Veronica Mars: The Thousand-Dollar Tan Line
/// polskie tłumaczenie ///


czwartek, 16 czerwca 2016

Rozdział dziewiętnasty



             Krótki, piskliwy okrzyk wydobył się z gardła Weroniki zanim zdążyła się opanować. Eduardo złapał ją za ramię i boleśnie wbił jej palce w skórę. Pociągnął ją za sobą w głąb biblioteki.
             - Jak Ty się tu kurwa dostałaś? - ślina rozpryskiwała się na wszystkie strony gdy mówił. Weronika instynktownie chciała wyrwać ramie ale Eduardo miał ją w żelaznym uścisku.
             Na korytarzu słychać było czyjeś kroki. Rico wpadł do pomieszczenia, Willie tuż za nim.
             - Co się dzieje? - Rico zatrzymał się w pół kroku i patrzył się w osłupieniu. Willie zbladł, oczy miał szeroko otwarte. Eduardo potrząsnął mocno Weroniką. Po raz kolejny jęknęła, oddech miała płytki.
             - Ta mała dziwka zwiedzała sobie część domu w której nie powinno jej być. - Eduardo wypluwał agresywnie słowa.
             - Co do kurwy, Rico? To jedna z Twoich? Nie możesz pozwalać ludziom łazić po tej części domu – wciągnął mocno powietrze.
             Rozszerzone źrenice, cieknący nos, mnóstwo śliny w ustach, ktoś używa produktów zapewnianych miastu przez własną rodzinę. Oczy Weroniki spoczęły na zegarze wiszącym nad kominkiem. Brzydkie cherubinki patrzyły sobie w oczy. Było ledwie wpół do jedenastej, prawie piętnaście minut odkąd dzwoniła do Lamba.
             - To nie ja, nigdy nie widziałem tej laski – Rico podniósł ręce w obronnym geście – Pamiętałbym.
             - Eduardo mam wrażenie, że ją to boli – Willie wskazał dłonią na ściśnięte ramie Weroniki – może ją puść?
             - Zamknij się kurwa – Eduardo prychnął i spojrzał na Weronikę, przybliżył się do niej jeszcze bardziej, tak, że ich ciała dzieliło tylko kilka centymetrów. Zniknął romantyczny Eduardo którego Weronika poznała na poprzedniej imprezie. Teraz był napięty i agresywny. Żyły na szyi i rękach miał napięte do granic możliwości, włosy na głowie miał w nieładzie po ciągłym przeczesywaniu ich palcami. Dodając do tego jego gniew płonący w oczach, wyglądał na szalonego.
             Weronika poczuła jak łzy napływają jej do oczu, nie starała się ich powstrzymywać. Chciała wyglądać najbardziej bezbronnie jak była w stanie.
             - Nie pamiętasz mnie? Rozmawialiśmy przy basenie podczas ostatniej imprezy. Mieliśmy iść na spacer wzdłuż plaży, ale byłam tutaj z moim chłopakiem. Przyszłam dzisiaj, żeby Cię znaleźć, nie chciałam zrobić nic złego.
             - Masz mnie za debila? Dla kogo pracujesz?!
             Weronika spojrzała przelotnie na Williego i Rico. Nie wiedziała co chciała zobaczyć w ich oczach czy sympatię czy chociażby irytację. W zamian Willie patrzył się gdzieś w dal, jego małe królicze oczy błąkały się po ścianach pokoju. Jak gdyby w grzeczny sposób chciał dać znać Eduardo, że on nie chce mieć nic wspólnego z tą sytuacją. Rico dla odmiany uśmiechał się głupawo. Wyglądał jakby miał nadzieję na jakąś nagrodę.
             - Naprawdę przepraszam – wyszeptała Weronika. Na chwilę przestała widzieć wyraźnie, po czym łza spłynęła jej po policzku. Starała się stać w jak największym bezruchu, skupiała się najmocniej jak mogła nad sytuacją.
             - Nie chciałam zrobić nic złego. Proszę, po prostu mnie wypuść, wrócę na imprezę. Nie będę Cię niepokoiła. Jeśli chcesz wyjdę i już nigdy mnie nie zobaczysz.
             - Ej to się wydaje serio spoko pomysłem – Willie bujał się z pięt na palce.
             - Niczego złego przecież nie zrobiła, wyprowadźmy ją i tyle.
             - Wyjdź Willie – Rico w końcu się odezwał, jego głos był niski i spokojny – potrzebujemy trochę prywatności.
             Willie oblizał nerwowo usta i przetarł dłonią spocone czoło.
             - Jasne Rico. Ja tylko... Po prostu wrócę na imprezę, ok? - ruszył w stronę drzwi, początkowo bardzo powoli jak gdyby nie chciał opuszczać pomieszczenia. Po chwili zniknął w otchłaniach korytarza. Weronika słyszała w oddali otwierające i zamykające się drzwi. I tak po prostu nagle została sama z kuzynami Gutierrez.
             Rico odwrócił się i zamknął podwójne drzwi biblioteki. Zamek kliknął lekko. Eduardo stał bez ruchu, wpatrywał się w Weronikę nadal trzymając ją mocno za ramie.
             - Nie jestem pewna co zrobiłam źle – wypiszczała Weronika – Drzwi były otwarte, po prostu weszłam i rozejrzałam się po tej części domu.
             - Drzwi nie były otwarte, słońce.
             Eduardo nagle puścił jej rękę. Weronika cofnęła się o kilka kroków, rozmasowując miejsce w którym ją ściskał. Wilczy uśmiech pojawił się na jego twarzy, dokładnie ten sam który widziała podczas ich poprzedniego spotkania. Za pierwszym razem czuła się na celowniku, tym razem czuła się również zaszczuta.
             - Drzwi nie były otwarte i wszyscy dobrze o tym wiemy. Więc może po prostu skończ pieprzyć? - ostatnie słowo wykrzyczał jednocześnie zrzucając rząd książek z jednej z półek.
             Rico obszedł książki cały czas wpatrując się w Weronikę z głupim uśmieszkiem na twarzy.
             Weronika z rękoma za plecami przesunęła się o kolejny krok do tyłu, na plecach poczuła jedną z półek pełną książek. Próbowała dłońmi znaleźć cokolwiek co mogłoby posłużyć jej jako broń ale były tam tylko książki.
             - Kto. Cię. Przysłał? - Eduardo był na skraju furii. Ruszył w stronę Weroniki z zaciętym wyrazem twarzy. Dziewczyna odskoczyła i potknęła się o leżące na podłodze książki.
             - Nie mam pojęcia o czym mówisz – zapłakała. Patrzyła to na jednego to na drugiego prawdziwie zmieszana. Czy wiedzieli, że jest prywatnym detektywem? Czy podejrzewali, że może być z policji?
             - Ona nie podda się łatwo Eddie – wtrącił się ze swoim uśmieszkiem Rico – ale z pewnością będzie zabawnie.
             Gdy spojrzała na Eduardo ten sięgał ze swoje plecy, grzebał w czymś, czego nie była w stanie zobaczyć. Chwilę później serce zabiło jej boleśnie w piersi.
             Miał nóż.
             - Z kim tu przyszłaś? Sonoras? Zetas? - Eduardo bawił się ostrzem, światło odbijało się w nim bajecznie. Nóż miał około piętnastu centymetrów, Rico trzymał go w gotowości.
             Weronika wpatrywała się w niego przerażona, mózg działał jej na najwyższych obrotach. Myślał, że przyszła im zrobić krzywdę? Że jest kimś z wrogiego kartelu? To szalone. Zdecydowanie i bezdyskusyjnie szalone, ale Eduardo był śmiertelnie poważny. W Weronice zaczęło rosnąć ściskające uczucie paniki, naciskało na płuca i serce.
             - Nie jestem tu z nikim – wyszeptała. W głowie obliczała jak duża jest biblioteka. Rico i Eduardo stali blisko niej, każdy zasłaniając jej drogę ucieczki. Za nią znajdowała się półko z książkami, naprzeciwko niej tworzyła się jednak wolna szczelina między braćmi, którą mogło udać jej się prześlizgnąć. Ale jak dobrze radzi sobie z nożem Rico? Trzymał go w sposób jednoznacznie określający obeznanie z tematem. Nie była pewna czy udałoby jej się uciec chociaż do drzwi.
             - Zawsze tak mówicie – odpowiedział jej Rico. Cały czas uśmiechał się przerażająco. On wie, że nie jestem z kartelu – do Weroniki nagle dotarło. On tylko nakręca Eduardo na tę myśl, dla niego to zabawne. Ta myśl nie sprawiła, że poczuła się chociaż odrobinę lepiej.
             - Wiemy, że od jakiegoś czasu jesteście w mieście – źrenice Eduardo były tak szerokie, że Weronika widziała odbijający się w nich pokój. Wierzchem prawej dłoni przetarł nos.
             - Obserwujecie, czekacie na okazję. Liczycie na szansę przekazania wiadomości do El Oso.
             Weronika zastanawiała się przez moment czy to właśnie stało się z Hayley i Aurorze. Niczego nie odkryły ale czy nie padły ofiarami paranoi Eduardo i miłości Rico do świeżej krwi? Zrobiła krok w bok i uderzyła w ciężki słupek ze słownikami.
             - Nie mam pojęcia o czym mówisz.
             - Przestań kłamać! - głos Eduardo miał w sobie jeszcze więcej furii.
Widziała jak mięśnie w jego nogach napinają się gdy ruszył w jej stronę. W ułamku sekundy podjęła decyzję i rzuciła się w stronę swojej jedynej drogi ucieczki. Nie zdążyła przeskoczyć leżących na podłodze książek, czyjaś pięść dosięgnęła jej włosów. Ktoś rzucił nią o twardą klatkę piersiową. Nóż zatrzymał się tuż przed jej gardłem.
             - Powiedz kto Cię przysłał – czuła gorący oddech Eduardo na swoim policzku.
             - Nikt! - paliła ją skóra głowy. Próbowała wyrwać się z uścisku Eduardo ale trzymał ją mocno w miejscu.
             Czuła ostrze noża wbijające się w jej skórę. Cienka strużka krwi popłynęła po jej szyi.
             - Powiedz mi! - krzyknął jeszcze raz Eduardo.
             Weronika nie odpowiedziała. Zamknęła oczy i czekała na ból.
             W tym momencie w pokoju nagle zrobiło się głośno. Nagle otworzyły się dwuskrzydłowe drzwi. Do pokoju wpadło kilka dziewczyn śmiejąc się i trącając wzajemnie. Na ich czele był Willie Murphy, wyglądał jakby prowadził za sobą orkiestrę gdy pokazywał grupce gdzie mają iść. Absurdalnie, jednym z ryczących gości był Dick Casablancas z plastikowym kubkiem w dłoni. Muzyka przedarła się przez długi korytarz i zabrzmiała w bibliotece.
             - Tędy moi drodzy, tutaj mamy więcej szampana – Willie otworzył butelkę z głośnym hukiem. Grupa za nim krzyczała z radości.
            - Rico patrz kogo Ci znalazłem. Selena jest totalnie zainteresowana naszym planem z Taco Bell – Willie wskazał ciemnowłosą dziewczynę w różowym bikini.
            Eduardo rozluźnił trochę dłonie zaciśnięte na Weronice, schował nóż z widoku nowych gości. W sekundzie w której Eduardo ją uwolnił rzuciła się w stronę Dicka.
            - Dick kochanie, gdzie byłeś? Szukałam Cię wszędzie!
            Dick instynktownie próbował zrobić krok w tył ale Weronika zdążyła już go złapać, objęła ramionami jego szyję i przyciągnęła do siebie. Całowała go po całej twarzy i szyi, gdy zbliżyła swoje usta do jego ust widziała w jego błękitnych oczach przerażenie.
            Eduardo jednak w ogóle nie zwracał uwagi na nią i Dicka. Obserwował tylko i wyłącznie Williego.
            Weronika przesunęła wzrokiem po twarzy Williego. Oczy miał szeroko otwarte, ręce trzęsły mu się tak bardzo, że ledwo mógł nalać szampana do kolejnego kieliszka.
Wyglądał na prawie tak przerażonego jak była Weronika.
            Kilku ochroniarzy wpadło do biblioteki próbując nieudolnie zgarnąć całą gromadkę z powrotem do głównego holu. Dziewczyny zdążyły już zaczął się wspinać po antycznych krzesłach, ruszając biodrami w takt muzyki dobiegającej z głównej części dom. Nie wiadomo skąd w pokoju nagle pojawiła się dmuchana plażowa piłka wędrująca nad głowami zgromadzonych, odbijająca się od nich. Rico zdążył już zapomnieć o całej sytuacji i zaczął zagadywać zgromadzone nastolatki.
            Kolejny rodzaj hałasu przelał się przez pomieszczenie.
            - Uwaga, uwaga. Proszę o natychmiastową ewakuację posiadłości. To jest rozkaz. Powtarzam: to jest rozkaz.
            Dźwięk syren i megafonów. Policja.
            Rozpętało się piekło. Wszyscy zgromadzeni na imprezie zaczęli się przemieszczać, część z nich biegła prosto do drzwi wyjściowych, część stała w szoku i z niedowierzaniem na twarzach. Zdezorientowany Dick wypuścił Weronikę z objęć. Weronika widziała Eduardo wycofującego się z podniesionymi rękoma i rezygnacją wypisaną na twarzy. Rico zawył niezadowolony, że przerwano mu łatwy podryw.
            Dla odmiany Willie Murphy zareagował paniką godną człowieka ściganego przez pół życia. Pobiegł w stronę drzwi jak w szale. Ominął zwinnie jednego z policjantów tylko po to żeby znaleźć się w zasięgu kolejnego z mundurowych. Otoczony Willie zachowywał się jak zwierzę, oczy skakały mu w każdą stronę. Po chwili Weronika zobaczyła znajome światło paralizatora. Willie twardo uderzył o podłogę.
            Nagle w zasięgu wzroku Weroniki pojawił się Lamb. W ręku trzymał megafon. Jego głos boleśnie roznosił się po bibliotece, odbijając się echem od wypolerowanych mebli. Kilkoro z pozostałych studentów zatkało uszy próbując choć trochę uciec od przeszywającego dźwięku.
            - Opuśćcie ten pokój. Wychodźcie ludzie, to Wasze ostatnie ostrzeżenie zanim wpuścimy tu gaz łzawiący. Wychodźcie na przedni trawnik gdzie spotkacie naszych wspaniałych funkcjonariusz. Oni się Wami zajmą. No już.
            Kilka metrów dalej jeden z policjantów skuwał właśnie Williego w kajdanki.
            - Willie Murphy jesteś aresztowany. Masz prawo do zachowania milczenia. Jeśli zrezygnujesz z tego prawa, wszystko, co od tej pory powiesz, może zostać użyte w sądzie przeciwko Tobie. Masz prawo do adwokata i do jego obecności podczas przesłuchania. Jeśli nie stać się na prawnika, przysługuję Ci obrońca z urzędu. Rozumiesz co właśnie Ci powiedziałem?
            Lamb oderwał megafon od swoich ust, nachylił się by porozmawiać z Eduardo, który przytakiwał powoli na to co mówił do niego szeryf. Nagle Weronika poczuła złość wypełniającą ją po koniuszki palców. Oczy jej błyszczały z wściekłości. Lamb zmrużył oczy widząc, że Weronika go obserwuje.
            - Mars jak zwykle w centrum wydarzeń. Powinnaś poczekać na nas, zajęlibyśmy się tym sami.
            - Ten dupek przystawił mi nóż do gardła Lamb! Chcę wnieść oskarżenie - Weronika wyciągnęła palec wskazujący w stronę Eduardo.
            - Chodź Mars, to musiała być dla Ciebie szalona noc. Nie mów niczego czego mogłabyś później żałować - Lamb spojrzał przelotnie na Eduardo, po chwili położył dłoń na plecach Weroniki i po ojcowsku wyprowadził ją z pokoju.
            - Żartujesz sobie ze mnie? On mnie zaatakował! Chociaż raz zrób to co do Ciebie należy i go aresztuj! - strząsnęła jego dłoń ze swojego ramienia.
            Eduardo szybko przemierzył kilka dzielących ich metrów i podszedł do Lamba i Weroniki.
            - Szeryfie, zrobiłem dokładnie to co mówi ta dziewczyna. Powiedziałeś Mars? Przesadziłem, znalazłem ją w jednym z moich prywatnych pokoi, myślałem, że jest intruzem. Nie wiedziałem, że jest Twoją znajomą.
            Weronika otworzyła usta ze zdziwieniem, Lamb tylko uśmiechnął się głupawo.
            - Mówiłem Ci, żebyś nie chodziła po cudzych domach i węszyła, słonko. Do diabła! Wiesz, że mógłbym Cię teraz aresztować za wtargnięcie na prywatny teren? Wiesz o tym?
            - Nie ma takiej potrzeby – wtrącił się słodko Eduardo – to był zwykły przypadek.
            Weronika wpatrywała się w osłupieniu na Lamba i Eduardo. Stali teraz blisko siebie, rozmawiali przyciszonymi głosami o Williem Murphym. Willie Murphy rzucony prasie jak wilkom na pożarcie zdejmie media z pleców Lamba. Policja nie tylko nie zrobiła nic by go odnaleźć, udało im się też nie wkurzyć kartelu.
            Weronika odetchnęła, przełknęła porażkę. Emocje, strach – uderzyło ją to dość mocno. Zawiązało jej supeł wokół żołądka. Nie mówiła już nic więcej, pozwoliła odprowadzić się jednemu z policjantów przed dom, na świeże powietrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz