Tego dnia temat imprezy był prosty:
stroje bikini. Oczywiście tylko dla dziewczyn, chłopaków wpuszczano nie tylko w
koszulkach polo ale też w luźnych bojówkach. Żeby wpuszczono kobietę: musiała
pokazywać więcej ciała.
Weronika poruszała
się wolno z tłumem w stronę wejścia. Pod pachą ściskała plażową torbę, jakby od
tego zależało jej życie. Ostatnimi czasy nie miała za dużo możliwości opalania
się i była boleśnie świadoma swojej przeźroczystej skóry. Nadal jednak czuła na
sobie wzrok osobników płci męskiej przemierzający każdy centymetr jej ciała
ubranego tylko w różowe bikini.
Przechodząc przez
dom, próbowała wzrokiem znaleźć chociażby jasne dredy Williego Murphiego. Mac
znalazła o nim kilka ciekawych informacji, Willi okazał się być drobnym
przestępcą. Złapano go na publicznym odurzaniu się, posiadaniu narkotyków,
zakłócaniu porządku i włamaniu. Odkąd skończył siedemnaście lat co jakiś czas
wracał do więzienia za kolejne przewinienia. Najdłużej trzymali go przez pół
roku za posiadanie narkotyków z zamiarem ich sprzedaży. Jego ostatnim znanym
adresem zamieszkania była jakaś dziura niedaleko Camelot, ale wyeksmitowali go
stamtąd w styczniu. Od tamtej pory nie pojawił się żaden adres pod którym można
byłoby go zastać.
Przez chwilę rozważała czy nie
zadzwonić do Lamba ale zrezygnowała z tego pomysłu, podałaby mu swój nowy dowód
jak na tacy. Lamb i tak nie chciałby wziąć udziału w poszukiwaniach Murphiego
na imprezie. Raczej wypuściłby zdjęcie Williego do wszystkich stacji
telewizyjnych i dał mu szansę na ucieczkę. Weronika nie mogła na to pozwolić.
Chciała z nim porozmawiać zanim zorientuje się, że jest ścigany.
Teraz po prostu musi go znaleźć.
Posiadłość wypełniona była po brzegi
ludźmi, w każdym kącie widać było półnagich nastolatków. Impreza tego dnia
wydawała jej się dużo bardziej szalona niż poprzednia. Dla większości jej
uczestników przerwa wiosenna zbliżała się ku końcowi, wydawali się dużo
bardziej zdeterminowani by wybawić się za wszystkie czasy i udawać, że
nicnierobienie i imprezowanie może trwać bez końca. Kłęby dymu unosiły się
ponad tłumem, oprócz zwykłego tytoniu wyczuwała charakterystycznie słodką
marihuanę i jeszcze jeden, ciężki i gryzący zapach. Dopiero po chwili uświadomiła
sobie, że to zapach metamfetaminy. Przypomniało jej się jak śledziła kiedyś
mężczyznę zamieszanego w jedną z jej spraw, znalazła go w brudnym mieszkaniu z
rurką w dłoni. W pokoju unosił się ten sam zapach.
Przeciskała się
dalej, czujnie wodząc wzrokiem po uczestnikach imprezy. Tłum półnagich
chłopaków przecisnął się korytarzem tuż obok Weroniki, wykrzykując coś, ale nie
miało to większego sensu. W kuchni grupka osób grała w rozbieranego pokera.
Jeden z graczy zdążył stracić już koszulkę. Dziewczyna w jaskrawoniebieskim
bikini siedziała mu na kolanach, na szyi zawieszony miała absurdalny jedwabny
krawat. W pokoju muzycznym chłopak siedział na stoliku do kawy, kolega pomagał
mu się ogarnąć z zamroczenia alkoholowego.
Weronika
wyszła na patio by zaczerpnąć świeżego powietrza. Zeszła schodami na parter
gdzie znajdował się basen. Nigdzie nie widziała Williego, ani kuzynów
Gutiérrez. Wyciągała szyję przeszukując wzrokiem basen i jacuzzi, przez chwilę
nie zwracała uwagi gdzie idzie i weszła na kogoś.
-
Ała!
-
O mój Boże, przepraszam… - słowa uwięzły jej w gardle. W krótkich spodenkach i
z hawajskimi kwiatami na szyi, stał przed nią w pełnej krasie Dick Casablancas.
Zajęło
mu chwilę zanim się odezwał:
-
Hej Ronnie, wiesz? Tutaj bym się Ciebie nigdy nie spodziewał…
Dziewczyny
z którymi siedział Dick zaczęły przyglądać się Weronice z zainteresowaniem.
Weronikę zamurowało, w duchu modliła się, żeby Dick nie powiedział niczego
głupiego.
Weronika
znała się z Casablancasem od liceum, przez jakiś czas po tym gdy jej ojciec
popadł w niełaskę, Dick był jednym z jej największych wrogów i niszczycieli
spokoju. Po tym jak zaczęła spotykać się z Loganem, który był najlepszym przyjacielem
Dicka, chłopak trochę zszedł z tonu. Po jakimś czasie wytworzył się między nimi
pewnego rodzaju pokój, ale Weronika nie była pewna, czy mogłaby go nazwać swoim
przyjacielem. Dick był bogaty i beztroski a jego uczuciowość oscylowała gdzieś
w okolicach uczuć jakie posiada beton. Jedyne czym przejmował się Dick był
surfing, picie i pieprzenie się.
Innymi
słowy, Weronika nie powinna być aż tak zdziwiona, że spotkała go na imprezie
organizowanej dla nastolatków przez kartel i to niecały kilometr od jego domu.
- Cześć – w końcu wydusiła z siebie cienkim i przerysowanym głosem – czy ta
impreza nie jest po prostu wspaniaaaała?
Dick
spojrzał na Weronikę zmieszany jej
reakcją. - Hm, tak? Właśnie dlatego jestem
trochę zdziwiony spotykając tutaj Ciebie – przekrzywił głowę.
-
Chodziliśmy razem do liceum. Wy musiałyście być wtedy w hm… nie wiem? Piątej
klasie? Wow – powiedział to do otaczających go dziewczyn.
Weronika
zerknęła na nastolatki, kilka z nich wpatrywało się w nią wściekłym wzrokiem
zaznaczając swój teren.
-
Jakby nie było Ronnie, witaj na prywatnej imprezie – szeroko rozłożył ramiona w
zapraszającym geście – ja nie jestem aż tak prywatny, jeśli wiesz co mam na
myśli – mówił to niby do Weroniki ale nachylił się w stronę jednej z
nastolatek. Dziewczyna zachichotała.
Niewiele
myśląc Weronika chwyciła go za ramię i odciągnęła od wianuszka jego
wielbicielek. Posłała szybki fałszywy uśmiech w stronę dziewczyn i znowu
odwróciła się w stronę Dicka.
-
Wohooo, spokojnie. Wiem, że Logana nie ma już od kilku tygodni ale nie pomogę
Ci w tym względzie bez względu na to jak długo go nie będzie – uśmiechnął się
głupawo – przyjaciele są dla mnie ważniejsi niż laski. Rozumiesz?
- Oh
zamknij się Dick – rozkazała mu nadal uśmiechając się fałszywie.
-
Jestem w pracy – dodała przez zaciśnięte zęby.
-
Ładny uniform – odparł Dick, Weronika uderzyła go w ramię, żeby się zamknął.
Z
daleka mogło to wyglądać na przekomarzanie się. Dick złapał się teatralnie za
ramię i rozmasowywał miejsce w które uderzyła go Weronika.
-
O co Ci chodzi psychopatko? – zapytał ze szczerym rozżaleniem.
-
Posłuchaj! Przez chwilę siedź cicho i daj mi mówić – Weronika mówiła spokojnie
jednocześnie przesuwając się coraz dalej od gapiów. Po ich lewej stronie widać
było plażę i gwiazdy na niebie mieszające się z czernią oceanu. Gdy weszli w
większy cień Weronika sięgnęła do swojej plażowej torby i wyciągnęła telefon.
-
Potrzebuję Twojej pomocy. Widziałeś dzisiaj tego kolesia? – odblokowała ekran
telefonu i pokazała go Dickowi. Dick spojrzał z uwagą na zdjęcie, po chwili
odpowiedział marszcząc brwi:
-
Ten koleś? Pewnie, że go widziałem. Zawsze kręci się w pobliżu Rico i Eduard.
-
Znasz kuzynów Gutiérrez? - Weronika zamrugała zdziwiona.
-
Tak, poniekąd. Grałem trochę w squasha z Eduardo. Koleś zupełnie nie umie
przegrywać, więc przestałem z nim grać – wzruszył ramionami.
-
Ma strasznie wybuchowy temperament. Ostatnim razem gdy z nim wygrałem
roztrzaskał swoją rakietę wartą ponad 200 dolarów. Co nie zmienia faktu, że zna
się na organizowaniu imprez.
-
Więc Willie Murphy jest jego przyjacielem?
-
Przyjacielem? - Dick prychnął – nie sądzę, wydaje się bardziej chłopcem na
posyłki czy czymś takim. Zbiera chętnych na imprezy i tak dalej.
Weronika
zamilkła na chwilę próbując przetworzyć wszystkie informacje. Co jeśli Willie
po prostu pracował dla kuzynów Gutiérrez? Co jeśli pozbył się Hayley i Aurory
na ich rozkaz? A później próbując zarobić na swojej zbrodni sprzedał naszyjnik
Hayley. Nie do końca przebiegłe myślenie ale znowu nie byłby pierwszym
mordercą, któremu brakowało trochę inteligencji.
-
Widziałeś go tutaj dzisiaj? – Weronika zapytała Dicka po chwili ciszy.
-
Pewnie – Dick wskazał na taras – siedział gdzieś tam.
Weronika
spojrzała w górę i zobaczyła bezkształtną postać w za dużych spodniach. Jego
dready w kolorze ciemnego blondu skakały wokół ramion gdy przechodził przez
drzwi prowadzące z tarasu do domu.
Weronika
w końcu puściła ramię Dicka, który ponownie rozmasował miejsce w którym go
ścisnęła.
-
Dzięki Dick, muszę uciekać – odeszła od niego kilka kroków po czym odwróciła
się i powiedziała: wiesz co Dick?
-
Tak? – prychnął.
-
Jeśli ktokolwiek się Ciebie zapyta, mam na imię Amber.
-
Skoro tak twierdzisz Rons - Dick zamrugał zdziwiony po czym wzruszył ramionami.
Weronika
odwróciła się ponownie i wspięła się po schodach tak szybko jak pozwalało jej
na to jej bikini i wysoki szpilki. Zanim zdążyła dotrzeć do drzwi, Willie
zniknął w otchłani domu.
Weronika szukała
go w kuchni gdzie gra w rozbieranego pokera szybko przybrała na silę. Chłopak,
który jeszcze przed chwilą siedział tylko bez koszulki, teraz miał na sobie
jedynie skarpetkę i bokserki. Dziewczyna w krawatem trzymała w zębach
papierosa.
-
Widzieliście kolesia w blond dreadach? Przechodził tędy? Gdzie poszedł?
Dziewczyna
wskazała na korytarz prowadzący na front domu.
Weronika
ponownie przeciskała się przez korytarz i tłum ludzi. Tuż przy drzwiach
wyjściowych grupka dzieciaków krzyczała bez składu rzucając się na siebie i
próbując zrobić ludzką wieżę.
Weronika
przez swój niski wzrost nie widziała właściwie nic. W pewnym momencie między
ludźmi pojawiła się biała czupryna. Willie wspinał się po schodach na pierwsze
piętro.
Zanim Weronice
udało się dotrzeć na górę, chłopak znikał za podwójnymi, szerokimi drzwiami na
końcu korytarza.
Gdy
w końcu udało jej się dotrzeć pod drzwi, były już zamknięte na klucz. Weronika
złączyła usta zastanawiając się co zrobić w takiej sytuacji. Korytarz
wypełniony był po brzegi ludźmi ale nikt nie wydawał się być nią
zainteresowany, nie chciała, żeby sytuacja się zmieniła. Szczególnie
nie Ci faceci – pomyślała patrząc na mężczyzn z poważnym wyrazem
twarzy i podejrzanymi wybrzuszeniami pod marynarkami. Kolejni ochroniarze na
wypadek gdyby impreza wymknęła się spod kontroli.
Weronika
postanowiła zejść schodami udając pijaną. Na twarzy przykleiła sobie lekko
nieprzytomny uśmiech. Zatrzymała się w połowie piętra udając, że próbuje złapać
równowagę. Miała tylko jedną szansę na to, żeby jej plan się powiódł i to dosyć
naciągany plan. Musiała bardzo starannie wybrać swój cel.
Zanim
dotarło do niej, że ten plan jest ryzykowny specjalnie wpadła na barczystego
chłopaka w koszulce zespołu footbolowego z Uniwersytetu Waszyngton.
Różnica
postur między nimi była aż rażąca. Weronika ledwie sięgała mu do pachy, ale
specjalnie wpadając na niego całą swoją siłę skierowała na jego środek
ciężkości, żeby nim zachwiać. Zwróciła na siebie jego uwagę, chłopak
natychmiast odwrócił się by zobaczyć kto na niego wpadł. Weronika mogła
przysiąc, że widziała dym wściekłości wychodzący mu sapkami.
Jedną
z wielu umiejętności Weroniki był płacz na zawołanie. Warga jej zadrżała jakby
miała się rozpłakać.
-
On mnie chciał zrzucić ze schodów - szybko wskazała na równie barczystego
chłopaka w kucyku, którego koszula ledwie mieściła jego mięśnie.
Oczy
pierwszego mięśniaka zwęziły się we wściekłości, pomógł Weronice wstać i
natychmiast ruszył w stronę mięśniaka numer dwa wykrzykując wiązanki
przekleństw.
Muzyka
była tak głośna, że Weronika nie była w stanie powiedzieć co właściwie do
siebie krzyczeli. Jasne jednak było, że bójka wisi w powietrzu. Obaj zaczęli
się popychać aż w końcu zaczęli regularnie się bić.
Sytuacja
rozwinęła się w ciągu kilku sekund. Wszyscy przesunęli się pod ściany korytarza
próbując desperacko odsunąć się od epicentrum wydarzeń ale nadal obserwować co
się dzieje. Ludzie zaczęli schodzić się z innych pomieszczeń, żeby popatrzeć na
walkę dwóch osiłków. Okazało się, że footbolista potrafił nieźle znosić ciosy
ale chłopak w kucyku musiał trenować jakieś sporty walki. Jego noga znalazła
się tuż na kolanem footbolisty i po chwili obaj leżali na podłodze okładając
się raz po razie. Muzyka pomieszała się z piskami i aplauzem zgromadzonego
tłumu.
Weronika
prawie usłyszała tupot pięciu ochroniarzy biegnących by rozwiązać sytuację. Już
po chwili próbowali rozluźnić tłum i przesunąć gapiów poza korytarz,
jednocześnie starając się rozdzielić dwóch walczących ze sobą osiłków. Weronika
nie została by popatrzeć, który z nich wygrał.
Jej
nadzieje zostały spełnione, korytarz nad bijącymi się chłopakami opustoszał. Z
niektórych pokoi dochodziły ją oczywiste odgłosy ludzi uprawiających seks.
Drzwi przez które przeszedł Willie były jednak niestrzeżone. Przycisnęła ucho
do jednego ze skrzydeł i zapukała. Gdy była pewna, że nikogo nie ma po drugiej
stronie, wyciągnęła z portfela wsuwkę do włosów którą zawsze tam trzymała na
takie okazje i zaczęła rozpracowywać zamek.
Wewnętrzne
zamki były zwykle łatwiejsze do otworzenia. Czuła końcówkę zamka
przekręcającego się po drugiej stronie drzwi. Po chwili drzwi otworzyły się do
wewnątrz pomieszczenia, Weronika weszła i zamknęła je za sobą.
Stała
na początku kolejnego długiego korytarza. Ściany pokryte były ciemną drewnianą
boazerią, niektóre fragmenty pomalowano na pawioniebieski kolor. Na stoliku
stał wazon jak z obrazów Picasso, wstawiono do niego niesamowitą ilość białych
i żółtych róż. Z któregoś z kolejnych pokoi dochodziła ją niska pulsująca
muzyka. Zamarła na chwilę próbując skoncentrować się na tym gdzie konkretnie
było słychać dźwięki. Nie była w stanie tego stwierdzić.
Niektóre
z pomieszczeń usytuowanych na całej długości korytarza były otwarte na oścież.
Poruszając się najciszej jak mogła, zaczęła rozglądać się po tej części domu.
Pierwsze drzwi
prowadziły do łazienki wypełnionej błyszczącymi zielonymi powierzchniami. Półki
pod zlewem były puste, ale w szafeczce za lustrem znalazła niezły wybór
pojemników wypełnionych tabletkami. Dilaudid, Percocet, Oxy i kilka innych,
których nie rozpoznała. Oprócz tego znalazła małe pudełeczko pełne białego
proszku. Ostrożnie odłożyła wszystko na miejsce i zamknęła drzwiczki.
Kolejne
drzwi prowadziły do małego pokoju, który spokojnie mógłby znaleźć się w
posiadłości Playboy’a. Ogromne okrągłe łóżko wypełniało właściwie cały pokój.
Czerwone i zielone neonowe światło skakało po ścianach tworząc abstrakcyjne
wzory. Pod jedną ze ścian stał mały barek. Przeszła przez drzwi prowadzącego do
przyległego pomieszczenia i znalazła w nim ogromną wannę z Jazuzzi wypełnioną
po brzegi ciepłą wodą.
Przez
kolejne ogromne drzwi widać było okrągłą bibliotekę na piętrze poniżej.
Wbudowane drewniane półki pełne książek, wypełniały całe pomieszczenia. Książki
wydawały się być naprawdę wartościowe. Widziała Arystotelesa, Erasmusa,
Machiavelliego. Ktoś miał klasyczny gust. Lub miał wystarczająco dużo pieniędzy
by móc udawać, że ma taki a nie inny gust. W pomieszczeniu znajdował się też
kominek wykonany z niesamowitego kamienia, wszystkie inne meble wykonane były z
ciemnego błyszczącego drewna.
Przemieszczała
się szybko ale cicho, szpilki trzymała w jednej dłoni, żeby wydawać jak
najmniej dźwięków. Nie zorientowała się skąd płynie muzyka dopóki nie minęła
rogu korytarza. Zza połowicznie otwartych drzwi wyraźnie słyszała pulsujący
rytm. Krew dudniła w ciele Weroniki, pulsowała w głowie zupełnie nie w rytm
basów. Wstrzymała na chwilę oddech i podeszła najciszej jak umiała do drzwi,
które prowadziły do swego rodzaju legowiska, kryjówki. Na ścianach wisiały
obramowane plakaty filmowe.
Naprzeciwko
dużego, wiszącego na ścianie telewizora stała jeszcze większa kanapa. Dwóch
mężczyzn siedziało na niej grając w jakąś grę. Byli odwróceni plecami do
Weroniki. Jeden z nich miał krótkie, ciemne włosy. Drugi miał na głowie busz
blond dreadów.
Ciemnowłosy
mężczyzna pochylił się na moment. Zapach marihuany wypełnił całe pomieszczenie.
Słyszała ten charakterystyczny dźwięk zaciągnięcia się.
-
Nie narzekam serio - powiedział to Willie Murphy. Mówił szybko, urywając
końcówki słów jakby się śpieszył. Nie odwracał wzroku od ekranu telewizora z
dużą uwagą
grając w grę i zabijając wyimaginowanych przeciwników.
-
Jesteście dla mnie jak rodzina, wiesz to, prawda? Mam na myśli, że o cokolwiek
mnie poprosicie, cokolwiek będziecie chcieli żebym dla Was zrobił. Zrobię to.
Obserwowała jak
Rico Gutierrez Ortega oparł się plecami o kanapę i głośno wypuścił powietrze.
-
Czy ktoś Ci kiedyś mówił, że za dużo paplesz? - odezwał się po chwili do
Williego.
Serce dudniło
Weronice w gardle, wycofała się cicho zza drzwi pomieszczenia. Trzęsącymi się
dłońmi wyjęła telefon, zakrywając i wyciszając głośnik zbielałymi palcami
wybrała numer do Szeryfa Lamba.
Usłyszała
sygnał już sześć razy. Ze zdenerwowania ścisnęła telefon jeszcze mocniej.
Zastanawiała się czy Lamb specjalnie nie odbierał połączenia od niej widząc kto
dzwoni. Nie chciała po prostu zadzwonić na policję, nie miała tak naprawdę
czego zgłosić. Za długo zajęłoby jej przekonywanie dyspozytora, że jej telefon
ma związek z zaginionymi dziewczynami. Miała się już poddać gdy Lamb nagle
odebrał:
-
Co jest? - ton głosu miał lekceważący.
Weronika
zamknęła oczy dziękując czemukolwiek co skłoniło Lamba do odebrania jej
telefonu.
-
Lamb, z tej strony Weronika Mars. Dzisiejszego popołudnia natknęłam się na
pewien trop. Znalazłam nagranie z kamery na którym widać podejrzanego
sprzedającego w lombardzie biżuterię Hayley Dewalt dwa dni po jej zaginięciu.
Nazywa się William Murphy - Mac może przekazać Ci więcej szczegółów. Ja jestem
teraz w posiadłości kuzynów Gutierrez na Manzanita Road. William jest tutaj w
jednym z ukrytych pokoi, gra w gry wideo z Federico.
Przez chwilę słyszała po drugiej stronie słuchawki tylko głuchą ciszę. Z
kryjówki Williama nadal wydobywały się dźwięki gry. Obaj mężczyźni zaśmiali się
głośno. Weronika czekała na odpowiedź Lamba.
-
Więc chcesz żebym włamał się do prywatnej posiadłości bez nakazu tylko dlatego,
że ktoś mógł, lub nie, ukraść naszyjnik? Oszalałaś Mars.
Weronika
ścisnęła telefon jeszcze mocniej.
-
Trwa tutaj, pod nami, ogromna impreza. Naliczyłam co najmniej 50 różnych
złamanych paragrafów. Masz więcej powodów żeby tu wejść niż potrzebujesz.
-
Skąd Ty w ogóle wiesz, że to naszyjnik Hayley? Jak ty…
-
Lamb, to jest Twoja szansa - Weronika przerwała mu i wysyczała wściekle
odpowiedź - jestem w stanie udowodnić, że to właśnie William Murphy miał w
swoim posiadaniu naszyjnik zaginionej dziewczyny. Chcesz żeby ta szansa
prześlizgnęła Ci się przez palce? Czy chcesz być tym super bohaterem, który
łapie złych przestępców? Nie wiem jak długo on tutaj będzie. Musisz się
pośpieszyć.
Lamb
milczał.
-
Dobra, trzymaj na nim oko. Zbieram się - odpowiedział po chwili i się
rozłączył.
Weronika znowu
przeszła za róg korytarza. Willie cały czas mówił do Frederico.
-
Masz czasami wrażenie, że ziemia kontaktuje się z obcymi? Może jesteśmy dla
nich tylko wielkim rezerwatem którym się bawią i opiekują? Może po prostu co
jakiś czas przylatują i sprawdzają co u nas, czy mamy wystarczająco dużo
jedzenia, czy się nie wybijamy na wzajem? Widziałem program na Discovery o
ludziach, którzy twierdzą, że byli porwani i przetrzymywani przez obcych. Może
dla nich anal jest swego rodzaju marką? Znaczą tak ludzi jako swoich?
Rico zaśmiał się
gardłowo. Jeden z żołnierzy na ekranie eksplodował i zniknął pod krwawą
kurtyną. Połowa ekranu zaczerniła się i pojawił się ogromny czerwony napis
"Gra skończona". Żaden z nich nie odłożył kontrolera do gry, obaj
wydawali się myśleć, że to oni wygrali a siedzący obok przegrał
Minęła
dłuższa chwila, Weronika nadal stała pod drzwiami obserwując ich zachowanie.
Miała nadzieję, że będą kontynuować swoją paplaninię i w końcu powiedzą coś o
zaginionych dziewczynach. Lada moment spodziewała się też usłyszeć policyjne
syreny. Willie i Rico nadal z zaangażowaniem grali przyciskając z prędkością
światła guziki na padach i pokrzykując do siebie wzajemnie.
-
Zmiotłem Cię z powierzchni ziemi dzieciaku! - wydarł się nagle Rico.
-
Pad mi nie działał. Zaciął się czy coś - odpowiedział mu Willie.
-
Jasne, jasne - na ekranie widać było kolejny wybuch - kurde chłopie, ciągle
myślę o tej Portorykance w różowym bikini.
-
Tej z ogromnymi balonami?
-
Nie, tej z kolczykiem w pępku. Słodki kociak.
Willie zaczął
się śmiać tak bardzo, że śmiech przerodził się w kasłanie.
-
Człowieku, nazwała Cię kretynem. Nie sądzę, żebyś podobał się jej aż tak. Poza
tym jest tutaj z jakimś tuzinem koleżanek, nie ma szans, żebyśmy dorwali ją
samą.
-
Nie. Zrobimy po prostu inaczej. Pójdziemy do garażu po ferrari. Wyjedziemy nim
na patio z głośno włączoną muzyką. Laski będą się do nas lepić jak pszczoły do
miodu - Rico podniósł z tryumfem swój pad - a potem weźmiemy je do Taco Bell.
-
Taco Bell? Tam przecież śmierdzi żarciem. Dlaczego chciałbyś je wziąć akurat do
Taco Bell?
-
Lubię ich jedzenie - Rico wzruszył ramionami.
-
No tak, faktycznie jest pyszne - Willie się rozmarzył.
Rico
chciał podnieść się z kanapy ale nie udało mu się i upadł z powrotem śmiejąc
się.
O
kurde, zaraz się przemieszczą - pomyślała Weronika.
Willie
zaczął pomagać Rico wstać z kanapy. Niezbyt szybko czy sprawnie ale bez żadnych
wątpliwości, zaczęli się przemieszczać. Weronika musiała zacząć się zbierać.
Zrobiła
kilka kroków w tył, odwróciła się w stronę z której przyszła. Miała jeszcze
chwilę na schowanie się w jednym z pustych pokoi. Ominęła róg i popchnęła drzwi
do biblioteki i… weszła prosto na Eduardo.
Mam pytanko😊 kiedy będą następne rozdziały? Czekam z niecierpliwością 😁 i doczekać się już nie mogę
OdpowiedzUsuńto jest Twój szczęśliwy dzień ;) właśnie opublikowałam kolejny rozdział :) niestety nie wiem kiedy będzie następny :/ w międzyczasie spaliłam swój komputer co oznacza jedno: straciłam wszystkie robocze pliki tego tłumaczenia i muszę je robić niejako od nowa (nie, nie wiem dlaczego nie publikuję od razu po tym jak przetłumaczę rozdział, biorąc pod uwagę fakt, że i tak jestem tyle miesięcy do tyłu ;) ). Postaram się, żeby kolejny rozdział pojawił się jak najszybciej ale nic nie mogę obiecać niestety :c
UsuńMoj szczęśliwy dzień szybko się skończył😔 przeczytane i czekam na kolejne😊 radzę skierować się do dobrego informatyka może coś uda się odzyskać (byłabym uszczęśliwiona😁)
Usuńspokojnie, spokojnie :D komputer od prawie miesiąca w autoryzowanym serwisie, może coś na to poradzą ;) łapię właśnie ostatnie wolne chwile przed rozpoczęciem roku akademickiego - może uda mi się dokończyć kolejny rozdział i opublikować jeszcze w tym tygodniu! Dzięki za komentarze ;) Nawet nie wiesz jak bardzo taka krótka wymiana zdań motywuje :)
UsuńA Ty nawet nie wiesz jak mnie twoje tłumaczenie krążki uszczęśliwia😊 po tylu latach postanowiłam w wakacje powtórzyć sobie WM, obejrzeć film i jak już miałam wpaść w rozpacz, że już koniec i nic nie wiem co dalej odkryłam twoja stronę więc naprawdę czekam na każdy nowy rozdział sprawdzając co chwile czy to już☺😊
UsuńA Ty nawet nie wiesz jak mnie twoje tłumaczenie krążki uszczęśliwia😊 po tylu latach postanowiłam w wakacje powtórzyć sobie WM, obejrzeć film i jak już miałam wpaść w rozpacz, że już koniec i nic nie wiem co dalej odkryłam twoja stronę więc naprawdę czekam na każdy nowy rozdział sprawdzając co chwile czy to już☺😊
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMega tłumaczenie ale potrzebujesz bety na te wszystkie literówki
OdpowiedzUsuń