Veronica Mars: The Thousand-Dollar Tan Line
/// polskie tłumaczenie ///


czwartek, 20 października 2016

Rozdział trzydziesty siódmy



         - Cholera! Co my teraz zrobimy?
         - Zamknij się i daj mi pomyśleć.
         Weronika leżała na podłodze patrząc na kłęby kurzu i kapsle od piwa walające się po dywanie w kolorze khaki. Nie była w stanie przekręcić głowy, ale z miejsca, w którym leżała widziała łóżko z poplamioną kołdrą i lampką biurową rzucającą mały strumień światła na pokój. Po pokoju walały się brudne ubrania, a zaledwie kilkanaście centymetrów dalej leżała niebieska, nylonowa torba.
         Poczuła mocniej zapach wanilii i czyjś oddech na karku. Po jej ciele rozlała się fala bólu kiedy Aurora poraziła ją po raz drugi, miała wrażenie że jej komórki nerwowe krzyczą. Czuła jak nogi leżą bezwładnie na podłodze, opadła jak umierająca ryba i zastanawiała się czy to nie karma wraca do niej po tym jak wielokrotnie używała paralizatora przez te lata.
         - Podaj mi jej torebkę – rzuciła Aurora – Musimy się upewnić, że nie jest uzbrojona.
         Usłyszała szelest kiedy Aurora opróżniała jej torebkę i wyciągała jej własny paralizator.
         - Trzymaj to. Zdecydowanie nie chcemy, żeby tego na nas użyła.
         Mieli jej paralizator. Zaschło jej w ustach. Już czuła ukłucia przypominające wbijanie igieł i szpilek w ciało, ale zanim się poruszyła poczuła, że coś przytrzymuje jej nogi.
         - Musimy ją związać zanim minie szok.    
         - Ok, ale co potem? Widziała Cię, Rory. Co my z nią do cholery zrobimy? – głos Adriana zdawał się niższy o dwie oktawy.
         - Skarbie, kocham Cię, ale nie pomagasz – głos Aurory był pewny i kontrolujący – użyj swojej taśmy do ćwiczeń i zwiąż ją.
         Usłyszała za sobą szuranie. Poruszyła palcami u stóp, żeby przetestować na ile odzyskała czucie w nogach. Nagle stanęła przed nią Aurora, podnosząc jej głowę tak, żeby mogły spojrzeć sobie w oczy. Miała na sobie czarną bieliznę, rozpuszczone włosy opadały jej na ramiona. Maskara rozmazała jej się pod oczami. W prawej ręce trzymała paralizator.    
         - Nie uwierzysz, ile o Tobie słyszałam. – powiedziała. Jej głos był napięty i podniecony - mądra, dobra Weronika Mars, córka tak uczciwa i niezwykła, że Lianne nie mogła spojrzeć jej w oczy. To kurwa żałosne. Nigdy nie miała tego problemu ze mną – zaśmiała się szorstko.
         - Potrzeba kanciarza, żeby rozpoznać kanciarza – wychrypiała Weronika. Miała sucho w gardle, jej mięśnie były spięte i obolałe. Jęknęła, jej głos był słaby i roztrzęsiony kiedy Adrian pojawił się i szarpnął ją za ręce. Obwiązał jej nadgarstki czymś zimnym i ciasnym. Instynktownie poruszyła rękoma mając nadzieję, że poluzuje więzy.
         Aurorze sprawiał przyjemność widok jej niewygodnego położenia.
         - Więc to Adrian zaatakował Duane Shepherd’a i zostawił grzechotkę, żebym ją znalazła?
         - Wiedziałam, że ten idiota szeryf tego nie powiąże, ale pomyślałam, że Ty możesz – Aurora zaczęła spacerować boso po dywanie.
         - Nigdy nie lubiłam Shepa. Lubił myśleć, że jest głową całej operacji. Trochę szkoda, że to nie ja go walnęłam – zrobiła pauzę i spojrzała na Adriana –zawiązałeś ciasno? Nogi też zwiąż.
         Następny będzie knebel. Nie miała wiele czasu, żeby skłonić ich do mówienia. Podniosła lekko głowę, żeby spojrzeć Aurorze w oczy.
         - Więc jak długo sypiasz ze swoim najlepszym przyjacielem gejem?
Aurora przystanęła i zachichotała. Brzmiało to dziecinnie.
         - Zaczęliśmy sztukę Will & Grace w zeszłym roku, tuż po tym, jak zaczęliśmy się spotykać. Najpierw zrobiliśmy to, żeby zobaczyć, czy uda nam się pociągnąć tą historyjkę. Opowiedziałem Lianne i tacie kilka smutnych historii o tym, jak dręczyły go dzieci w szkole, o tym, jak jego rodzina wyrzekłaby się go, gdyby wiedzieli. Łyknęli to bez wahania. Nigdy nie powiedzieli ani słowa, nawet wtedy, gdy wyszłam z pokoju, w którym był Adrian na wpół naga. Uśmiechnęła się.
         - Nie byłam zaskoczona, że Lianne to kupiła, ale mój tata powinien to rozgryźć. Stracił czujność.
         - Puściłaś plotkę, żeby się wygłupić? - zapytała Veronica. Adrian szybko owinął ręcznikiem jej kostki. Znowu trzymała je niemal niedostrzegalnie osobno.
         -To długa intryga. Jestem pod wrażeniem.
         Aurora wzruszyła ramionami. Zatrzymała się, by podnieść długą jedwabną szarfę z górnej części komody i ścisnęła ją mocną w pięści.
         - Nie wiedzieliśmy, że to się później przyda. Nie planowaliśmy tego. Ale okazało się to bardzo przydatne. Nikt nie podejrzewałby, że słodki, niewinny Adrian ma cokolwiek wspólnego z moim zniknięciem.
         - Więc teraz masz pieniądze – powiedziała Weronika – i jako bonus udało Cię się oskarżyć ojca. To dość wyrachowane, Aurora.
         Nozdrza dziewczyny się poruszyły.
         - Ma na co zasłużył.
         - Mam wrażenie, że oboje zasłużyliście na to samo.     
Dziewczyna upadła na jedno kolano przed Weroniką. Jej uśmieszek zmienił się we wzburzenie i gniew. 
         – Nic o mnie nie wiesz. Nie masz prawa mnie osądzać - ujęła garść włosów Weroniki i podniosła jej głowę. Weronika krzyknęła z bólu, ale gdy tylko jej usta się otworzyły dziewczyna wepchnęła w nie szalik.
         Weronika próbowała machać głową, by wyrwać się z uścisku Aurory, ale dziewczyna trzymała się, przygniatając ją do podłogi. Skóra Weroniki płonęła, a jedwabny szal wypełnił jej suche usta, rozciągając jej policzki do granic możliwości.
Wzrok Aurory spotkał się z oczami Weroniki.
         - Tanner traktował mnie jak głupią małą dziewczynkę, którą byłam, zanim wyszedł na prostą. Nigdy nawet nie przestał myśleć, że mogłabym zrobić coś takiego, gdybym chciała. Ale spędziłem pierwsze siedem lat życia jako rekwizyt w jego małych gierkach. Kazał mi zwracać skradzione psy za nagrody pieniężne. Pewnego razu on i Shep ogolili mi głowę i przedstawiali jako małą pacjentkę chorą na raka - parsknęła.
         - Jezu, przez jakiś czas, kiedy byliśmy w drodze, kazał mi czekać samej na przystanku lub na stacji benzynowej. Kiedy jakiś człowiek rozmawiał ze mną lub zapytał, czy potrzebuję pomocy, miałam zacząć krzyczeć, że mnie mordują. Tato przybiegał i oskarżał faceta o próbę porwania. Dziewięć razy na dziesięć, biedny gość był tak przerażony, że zapłaciłby wszystko, co miał, żeby problem zniknął. A potem, tylko dlatego, że bał się więzienia, postanowił wyjść na prostą. Po prostu zdecydował za nas oboje, ja nie miałam prawa głosu. Potem było dziewięć lat mówienia ,,Musisz wyjść na prostą Auroro!" dziewięć lat, "Idziesz niebezpieczną ścieżką panienko." Wstrząsnęło nią – Weronika nie mogła ocenić czy z furii czy z nerwów.
         - Choć Shep był cholernie denerwujący, byłam zachwycona, kiedy pojawił się z planem. Oczywiście w jego wersji miałam zamiar być dobrą dziewczyną i zostać w tym podrzędnym motelu, który wybrał dla mnie. Nie było tam nawet kablówki! Zamiast tego zostałam tutaj, dokładnie w miejscu, w którym chciałam być. Włamałam się do motelu i byłam tam wystarczająco długo, by tato mnie tam zobaczył i wrócił  prosto tutaj. Teraz obaj zostali złapani i zapłacą karę za to, że mnie nie docenili - nagle puściła jej włosy.
         Weronika uderzyła głową o dywan i zobaczyła gwiazdy.
         - Dawaj Adrian, musimy się spieszyć. Musimy stąd spadać.
         - Co z nią zrobimy?
         - Zostawimy ją tu. Związaną i zakneblowaną. Ktoś ją znajdzie za kilka dni.
Nacisk na nogi Veroniki zniknął, gdy Adrian wstał. Zacisnął pięści na bokach, aż jego kłykcie były białe.
         - To się nie uda i ty to wiesz. Ludzie wiedzą kim ona jest. Będą jej szukać i jeśli znajdą, zanim odejdziemy ..  
         - Więc co proponujesz? - syknęła.
         Posłał jej znaczące spojrzenie. Dziewczyna zbladła.
         - Nie ma mowy – wyszeptała - to szaleństwo, myślisz, że uda nam się zniknąć jeśli kogoś zabijemy?
         Weronice zacisnęło się gardło. Przez chwilę poczuła, że krztusi się szalikiem. Poruszyła palcami, sprawdzając jak mocno jest skrępowana. Było trochę luzu, ale wymagało dużo pracy, żeby się wydostać.
         - Nie możemy ryzykować, że ją znajdą – Adrian potrząsnął Aurorą ze spanikowanym spojrzeniem - musimy się jej pozbyć.
         Patrzyli na siebie w milczeniu. Weronika starała się uspokoić oddech. Potrzebowała zarówno swojego oddechu jak i energii, żeby stąd uciec.
         Nagle ciszę przecięło pukanie do drzwi. Serce jej zadrżało.
         Aurora i Adrian spojrzeli na siebie unosząc brwi. Adrian wyślizgnął się zamykając za sobą drzwi. Weronika słuchała jego kroków. Drzwi się otworzyły. Adriana ledwo było słychać, ale głos gościa był głośny i wyraźny.
         - Dzień dobry Panie Marks. Przepraszam za najście, ale szukam swojej córki.
         To był Keith.

         Nareszcie, pomyślała Weronika. Jest tutaj.          

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz