Adrian Marks mieszkał w kompleksie tandetnych mieszkań kilka
przecznic od szerokich pasów zieleni nieopodal Hearst College. Weronika dotarła
tam przed jedenastą. Basen był pełen dzieciaków – rozpoczął się semestr, ale
wyglądało na to, że mieszkańcy chcieli przedłużyć sobie imprezę. Wzdłuż
basenu stały lodówki wypełnione butelkami z piwem, a kilka opróżnionych
dryfowało na powierzchni wody.
Pokój Adriana był na ostatnim piętrze. W oknie paliło się
światło, prześwitując lekko przez żaluzje. Weronika przyłożyła ucho do drzwi,
ale nie mogła usłyszeć nic poza muzyką płynącą z dołu. Zapukała. Światło w
oknie zamrugało kiedy ktoś poruszył się w środku. Wydawało jej się, że minęło
kilka minut, cofnęła się o parę centymetrów – była tak niska, że często ludzie
nie widzieli jej przez wizjer.
Po dłuższej chwili drzwi się otworzyły. Adrian stanął bez
słowa na wycieraczce. Miał na sobie wyciągnięty T-shirt i bokserki, ciemne
włosy opadały mu na oczy. Poznała go tylko tydzień wcześniej i nie widziała go
jeszcze w takim stanie – do tej pory sprawiał wrażenie poukładanego i
ogarniętego, nawet kiedy miał na sobie zwykłe jeansy i T-shirt.
- Chyba Cię nie obudziłam – spytała przepraszająco Weronika
– Wiem, że jest późno.
Adrian potarł się po karku i posłał jej niezręczny uśmiech.
- Nie spałem jeszcze, dopiero się zadomawiam. Ten dzień to
był koszmar. – przeciągnął się z poirytowaną miną.
- Tak wiem, że
musiałeś złożyć zeznania. To musiało być dla Ciebie trudne.
- Nigdy więcej nie
chcę przez coś takiego przechodzić – wzdrygnął się.
Weronika odpowiedziała mu uśmiechem.
- Tylko, że ja mam jeszcze kilka pytań o Aurorę. Miałam
nadzieję, że rozjaśnisz mi kilka spraw.
- Czy to nie może poczekać do jutra? Miałem zamiar się
położyć - Adrian zerknął w głąb mieszkania.
- To zajmie tylko chwilę. Chcę się upewnić, że z Aurorą wszystko
w porządku.
Za plecami usłyszała pisk i plusk wody w basenie. Po
kilku sekundach Adrian otworzył szerzej drzwi i wpuścił ją do środka.
Małe, ciasne mieszkanko było w fatalnym stanie. Brudne
naczynia i pudełka po pizzy piętrzyły się na podłodze. Przepełniona
popielniczka stała na stercie podręczników, tuż obok butelek po piwie. Jedna z
żarówek w kuchni była przepalona. Smród brudnych skarpetek mieszał się z
zapachem zepsutego jedzenia. Dało się odczuć też lekki powiew słodkiego
zapachu, czegoś przypominającego świeczkę zapachową.
- A więc masz jakieś pytania? – wykrztusił Adrian.
Wsadziła ręce do kieszeni
kołysząc się lekko na krawędziach stóp.
- Słyszałeś co się stało wczoraj? Pan Jackson - ten ekspert
od porwań. Ktoś zaatakował go przed Neptune Grand i ukradł pieniądze z okupu.
- Co? - Adrian potrząsnął głową ze zdziwieniem.
- Szaleństwo, prawda? – przesunęła ciężar ciała na jedną
nogę.
- Szeryf wezwał pana Scotta na przesłuchanie.
- Pana Scotta? Ale dlaczego? – jego brwi uniosły się w zdziwieniu.
- Wygląda na to, że Jackson i Tanner pracowali razem przez
cały czas. To znaczy Jackson, Tanner i Aurora. Według Tannera Aurora też brała
w tym udział. Weronika obserwowała uważnie
twarz Adriana. Wyglądał na zmieszanego, miał szeroko otwarte ze zdziwienie
oczy.
- Zdecydowali się upozorować jej zniknięcie kiedy Hayley
zaginęła, stworzyli żądanie okupu, mając nadzieję zgarnąć kasę za obie
dziewczyny. Ale kiedy wyglądało na to, że wszystko się posypie, Jackson
próbował uciec z pieniędzmi. Lamb myśli, że to Tanner go zaatakował i ukrył
pieniądze.
Adrian usiadł na tandetnym słabym krześle, skrzypnęło pod
nim.
- Mój Boże. – zakrył twarz dłonią, potem zwiesił głowę. –
Zabije ją! Pozwoliła mi siedzieć tu i czuć się jak ostatni dupek kryjąc ją
przed wszystkimi a ona przez cały czas brała w tym udział? Nie mogę w to kurwa
uwierzyć.
Weronika usiadła na przeciwko niego na kanapie i położyła
ręce na kolanach. Z miejsca, w którym siedziała mogła zobaczyć ciemny korytarz,
jedne drzwi były zamknięte, jedne uchylone, ale było zbyt ciemno by zajrzeć do
środka. - Więc nie odezwała
się dziś do Ciebie?
Potrząsnął głową przecząco.
- Policja ją znalazła? – zapytał.
- W tym problem. Nie ma jej w motelu, o którym mówił Tanner.
Tym razem naprawdę zaginęła.
- Co sugerujesz?
- Nie wiem – Weronika wyprostowała się – Lamb
mówił o oskarżeniu Tannera o zabójstwo, ale ja tego nie kupuję. Po pierwsze nie
ma dowodów. Nie, żeby to powstrzymało Lamba. Ale oprócz tego Tanner podobno
uderzył swojego wspólnika w głowę grzechotką. Nie wierzę, że uderzył go czymś
takim, a swoją córkę zabił z zimną krwią.
- Grzechotką? – spytał Adrian wyglądając jakby poraził go
piorun.
- A więc zastanawiam się - ciągnęła jakby go nie słyszała -
czy myślisz, że Aurora mogła przechytrzyć swojego ojca.
Przez chwilę gapił się na nią z otwartymi ustami.
- Bo w tym rzecz - zaczęła - Tanner może być szemrany, ale
wygląda na mądrego faceta. Więc dlaczego wziąłby instrument swojego dziecka -
który widziałam u niego parę godzin wcześniej, żeby kogoś zaatakować? –
skrzywiła się. - Poza tym gdzie by
go trzymał? Wyszedł pobiegać. Widziałam jego ubrania, szorty, T-shirt, bez
kieszeni. Więc co, poszedł do hotelu z grzechotką w dłoni, a potem uciekł z
workiem pieniędzy? Wątpię. Ale jeśli Tanner tego nie zrobił to ktoś bardzo
chciał, żeby oskarżenie padło na niego. Jedyną osobą w kręgu podejrzeń, o
której udziale nikt nie wiedział była Aurora. A jeśli czegoś się o niej
dowiedziałam w ostatnim tygodniu to na pewno tego, że jest ambitna, mądra i
potrafi świetnie kłamać.
Adrian przeczesał włosy palcami. Milczał przez chwilę,
patrząc pusto w sufit. Kiedy spojrzał na nią jego wzrok sprawiał wrażenie jakby
się wahał.
- Już sam nie wiem. Kilka godzin temu powiedziałbym, że Rory
nie byłaby w stanie zrobić czegoś takiego swojemu tacie. Ale okłamywała mnie
przez cały ten czas. Wszystkich okłamywała. Więc nie wiem co myśleć, przykro
mi, że nie mogę Ci pomóc.
– W porządku Adrian – Weronika wstała - musiało Cię to dużo
kosztować – uśmiechnęła się podając mu rękę.
– Zadzwoń do mnie jeśli się do Ciebie odezwie, ok? Chcę
tylko wiedzieć, że jest cała.
- Zadzwonię. – obiecał.
Odwróciła się, żeby wyjść, ale przystanęła obok ciemnego
korytarza. Teraz albo nigdy.
- Mogę skorzystać z łazienki zanim wyjdę?
Zanim odpowiedział popchnęła
zamknięte drzwi, te które uważała za sypialnię. Poczuła mocniej zapach słodkiej
waniliowej świeczki zapachowej. Nagle poczuła ukłucie bólu. Mięsnie jej się
skurczyły i upadła tak, że nie mogła nawet ruszyć rękoma, żeby zamortyzować
upadek.
Chwilę przed tym jak spadła na
dywan zdążyła dostrzec piegowatą twarz i proste kasztanowe włosy napastniczki z
paralizatorem w dłoniach.
- Cześć Aurora.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz