Veronica Mars: The Thousand-Dollar Tan Line
/// polskie tłumaczenie ///


czwartek, 9 czerwca 2016

Rozdział osiemnasty


            Tego dnia temat imprezy był prosty: stroje bikini. Oczywiście tylko dla dziewczyn, chłopaków wpuszczano nie tylko w koszulkach polo ale też w luźnych bojówkach. Żeby wpuszczono kobietę: musiała pokazywać więcej ciała.
            Weronika poruszała się wolno z tłumem w stronę wejścia. Pod pachą ściskała plażową torbę, jakby od tego zależało jej życie. Ostatnimi czasy nie miała za dużo możliwości opalania się i była boleśnie świadoma swojej przeźroczystej skóry. Nadal jednak czuła na sobie wzrok osobników płci męskiej przemierzający każdy centymetr jej ciała ubranego tylko w różowe bikini.
            Przechodząc przez dom, próbowała wzrokiem znaleźć chociażby jasne dredy Williego Murphiego. Mac znalazła o nim kilka ciekawych informacji, Willi okazał się być drobnym przestępcą. Złapano go na publicznym odurzaniu się, posiadaniu narkotyków, zakłócaniu porządku i włamaniu. Odkąd skończył siedemnaście lat co jakiś czas wracał do więzienia za kolejne przewinienia. Najdłużej trzymali go przez pół roku za posiadanie narkotyków z zamiarem ich sprzedaży. Jego ostatnim znanym adresem zamieszkania była jakaś dziura niedaleko Camelot, ale wyeksmitowali go stamtąd w styczniu. Od tamtej pory nie pojawił się żaden adres pod którym można byłoby go zastać.
        Przez chwilę rozważała czy nie zadzwonić do Lamba ale zrezygnowała z tego pomysłu, podałaby mu swój nowy dowód jak na tacy. Lamb i tak nie chciałby wziąć udziału w poszukiwaniach Murphiego na imprezie. Raczej wypuściłby zdjęcie Williego do wszystkich stacji telewizyjnych i dał mu szansę na ucieczkę. Weronika nie mogła na to pozwolić. Chciała z nim porozmawiać zanim zorientuje się, że jest ścigany.
        Teraz po prostu musi go znaleźć.
        Posiadłość wypełniona była po brzegi ludźmi, w każdym kącie widać było półnagich nastolatków. Impreza tego dnia wydawała jej się dużo bardziej szalona niż poprzednia. Dla większości jej uczestników przerwa wiosenna zbliżała się ku końcowi, wydawali się dużo bardziej zdeterminowani by wybawić się za wszystkie czasy i udawać, że nicnierobienie i imprezowanie może trwać bez końca. Kłęby dymu unosiły się ponad tłumem, oprócz zwykłego tytoniu wyczuwała charakterystycznie słodką marihuanę i jeszcze jeden, ciężki i gryzący zapach. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że to zapach metamfetaminy. Przypomniało jej się jak śledziła kiedyś mężczyznę zamieszanego w jedną z jej spraw, znalazła go w brudnym mieszkaniu z rurką w dłoni. W pokoju unosił się ten sam zapach.
            Przeciskała się dalej, czujnie wodząc wzrokiem po uczestnikach imprezy. Tłum półnagich chłopaków przecisnął się korytarzem tuż obok Weroniki, wykrzykując coś, ale nie miało to większego sensu. W kuchni grupka osób grała w rozbieranego pokera. Jeden z graczy zdążył stracić już koszulkę. Dziewczyna w jaskrawoniebieskim bikini siedziała mu na kolanach, na szyi zawieszony miała absurdalny jedwabny krawat. W pokoju muzycznym chłopak siedział na stoliku do kawy, kolega pomagał mu się ogarnąć z zamroczenia alkoholowego.
            Weronika wyszła na patio by zaczerpnąć świeżego powietrza. Zeszła schodami na parter gdzie znajdował się basen. Nigdzie nie widziała Williego, ani kuzynów Gutiérrez. Wyciągała szyję przeszukując wzrokiem basen i jacuzzi, przez chwilę nie zwracała uwagi gdzie idzie i weszła na kogoś.
            - Ała!
            - O mój Boże, przepraszam… - słowa uwięzły jej w gardle. W krótkich spodenkach i z hawajskimi kwiatami na szyi, stał przed nią w pełnej krasie Dick Casablancas.
            Zajęło mu chwilę zanim się odezwał:
            - Hej Ronnie, wiesz? Tutaj bym się Ciebie nigdy nie spodziewał…
            Dziewczyny z którymi siedział Dick zaczęły przyglądać się Weronice z zainteresowaniem. Weronikę zamurowało, w duchu modliła się, żeby Dick nie powiedział niczego głupiego.
            Weronika znała się z Casablancasem od liceum, przez jakiś czas po tym gdy jej ojciec popadł w niełaskę, Dick był jednym z jej największych wrogów i niszczycieli spokoju. Po tym jak zaczęła spotykać się z Loganem, który był najlepszym przyjacielem Dicka, chłopak trochę zszedł z tonu. Po jakimś czasie wytworzył się między nimi pewnego rodzaju pokój, ale Weronika nie była pewna, czy mogłaby go nazwać swoim przyjacielem. Dick był bogaty i beztroski a jego uczuciowość oscylowała gdzieś w okolicach uczuć jakie posiada beton. Jedyne czym przejmował się Dick był surfing, picie i pieprzenie się.
            Innymi słowy, Weronika nie powinna być aż tak zdziwiona, że spotkała go na imprezie organizowanej dla nastolatków przez kartel i to niecały kilometr od jego domu. - Cześć – w końcu wydusiła z siebie cienkim i przerysowanym głosem – czy ta impreza nie jest po prostu wspaniaaaała?
            Dick spojrzał na Weronikę zmieszany jej reakcją.      - Hm, tak? Właśnie dlatego jestem trochę zdziwiony spotykając tutaj Ciebie – przekrzywił głowę.
            - Chodziliśmy razem do liceum. Wy musiałyście być wtedy w hm… nie wiem? Piątej klasie? Wow – powiedział to do otaczających go dziewczyn.  
            Weronika zerknęła na nastolatki, kilka z nich wpatrywało się w nią wściekłym wzrokiem zaznaczając swój teren.
            - Jakby nie było Ronnie, witaj na prywatnej imprezie – szeroko rozłożył ramiona w zapraszającym geście – ja nie jestem aż tak prywatny, jeśli wiesz co mam na myśli – mówił to niby do Weroniki ale nachylił się w stronę jednej z nastolatek. Dziewczyna zachichotała.
            Niewiele myśląc Weronika chwyciła go za ramię i odciągnęła od wianuszka jego wielbicielek. Posłała szybki fałszywy uśmiech w stronę dziewczyn i znowu odwróciła się w stronę Dicka.
            - Wohooo, spokojnie. Wiem, że Logana nie ma już od kilku tygodni ale nie pomogę Ci w tym względzie bez względu na to jak długo go nie będzie – uśmiechnął się głupawo – przyjaciele są dla mnie ważniejsi niż laski. Rozumiesz?
            - Oh zamknij się Dick – rozkazała mu nadal uśmiechając się fałszywie.
            - Jestem w pracy – dodała przez zaciśnięte zęby.
            - Ładny uniform – odparł Dick, Weronika uderzyła go w ramię, żeby się zamknął.
            Z daleka mogło to wyglądać na przekomarzanie się. Dick złapał się teatralnie za ramię i rozmasowywał miejsce w które uderzyła go Weronika.
            - O co Ci chodzi psychopatko? – zapytał ze szczerym rozżaleniem.
            - Posłuchaj! Przez chwilę siedź cicho i daj mi mówić – Weronika mówiła spokojnie jednocześnie przesuwając się coraz dalej od gapiów. Po ich lewej stronie widać było plażę i gwiazdy na niebie mieszające się z czernią oceanu. Gdy weszli w większy cień Weronika sięgnęła do swojej plażowej torby i wyciągnęła telefon.
            - Potrzebuję Twojej pomocy. Widziałeś dzisiaj tego kolesia? – odblokowała ekran telefonu i pokazała go Dickowi. Dick spojrzał z uwagą na zdjęcie, po chwili odpowiedział marszcząc brwi:
            - Ten koleś? Pewnie, że go widziałem. Zawsze kręci się w pobliżu Rico i Eduard.
            - Znasz kuzynów Gutiérrez? - Weronika zamrugała zdziwiona.
            - Tak, poniekąd. Grałem trochę w squasha z Eduardo. Koleś zupełnie nie umie przegrywać, więc przestałem z nim grać – wzruszył ramionami.
            - Ma strasznie wybuchowy temperament. Ostatnim razem gdy z nim wygrałem roztrzaskał swoją rakietę wartą ponad 200 dolarów. Co nie zmienia faktu, że zna się na organizowaniu imprez.
            - Więc Willie Murphy jest jego przyjacielem?
            - Przyjacielem? - Dick prychnął – nie sądzę, wydaje się bardziej chłopcem na posyłki czy czymś takim. Zbiera chętnych na imprezy i tak dalej.
            Weronika zamilkła na chwilę próbując przetworzyć wszystkie informacje. Co jeśli Willie po prostu pracował dla kuzynów Gutiérrez? Co jeśli pozbył się Hayley i Aurory na ich rozkaz? A później próbując zarobić na swojej zbrodni sprzedał naszyjnik Hayley. Nie do końca przebiegłe myślenie ale znowu nie byłby pierwszym mordercą, któremu brakowało trochę inteligencji.
            - Widziałeś go tutaj dzisiaj? – Weronika zapytała Dicka po chwili ciszy.
            - Pewnie – Dick wskazał na taras – siedział gdzieś tam.
            Weronika spojrzała w górę i zobaczyła bezkształtną postać w za dużych spodniach. Jego dready w kolorze ciemnego blondu skakały wokół ramion gdy przechodził przez drzwi prowadzące z tarasu do domu.
            Weronika w końcu puściła ramię Dicka, który ponownie rozmasował miejsce w którym go ścisnęła.
            - Dzięki Dick, muszę uciekać – odeszła od niego kilka kroków po czym odwróciła się i powiedziała: wiesz co Dick?  
            - Tak? – prychnął.
            - Jeśli ktokolwiek się Ciebie zapyta, mam na imię Amber.
            - Skoro tak twierdzisz Rons - Dick zamrugał zdziwiony po czym wzruszył ramionami.
            Weronika odwróciła się ponownie i wspięła się po schodach tak szybko jak pozwalało jej na to jej bikini i wysoki szpilki. Zanim zdążyła dotrzeć do drzwi, Willie zniknął w otchłani domu.
Weronika szukała go w kuchni gdzie gra w rozbieranego pokera szybko przybrała na silę. Chłopak, który jeszcze przed chwilą siedział tylko bez koszulki, teraz miał na sobie jedynie skarpetkę i bokserki. Dziewczyna w krawatem trzymała w zębach papierosa.
            - Widzieliście kolesia w blond dreadach? Przechodził tędy? Gdzie poszedł?
            Dziewczyna wskazała na korytarz prowadzący na front domu.  
            Weronika ponownie przeciskała się przez korytarz i tłum ludzi. Tuż przy drzwiach wyjściowych grupka dzieciaków krzyczała bez składu rzucając się na siebie i próbując zrobić ludzką wieżę. 
            Weronika przez swój niski wzrost nie widziała właściwie nic. W pewnym momencie między ludźmi pojawiła się biała czupryna. Willie wspinał się po schodach na pierwsze piętro.
Zanim Weronice udało się dotrzeć na górę, chłopak znikał za podwójnymi, szerokimi drzwiami na końcu korytarza.
            Gdy w końcu udało jej się dotrzeć pod drzwi, były już zamknięte na klucz. Weronika złączyła usta zastanawiając się co zrobić w takiej sytuacji. Korytarz wypełniony był po brzegi ludźmi ale nikt nie wydawał się być nią zainteresowany, nie chciała, żeby sytuacja się zmieniła. Szczególnie nie Ci faceci – pomyślała patrząc na mężczyzn z poważnym wyrazem twarzy i podejrzanymi wybrzuszeniami pod marynarkami. Kolejni ochroniarze na wypadek gdyby impreza wymknęła się spod kontroli.
            Weronika postanowiła zejść schodami udając pijaną. Na twarzy przykleiła sobie lekko nieprzytomny uśmiech. Zatrzymała się w połowie piętra udając, że próbuje złapać równowagę. Miała tylko jedną szansę na to, żeby jej plan się powiódł i to dosyć naciągany plan. Musiała bardzo starannie wybrać swój cel.
            Zanim dotarło do niej, że ten plan jest ryzykowny specjalnie wpadła na barczystego chłopaka w koszulce zespołu footbolowego z Uniwersytetu Waszyngton.  
            Różnica postur między nimi była aż rażąca. Weronika ledwie sięgała mu do pachy, ale specjalnie wpadając na niego całą swoją siłę skierowała na jego środek ciężkości, żeby nim zachwiać. Zwróciła na siebie jego uwagę, chłopak natychmiast odwrócił się by zobaczyć kto na niego wpadł. Weronika mogła przysiąc, że widziała dym wściekłości wychodzący mu sapkami.
            Jedną z wielu umiejętności Weroniki był płacz na zawołanie. Warga jej zadrżała jakby miała się rozpłakać.
            - On mnie chciał zrzucić ze schodów - szybko wskazała na równie barczystego chłopaka w kucyku, którego koszula ledwie mieściła jego mięśnie.
            Oczy pierwszego mięśniaka zwęziły się we wściekłości, pomógł Weronice wstać i natychmiast ruszył w stronę mięśniaka numer dwa wykrzykując wiązanki przekleństw.
            Muzyka była tak głośna, że Weronika nie była w stanie powiedzieć co właściwie do siebie krzyczeli. Jasne jednak było, że bójka wisi w powietrzu. Obaj zaczęli się popychać aż w końcu zaczęli regularnie się bić.
            Sytuacja rozwinęła się w ciągu kilku sekund. Wszyscy przesunęli się pod ściany korytarza próbując desperacko odsunąć się od epicentrum wydarzeń ale nadal obserwować co się dzieje. Ludzie zaczęli schodzić się z innych pomieszczeń, żeby popatrzeć na walkę dwóch osiłków. Okazało się, że footbolista potrafił nieźle znosić ciosy ale chłopak w kucyku musiał trenować jakieś sporty walki. Jego noga znalazła się tuż na kolanem footbolisty i po chwili obaj leżali na podłodze okładając się raz po razie. Muzyka pomieszała się z piskami i aplauzem zgromadzonego tłumu.
            Weronika prawie usłyszała tupot pięciu ochroniarzy biegnących by rozwiązać sytuację. Już po chwili próbowali rozluźnić tłum i przesunąć gapiów poza korytarz, jednocześnie starając się rozdzielić dwóch walczących ze sobą osiłków. Weronika nie została by popatrzeć, który z nich wygrał.
            Jej nadzieje zostały spełnione, korytarz nad bijącymi się chłopakami opustoszał. Z niektórych pokoi dochodziły ją oczywiste odgłosy ludzi uprawiających seks. Drzwi przez które przeszedł Willie były jednak niestrzeżone. Przycisnęła ucho do jednego ze skrzydeł i zapukała. Gdy była pewna, że nikogo nie ma po drugiej stronie, wyciągnęła z portfela wsuwkę do włosów którą zawsze tam trzymała na takie okazje i zaczęła rozpracowywać zamek.
            Wewnętrzne zamki były zwykle łatwiejsze do otworzenia. Czuła końcówkę zamka przekręcającego się po drugiej stronie drzwi. Po chwili drzwi otworzyły się do wewnątrz pomieszczenia, Weronika weszła i zamknęła je za sobą.
            Stała na początku kolejnego długiego korytarza. Ściany pokryte były ciemną drewnianą boazerią, niektóre fragmenty pomalowano na pawioniebieski kolor. Na stoliku stał wazon jak z obrazów Picasso, wstawiono do niego niesamowitą ilość białych i żółtych róż. Z któregoś z kolejnych pokoi dochodziła ją niska pulsująca muzyka. Zamarła na chwilę próbując skoncentrować się na tym gdzie konkretnie było słychać dźwięki. Nie była w stanie tego stwierdzić.
            Niektóre z pomieszczeń usytuowanych na całej długości korytarza były otwarte na oścież. Poruszając się najciszej jak mogła, zaczęła rozglądać się po tej części domu.
Pierwsze drzwi prowadziły do łazienki wypełnionej błyszczącymi zielonymi powierzchniami. Półki pod zlewem były puste, ale w szafeczce za lustrem znalazła niezły wybór pojemników wypełnionych tabletkami. Dilaudid, Percocet, Oxy i kilka innych, których nie rozpoznała. Oprócz tego znalazła małe pudełeczko pełne białego proszku. Ostrożnie odłożyła wszystko na miejsce i zamknęła drzwiczki.
            Kolejne drzwi prowadziły do małego pokoju, który spokojnie mógłby znaleźć się w posiadłości Playboy’a. Ogromne okrągłe łóżko wypełniało właściwie cały pokój. Czerwone i zielone neonowe światło skakało po ścianach tworząc abstrakcyjne wzory. Pod jedną ze ścian stał mały barek. Przeszła przez drzwi prowadzącego do przyległego pomieszczenia i znalazła w nim ogromną wannę z Jazuzzi wypełnioną po brzegi ciepłą wodą.
            Przez kolejne ogromne drzwi widać było okrągłą bibliotekę na piętrze poniżej. Wbudowane drewniane półki pełne książek, wypełniały całe pomieszczenia. Książki wydawały się być naprawdę wartościowe. Widziała Arystotelesa, Erasmusa, Machiavelliego. Ktoś miał klasyczny gust. Lub miał wystarczająco dużo pieniędzy by móc udawać, że ma taki a nie inny gust. W pomieszczeniu znajdował się też kominek wykonany z niesamowitego kamienia, wszystkie inne meble wykonane były z ciemnego błyszczącego drewna.
            Przemieszczała się szybko ale cicho, szpilki trzymała w jednej dłoni, żeby wydawać jak najmniej dźwięków. Nie zorientowała się skąd płynie muzyka dopóki nie minęła rogu korytarza. Zza połowicznie otwartych drzwi wyraźnie słyszała pulsujący rytm. Krew dudniła w ciele Weroniki, pulsowała w głowie zupełnie nie w rytm basów. Wstrzymała na chwilę oddech i podeszła najciszej jak umiała do drzwi, które prowadziły do swego rodzaju legowiska, kryjówki. Na ścianach wisiały obramowane plakaty filmowe.
Naprzeciwko dużego, wiszącego na ścianie telewizora stała jeszcze większa kanapa. Dwóch mężczyzn siedziało na niej grając w jakąś grę. Byli odwróceni plecami do Weroniki. Jeden z nich miał krótkie, ciemne włosy. Drugi miał na głowie busz blond dreadów.
Ciemnowłosy mężczyzna pochylił się na moment. Zapach marihuany wypełnił całe pomieszczenie. Słyszała ten charakterystyczny dźwięk zaciągnięcia się.
            - Nie narzekam serio - powiedział to Willie Murphy. Mówił szybko, urywając końcówki słów jakby się śpieszył. Nie odwracał wzroku od ekranu telewizora z
dużą uwagą grając w grę i zabijając wyimaginowanych przeciwników.
            - Jesteście dla mnie jak rodzina, wiesz to, prawda? Mam na myśli, że o cokolwiek mnie poprosicie, cokolwiek będziecie chcieli żebym dla Was zrobił. Zrobię to.
Obserwowała jak Rico Gutierrez Ortega oparł się plecami o kanapę i głośno wypuścił powietrze.
            - Czy ktoś Ci kiedyś mówił, że za dużo paplesz? - odezwał się po chwili do Williego.
Serce dudniło Weronice w gardle, wycofała się cicho zza drzwi pomieszczenia. Trzęsącymi się dłońmi wyjęła telefon, zakrywając i wyciszając głośnik zbielałymi palcami wybrała numer do Szeryfa Lamba.
            Usłyszała sygnał już sześć razy. Ze zdenerwowania ścisnęła telefon jeszcze mocniej. Zastanawiała się czy Lamb specjalnie nie odbierał połączenia od niej widząc kto dzwoni. Nie chciała po prostu zadzwonić na policję, nie miała tak naprawdę czego zgłosić. Za długo zajęłoby jej przekonywanie dyspozytora, że jej telefon ma związek z zaginionymi dziewczynami. Miała się już poddać gdy Lamb nagle odebrał:
            - Co jest? - ton głosu miał lekceważący.
            Weronika zamknęła oczy dziękując czemukolwiek co skłoniło Lamba do odebrania jej telefonu.
            - Lamb, z tej strony Weronika Mars. Dzisiejszego popołudnia natknęłam się na pewien trop. Znalazłam nagranie z kamery na którym widać podejrzanego sprzedającego w lombardzie biżuterię Hayley Dewalt dwa dni po jej zaginięciu. Nazywa się William Murphy - Mac może przekazać Ci więcej szczegółów. Ja jestem teraz w posiadłości kuzynów Gutierrez na Manzanita Road. William jest tutaj w jednym z ukrytych pokoi, gra w gry wideo z Federico.
               Przez chwilę słyszała po drugiej stronie słuchawki tylko głuchą ciszę. Z kryjówki Williama nadal wydobywały się dźwięki gry. Obaj mężczyźni zaśmiali się głośno. Weronika czekała na odpowiedź Lamba.
            - Więc chcesz żebym włamał się do prywatnej posiadłości bez nakazu tylko dlatego, że ktoś mógł, lub nie, ukraść naszyjnik? Oszalałaś Mars.
Weronika ścisnęła telefon jeszcze mocniej.
            - Trwa tutaj, pod nami, ogromna impreza. Naliczyłam co najmniej 50 różnych złamanych paragrafów. Masz więcej powodów żeby tu wejść niż potrzebujesz.
            - Skąd Ty w ogóle wiesz, że to naszyjnik Hayley? Jak ty…
            - Lamb, to jest Twoja szansa - Weronika przerwała mu i wysyczała wściekle odpowiedź - jestem w stanie udowodnić, że to właśnie William Murphy miał w swoim posiadaniu naszyjnik zaginionej dziewczyny. Chcesz żeby ta szansa prześlizgnęła Ci się przez palce? Czy chcesz być tym super bohaterem, który łapie złych przestępców? Nie wiem jak długo on tutaj będzie. Musisz się pośpieszyć.
            Lamb milczał.
            - Dobra, trzymaj na nim oko. Zbieram się - odpowiedział po chwili i się rozłączył.
Weronika znowu przeszła za róg korytarza. Willie cały czas mówił do Frederico.
            - Masz czasami wrażenie, że ziemia kontaktuje się z obcymi? Może jesteśmy dla nich tylko wielkim rezerwatem którym się bawią i opiekują? Może po prostu co jakiś czas przylatują i sprawdzają co u nas, czy mamy wystarczająco dużo jedzenia, czy się nie wybijamy na wzajem? Widziałem program na Discovery o ludziach, którzy twierdzą, że byli porwani i przetrzymywani przez obcych. Może dla nich anal jest swego rodzaju marką? Znaczą tak ludzi jako swoich?
Rico zaśmiał się gardłowo. Jeden z żołnierzy na ekranie eksplodował i zniknął pod krwawą kurtyną. Połowa ekranu zaczerniła się i pojawił się ogromny czerwony napis "Gra skończona". Żaden z nich nie odłożył kontrolera do gry, obaj wydawali się myśleć, że to oni wygrali a siedzący obok przegrał
            Minęła dłuższa chwila, Weronika nadal stała pod drzwiami obserwując ich zachowanie. Miała nadzieję, że będą kontynuować swoją paplaninię i w końcu powiedzą coś o zaginionych dziewczynach. Lada moment spodziewała się też usłyszeć policyjne syreny. Willie i Rico nadal z zaangażowaniem grali przyciskając z prędkością światła guziki na padach i pokrzykując do siebie wzajemnie.
            - Zmiotłem Cię z powierzchni ziemi dzieciaku! - wydarł się nagle Rico.
            - Pad mi nie działał. Zaciął się czy coś - odpowiedział mu Willie.
            - Jasne, jasne - na ekranie widać było kolejny wybuch - kurde chłopie, ciągle myślę o tej Portorykance w różowym bikini.
            - Tej z ogromnymi balonami?
            - Nie, tej z kolczykiem w pępku. Słodki kociak.
Willie zaczął się śmiać tak bardzo, że śmiech przerodził się w kasłanie.
            - Człowieku, nazwała Cię kretynem. Nie sądzę, żebyś podobał się jej aż tak. Poza tym jest tutaj z jakimś tuzinem koleżanek, nie ma szans, żebyśmy dorwali ją samą.
            - Nie. Zrobimy po prostu inaczej. Pójdziemy do garażu po ferrari. Wyjedziemy nim na patio z głośno włączoną muzyką. Laski będą się do nas lepić jak pszczoły do miodu - Rico podniósł z tryumfem swój pad - a potem weźmiemy je do Taco Bell.
            - Taco Bell? Tam przecież śmierdzi żarciem. Dlaczego chciałbyś je wziąć akurat do Taco Bell?
            - Lubię ich jedzenie - Rico wzruszył ramionami.
            - No tak, faktycznie jest pyszne - Willie się rozmarzył.
            Rico chciał podnieść się z kanapy ale nie udało mu się i upadł z powrotem śmiejąc się.
            O kurde, zaraz się przemieszczą - pomyślała Weronika.
            Willie zaczął pomagać Rico wstać z kanapy. Niezbyt szybko czy sprawnie ale bez żadnych wątpliwości, zaczęli się przemieszczać. Weronika musiała zacząć się zbierać.

            Zrobiła kilka kroków w tył, odwróciła się w stronę z której przyszła. Miała jeszcze chwilę na schowanie się w jednym z pustych pokoi. Ominęła róg i popchnęła drzwi do biblioteki i… weszła prosto na Eduardo.

8 komentarzy:

  1. Mam pytanko😊 kiedy będą następne rozdziały? Czekam z niecierpliwością 😁 i doczekać się już nie mogę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to jest Twój szczęśliwy dzień ;) właśnie opublikowałam kolejny rozdział :) niestety nie wiem kiedy będzie następny :/ w międzyczasie spaliłam swój komputer co oznacza jedno: straciłam wszystkie robocze pliki tego tłumaczenia i muszę je robić niejako od nowa (nie, nie wiem dlaczego nie publikuję od razu po tym jak przetłumaczę rozdział, biorąc pod uwagę fakt, że i tak jestem tyle miesięcy do tyłu ;) ). Postaram się, żeby kolejny rozdział pojawił się jak najszybciej ale nic nie mogę obiecać niestety :c

      Usuń
    2. Moj szczęśliwy dzień szybko się skończył😔 przeczytane i czekam na kolejne😊 radzę skierować się do dobrego informatyka może coś uda się odzyskać (byłabym uszczęśliwiona😁)

      Usuń
    3. spokojnie, spokojnie :D komputer od prawie miesiąca w autoryzowanym serwisie, może coś na to poradzą ;) łapię właśnie ostatnie wolne chwile przed rozpoczęciem roku akademickiego - może uda mi się dokończyć kolejny rozdział i opublikować jeszcze w tym tygodniu! Dzięki za komentarze ;) Nawet nie wiesz jak bardzo taka krótka wymiana zdań motywuje :)

      Usuń
    4. A Ty nawet nie wiesz jak mnie twoje tłumaczenie krążki uszczęśliwia😊 po tylu latach postanowiłam w wakacje powtórzyć sobie WM, obejrzeć film i jak już miałam wpaść w rozpacz, że już koniec i nic nie wiem co dalej odkryłam twoja stronę więc naprawdę czekam na każdy nowy rozdział sprawdzając co chwile czy to już☺😊

      Usuń
    5. A Ty nawet nie wiesz jak mnie twoje tłumaczenie krążki uszczęśliwia😊 po tylu latach postanowiłam w wakacje powtórzyć sobie WM, obejrzeć film i jak już miałam wpaść w rozpacz, że już koniec i nic nie wiem co dalej odkryłam twoja stronę więc naprawdę czekam na każdy nowy rozdział sprawdzając co chwile czy to już☺😊

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mega tłumaczenie ale potrzebujesz bety na te wszystkie literówki

    OdpowiedzUsuń