Veronica Mars: The Thousand-Dollar Tan Line
/// polskie tłumaczenie ///


czwartek, 23 czerwca 2016

Rozdział dwudziesty



            - Posłuchaj, mówię, że czuję się dobrze. Nie potrzebuję nic na uspokojenie.
            Była prawie trzecia nad ranem, Weronika siedziała na brzegu szpitalnego łóżka. Okryła się kocem, miała na sobie o trzy rozmiary za duże szpitalne ubrania. Nadal była w bikini gdy dotarła na izbę przyjęć półtorej godziny wcześniej. Teraz unosiła w obronnym geście dłonie próbując powstrzymać pielęgniarza wciskającego jej kubeczek z tabletkami. Niechcący udało jej się wytrącić kubek z jego ręki. Dwie niebieskie tabletki poturlały się po linoleum. 
            Pielęgniarz – niski, okrągły mężczyzna w okularach spojrzał na nią z wyrazem twarzy mówiącym a nie mówiłem.
             - Nie potrzebujesz, co? Pomijając fakt, że trzęsiesz się jak liść. - Odwrócił się by wziąć kolejne dwie tabletki.
            Jeszcze w posiadłości ratownik medyczny spojrzał na jej ranę na szyi i naciskał na natychmiastowe wzięcie jej karetką do szpitala Neptun General. Tuż po tym jak lekarz przemył krew wokół rany okazało się, że sama rana jest płytkim, trzycentymetrowym skaleczeniem. Woleli jednak potrzymać ją chociaż kilka godzin na obserwacji, żeby upewnić się, że nie jest w szoku.
             - Przepraszam – wymamrotała Weronika patrząc na tabletki leżące na podłodze – mój przyjaciel zaraz po mnie przyjedzie. Wtedy będzie naprawdę w porządku.
            Po drugiej stronie kurtyny osłaniającej jej łóżko usłyszała kogoś wymiotującego do kosza na śmieci. Ostry dyżur przepełniony był nastolatkami o szarych twarzach, większość z nich zatruła się alkoholem. Pielęgniarz westchnął głęboko i spojrzał na nią po raz ostatni swoim pielęgniarskim spojrzeniem. Weronika owinęła się mocniej kocem, ulżyło jej, że w końcu została sama.
            Mężczyzna miał rację, nie było jej po prostu zimno. Trzęsła się od nadmiaru adrenaliny, która skumulowała się w jej organizmie podczas ostatnich kilku godzin. Bolało ją też ramie za które ściskał ją Eduardo. Całe ciało miała lekko obolałe od szamotaniny. No i wisienka na torcie – rana na szyi. Od momentu w którym poczuła ostrze na swojej skórze, rana nie przestała jej piec. Najbardziej powierzchowna z jej ran ale czuła ją najmocniej.
            Nie chciała brać żadnych leków, bała się, że otępiły by jej zmysły. Nie mogła sobie na to pozwolić.
             - Pani Mars? Pani przyjaciel przyjechał, czeka w poczekalni - kurtyna z jej łóżka została przesunięta przez kolejną pielęgniarkę.
             - Dziękuję bardzo - Weronika zeskoczyła z łóżka.
            Wallace czekał na nią w mocno oświetlonej zielonej poczekalni, miał na sobie za duże spodnie dresowe i t-shirt. Co oczywiste, dzwoniąc do niego wybudziła go ze snu, rozmawiał z nią lekko nieprzytomny ale teraz jego ciepłe brązowe oczy patrzyły na nią czujnie. Gdy weszła do poczekalni udawał, że czyta jedną z informacji powieszoną na tablicy ogłoszeń. Gdy tylko zauważył Weronikę posłał jej zaniepokojone spojrzenie, zawiesił wzrok na jej szpitalnym ubraniu, potarganych włosach i ranie na szyi.
            Weronika zatrzymała się na chwilę w drzwiach. Po chwili, nie wiadomo dlaczego warga zaczęła jej drżeć a łzy wypłynęły jej z oczu strumieniem.
            Ten płacz był nagły, nic go nie zapowiedziało, skończyła płakać tak samo szybko jak zaczęła. Wallace przytulił ją do siebie, stali w poczekalni jeszcze przez chwilę. Chłopak nie odzywał się do niej ani słowem, głaskał ją tylko po ramieniu. Ostatecznie Weronika przetarła oczy wierzchem dłoni zawstydzona, nie była w stanie wypowiedzieć słowa.
             - Chodźmy stąd, dobrze? - zaczęła śmiać się lekko histerycznie.
             - Jasne – Wallace ścisnął jej lekko ramię i ruszyli do wyjścia.
            Mimo, że była już 3 nad ranem, ulice nadal były pełne ludzi i samochodów. Większość barów przedłużała godziny otwarcia podczas przerwy wiosennej. Minął ich ambulans jadący w stronę szpitala. Weronika oparła głowę o zagłówek fotela i spojrzała z ukosa na Wallace.
             - Dziękuję, że po mnie przyjechałeś. Mój tata nie ma jeszcze pozwolenia na prowadzenie samochodu.
             - Nie ma problemu – odpowiedział jej Wallace – zamierzasz mi powiedzieć co tak właściwie się stało?
            Widziała jak bielały mu kostki od mocnego ściskania kierownicy gdy opowiadała mu wydarzenia tej nocy. Jak opowiadała mu o tym, że poszła na imprezę znaleźć Williego Murphiego, jak Eduardo przyłapał ja na węszeniu w prywatnej części domu, jak kuzyni otoczyli ją i tylko parada Murphiego uratowała sytuację. 
             - Wiesz, że nie musiałaś wracać tam sama – słyszała w głosie Wallace powściągliwy gniew – poszedłbym tam z Tobą.
             - Nie. Próbowałbyś mnie odsunąć od tego pomysłu. Prawdopodobnie mądrymi argumentami - Weronika uśmiechnęła się.
             - Wallace, musiałam skorzystać z okazji i znaleźć Murphiego. Po prostu musiałam – jej ręka bezwiednie powędrowała w stronę blizny na szyi.
             - Ty zawsze musisz, co nie? - posłał jej krótkie spojrzenie.
             - Weronika zrozum, że nie jestem obrażony. Jestem po prostu przerażony, że któregoś dnia siła nie do powstrzymania spotka się z niezachwianym obiektem.
             - Czekaj, którym jestem ja? - zaśmiała się – Albo nie, lepiej mi nie odpowiadaj.
            Wallace prychnął.
             - Okej, więc znalazłaś Murphiego. Myślisz, że to zrobił? Że przez niego zaginęły dziewczyny?
             - Teraz już sama nie wiem. Weszłam na tę imprezę będąc pewną, że to on stał za tymi zniknięciami. Ale musiałbyś zobaczyć jego minę gdy Eduardo mnie złapał. Był przerażony. A później wmaszerował do pokoju z Dickiem i całą gromadką ludzi, czym prawdopodobnie uratował mi życie – Weronika mówiąc to wpatrywała się w migający za oknem krajobraz.
            - Tak, ale miał naszyjnik, co nie? Musiał być w to jakoś zaangażowany- Wallace spojrzał przelotnie na Weronikę i ponownie skupił wzrok na drodze.
            Miał rację ale Weronika nie mogła pozbyć się wrażenia, że coś do siebie nie pasowało. Willie Murphy nie wyglądał na człowieka, który byłby w stanie znieść przemoc, tym bardziej nie mógł jej lubić. No i wrócił do biblioteki, mimo strachu przed Eduardo. Wrócił by ocalić ją z rąk kuzynów Gutierrez.
             - Może Murphy tylko po nich sprząta – Weronika myślała na głos – może Eduardo albo Rico, albo obaj, zabili Hayley i Aurorę. Może dlatego, że zobaczyły coś czego nie powinny a może dlatego, że po prostu lubią zabijać. A może Eduardo założył, że każdy kto kręci się po prywatnej części domu czyha na jego życie? Może po prostu dzwonią do Murphiego żeby posprzątał i pozbył się ciał. Może zobaczył naszyjnik i nie mógł się powstrzymać? W sumie to nie ma znaczenia Lamb i tak go ukrzyżuje. Willie jest łatwym celem, ma na swoim koncie różne przewinienia.
            Wallace milczał.
             - Więc myślisz, że dziewczyny nie żyją? - odezwał się po dłuższej chwili.
            Weronika nie odpowiedziała. Świeża rana na szyi nagle zabolała ją jakby mocniej. Nie mogła być niczego pewna jeśli chodziło o los dziewczyn, ale po tym czego doświadczyła dosłownie kilka godzin wcześniej, zgasła w niej ostatnia iskierka nadziei na znalezienie ich całych i zdrowych.
            Skręcili w lewo na osiedle Weroniki. Tutaj było spokojniej, w oknach domów nie świeciły się światła, wszyscy spali. Gdzieś w oddali było słychać szczekanie psa.
Wallace zaparkował przed garażem. Do Weroniki nagle dotarło, że w najbliższym czasie będzie musiała wytłumaczyć Ketihowi co się stało. To będzie koszmar. Dzięki Bogu za wojsko, przynajmniej Loganowi nie będę musiała mówić teraz. Ostatnią rzeczą jakiej potrzebuje jest bójka mojego chłopaka z przywódcą kartelu.
             - Chcesz, żebym z Tobą wszedł do środka? - Wallace odwrócił się w stronę Weroniki, która potrząsnęła przecząco głową.
             - Nie, nie chcę obudzić taty. Wszystko w porządku, zadzwonię do Ciebie jutro o jakiejś normalnej porze – uścisnęła go w ramię.
             - Zawsze wszystko jest w porządku – uśmiechnęła się lekko, widząc jednak, że Wallace nie wierzy w jej słowa, uścisnęła go mocno.
             - Wallace jeszcze raz dziękuję za wszystko.
            Wyskoczyła z samochodu i ruszyła w stronę schodów do domu. Wallace poczekał aż przeszła przez drzwi i ruszył samochodem w drogę powrotną.
            Po raz milionowy odkąd go poznała, Weronika poczuła ulgę i ogromną wdzięczność do losu, że jej go zesłał jako przyjaciela. Wiedziała, że Wallace nie będzie więcej wypominał jej tej sytuacji, wiedziała, że nie będzie wyciągał pochopnych wniosków. Nie miała wokół siebie wielu osób, które wierzyły, że jest równocześnie bezbronna ale i silna. 

4 komentarze:

  1. Robi się coraz ciekawiej :) Życzę dużo weny na tłumaczenie :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. z weną (a raczej czasem :D) na tłumaczenie jest ostatnio jakby lepiej więc dzisiaj możesz się spodziewać kolejnego rozdziału ;)

      Usuń