czułbym się o wiele lepiej gdybym mógł rozejrzeć
się po twoim mieszkaniu.
-
Ej człowieku, nie możesz sobie tu tak po prostu…
-
Weronika? – Keith przerwał Adrianowi w pół zdania – słyszysz
mnie?
-
Wypad z mojego mieszkania – głos Adriana znowu stał się niższy.
- Nie podoba Ci się to? Dzwoń po szeryfa
dzieciaku – Weronika z ulgą odebrała autorytatywny głos ojca.
Zamknęła
oczy próbując oddychać mimo szalika wypełniającego jej usta. Zdecydowanie nie
chciała panikować. Starała się też nie myśleć o tym jak ma się jej
pięćdziesięcioletni ojciec po wypadku, do osiemnastoletniego, rosłego i
wysportowanego Adriana.
Dotarły
do niej dźwięki szarpaniny. Ściana pokoju w którym znajdowały się z Aurorą,
zatrząsnęła się od uderzenia. W tej samej sekundzie Aurora poderwała się na
równe nogi i wybiegła przez drzwi. Weronika ostatni raz wyszarpnęła rękę i
uwolniła lewy nadgarstek.
-
Odsuń się dziadku, jeśli nie chcesz, żeby stała Ci się krzywda – głos Aurory
dotarł do Weroniki zza ściany zniekształcony ale słychać było w nim wyraźnie
zadowolenie.
Usłyszała
kolejne głośne uderzenie i jęk. Usiadła szybko by rozwiązać taśmę, którą
krępowała jej stopy, jednocześnie pozbywając się szalika z ust.
Miała szczęście, że Adrian nie zdążył jej przeszukać.
Wyjęła rewolwer schowany na plecach za paskiem spodni, upewniła się, że jest
odbezpieczony i ruszyła w stronę drzwi. Broń trzymała przed sobą.
Tym
razem ręce jej się nie trzęsły.
Keith
leżał na boku pod ścianą, trzymał się za brzuch. Adrian stał na nim trzymając
tytanową laskę ojca, z nosa lała mu się krew. Zanim zobaczył Weronikę, zdążył
jeszcze raz wbić laskę w brzuch Keitha. Aurora obserwowała całe zajście z
bezpiecznej odległości. Wyglądała jakby za chwilę miała wpaść w szał ekstazy.
Wszystko co Weronika o niej wiedziała, wszystkie jej założenia na temat Aurory
– zniknęły w sekundę. Teraz widziała tylko pełną nienawiści nastolatkę.
Weronika nie zatrzymała się nawet na moment by
pomyśleć. Wycelowała broń w lampę znajdującą się kilka metrów od lewego
ramienia Adriana. Nacisnęła spust.
Dźwięk
wystrzału przedarł się przez cały pokój. Ceramiczna lampa eksplodowała na
tysiące kawałków. Adrian upuścił laskę i zasłonił dłońmi uszy. Weronika
odwróciła się delikatnie i wymierzyła rewolwer w Aurorę. Dziewczyna powoli
wypuściła paralizator i podniosła ręce do góry w geście poddania.
Z
daleka docierały do nich odgłosy policyjnych syren.
Dziesięć
minut później Weronika i Keith siedzieli na progu mieszkania Adriana,
obserwowali jak Norris Clayton prowadzi Aurorę na tył samochodu policyjnego.
Adrian nadal siedział w mieszkaniu za ich plecami. Ratownicy medyczni
opatrywali jego pogruchotany nos. Keith natomiast był w lepszym stanie niż
Weronika przypuszczała.
-
Przyznali się? – zapytał patrząc kątem oka na Weronikę.
- Oh – sięgnęła do kieszeni kurtki po telefon,
który nadal miał włączoną funkcję nagrywania – prawie zapomniałam!
-
Mogli Cię zabić – w głosie Keitha nie było oskarżenia, tylko dużo
bólu.
-
Powiedziałem Ci, żebyś na mnie poczekała.
Weronika
spojrzała na ojca, próbując odczytać poziom jego złości.
-
Aurora i Adrian zamierzali uciec z miasta. Liczyła się każda sekunda.
-
Weronika, to nie było warte ryzykowania swoim własnym życiem. Policja by ich
złapała – podniósł głos – nie każda walka jest warta ryzyka tylko po to, żeby
ją wygrać.
Weronika pokiwała głową, zapatrzyła się na
basen. Wszyscy studenci słysząc zbliżającą się policję uciekli w mgnieniu oka.
Zostały po nich tylko puste butelki po piwie i porozrzucane meble ogrodowe.
Weronika wiedziała, że ojciec ma racje. Wiedziała też, że to go przerażało
najbardziej – brak umiejętności Weroniki do powstrzymania samej siebie.
Wiedział, że Weronika nie znosi niczego bardziej niż faktu, że niektórym
wszystko uchodzi na sucho a inni, jak rodzina Hayley Dewalt, są w tym wszystkim
najbardziej pokrzywdzeni.
-
Następnym razem chcę, żebyś na mnie poczekała. Weronika, jestem Twoim wsparciem
– Keith objął córkę ramieniem.
Zawahał
się, po czym po chwili dodał.
-
Jestem Twoim wspólnikiem.
Przez chwilę zdanie, które wypowiedział,
zawisło nad nimi. Jak gdyby żadne z nich nie wiedziało jak je odebrać. Brzmiało
obco a nawet wymuszenie. Jakby oboje chcieli w nie uwierzyć zbyt mocno.
Weronika spojrzała na ojca, zastanawiając się czy kiedykolwiek poczuje się kimś
więcej niż zwykłym dzieciakiem, pracującym ze swoim ojcem. Zastanawiała się czy
to w ogóle możliwe, żeby kiedykolwiek pracowali jako
wspólnicy.
Po
chwili uśmiechnęła się, uświadamiając sobie, że tak. Jest to
możliwe. Przecież już od wielu, wielu lat potrzebowali się
wzajemnie. Od dawna byli wspólnikami, tylko żadne z nich nie wypowiedziało tego
na głos.
Położyła
głowę na ramieniu ojca i jeszcze raz zapatrzyła się na policyjny
samochód. Odjeżdżał, w środku wioząc pasierbicę jej matki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz