Weronika
stała jak wmurowana w ziemię. Słyszała z oddali odgłos ruchu ulicznego, ale nie
był tak głośny jak krew szumiąca jej w uszach. Chad Cohan nie musiał jechać do
Neptun i z powrotem, żeby zdążyć na zajęcia. Musiał dojechać tylko do
Bakersfield, cztery godziny w jedną stronę.
Czas
się zgadzał.
Spojrzała
na autostradę. Nie było dużych korków i już po chwili pędziła do motelu Lake
Creek znajdującego się po drugiej stronie. Weszła głównym wejściem prosto do
recepcji.
W
pomieszczeniu było wilgotno i unosił się słodki zapach. Ścianę pokrywała stara,
odrapana tapeta w róże poprzeplatane złotymi pionowymi pasami. Nad biurkiem
wisiała niestosownie wielka głowa jelenia z powykręcanymi rogami. Przy biurku
nikogo nie było, ale usłyszała z głębi odgłos telewizji. Stary mężczyzna
wyszedł zza rogu i chwiejnym krokiem podszedł do biurka. Był niski i zgarbiony,
w znoszonym swetrze i obcisłych dżinsach. Zauważyła, że nie ma dwóch palców u
lewej ręki kiedy podrapał się kciukiem po podbródku.
-
Dzień dobry pani.
-
Cześć, mam trochę nietypowe pytanie.
Mężczyzna
popatrzył na nią spod wielu zmarszczek. Jego oczy były ciemne i lśniące przez
co trudno było z nich coś wyczytać.
-
Co jakiś czas się tu takie zdarzają.
-
Pracuje pan rano? Około czwartej, piątej?
Staruszek pokręcił głową.
-
Mój syn zmienia mnie po północy i zwykle pracuje do 11 w południe.
-
A jest teraz?
-
Śpi proszę pani - przestąpił z nogi na nogę z tą samą miną - pracujemy tu do
późna. Nie obudzi się przez ładnych parę godzin.
Pokiwała
głową na znak, że rozumie sytuację.
-
Więc może pan mi pomoże. Nie wiem czy oglądał pan wiadomości, ale w Neptun
zaginęło kilka dziewczyn…
-
Widziałem! - twarz mu się rozjaśniła - cały tydzień mówią o tym w programie
Trish Turley. Okropieństwo. Mam nadzieję, że ten gość dostanie karę śmierci.
-
Zostałam zatrudniona, żeby znaleźć te dziewczyny i podejrzewam, że jedna z nich
nocowała tu 11 marca, meldując się bardzo wcześnie rano. Około czwartej albo
piątej? Mogła zatrzymać się tu pod fałszywym nazwiskiem, albo z kimś innym, kto
podpisał rachunek. Może mi pan wyciągnąć dokumenty z tego ranka?
-
Eh, zwykle nie podajemy nazwisk i osobistych informacji o naszych
gościach bez nakazu - postukał kciukiem w ladę i patrzył na nią z
zaciekawieniem, jakby z jej twarzy chciał wyczytać czy pomoże mu dostać się do
programu Turley. To podsunęło jej pomysł.
-
Całkowicie pana rozumiem - powiedziała.
-
Gdybym była na pana miejscu też nie chciałabym całego tego zamieszania. To znaczy
wszystkich tych wywiadów - to zawracanie głowy.
-
Słyszałam, że Trish Turley wzywa każdego kto ma jakiś związek ze sprawą i błaga
o wywiady.
Otworzył
szeroko oczy. Przez moment stał rozważając. Potem odkręcił się do starego
komputera, oparł się o krawędź biurka i zdrową ręką przebierał klucze z pęku,
który leżał na biurku.
-
Mówiłaś, że o której tu byli?
-
Między czwartą i piątą rano, 11 marca.
Jego
oczy przesuwały się po monitorze. Wstrzymała oddech.
-
Wygląda na to, że mamy jedno zameldowanie. O 4.15 rano.
-
Czy to była para?
Spojrzał
na nią podejrzliwie. Zdała sobie sprawę, że niczego więcej się nie dowie.
-
Przepraszam. Hm, ale proszę mi zrobić jedną przysługę i uciekam - wzięła
głęboki oddech - czy pozwoliłby mi pan rozejrzeć się po ich pokoju?
Słońce
powoli zachodziło kiedy wchodziła do pokoju kilka minut później. Otworzyła okno
i włączyła światło.
Pokój
był nędzny, zatęchły i nijaki. Ściany były wytapetowane tak samo jak na
recepcji, a szary dywan był poplamiony i zużyty. Stare meble były porozstawiane
po pokoju bez ładu, na łóżku leżała brzydka kapa.
Przez
chwilę stała po środku pokoju. Déjà vu. Tak wyglądał każdy tani motel, w którym
była - tak jak Camelot gdzie śledziła kobieciarzy i fałszerzy. Tak jak Palm
Tree Lodge, gdzie jakiś czas temu szukała innej zaginionej dziewczyny - Amelii
DeLongpre. Była prawie pewna, że Hayley Dewalt tu była.
Zaczęła
oczywiście od otwarcia szuflad, macając głęboko niepewna co ma zamiar tam
znaleźć, ale zdeterminowana. Może znajdzie coś co Chad albo Hayley zostawili,
wskazówkę, która wytłumaczy co stało się tutaj - w połowie drogi między Neptun
i Stanford. Szybko przebiegała rękoma po panelach na ścianie, zajrzała do
otworów wentylacyjnych, szafek - próbując odkryć coś niezwykłego.
Kiedy
skończyła usiadła na skraju łóżka. Wytężyła wzrok nie patrząc na poszczególne
elementy, ale na wszystko. Przebiegała spojrzeniem po każdym fragmencie pokoju
myśląc o podejrzeniach jakie miała. Czasem trzeba patrzeć z szerszej
perspektywy.
W
tym momencie coś rzuciło jej się w oczy. Ślady na tapecie… Proste, jaśniejsze
linie tam gdzie tapeta była czystsza, mniej zniszczona. Tak jakby coś ją
zasłaniało - miejsce, w którym zwykle stoją meble.
Zeskoczyła
z łóżka. Najpierw chwyciła nocny stolik. Był zaskakująco lekki. Łóżko było dużo
cięższe. Szybko zorientowała się, że ślad na tapecie świadczyły o przesunięciu
łóżka około pół metra. Przesunęła je tam gdzie jak podejrzewała, stało
wcześniej. Stało teraz bardzo blisko szafy. Przeszła wzdłuż wytężając wzrok i
wtedy to zobaczyła.
Na
dywanie była plama krwi.
Ktoś
próbował ją wyczyścić – jasne plamy wokoło wskazywały miejsca gdzie była
szorowana. Ale wniknęła w tkaninę zbyt głęboko, by starania się opłaciły. Kilka
kropli układało się w okrąg, dalej odpryskiwały kilkanaście centymetrów na
lewo.
Minęło
10 lat odkąd była na stażu w FBI i pracowała z krwią tylko kilka dni, ale było
oczywiste, że ktoś dostał i to mocno. Prawdopodobnie więcej niż raz.
Poczuła
jak ścisnęło ją w gardle. Wyprostowała się i rozejrzała po pokoju. Poczuła ucisk
klatki piersiowej, paniczny strach i choć próbowała to zignorować to czuła, że
jest blisko rozwiązania i to nie koniec nerwów dzisiejszego dnia.
W
pokoju motelowym nie było miejsca, w którym można byłoby kryć coś dużego. Poza
tym, po dwóch tygodniach ktoś zwróciłby uwagę na zapach gnijącego ciała. Kiedy
wychodziła na zewnątrz zostawiła za sobą uchylone drzwi. Nagle świat wydał jej
się dużo bardziej opustoszały niż 20 minut temu, w brązowym odcieniu pod
zachodzącym słońcem. Na końcu korytarza zobaczyła światło wydobywające się z
automatu z napojami. Obok stała maszyna do lodu…
Podeszła
do niej jakby we śnie. A może we wspomnieniu? Jak wiele martwych dziewczyn
utkwiło w jej głowie? Ile duchów ją prześladowało? Zobaczyła obok postać Amelii
przeźroczystą i świecącą. Podniosła pokrywę maszyny i weszła do środka.
To
było miejsce, w którym znalazła ciało Amelii lata temu, pokryte lodem, w innym
zatęchłym motelu. Zamordowanej przez swojego chłopaka dla pieniędzy, które
dostała za ugodę z Kane Software. Piorun nie uderza dwa razy w to samo miejsce,
to niemożliwe.
Przez
chwilę stała przed maszyną aż w końcu podniosła wieko. Lód zaskrzypiał. Złapała
łopatkę i zaczęła nią grzebać w lodzie. Chwilę później pochyliła się i
wypuściła powietrze. Nic tam nie było, tylko lód.
Hayley Dewalt mogła nadal żyć. Może to nie była
jej krew, a może była i Hayley uciekła z nadzieją na odcięcie się od
wszystkiego w jej życiu co doprowadziło ją do tego miejsca. Wszystkiego co
doprowadziło ją do spotkania chłopaka, który ją skrzywdził chociaż podobno ją
kochał.
Weszła
z powrotem do pokoju i zatrzasnęła drzwi, a klucz schowała w kieszeni.
Odwróciła się chcąc wrócić do recepcji, ale wtedy coś zobaczyła i szczęka jej
opadła.
Ptaki,
które wcześniej widziała z drugiej strony ulicy krążyły dookoła na tyłach
hotelu. Widziała je teraz dużo wyraźniej - ich czerwone czubki głów, krążące
cicho i w skupieniu rytmicznie wymachując skrzydłami. Nagle okropne uczucie
ogarnęło jej ciało, przeczucie którego nie mogła odeprzeć.
Słońce
znikało za wzgórzami kiedy obchodziła budynek dookoła. Podwórko motelu ciągnęło
się jeszcze kilkanaście metrów przed wznoszącym się poziomem ziemi. Cały teren
ogrodzony był starym łańcuchowym płotem, który w kilku miejscach był
zardzewiały i porwany. Odgłosy ptaków zrobiły się głośniejsze kiedy podeszła do
miejsca, nad którym latały. Stanęła przy zniszczonym ogrodzeniu.
Gorący,
cuchnący odór docierał do niej falami, coraz intensywniej z każdym krokiem.
Zakryła usta i nos oddychając wbrew sobie, najpłycej jak mogła. W głowie miała
najróżniejsze scenariusze. To mógł być jeleń, kojot, nawet niedźwiedź. Ale
wiedziała, że nie był.
Najpierw
zobaczyła włosy, wyjątkowo ciemne na tle wyblakłej ziemi, poskręcane w strąki.
Podeszła kilka kroków i zobaczyła ciało. Leżała twarzą do ziemi pod niewielką
warstwą krzaków. Wyglądało to tak jakby ktoś chciał przykryć ciało liśćmi i
gałęziami, ale coś, prawdopodobnie zwierzęta zburzyły konstrukcje. Zobaczyła
kawałek białej sukienki tak brudnej, że zlewała się z ziemią. Odległy i męczący
odgłos owadów sprawił, że przeszły ją dreszcze.
Znalazła
Hayley Dewalt.
OMG! Kiedy nastepne tłumaczenie? czekam z niecierpliwością
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że niedługo :D zawsze jak już myślę, że jestem na prostej do ukończenia tłumaczenia bo znajduję w swoim życiu kilka chwil wolnego - wyskakują mi nowe obowiązki ^^ ale już bliżej końca niż dalej!!! :)
Usuń