Veronica Mars: The Thousand-Dollar Tan Line
/// polskie tłumaczenie ///


czwartek, 31 marca 2016

Rozdział ósmy



            Weronika dotarła do Stanford po południu następnego dnia. Bezchmurne, błękitne niebo kontrastowało z ciemnoczerwonymi dachami budynków uniwersyteckich. Wokół siebie widziała tylko studentów, przejeżdżali na rowerach, szli gdzieś w małych grupkach. Kilkoro siedziało na rozłożonym kocu na trawniku, otoczeni książkami korzystali z przyjemnie ciepłej wiosennej pogody. Powietrze pachniało trawą i ziemią, w oddali słychać było ogrodników zajmujących się uniwersytecką roślinnością.
            Czuła się surrealistycznie, znowu wracała na stare śmieci. Przed oczami miała znajome budynki i ścieżki, które przez jakiś czas były jej domem. Czuła się jakby nigdy stąd nie wyjechała, jakby ten cały czas był tylko krótkimi wakacjami.
            Rozejrzała się wokół siebie, skupiała wzrok na twarzach studentów na wypadek gdyby Chad Cohan był wśród nich. Nie poinformowała go wcześniej o tym, że chce się z nim spotkać. Chciała go zaskoczyć. Jeśli faktycznie lubił kontrolę w tak dużym stopniu jak przedstawiły to przyjaciółki Hayley, była ciekawa jego reakcji w sytuacji nad którą nie ma władzy.
            Weronika razem z Mac do drugiej nad ranem wyszukiwały każdej możliwej informacji na temat chłopaka Hayley. Jego plan zajęć, oceny, zajęcia dodatkowe. Cokolwiek co mogłoby pomóc im zrozumieć z kim mają do czynienia. Wszystko co znalazły składało się na portret zdolnego studenta, inteligentnego i utalentowanego chłopaka z dobrego domu. Zgodnie z informacjami, które znalazły – jego matka była dyrektorem firmy odzieżowej z siedzibą w Seattle. Chad był najlepszym atakujących w drużynie lacrosse. Był w pierwszych 5% najlepszych studentów na swoim roku. Właśnie zadecydował, że jego specjalizacją przy zdobywaniu licencjatu będzie politologia i zaaplikował na staż w Waszyngtonie.
            Szczęśliwe zrządzenie losu sprawiło, że jednymi z jego zajęć były konwersatoria z Profesorem Willem Haguem, który był doradcą Weroniki podczas jej studiów na Stanford.
            Gabinet Hague znajdował się w budynku o nazwie Jordan, dużym piaskowym gmachu przy głównym dziedzińcu kampusu. Weronikę znowu złapała nostalgia gdy otwierała podwójne duże drzwi. Znajomy zapach kurzu wypełnił jej nozdrza. Spędziła w tym miejscu mnóstwo czasu. Żeby mieć możliwość studiowania prawa, musiała najpierw skończyć odpowiedni kurs, wybrała więc psychologię. Dzięki temu nadal mogła rozwiązywać zagadki, tym razem z pominięciem wszystkich naocznych ludzkich dramatów, teoria jej w zupełności wystarczała.
            Gabinet Hague znajdował się na pierwszym piętrze. Korytarz wyglądał zupełnie tak jak przed laty. Ściany wypełnione artykułami, dyplomami i certyfikatami. Drzwi do gabinetu profesora były zamknięte, w środku nie paliło się światło. Hague miał jednak zwyczaj ukrywania się przed studentami podczas konsultacji, więc Weronika delikatnie zapukała w drzwi.
            Nie dostała żadnej odpowiedzi. Przekonana, że profesor jest w środku czekała na jego reakcję, niepewna czy ma rację. Nagle zauważyła w środku poruszający się cień. Uśmiechnęła się tryumfalnie. Mam Cię! – pomyślała.
            - Profesorze Hague? – zapytała delikatnie.
            - Jestem jedną z Pana byłych studentek, Weronika Mars. Chciałabym z Panem porozmawiać.
            Przez dłuższą chwilę znowu nie dostała żadnej odpowiedzi. Zaczynała wątpić w słuszność swoich działań. Może profesor w ogóle jej nie pamięta? Ta myśl zaskakująco ją zabolała.
            Właśnie tej chwili drzwi się uchyliły. Pierwsza rzecz jaką każdy zauważał po spotkaniu profesora Hague był jego wzrost. Miał dobre dwa metry wysokości i był chudy jak patyk. Długa broda zwisała mu z chudej twarzy, wyglądał trochę jak strach na wróble. Powitał Weronikę zaskoczonym wyrazem twarzy.
            - A niech mnie – powiedział – Weronika Mars.
            - Dzień Dobry profesorze – uśmiechnęła się do niego.
            Czubek jej głowy sięgał mu nie dalej niż do barków.
            - Przepraszam, że przyszłam tak bez zapowiedzi. Jak się Pan ma?
            - Wszystko byłoby w jak najlepszym porządku gdyby nie spotkanie fakultatywne po południu. Znowu będę musiał siedzieć i przez godzinę i słuchać Hobbesa jak ględzi o budżecie - Hague spojrzał na zegarek z grymasem.
            Weronika wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Gdy była jego asystentką, pomagała mu unikać spotkań. Ostatecznie więcej go na nich nie było niż był.
            - Niech Pan im powie, że się Pan zatruł… albo, że ma Pan zapalenie spojówek.
            - Niestety, Zhang każe wysłać po mnie ludzi z kajdanami jak się nie pojawię na kolejnym spotkaniu – poprawił okulary na nosie – ale mam jeszcze trochę czasu zanim się tam pojawię, wejdź.
            Podszedł wolno do swojego biurka, odsunął zasłony wpuszczając do środka światło słoneczne. Ogromne księgi wypełniały cały jego gabinet, od podłogi aż po sufit. Niebiesko-złoty plakat Rothko wisiał na jednej ze ścian, pod nim stał trzydziestoletni rowerek stacjonarny. Na biurku leżała szpula ciemnoniebieskiej wełny. Hague robił na drutach, czasami nawet podczas spotkań. Mówił, że pomaga mu to myśleć i prawdopodobnie tak było. Był jednym z lepszych psychologów badawczych w swojej dziedzinie. Pewne było, że nie jest mistrzem w robieniu na drutach, wszystko co wyszło spod jego rąk było nieforemne. Swetry i szaliki, które nosił były na to niezbitym dowodem.
            - Więc co Cię sprowadza w nasze skromne progi Weroniko? - Hague usiadł na krześle za biurkiem, kiwając się lekko w przód i tył.
            - Ostatnio gdy o Tobie słyszałem byłaś w Nowym Jorku, chyba skończyłaś już studia, prawda?
            - Tak, skończyłam – Weronika usiadła naprzeciwko profesora.
            - Jak wygląda życie gdy jest się prawnikiem? – uśmiechnął się do niej lekko – albo może jesteś w Quantico (baza FBI)? Zawsze podejrzewałem, że możesz skończyć w jakiejś agencji rządowej. Szczególnie po tym jak pracowałaś ze mną nad pracą o awersji do ryzyka w antyspołecznej osobowości.
            Weronika odchrząknęła.
            - Właściwie to pracuje jako prywatny detektyw, wróciłam do Neptun.
            Na twarzy profesora widać było zaskoczenie, po chwili jednak uśmiechnął się zmieszany. Weronika powstrzymała westchnięcie. Dlaczego każdy mężczyzna w jej życiu musiał dać jej do zrozumienia, że jest jego osobistym rozczarowaniem?
            - Prywatnym detektywem… to ciekawe – profesor zdjął okulary i zaczął wycierać szkła rąbkiem koszuli.
            Niemal słyszała jak pracowały mu zwoje mózgowe. Był specjalistą od zachowań odbiegających od normy i psychopatii. Jak daleko od pola jego zainteresowań jest dziewczyna, która najpierw płaci 150 tysięcy dolarów za studia a potem rezygnuje z kariery w imię szukania nic nieznaczących rzezimieszków i zdradzających mężów?
            - Ciekawe…  - powtórzył raz jeszcze i włożył okulary z powrotem – spełniasz się? Lubisz to co robisz?
            - Właściwie to jestem tutaj z powodu sprawy, profesorze. Miałam nadzieję, że uda mi się z Panem porozmawiać o jednym z Pana studentów, Chadzie Cohanie – Weronika wyjęła zdjęcie Chada, które znalazła w Internecie.
            - Chad Cohan? - profesor zamrugał ze zdziwieniem.
            - We wtorki i czwartki ma ze mną zajęcia z psychologii społecznej. Jest atakującym w drużynie lacrosse, tak? Przez to omija połowę moich zajęć. Kazali mi go przepuścić tak czy siak, podobno jest ważnym graczem – profesor prychnął.
            - Więc nie jest Pan pod jego wrażeniem?
            - Jest inteligentny, gdy już pojawi się na zajęciach potrafi dobrze pracować, właśnie oddał mi bardzo dobry esej o poznaniu społecznym.
            - Tylko, że? – Weronika próbowała przyśpieszyć profesora.
            - O co właściwie chodzi Weroniko? O co go podejrzewasz?
            Nie odpowiedziała mu od razu, musiała szybko przemyśleć zaawansowanie swojej odpowiedzi.
            - Wolałabym nie mówić, profesorze. Nie chcę zmieniać Pana zdania o Chadzie.
            Profesor uśmiechnął się.
            - Być może jednak wybrałaś dobrą ścieżkę kariery – złapał szybko za druty i włóczkę.
            - Nie wiem jak mogę Ci w sumie pomóc. Widzę go raptem dwa razy w tygodniu i to też nie zawsze. Chłopak jest inteligentny. Trochę zbyt pewny siebie, ostatnio dziewczyny otaczają go wianuszkiem. Jeśli już pracuje na moich zajęciach, robi to bardzo dobrze, powiedziałbym, że na piątkę. Oczywiście nie biorąc pod uwagę jego zbyt dużej ilości nieobecności… - pokręcił zniesmaczony głową.
            - Pamięta Pan może czy był na Pana zajęciach 11 marca? W ostatni wtorek? 
            - Mam gdzieś listę obecności – Hague pochylił się nad dużym biurkiem, wziął z niego plik kartek.
            Przekładał szybko kartki szukając tej odpowiedniej.
            - Jedenastego mówisz? Tego dnia wszyscy mieli mi oddać swoje raporty i według moich zapisków Chad był na tych zajęciach – Hague odwrócił listę w stronę Weroniki pokazując jej tabelkę z imieniem Chada.
            - Zwrócił Pan uwagę czy tego ranka miało miejsce coś niezwykłego?
            Hague przymknął oczy próbując sobie przypomnieć zdarzenia z tamtego dnia. Po chwili potrząsnął głową.
            - Nie przypominam sobie, żebym zwrócił uwagę na cokolwiek odbiegającego od normy.
            - I tak mi Pan bardzo pomógł – Weronika uśmiechnęła się delikatnie.
            Profesor spojrzał szybko na swój zegarek.
            - Przepraszam, że nie mam dla Ciebie więcej  czasu ale muszę ruszać na to spotkanie bo inaczej mnie zagryzą.
            - Oczywiście! Dziękuję bardzo za Pański czas - Weronika szybko wstała z krzesła.
            Podali sobie dłonie w geście pożegnania.
            - Zadzwoń do mnie następnym razem gdy będziesz w pobliżu. Musimy umówić się na dłuższą rozmowę – wskazał na Weronikę palcem.
            - Oczywiście.
            Będąc z powrotem na świeżym powietrzu wzięła głęboki wdech. Słowa profesora odbijały jej się echem w głowie. Nie coś co powiedział o Chadzie. Coś co powiedział o niej. „Być może jednak wybrałaś dobrą ścieżkę kariery”. Nie zdawała sobie sprawy jak bardzo potrzebowała takiego zapewnienia od kogoś. Wdzięczność i ulga jaką poczuła była prawie żenująca.
            Nie miała jednak czasu żeby roztrząsać swoją sytuację. Nadszedł moment w którym musiała odnaleźć Chada Cohana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz